sobota, 18 kwietnia 2015

Radykalizm oswojony



Polska radykalna chce udawać Polskę racjonalną. Widać to było ostatnio: in vitro to po prostu przestarzała metoda, która niczego nie leczy; w tupolewie były wybuchy, to fakt, ale czy to zamach czy nie, niech wykaże śledztwo. Czy Kaczyńskiemu i Dudzie uda się ta kampanijna mimikra?

Wizerunek Andrzeja Dudy, kandydata PiS na pre­zydenta, jest budowany na opozycji wobec urzędującej głowy państwa: „młody, energicz­ny, z poza układu” (tak reklamują go na forach - ortografia oryginalna - internetowe trole). Sztabowcy PiS zręcznie odsuwają od kandydata skojarzenia z jakimkol­wiek radykalizmem. Są gładkie słowa, miłe gesty, uśmiechy. Duda chce jedynie „naprawić Polskę”, zatrzymać emigrację, „odbudować gospodarkę”, skrócić wiek emerytalny. A także bronić „tradycyjnej rodziny” i chrześcijańskich wartości. Taki konserwatyzm skrojony na erę Twittera. „Nie potrze­bujemy Polski obrócić do góry nogami” - przekonywał kilka tygodni temu studentów w Białymstoku.

PiS, chcąc poszerzyć swój bazowy elektorat, który do zwycięstwa nie wystarcza, zawzięcie pudruje swój radykalizm. - Radykalne hasła i ostry język nam nie służą. Wykorzystuje to Platforma, aby straszyć nami wybor­ców - przyznaje jeden z posłów Prawa i Sprawiedliwości. Po­twierdzają to choćby ostatnie wyniki sondażu poparcia dla partii politycznych (TNS dla „Wiadomości” TVP). W badaniu, przeprowadzonym po ujawnieniu przez RMF FM nowego zapisu rozmów z kokpitu tupolewa, PiS traci cztery punkty procentowe (30 proc., przy 38 proc. poparcia dla PO). Po raz pierwszy od początku kampanii wzrosły też notowania Ko­morowskiego, a spadły Dudy.

