„Tajne akta S” - to
książka, którą Jurgen Roth zapewni sobie rozgłos w Polsce. Dla wielu stanie się
namiastką międzynarodowego śledztwa w sprawie smoleńskiej
PIOTR KRAMER
Najnowsza
książka Jurgena Rotha, która właśnie ukazała się w polskim przekładzie, wstrząsnęła
opinią publiczną w naszym kraju, jeszcze zanim wszyscy zainteresowani zdążyli
ją przeczytać. Jej autor - jeden z najbardziej znanych dziennikarzy śledczych w
Niemczech - zajął się tragedią smoleńską sprzed pięciu lat, jednoznacznie
stając po stronie zwolenników teorii zamachu. Oparł się na rzekomo zdobytej
notatce wywiadu niemieckiego (BND), wyraźnie sugerującej rosyjski spisek, który
celowo doprowadził do katastrofy. Tezy Rotha znów rozpaliły namiętności.
Choć - tak jak w wypadku wielu
swoich głośnych publikacji - nie może albo nie chce przedstawić niepodważalnych
dowodów - to jednak te doniesienia zmieniają za granicą narrację o katastrofie
polskiego samolotu z prezydentem na pokładzie. Tabloid „Bild” pytał nawet: „Czy polskiego prezydenta zabiła
Moskwa?” Dzięki temu może odżyć sprawa międzynarodowego śledztwa.
UPOLOWANY GAZPROM
65-letni dziś publicysta z
Frankfurtu wdarł się przebojem do niemieckich księgarń na początku lat 70.
ubiegłego wieku książką o biedzie w bogatej
RFN. Od tego czasu nie ma problemów ze znalezieniem wydawców, zwłaszcza że
działa na własne ryzyko. Wśród 30 książek, licznych reportaży telewizyjnych
o wywiadów w dorobku Rotha są pozycje, które uznane
zostały za przełomowe. Są też takie, które wzbudziły wątpliwości, protesty i
zaprowadziły autora na salę sądową. Bodaj największym echem odbiła się jego
książka „Gazprom - budzące grozę imperium” będąca rejestrem wszelkich
podejrzanych i politycznie motywowanych działań ulubionego koncernu Kremla w Europie.
O książce w superlatywach pisał tygodnik „Der Spiegel” którego
autorzy uchodzą za wzór rzetelnego dziennikarstwa śledczego w Niemczech.
Ta dziedzina ma się ostatnio u
naszych zachodnich sąsiadów bardzo dobrze. W mediach działa już kilkanaście
zespołów śledczych złożonych często z dziennikarzy telewizyjnych i prasowych -
redakcje dzielą się w ten sposób kosztami. W księgarniach jest zatrzęsienie
książek na temat nadużyć władzy, korupcji, systemu wątpliwych, jeżeli nie
kryminalnych powiązań polityki i biznesu, krytyki neoliberalnego kapitalizmu,
niesprawiedliwości i wszelkich patologii. To także żywioł Jurgena Rotha. Przy
tym terenem jego działalności nie są wyłącznie Niemcy. Pisał o korupcji w
Bułgarii, rosyjskiej mafii i Gazpromie, a także o mafii w Polsce.
Roth przekonuje, że wykrywanie
afer i demaskowanie przejawów niesprawiedliwości jest jego pasją, której smak
poczuł w chwili, gdy napisał pierwszy tekst. Mimo że formalnie osiągnął wiek
emerytalny, nadal nie zwalnia tempa. Jego ostatni, opublikowany na internetowym
blogu tekst nosi tytuł „Nowy finansista Peera Steinbriicka. Materiał o
oligarsze Rinacie Achmetowie” Steinbriick, były niemiecki minister finansów,
został nie - dawno szefem Agencji Modernizacji Ukrainy finansowanej przez
ukraińskich oligarchów. Obszerny tekst Rotha dowodzi niezłej znajomości tematu
przez autora. Na solidność wskazuje lista przypisów, co w przypadku
dziennikarzy wcale nie jest regułą.
