piątek, 24 kwietnia 2015

Smoleński śledczy z Niemiec



„Tajne akta S” - to książka, którą Jurgen Roth zapewni sobie rozgłos w Polsce. Dla wielu stanie się namiastką międzynarodowego śledztwa w sprawie smoleńskiej

PIOTR KRAMER

Najnowsza książka Jurgena Rotha, która właśnie ukazała się w polskim przekładzie, wstrzą­snęła opinią publiczną w naszym kraju, jeszcze zanim wszyscy zainteresowani zdążyli ją przeczytać. Jej autor - jeden z najbardziej znanych dziennikarzy śledczych w Niemczech - zajął się tragedią smoleńską sprzed pięciu lat, jednoznacznie stając po stronie zwolenników teorii zama­chu. Oparł się na rzekomo zdobytej notatce wywiadu niemieckiego (BND), wyraźnie sugerującej rosyjski spisek, który celowo doprowadził do katastrofy. Tezy Rotha znów rozpaliły namiętności.
Choć - tak jak w wypadku wielu swoich głośnych publikacji - nie może albo nie chce przedstawić niepodważalnych dowodów - to jednak te doniesienia zmieniają za granicą narrację o katastrofie polskiego samolotu z prezydentem na pokładzie. Tabloid „Bild” pytał nawet: „Czy polskiego prezydenta zabiła Moskwa?” Dzięki temu może odżyć sprawa międzynarodowego śledztwa.


UPOLOWANY GAZPROM
65-letni dziś publicysta z Frankfurtu wdarł się przebojem do niemieckich księgarń na początku lat 70. ubiegłego wieku książką o biedzie w bogatej RFN. Od tego czasu nie ma problemów ze znalezieniem wydawców, zwłaszcza że działa na własne ryzyko. Wśród 30 książek, licznych reportaży telewizyjnych o wywiadów w dorobku Rotha są pozycje, które uznane zostały za przełomowe. Są też takie, które wzbudziły wątpliwości, protesty i zaprowadziły autora na salę sądową. Bodaj największym echem odbiła się jego książka „Gazprom - budzące grozę imperium” będąca rejestrem wszelkich podejrzanych i politycznie motywowanych działań ulubionego koncernu Kremla w Europie. O książce w superlatywach pisał tygodnik „Der Spiegel” którego autorzy uchodzą za wzór rzetelnego dziennikarstwa śledczego w Niemczech.
Ta dziedzina ma się ostatnio u naszych zachodnich sąsiadów bardzo dobrze. W mediach działa już kilkanaście zespołów śledczych złożonych często z dziennikarzy telewizyjnych i prasowych - redakcje dzielą się w ten sposób kosztami. W księgarniach jest zatrzęsienie książek na temat nadużyć władzy, korupcji, systemu wątpliwych, jeżeli nie kryminalnych powiązań polityki i biznesu, krytyki neoliberalnego kapitalizmu, niesprawiedliwości i wszelkich patologii. To także żywioł Jurgena Rotha. Przy tym terenem jego działalności nie są wyłącznie Niemcy. Pisał o korupcji w Bułgarii, rosyjskiej mafii i Gazpromie, a także o mafii w Polsce.
Roth przekonuje, że wykrywanie afer i demaskowanie przejawów niesprawie­dliwości jest jego pasją, której smak poczuł w chwili, gdy napisał pierwszy tekst. Mimo że formalnie osiągnął wiek emerytalny, nadal nie zwalnia tempa. Jego ostatni, opublikowany na internetowym blogu tekst nosi tytuł „No­wy finansista Peera Steinbriicka. Materiał o oligarsze Rinacie Achmetowie” Steinbriick, były niemiecki minister finansów, został nie - dawno szefem Agencji Modernizacji Ukrainy finansowanej przez ukraińskich oligarchów. Obszerny tekst Rotha dowodzi niezłej zna­jomości tematu przez autora. Na solidność wskazuje lista przypisów, co w przypadku dziennikarzy wcale nie jest regułą.
Mimo zapewnień o dokładnym studiowa­niu każdego opisywanego przypadku Rothowi zdarzały się jednak poważne i kosztowne wpadki. Stracił już dziesiątki tysięcy marek i euro, przegrywając liczne procesy z oskar­żenia prywatnego wszczęte przez osoby, które poczuły się pomówione. Płaci bez szemrania. Źle wpływa to w środowisku dziennikarskim na jego reputację jako autora, który nie dość rzetelnie podchodzi do tematu, narusza za­sady etyki dziennikarskiej i nierzadko nagina fakty na potrzeby wartkiej narracji swych książek. - Nie zdarzyło się nigdy, abym ob­winiał kogokolwiek, kto nie ma nic wspólnego ze stawianymi mu zarzutami - przekonuje Roth w rozmowie z „Wprost”
Nie wszyscy są tego zdania. - Roth jest autorem dość kontrowersyjnym - mówi nam Gunter Bartsch z Neztwerk Recherche, orga­nizacji wspierającej dziennikarstwo śledcze. Dodaje jednak, że ma doskonały warsztat, a jego rzeczy czytają się bardzo dobrze.