Prezes PiS doskonale zdaje sobie z tego sprawę. W ubiegłotygodniowym wywiadzie dla „Gazety Polskiej” przyznał: „Wszystko ma swój czas. Wiadomo, że w kampanii podno­szenie na pierwszy plan sprawy katastrofy smoleńskiej nie jest korzystne, nie możemy się dać wciągnąć w to, do czego PO nas prowokuje”. Choć oczywiście politycy PiS spodzie­wali się, że poruszenia - związanego z piątą rocznicą ka­tastrofy - może się nie udać opanować. - Te nasze emocje są naturalne. Wolę kogoś, kto mówi uczciwie, co myśli, nawet jeśli wywołuje tym nadmierne emocje, niż taki wężowy język tychwielkich Europejczyków" z Platformy. Wszystko zależy od tego, jak będą te emocje interpretowane - mówi poseł PiS Krzysztof Szczerski.
Dlatego też sztabowcy ustalili, że trzeba zrobić wszystko, aby nazwisko kandydata Dudy nie kojarzyło się z awanturą. Tej obawiano się przede wszystkim w związku z zapowia­daną dużo wcześniej przez Antoniego Macierewicza pu­blikacją kolejnej wersji raportu jego zespołu. Koledzy par­tyjni próbowali nawet przekonać posła, aby zrezygnował z prezentacji swoich ustaleń w trakcie kampanii wyborczej. Bezskutecznie.
Andrzej Duda miał zatem unikać jednoznacznych wy­powiedzi w tej sprawie, co więcej - w planach pisowskich obchodów rocznicy katastrofy nie uwzględniono nawet krótkiego przemówienia kandydata ubiegającego się o urząd prezydenta. Jak tłumaczył Joachim Brudziński, uroczystości rocznicowe nie były elementem kampanii. „Byłoby to czymś absolutnie niestosownym” - podkre­ślał. Tyle że samemu kandydatowi zabrakło podobnego wyczucia, bo na wieńcu, który złożył na grobie pary pre­zydenckiej, znalazł się napis: „Andrzej Duda kandydat na prezydenta RP”. Podobno to właśnie tak poirytowało Martę Kaczyńską, że ostentacyjnie zignorowała czekające­go na nią przy wejściu do katedry wawelskiej Dudę (kreu­jącego się przecież na politycznego spadkobiercę Lecha Kaczyńskiego). Kandydat pojawił się później w Warszawie, gdzie zresztą popełnił kolejne faux pas, robiąc podczas uroczystości upamiętniających ofiary tragedii uśmiech­nięte „selfie” z jedną z popularnych twitterowiczek.
Ale tego dnia i tak wszystkie oczy skupione były na Ja­rosławie Kaczyńskim. Prezes PiS przemawiał dwa razy. Po południu, na scenie ustawionej naprzeciwko Pałacu Pre­zydenckiego, otoczony swoimi wyznawcami coraz to skan­dującymi: „hańba!, hańba” i „Jarosław!, Jarosław!”, mówił m.in. o tym, że „władza pokazała swoją odrażającą twarz”, że „polskie państwo zaatakowało polskie społeczeństwo zintegrowane wokół tragedii", że „absurd furii nienawiści osiągnął szczyt”. Jednak jego przemówienie komentatorzy ocenili jako stonowane. „Kaczyński bardzo miarkował swo­je słowa. Wie, że gdyby poszli ostrzej, odebraliby Dudzie centrowych wyborców” - podkreślał na antenie TVP Info prof. Antoni Dudek.
Prezes, jak na siebie umiarkowany, dał jednak wyraźny sygnał twardym sympatykom, że linia partii pozostaje nie­zmienna. W swoim drugim przemówieniu, po wieczornym marszu pamięci, dziękował członkom skupionego wokół PiS i sprawy smoleńskiej „wielkiego ruchu”. Słowa uznania padały pod adresem: o. Tadeusza Rydzyka („Bez Ojca Ry­dzyka ta sprawa, o którą zabiegamy i walczymy, byłaby nie do wygrania”), księży, biskupów, obrońców krzyża, redak­torów „Gazety Polskiej”, wreszcie Antoniego Macierewicza i jego ekspertów. „Bylibyśmy dziś bardzo daleko od prawdy, gdyby nie Antoni Macierewicz!” - podkreślał prezes PiS.
Tę prawdę podano kilka godzin wcześniej podczas po­siedzenia parlamentarnego zespołu ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r., na którym zapre­zentowano kolejny raport smoleński. Mowa była o „poległych w okolicznościach, które każą tę śmierć nazywać śmiercią męczeńską", o tym, jak „rząd Donalda Tuska chronił Putina przed międzynarodowym śledztwem”, o „nieudolnej pro­kuraturze”, manipulacjach, pogardzie i tym, że „bez prawdy o Smoleńsku szansa na pokój w Europie będzie niewielka”. Duńczyk Glenn Jorgensen (przedstawiany jako „inżynier”) tłumaczył, że „to nie był wypadek, ale seria eksplozji, która doprowadziła do zabójstwa ludzi na pokładzie”, i oskarżał polski rząd o to, że „od początku z determinacją uniemoż­liwiał rzetelne śledztwo”. Jego zdaniem organa ścigania po­winny przyjrzeć się działaniom Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego i Ewy Kopacz. Wątek kontynuowała Ewa Stankiewicz (Solidarni 2010): „samolot rozerwał się w wolnej przestrzeni powietrznej w wyniku serii eksplozji, a prezydent oraz 95 osób (...) zginęli na skutek zaplanowanego zamachu". Domagała się, aby były premier oraz podlegli mu ministrowie „za podjętą grę z władzami Rosji przeciwko własnemu prezy­dentowi" zostali „surowo ukarani". Na koniec zadeklamowała wiersz, który-jak twierdzi - dostała od pewnej dziewczynki z Krakowa: „Ludzie proszą, prezydencie, ratuj nas z nieba. (...) Tu Polska cała w jękach, cała władza w obcych rękach. Minął pewien czas, prezydencie, ratuj nas!”.
Jednak medialne reakcje na kolejne rewelacje zespołu były wyraźnie zdystansowane. Macierewicz nie zaskoczył niczym nowym ani na poziomie treści, ani formy. Dziennikarze dow­cipkowali, że tu wszystko ze wszystkim się wiąże i zaraz się okaże, że praprzyczyną katastrofy smoleńskiej było obalenie rządu Olszewskiego. Radykalizm został publicznie oswojony, bo wiadomo przecież, że Macierewicz „tak ma”.

