Do SKOK-u Wołomin
ciągnęli politycy, hierarchowie i celebryci. Podobno nie wiedzieli, że mózgiem
tego biznesu jest kryminalista i byty oficer WSI w jednym.
MICHAŁ KRZYMOWSKI, WOJCIECH CIEŚLA
Wołomin,
półtora roku temu. Na podwórku za odrapaną kamienicą lśni czarny bentley. Kilkanaście
metrów dalej, w gabinecie na pięterku, obradują władze kasy.
Dla prezesa Mariusza G. i szefa
rady nadzorczej Piotra P. to dzień jak co dzień.
Pora jest wczesna - ledwo po
dziewiątej rano - ale panowie już stukają się szampanem. Na nadgarstkach
pobrzękują duże zegarki, a w kubełku z lodem chłodzi się butelka Dom Perignon.
Z obrazu na ścianie spogląda marszałek Piłsudski na Kasztance.
- Pamiętasz, Piotruś, jak byliśmy
na mistrzostwach świata w RPA?
- Pamiętam, Mariusz. A wakacje w
Brazylii? Tam to się działo, co?
Rozmowie przysłuchuje się onieśmielony
polityk prawicy, który przyjechał do Wołomina po prośbie. Szampan wypity, czas
brać się do pracy. Panowie prezesi za dwie godziny muszą być na południu Polski.
W śmigłowcu już grzeją się silniki.
Jak mówi nam człowiek zbliżony do
kasy, Mariuszowi G. i Piotrowi P. z butów wystawała słoma, a z kieszeni - pieniądze.
Do wołomińskich biznesmenów ciągnęli ludzie ze wszystkich sfer. Typy z
półświatka, politycy, hierarchowie kościelni, artyści.
Chciwość jest korzeniem zła
Szefowie SKOK-u Wołomin, Mariusz
G. i Piotr P., od kilku miesięcy siedzą w areszcie. Ciążą na nich
niebagatelne zarzuty: uczestnictwo w zorganizowanej grupie przestępczej,
defraudacja 360 min zł, udzielanie lewych kredytów i działalność na szkodę
spółdzielni. P. dodatkowo jest podejrzany o
wynajęcie bandytów, którzy rok temu pobili palką teleskopową wiceszefa KNF
Wojciecha Kwaśniaka. Miała to być zemsta za objęcie SKOK-ów nadzorem.
Zanim ich zamknięto, byli królami
życia o rozległych koneksjach. Co roku wyprawiali zamknięte imprezy
urodzinowe swojej kasy, na których bawili się znani politycy: poseł PiS i były
wiceszef Kancelarii Prezydenta Jacek Sasin, były szef sejmowej komisji
sprawiedliwości Ryszard Kalisz, europosłowie Janusz Korwin-Mikke i Marek Jurek,
senator PiS Jan Maria Jackowski, były wiceminister obrony Romuald Szeremietiew
czy działacz ludowy Władysław Serafin.
Uroczystości jubileuszowe SKOK-u
zawsze szły dwutorowo. Za dnia odbywała się uroczysta msza święta w parafii
świętego Józefa Robotnika w Wołominie, a wieczorem szło się na galę, gdzie
stoły uginały się od rosyjskiej wódki i zakąsek.
W internecie można znaleźć film z
obchodów, które odbyły się jesienią 2013 roku. Nabożeństwo za pomyślność
spółdzielni odprawia na nim biskup pomocniczy
diecezji warszawsko-praskiej Marek Solarczyk. Czytania pierwszego listu
świętego Pawła Apostola do Tymoteusza na ochotnika podejmuje się poseł PiS
Artur Górski. - Korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to
uganiając się, niektórzy zabłąkali się z dala od wiary - głosi poseł z ambony.
Po nim kazanie wygłasza już sam biskup. Opowiada o wielkim dziele SKOK-u
Wołomin i jego twórcach, którzy „mieli pomysł i mieli odwagę”. - Niesiecie to
całe bogactwo 14 lat - zwraca się z uśmiechem do prezesów.