Mimo zapewnień o dokładnym
studiowaniu każdego opisywanego przypadku Rothowi zdarzały się jednak poważne
i kosztowne wpadki. Stracił już dziesiątki tysięcy marek i euro, przegrywając
liczne procesy z oskarżenia prywatnego wszczęte przez osoby, które poczuły się
pomówione. Płaci bez szemrania. Źle wpływa to w środowisku dziennikarskim na jego
reputację jako autora, który nie dość rzetelnie podchodzi do tematu, narusza zasady
etyki dziennikarskiej i nierzadko nagina fakty na potrzeby wartkiej narracji
swych książek. - Nie zdarzyło się nigdy, abym obwiniał kogokolwiek, kto nie ma
nic wspólnego ze stawianymi mu zarzutami - przekonuje Roth w rozmowie z
„Wprost”
Nie wszyscy są tego zdania. - Roth
jest autorem dość kontrowersyjnym - mówi nam Gunter Bartsch z Neztwerk Recherche, organizacji wspierającej dziennikarstwo śledcze. Dodaje
jednak, że ma doskonały warsztat, a jego rzeczy czytają się bardzo dobrze.
FERRARI NA ODSZKODOWANIA
Za odszkodowania, które do tej
pory wypłaciłem, mógłbym sobie kupić ferrari - mówi Roth. Ocenia, że procesy
kosztowały go jakieś 150 tys. euro. To niezła suma, licząc, że płaci je z
własnej kieszeni. Ale, i tak wychodzi na swoje. Jego książki sprzedają się
doskonale.
Płaci zwykle sam, choć na
uiszczenie pewnej sumy na rzecz kancelarii prawniczej reprezentującej byłego
kanclerza Gerharda Schrodera zdecydowało się raz wydawnictwo Random House. Poszło o książkę „Niemiecki klan. Pozbawiona skrupułów sieć
złożona z polityków, czołowych menedżerów i wymiaru sprawiedliwości”. Roth
opisał w niej podróż byłego kanclerza do Zjednoczonych Emiratów Arabskich,
łącząc to z jego działalnością dla Gazpromu w charakterze szefa rady
nadzorczej konsorcjum Nord Stream.
Adwokaci byłego kanclerza uzyskali
jednak sądowy nakaz zmiany rozdziału w książce. Tak się też stało, ale
pierwsze wydanie było nadal w obiegu. Adwokaci nękali więc księgarnie pismami
procesowymi. Random House
umówił się ostatecznie z kancelarią Schrodera,
że pokryje koszty w zamian za pozostawienie całej sprawy w spokoju.
Roth mógł twierdzić, że wygrał ze
Schroderem, który był i jest w Niemczech powszechnie krytykowany za przyjęcie
stanowiska z rekomendacji Putina niejako w zamian za
doprowadzenie do realizacji projektu Nord Stream, gdy był
szefem rządu.
Publicysta wygrał także proces w
Sofii, który wytoczył mu były bułgarski minister spraw wewnętrznych Rumen Petkow. W jednej z książek napisał, że minister zamieszany
jest w handel amfetaminą. Sprawa zakończyła się w sądzie - Roth został
uniewinniony.
Nie przejmuje się przegranymi sprawami,
choć ogólny bilans sądowych potyczek nie jest dla pisarza korzystny. -
To ryzyko zawodowe - mówi. Tak jak groźby śmierci pod jego adresem. Był nawet
przez pewien czas pod ochroną policji - po tym, jak napisał o tureckiej organizacji Szare Wilki, Ali Gacy i ich powiązaniach z włoską mafią i z bułgarskimi służbami
specjalnymi. To wszystko w kontekście zamachu na Jana Pawła II. Zna temat,
przez rok mieszkał w Turcji.
POLSKIE WĄTKI
Przekonuje, że nie ma kłopotów ze
znalezieniem tematów. Także tych dotyczących Polski. W wydanej dziesięć lat
temu książce „Ścigana przez polską mafię” opisał historię korupcyjnych powiązań
polsko-niemieckich. To historia oparta na informacjach Anety M., polskiej
doktorantki prawa, która sama zgłosiła się do Rotha z całą stertą informacji,
nazwisk i wydarzeń. Kołobrzeg to według Rotha „polskie Palermo”, którym rządzi
mafia. Aneta M. miała tam poznać w nadmorskiej restauracji słynnego Pershinga.
Jest też i gangster o pseudonimie Palec, którego specjalnością jest obcinanie
palców ofiarom.
Książka ukazała się, gdy w Berlinie,
a wcześniej w Zagłębiu Ruhry, działała grupa tzw. młotkarzy, czyli włamywaczy
do sklepów jubilerskich, a ślady prowadzące do ich mocodawców wiodły do
Kołobrzegu.
Było o tym głośno w mediach, a
młotkarze na pewien czas przyćmili złą sławą nawet złodziei samochodów z
Polski.
