Trzydziestoparoletni
sędzia Wojciech Łączewski, który skazał Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA,
na trzy lata bezwzględnego więzienia i 10 lat zakazu zajmowania stanowisk
państwowych, ma na swoim koncie dużo więcej ostrych wyroków.
Violetta
Krasowska
Prawdziwy
sędzia Dredd - mówią o nim. Filmowy Dredd, w którego wcielił się Sylwester Stallone, nie uznaje okoliczności łagodzących lub wyższej
konieczności; ślepy wyznawca dewizy dura lex sed lex -
ciężkie prawo, ale prawo. Nawet jeśli oznacza to skazanie na pięć lat mężczyzny
za zniszczenie budki telefonicznej, choć tylko skrył się za nią podczas
strzelaniny. Wojciech „Dredd" Łączewski, sędzia z siedmioletnim stażem,
sam pochodzi z sędziowskiej rodziny. Mama cywilistka. Ojciec karnista - przez
wiele lat był przewodniczącym IV Wydziału Karnego Sądu Okręgowego w Lublinie. -Niezwykle
mądry, nadzwyczaj przyzwoity człowiek - opowiada przyjaciel rodziny i
dodaje, że oboje sędziostwo Łączewscy byli spokojni i wyważeni. - Ale syn
zawsze był charakterny i twardy. Wyszczekany, czasem obcesowy. Tak od
dziecka.
Nie bał się szczerzyć kłów już na
samym początku kariery sędziowskiej. Starzy prawnicy wspominają, jak to sąd
okręgowy wydał list żelazny dla sądzonego przez niego oskarżonego, co
skutkowało zwolnieniem go z aresztu. Postawił się i powiedział, że człowieka
nie wypuści. Tak zrobił.
Zanim przyjechał do Warszawy - po
studiach prawniczych na UMCS w Lublinie, gdzie w 2001 r. rozpoczął
aplikację-wiele lat spędził na lubelskiej prowincji. W Sądzie Rejonowym w Ja
nowie Lubelskim, gdzie był asesorem od 2004 r.,
zrobił wrażenie, na pył ścierając prokuraturę, która oskarżyła matkę dziecka o
podanie mu amfetaminy. Wojciech Łączewski wydał wyrok uniewinniający kobietę,
dowodząc, że prokuratura nie przedstawiła ani jednego dowodu, że to ona podała
dziecku narkotyk, a śledztwo określił jako niechlujne.
Sam szybko doczekał się
prześmiewczych komentarzy za sposób uzasadnienia decyzji wysłania wezwania na
adres zameldowania, a nie wskazany adres do doręczeń, w efekcie czego
oskarżony nie był na rozprawie. Otóż argumentował, że meldunek zgodnie z
prawem nakazuje przebywanie w danym miejscu, więc nie przebywając od dawna pod
tym adresem, łamie się prawo. Takie stanowisko nie utrzymało się jednak w wyższej
instancji.
Po trzech latach w Janowie,
jeszcze jako asesor, Łączewski przeniósł się do Sądu Rejonowego w Puławach. I
tam zastała go nominacja sędziowska, którą odebrał w Pałacu Prezydenckim z rąk
Lecha Kaczyńskiego.
Lista ostrych wyroków
W sierpniu 2012 r. przeniósł się
do Sądu Rejonowego Warszawa Śródmieście. Przez ponad rok codziennie dojeżdżał
do stolicy z Lublina.
Samotnik, ale pracowity. - W
Sądzie Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia przerób jest ogromny, a on zawsze
jest dobrze przygotowany do sprawy, doskonale znający akta, konkretny. Surowy i
panujący nad tym, co dzieje się na sali -mówi wieloletni sprawozdawca
sądowy „Gazety Wyborczej” Piotr Machajski, który bywa tam często. Uważa
Łączewskiego za nietuzinkowego sędziego. Nowoczesny. Gdy potrzeba sięgnąć na
sali sądowej po Kodeks karny, sędzia Łączewski, zamiast wertować tom kodeksu,
sięga po tablet. Jest zresztą czynnym użytkownikiem Twittera. Obserwuje wpisy
ponad 300 innych użytkowników, głównie z dziedziny obronności, MON, w tym
ministra Siemoniaka, dziennikarzy. Interesuje się sytuacją na Wschodzie. Czasem
wda się w jakąś internetową dyskusję na temat braku szatni w niemieckich
sądach.
W Warszawie wyrokuje równie
niezależnie jak wcześniej. – Wydaje się, żerna poczucie misji
-podsumowuje Machajski. Zapewne to właśnie poczucie misji każe sędziemu
Łączewskiemu wplatać w wyroki aspekty wychowawcze. Kinoli wykrzykujących hasła
antysemickie skazał na przykład na prace społeczne i obejrzenie filmu Izabelli
Cywińskiej „Cud purymowy” - o łódzkim kibolu, zatwardziałym antysemicie, który
dowiaduje się, że jest Żydem.
Wyrokuje surowo. Kierowca złapany
na moście Poniatowskiego w porannym szczycie, z sądowym zakazem jazdy i po
spożyciu alkoholu, dostaje rok bezwzględnego więzienia, bo - jak tłumaczy w
uzasadnieniu sędzia Łączewski - takie zachowanie świadczy o braku respektu dla
wyroków sądowych. Kradzież przez kieszonkowców w autobusie linii 175 aparatu
fotograficznego - żadne zawiasy, jak chciała prokuratura, a 30 dni aresztu.