Mariusz G. słucha tych słów z
zadowoleniem. W nawie towarzyszy mu PiS-owska śmietanka: poseł Górski,
starosta wołomiński Piotr Uściński, burmistrz Ryszard Madziar i szef rady miejskiej
Leszek Czarzasty. Obok siedzi kilkanaście młodych kobiet w firmowych kostiumach
SKOK-u.
Piotr P., były szef rady nadzorczej SKOK Wołomin, i Ryszard Madziar, były burmistrz miasta.
Europoseł do wynajęcia
Ostatnie urodziny Wołomina odbyły
się jesienią ubiegłego roku. Atrakcją wieczoru był pokaz strojów projektantki
Ewy Minge. W roli modelek wystąpiły młode
kasjerki i konsultantki zatrudnione w placówkach SKOK-u. Niewykluczone, że te
same kobiety, które rok wcześniej usadzono w kościele.
Jeden z gości wzdycha na to
wspomnienie: - Eh, dorodne sztuki. Szczupłe, wymiarowe. Gdyby razem z nimi na
wybieg wyszła Kate
Moss, to bym jej nie poznał. Pan Mariusz
chwalił się, że rekrutuje te kadry osobiście. Klient, którego obsługuje
atrakcyjna kobieta, mawiał, że chętniej zostawia u nas pieniądze.
Gala miała odwrócić uwagę od nieprzyjemnego
zapaszku kłopotów, jaki już od kilku miesięcy unosił się nad Wołominem. I na
chwilę odwróciła, bo politycy i celebryci ściągnęli na tę imprezę ławą.
Przyszli poseł Tomasz Kaczmarek z żoną, dawna rzeczniczka rządu Aleksandra Jakubowska,
znana z tabloidów Marta Grycan, była kandydatka SLD do europarlamentu Weronika
Marczuk, satyryk z tygodnika „wSieci” Jan Pietrzak, były poseł Artur Zawisza i
grupka samorządowców z PiS - ta sama, która towarzyszyła G. w kościele.
W roli gościa honorowego wystąpił
eurodeputowany Platformy Dariusz Rosati, do niedawna szef sejmowej komisji
finansów publicznych. Na początku imprezy wygłosił półgodzinną mowę o przywództwie
w biznesie.
- Dobrze pan znal P. i G.? - pytamy Rosatiego.
- Poznałem tylko Mariusza G.,
rozmawialiśmy na gali. Pogratulowałem mu rozmachu i życzyłem dalszych
sukcesów. To cała nasza znajomość.
- Po co pan tam poszedł?
- Pracowałem wcześniej nad ustawą
o nadzorze bankowym, który był nie w smak SKOK-om. Chciałem zademonstrować, że
nie mam uprzedzeń do tego sektora.
- Ale wystąpienie wygłosił pan za
pieniądze?
- No, tak.
- Dużo panu zapłacili?
- Sześć tysięcy.
- Nie przeszkadzało panu, że część
ludzi z władz SKOK-u Wołomin siedziała już w tym czasie w areszcie?
- Nie wiedziałem o tym.
Szef rady nadzorczej Piotr P. został
zatrzymany jeszcze w kwietniu 2014 roku, razem z nim do aresztu trafiła
wiceszefowa kasy Joanna P. Ogólnopolskie media informowały, że ludzie z
Wołomina jeden po drugim padają pod zarzutami. Zresztą - jak opowiada jeden z
gości imprezy - na gali odbyła się wielka
demonstracja solidarności z panią wiceprezes. Uhonorowano ją kilkoma
statuetkami, które z oczywistych powodów musiał odbierać jej mąż. Czy były
przewodniczący sejmowej komisji finansów naprawdę to wszystko przeoczył?
Zresztą, żeby zorientować się,
jaki rodzaj interesów prowadzili panowie G. i P., nie trzeba
było przeprowadzać specjalistycznych analiz. Wystarczyło spojrzeć na obstawę
wołomińskich biznesmenów: dwumetrowych drabów obwieszonych łańcuchami.