Był to więc dobry moment na
publikację o polskiej mafii. Roth zapewnia jednak, że w wyborze tematów nie
kieruje się względami komercyjnymi.
Dlaczego zdarza mu się przegrywać
procesy? Twierdzi, że winna jest ustawa prasowa, która nie dość skutecznie
chroni autorów.
Nigdy nie zdradził swego źródła
informacji, co pomogłoby wygrać proces. Mówi, że sądy domagają się także
przedstawienia dowodów pisemnych, które posiada, jednak nie może tego zrobić
nie tylko dlatego, aby nie narazić źródeł, ale i dlatego, że nie są to często
oryginalne dokumenty. Zapewnia, że ma informatorów w policji, prokuraturze i w
służbach specjalnych.
Właśnie tak wszedł w posiadanie dokumentu
niemieckiego wywiadu na temat zamachu w Smoleńsku. Ten dokument ośmielił się
pokazać publicznie. Wyjątkowo, jak zapewnia. Wyjątkowo ostra i zdecydowana
była też reakcja BND dystansującego się od całej sprawy zakwalifikowanej jako
„bzdury” - Nie mieli innego wyjścia - tłumaczy Roth.
Tego rodzaju reakcja wywiadu jest
rzadkością. To o czymś świadczy - mówi „Wprost” Hans Leyendecker, znany dziennikarz
śledczy „Suddeutsche Zeitung”. Nie kryje swych wątpliwości co do wielu rewelacji
Rotha. Zalicza go do grupy dziennikarskich myśliwych, którzy pragną za wszelką
cenę ustrzelić namierzoną zwierzynę. Jego zdaniem Roth nie zawsze stosuje się
do zasad wnikliwego i czasochłonnego gromadzenia i sprawdzania wiarygodności
materiałów.
SUKCESY I WPADKI
Nie jest to opinia odosobniona.
„Osobistą klęską Rotha okazała się afera o nazwie Sachsen-Sumpf ” - pisał
kilka lat temu Reiner Burger w słynącym z rzetelności dzienniku „frankfurter Allgemeine Zeitung” W głośnej aferze Sachsen-Sumpf (saksońskie bagno) chodziło o rzekome korzystanie z
nieletnich prostytutek przez sędziów i prokuratorów, kryciu ich przez polityków
i korupcji na szczytach władzy w Saksonii. Roth dał
wtedy publicznie do zrozumienia, że jeden z wysokich urzędników kupił działkę z
pomocą opisywanej firmy. Udowadniał też, że pewien przedsiębiorca wtargnął do
mieszkania polityka CDU po tym, jak ten popełnił samobójstwo, i wykradł twardy
dysk z komputera. Proces zakończył się grzywną w wysokości 4200 euro. W innym
procesie skazany został na grzywnę za niedopuszczalną formę krytyki prokurator,
która wstrzymała 27 postępowań w sprawie pewnego pedofila. Ten został jednak
później skazany, więc Roth mógł twierdzić, że jednak miał rację. Najdroższy
okazał się proces w Hamburgu w 1999 r., który kosztował Rotha 80 tys. marek,
czyli około 40 tys. euro. Autorzy książki o korupcji w niemieckim sądownictwie
tłumaczyli po przegranym procesie, że zaufali informacjom z akt BND.
Jedna z ostatnich książek Rotha
„Cichy pucz: zawłaszczanie Europy przez niejawne elity gospodarczo-polityczne”
ukazała się także w Polsce. To oskarżenie elit politycznych i biznesowych UE,
które wykorzystują Unię do własnych celów kosztem obywateli nieświadomych
działania wielkiej machiny.
Litośc!! Czyli ktoś kto nie wierzy w pancerne brzozy musi być obsmarowany? Wypowiedzieli się ci którzy mają wątpliwości, ale nikogo kto nie ma wątpliwości nie zapytano? Nie wiem czy był zamach, ale skoro PO ochoczo oddaje śledztwo stronie rosyjskiej, a później zapiera się rękami i nogami by Unia nie wszczęła śledztwa międzynarodowego to coś jest nie tak. No i te dziesiątki zgonów z świadkami którzy byli w wierzy na czele. Rozumiem krytykować PIS, ale bronić PO mogą tylko takie same gnidy, albo ludzie, którzy są tak zapracowani że nie mają czasu weryfikować kłamstw wybiórczej, tvn czy polsatu.
OdpowiedzUsuń