Wyłamanie drzwi w cudzym aucie na chodniku, włamanie się do samochodu przez pijanego
chuligana i kradzież 100 zł leżących w skrytce-rok więzienia bez zawieszenia.
Bo podobnych czynów oskarżony popełniał wcześniej więcej, a „podobieństwo
przestępstw świadczy o niepoprawności sprawcy
i jego konsekwencji, a wręcz premedytacji w dążeniu do łamania porządku
prawnego” - pisze sędzia, dodając, że „jedynie kara bezwzględna spełni
należycie swe cele w zakresie prewencji indywidualnej i generalnej i zarazem
stanowić będzie sprawiedliwą odpłatę za popełniony czyn”. Kolejny wyrok: diler
pod warszawskim klubem z 0,92
grama amfetaminy i trzy
miesiące pozbawienia wolności. W uzasadnieniu sędzia Łączewski przekonuje, że
czyn ten cechuje znaczny stopień społecznej szkodliwości z uwagi na rodzaj
naruszonego dobra, to znaczy „życie i zdrowie ludzkie w aspekcie całego
społeczeństwa.
Niemal zawsze wyroki te są wyższe,
niż żądane przez prokuraturę. Wielokrotnie też w trakcie procesu sędzia
Łączewski zmienia kwalifikację czynu, zwykle ostrzej punktując przestępstwa,
niż zrobiła to prokuratura. Jak w przypadku policjanta, który w czasie Marszu
Niepodległości kopał i pałował leżącego chłopaka. Obrońca policjanta tłumaczył,
że wydając wyrok, sąd powinien wziąć pod uwagę cały kontekst sytuacji, w tym
nerwy, j akie wtedy towarzyszyły i policjantom, i demonstrantom. Była wszak
bitwa.
- Policjant nie jest
jednoosobowym wymiarem sprawiedliwości - uciął
sędzia i praktycznie wyeliminował policjanta z zawodu, skazując go co prawda
na więzienie w zawieszeniu, ale z 8-letnim zakazem pracy w zawodzie tak
policjanta, jak i ochroniarza czy detektywa.
Prawo i sprawiedliwość
Sędzia Waldemar Żurek z Krajowej
Rady Sądownictwa zwraca uwagę, że wszyscy żądają od sędziów takich
zdecydowanych działań, dopóki nie dotkną one „swoich” ludzi. Wówczas sędzia
szeryf okazuje się zły. Tak się stało z Łączewskim. Część publicystów
prawicowych nazwała wyrok dla Kamińskiego „psującym państwo”. Choć gdy rok temu
nakazał prokuraturze dalsze prowadzenie umorzonego śledztwa dotyczącego
odpowiedzialności przy organizacji lotu do Smoleńska 10 kwietnia, raczej go
chwalono. Do prezesa sądu wpłynęły już pierwsze skargi na wyrok w sprawie
Kamińskiego: że łamie sprawiedliwość, niszczy państwo, bo przecież Kamiński
walczył z korupcją.
Tymczasem skazanie na trzy lata
więzienia szefa CBA Mariusza Kamińskiego wydaje się jedynie kontynuacją jego
-nazwijmy to - misji. Podstawieni przez CBA agenci, podając się za szwajcarskich
przedsiębiorców, zaproponowali dwóm biznesmenom łapówkę za pomoc w odrolnieniu
działki na Mazurach. Tzw. kontrolowana łapówka, podejrzewano, miała trafić do
wicepremiera Andrzeja Leppera.
Łączewski stwierdził, że CBA podżegało
do korupcji, a do wszczęcia operacji specjalnej nie było podstaw prawnych ani
faktycznych. „W CBA pomyślano: wykreujemy sprawę, to się sprawdzi, czy jest
korupcja; to było rozpoznanie bojem” - mówił, uzasadniając wyrok. Zwrócił też
uwagę, że służby, mające szerokie uprawnienia wnikania w prawa obywatelskie,
nie mogą z tego korzystać tak swobodnie.
Co do wysokości orzeczonej kary,
niespotykanej w praktyce wobec funkcjonariuszy publicznych, i wyższej, niż
chciała prokuratura (która proponowała rok więzienia w zawieszeniu na trzy
lata, cztery lata zakazu pełnienia funkcji kierowniczych i grzywnę), sędzia
Łączewski grzmiał o „wysokim stopniu społecznej szkodliwości działań
oskarżonych, wnikających głęboko w prawa obywatelskie określone w
konstytucji, w tym w prawo do prywatności - bez
żadnych po temu powodów".
Wśród młodych prawników ma już grono
fanów. To ci zirytowani odwiecznym sądowym „dwa na pięć”, czyli dwa lata w zawieszeniu
na pięć lat - powszechną w ich mniemaniu praktyką odwalania spraw i zawieszania
wyroków. - Łączewski to przykład młodego sędziego bez kompleksów, którego
nie ściska gorset żadnych układów. Po prostu robi, co uważa za sprawiedliwe -
mówi jeden z nich. - Wydaje się. że patrzy na wymiar sprawiedliwości prosto:
są dowody-to skazujemy, nie ma - uniewinniamy, krótka piłka, i tak powinno być.
Oby tylko na tym nie wyszedł tak
źle, jak filmowy sędzia Dredd - atakowany,
kompromitowany i odsunięty.
znam go z osiedla , był jako kolega Super !!!
OdpowiedzUsuńale ludzie się zmieniają na lepszych i gorszych .
Myślę ze to tylko czas pokaże dlaczego tak działał i z kim współpracował.