Profesjonalni ochroniarze tak nie wyglądają.
My ze spalonych wsi i
głodujących miast
Ludzie, którzy znali układy
panujące w Wołominie, nie mają wątpliwości: choć to Mariusz G. założył SKOK, to
w ostatnich latach mózgiem biznesu był Piotr P. Mówi człowiek zbliżony do
SKOK-u:
- G. był zafascynowany Piotrkiem.
Przejął od niego zamiłowanie do luksusu, szampanów, drogich zegarków. Mentalnie
ciągle tkwił w Wołominie, a P., facet elegancki i robiący
wrażenie, wyciągał go na szersze wody. Był jego przewodnikiem po wielkim
świecie.
Inny dodaje: - Mariusz, jak chciał
zaszaleć, to jechał na obiad do Zielonki. Nachlał się i na całą restaurację
śpiewał Marsz Gwardii Ludowej „My ze spalonych wsi, my z głodujących miast”. A
Piotruś? Stumetrowy apartament przy pl. Teatralnym, lanczyk w Interconti [chodzi
o warszawski hotel Intercontinental
- przyp. red.].
Piotr P. pojawił się w kasie
dopiero latem 2010 roku. To on miał wymyślić numer z udzielaniem lewych
kredytów tzw. obszczańcom, czyli podstawionym bezdomnym. W ten sposób
wołomińska kasa zamieniła się w gigantyczną pralnię pieniędzy.
„Newsweek” prześwietlił życiorys
architekta wołomińskiego biznesu. P. w latach 80. ukończył z wyróżnieniem
wydział polityczny Wyższej Szkoły Wojsk Pancernych. W armii spędził 12 lat:
dosłużył się stopnia kapitana Wojskowych Służb Informacyjnych, był m.in.
oficerem kontrwywiadu na Wojskowej Akademii Technicznej i w 1 Korpusie Wojsk
Lotniczych. Okoliczności, w jakich odszedł z armii, są niejasne. Podczas
wywiadu z sądowym lekarzem, do którego dotarliśmy, stwierdził tylko, że
zmuszono go do tego „przy zmianach rządów”. Potem przez lata kierował radą
nadzorczą fundacji Pro
Civili, zamieszanej w wyprowadzenie kilkuset
milionów złotych z WAT (dyrektorem zarządzającym fundacji była jego żona). Z
akt sądowych wynika, że z fundacji - podobnie jak z armii - ewakuować się musiał nagle i
niespodziewanie. P. ma na koncie dwa wyroki. Po raz pierwszy skazano go w 2012
r. na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Za co? Przed laty zgłosił
kradzież luksusowego bmw. Podczas śledztwa okazało się, że auto kilka tygodni
wcześniej zostało wywiezione na Białoruś, a następnie do Rosji. Prokuratorzy
ustalili, że P. prawdopodobnie sam sprzedał auto bandytom ze Wschodu. Drugi
wyrok zapadł latem ubiegłego roku i dotyczył przestępstw gospodarczych. P.
dostał dwa lata w zawieszeniu na pięć lat. Trzecia sprawa - zaprzestanie spłaty
kredytu i przepisanie domu na synów w celu utrudnienia egzekucji sądowej - zakończyła
się warunkowym umorzeniem. Czwarta ma charakter gospodarczy i nadal toczy się
przed warszawskim sądem, a piąta, najstarsza, dotyczyła nielegalnego posiadania
broni.
Z opinii sądowego biegłego: „P.
miewa myśli samobójcze, np. żeby spowodować wypadek samochodowy. Czuje się
przygnębiony, beznadziejny (...). Od 3-4 lat nadużywa alkoholu, łączy przyjmowanie
leków psychotropowych z piciem (...). Rozpoznajemy u niego zaburzenia osobowości,
uzależnienie od alkoholu i zaburzenia adaptacyjne”.