FERRARI NA ODSZKODOWANIA
Za odszkodowania, które do tej pory wypła­ciłem, mógłbym sobie kupić ferrari - mówi Roth. Ocenia, że procesy kosztowały go jakieś 150 tys. euro. To niezła suma, licząc, że płaci je z własnej kieszeni. Ale, i tak wychodzi na swoje. Jego książki sprzedają się doskonale.
Płaci zwykle sam, choć na uiszczenie pewnej sumy na rzecz kancelarii prawniczej reprezentującej byłego kanclerza Gerharda Schrodera zdecydowało się raz wydawnictwo Random House. Poszło o książkę „Niemiecki klan. Pozbawiona skrupułów sieć złożona z polityków, czołowych menedżerów i wy­miaru sprawiedliwości”. Roth opisał w niej podróż byłego kanclerza do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, łącząc to z jego dzia­łalnością dla Gazpromu w charakterze szefa rady nadzorczej konsorcjum Nord Stream.
Adwokaci byłego kanclerza uzyskali jed­nak sądowy nakaz zmiany rozdziału w książce. Tak się też stało, ale pierwsze wydanie było nadal w obiegu. Adwokaci nękali więc księgarnie pismami procesowymi. Random House umówił się ostatecznie z kancelarią Schrodera, że pokryje koszty w zamian za pozostawienie całej sprawy w spokoju.
Roth mógł twierdzić, że wygrał ze Schroderem, który był i jest w Niemczech powszechnie krytykowany za przyjęcie stanowiska z rekomendacji Putina niejako w zamian za doprowadzenie do realizacji projektu Nord Stream, gdy był szefem rządu.
Publicysta wygrał także proces w Sofii, który wytoczył mu były bułgarski minister spraw wewnętrznych Rumen Petkow. W jed­nej z książek napisał, że minister zamieszany jest w handel amfetaminą. Sprawa zakończyła się w sądzie - Roth został uniewinniony.
Nie przejmuje się przegranymi sprawa­mi, choć ogólny bilans sądowych potyczek nie jest dla pisarza korzystny. - To ryzyko zawodowe - mówi. Tak jak groźby śmierci pod jego adresem. Był nawet przez pewien czas pod ochroną policji - po tym, jak napisał o tureckiej organizacji Szare Wilki, Ali Gacy i ich powiązaniach z włoską mafią i z buł­garskimi służbami specjalnymi. To wszystko w kontekście zamachu na Jana Pawła II. Zna temat, przez rok mieszkał w Turcji.