W biografii tego byłego oficera
WSI najciekawsze jest jednak co innego. Z wywiadu środowiskowego wynika, że
wchodząc w 2010 r. do rady nadzorczej SKOK-u Wołomin, P. ledwo wiązał koniec z
końcem. Łącznie z żoną zarabiał sześć tysięcy miesięcznie i tonął w długach.
Jakim cudem w takim razie nagle objawił
się w biznesie obracającym setkami milionów złotych i wyrobił sobie kontakty
sięgające politycznych szczytów? Tę zagadkę próbuje rozwikłać prokuratura.
Pan Mariusz zaprasza
Politycy PiS pytani o G. i P.
powtarzają, że twórca SKOK-ów Grzegorz Bierecki od lat toczył wojnę ze spółdzielnią
z Wołomina. Ich relacje rzeczywiście były chłodne, ale gdy latem 2014 r,, czyli
już po pierwszych aresztowaniach, Komisja
Nadzoru Finansowego odmówiła zatwierdzenia prezesury Mariusza G., centrala Kas
zaprotestowała.
W rzeczywistości politycy PiS od
lat utrzymywali z wołomińskimi biznesmenami bliskie kontakty. W 2010 roku
„Dobry Znak”, darmowy periodyk wydawany przez Mariusza G., wydrukował apel, w
którym Jarosław Kaczyński prosił o poparcie w wyborach prezydenckich. Kilka
miesięcy później G. zrewanżował się prezesowi PiS osobistym listem.
Przekonywał w nim, że w wyścigu o fotel burmistrza Wołomina partia powinna wystawić
kogoś poważniejszego niż Ryszard Madziar, protegowany Sasina. Prezes nie
odpowiedział, a Madziar mimo tych przestróg jednak wygrał i zaczęła się
kilkuletnia współpraca lokalnego PiS z lokalnym SKOK-iem.
Spółdzielnia sponsorowała lokalne
uroczystości, na których brylowali Sasin, Madziar i starosta Piotr Uściński,
a w zamian zyskiwała politycznych sojuszników. W Wołominie biznes i polityka
szły ręka w rękę.
- Burmistrz był zapatrzony w G.,
który przysyłał mu kosze z drogimi alkoholami. Jak pan Mariusz dzwonił z
zaproszeniem na obiadek, to szef rzucał wszystko i leciał. Przesiadał się do
limuzyny SKOK-u i jechał biesiadować - wspomina była podwładna Madziara.
- G. bywał też w magistracie?
- Wielokrotnie. Zajeżdżał pod
urząd i wchodził do szefa z szampanem za tysiąc złotych i własnymi kieliszkami.
Madziar, którego pytamy o te
wizyty w jego biurze, zaznacza, że jest w sporze prawnym ze swoją byłą
sekretarką: - Nie mam już siły do tej pani. G. przychodził do mnie z
oficjalnymi wizytami dotyczącymi sportu czy uroczystości. Piotra P. znałem
słabiej. Czy wiedziałem o jego kryminalnej przeszłości? Nie. Czy ktoś ze SKOK-
ów wpłacał pieniądze na moją kampanię? Też nie.
Sasin (kilka lat temu odebrał
statuetkę z rąk G.): - Moje spotkania z tym panem były okazjonalne i zakończyły się w 2012 roku. Nigdy nie
proszono mnie na nich o żadne przysługi.
Górski: - Punkt SKOK-u Wołomin sąsiadował
z moim biurem w Warszawie i pewnie dlatego
zostałem wtedy zaproszony na rocznicę powstania spółdzielni. Na mszy bez
uzgodnienia z kimkolwiek poszedłem do zakrystii i zaproponowałem księdzu
proboszczowi, że mogę się podjąć tego czytania.
Uściński (na jednym ze zdjęć z
urodzin SKOK-u Wołomin siedzi z G. przy jednym stoliku i szeroko się uśmiecha):
- Przyjmowałem G. tylko jako starosta. O tym, że P. był oficerem WSI,
dowiedziałem się niedawno.
no i co pis wgrał i działa jak tow
OdpowiedzUsuńStalin nakazał. to jest komuna