POLSKIE WĄTKI
Przekonuje, że nie ma kłopotów ze znale­zieniem tematów. Także tych dotyczących Polski. W wydanej dziesięć lat temu książce „Ścigana przez polską mafię” opisał historię korupcyjnych powiązań polsko-niemieckich. To historia oparta na informacjach Anety M., polskiej doktorantki prawa, która sama zgłosiła się do Rotha z całą stertą informacji, nazwisk i wydarzeń. Kołobrzeg to według Rotha „polskie Palermo”, którym rządzi mafia. Aneta M. miała tam poznać w nad­morskiej restauracji słynnego Pershinga. Jest też i gangster o pseudonimie Palec, którego specjalnością jest obcinanie palców ofiarom.
Książka ukazała się, gdy w Berlinie, a wcześniej w Zagłębiu Ruhry, działała grupa tzw. młotkarzy, czyli włamywaczy do sklepów jubilerskich, a ślady prowadzące do ich mocodaw­ców wiodły do Kołobrzegu.
Było o tym głośno w mediach, a młotkarze na pewien czas przyćmili złą sławą nawet złodziei samochodów z Polski.
Był to więc dobry moment na publikację o polskiej mafii. Roth zapewnia jednak, że w wyborze tematów nie kieruje się wzglę­dami komercyjnymi.
Dlaczego zdarza mu się przegry­wać procesy? Twierdzi, że winna jest ustawa prasowa, która nie dość skutecznie chroni autorów.
Nigdy nie zdradził swego źródła informacji, co pomogłoby wygrać proces. Mówi, że sądy domagają się także przedstawienia dowodów pisemnych, które posiada, jednak nie może tego zrobić nie tylko dlatego, aby nie narazić źródeł, ale i dlatego, że nie są to często oryginalne dokumenty. Zapewnia, że ma informatorów w policji, prokuraturze i w służbach specjalnych.
Właśnie tak wszedł w posiadanie do­kumentu niemieckiego wywiadu na temat zamachu w Smoleńsku. Ten dokument ośmielił się pokazać publicznie. Wyjątkowo, jak zapewnia. Wyjątkowo ostra i zdecydowa­na była też reakcja BND dystansującego się od całej sprawy zakwalifikowanej jako „bzdury” - Nie mieli innego wyjścia - tłumaczy Roth.
Tego rodzaju reakcja wywiadu jest rzadkością. To o czymś świadczy - mówi „Wprost” Hans Leyendecker, znany dzien­nikarz śledczy „Suddeutsche Zeitung”. Nie kryje swych wątpliwości co do wielu rewe­lacji Rotha. Zalicza go do grupy dziennikar­skich myśliwych, którzy pragną za wszelką cenę ustrzelić namierzoną zwierzynę. Jego zdaniem Roth nie zawsze stosuje się do zasad wnikliwego i czasochłonnego gromadzenia i sprawdzania wiarygodności materiałów.

SUKCESY I WPADKI
Nie jest to opinia odosobniona. „Osobistą klęską Rotha okazała się afera o nazwie Sachsen-Sumpf ” - pisał kilka lat temu Reiner Burger w słynącym z rzetelności dzienniku „frankfurter Allgemeine Zeitung” W głośnej aferze Sachsen-Sumpf (saksońskie bagno) chodziło o rzekome korzystanie z nieletnich prostytutek przez sędziów i prokuratorów, kryciu ich przez polityków i korupcji na szczytach władzy w Saksonii. Roth dał wtedy publicznie do zrozumienia, że jeden z wysokich urzędników kupił działkę z pomocą opi­sywanej firmy. Udowadniał też, że pewien przedsiębiorca wtargnął do mieszkania polityka CDU po tym, jak ten popełnił samobójstwo, i wykradł twardy dysk z komputera. Proces zakoń­czył się grzywną w wysokości 4200 euro. W innym procesie skazany został na grzywnę za niedopuszczalną formę krytyki prokurator, która wstrzymała 27 postępowań w sprawie pew­nego pedofila. Ten został jednak później skazany, więc Roth mógł twierdzić, że jednak miał rację. Najdroższy okazał się proces w Hamburgu w 1999 r., który kosztował Rotha 80 tys. marek, czyli około 40 tys. euro. Autorzy książki o korupcji w niemieckim sądownictwie tłumaczyli po przegranym procesie, że zaufali informacjom z akt BND.
Jedna z ostatnich książek Rotha „Cichy pucz: zawłaszczanie Europy przez niejawne elity gospodarczo-polityczne” ukazała się także w Polsce. To oskarżenie elit politycz­nych i biznesowych UE, które wykorzystują Unię do własnych celów kosztem obywateli nieświadomych działania wielkiej machiny.


ŹRÓDŁO

1 komentarz:

  1. Litośc!! Czyli ktoś kto nie wierzy w pancerne brzozy musi być obsmarowany? Wypowiedzieli się ci którzy mają wątpliwości, ale nikogo kto nie ma wątpliwości nie zapytano? Nie wiem czy był zamach, ale skoro PO ochoczo oddaje śledztwo stronie rosyjskiej, a później zapiera się rękami i nogami by Unia nie wszczęła śledztwa międzynarodowego to coś jest nie tak. No i te dziesiątki zgonów z świadkami którzy byli w wierzy na czele. Rozumiem krytykować PIS, ale bronić PO mogą tylko takie same gnidy, albo ludzie, którzy są tak zapracowani że nie mają czasu weryfikować kłamstw wybiórczej, tvn czy polsatu.

    OdpowiedzUsuń