PiS jest partią radykalną w opiniach i w języku, a polityczny paradoks polega na tym, że jest to równocześnie największa siła i słabość tego ugrupowania. Więc trwa nieustanne, czasem karkołomne, balansowanie na retorycznej krawędzi. Politycy PiS (w tym Andrzej Duda) opowiadają się przeciwko ratyfikacji kon­wencji antyprzemocowej i - oczywiście - przeciw przemocy wobec kobiet, są za równouprawnieniem płci, ale straszą genderem. Najtrudniej jest o piłowanie radykalnych, ostrych kan­tów w sferze prokreacji, bo tu na kompromis nie pozwala Kościół i religijni fundamentaliści we własnych szeregach. Wielu z nich dało się poznać jako zagorzali obrońcy życia, a co za tym idzie - jako przeciwnicy prawa do aborcji (nawet w obecnej i tak restrykcyjnej formie), jakiegokolwiek ułatwie­nia dostępu do antykoncepcji (niedawna awantura o tzw. pi­gułkę po), edukacji seksualnej w szkołach czy zapłodnienia in vitro. To politycy PiS bronili prof. Bogdana Chazana, który uniemożliwił pacjentce legalną w tym przypadku aborcję. Poseł Andrzej Jaworski twierdził, że „jeżeli jedenastoletnia dziewczynka została zgwałcona, ale ta ciąża nie zagraża jej życiu, to dziecko ma prawo żyć” (TVN24), Stanisław Pięta straszył „seksualną indoktrynacją dzieci w przedszkolu” i „gender-terrorem", chciał dawać odpór „gejowskiemu faszy­zmowi”, Krystyna Pawłowicz przekonywała zaś, że „tzw. dni ateizmu ewidentnie uderzają w polski porządek konstytu­cyjny”, wzywała do ich bojkotu, a organizatorów nazwała „bluźniercami i nienawistnikami”.

Platforma - i mówią o tym zgodnie politycy PO i PiS - próbuje prowokować PiS i obnażyć jego radykalne oblicze. To tzw. „jeżdżenie kijem po klatce”. W ten sposób mobilizuje się centrowy elektorat, który odda głos na kandydata Platformy nie dlatego, że go popiera, ale z obawy przed „szaleńcami”. Tak też - czyli politycz­nie - posłowie PiS postrzegają kwestię in vitro. Platforma miała dużo czasu, żeby zająć się tym tematem wcześniej. Ale - jak przyznawał przed czwartkowym posiedzeniem Sejmu jeden z wiceministrów w rzą­dzie Ewy Kopacz - konflikt o kwestie światopoglądowe jest w kampanii wy­borczej na rękę stronie rządzącej: - Bę­dzie awantura. I o in vitro, i o Smoleńsk. Pokaże się pisowska prawdziwa twarz, a to zaszkodzi Dudzie.
Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, który prezentował rządowy projekt (jeden z czterech, którymi tego dnia się zajmo­wano), wyraźnie próbował sprowokować posłów PiS do emocjonalnej dyskusji. Za­miast na rządowym skupiał się na projekcie PiS. Wielokrotnie wspominał o tym, że do niedawna Prawo i Sprawiedliwość chciało karać więzieniem za stosowanie in vitro. Taki zapis zna­lazł się w projekcie partii Kaczyńskiego, pod którym w 2012 r. podpisał się m.in. ówczesny poseł Andrzej Duda. Ostatecz­nie, właśnie z obawy przed zarzutami o zbytni radykalizm, PiS dwa tygodnie temu zamieniło groźbę więzienia na zakaz wykonywania zawodu przez lekarza, który stworzył embrion ludzki poza organizmem kobiety. Projektu PiS nie udało się przegłosować, ale - ku zaskoczeniu wielu - obyło się bez awan­tury i oratorskich popisów co bardziej zapalczywych posłów. Podczas debaty na sali obrad siedziało ok. 20 posłów PiS nie- zainteresowanych pyskówką. Jak udało nam się dowiedzieć, to zasługa wiceprezes Beaty Szydło. - Odkąd w partii nie ma już Hofmana, polepszyła się atmosfera. Mamy poczucie, że je­steśmy jedną drużyną, gramy do tej samej bramki - mówi poseł PiS. - Bardzo dobrą robotę robi dla nas Beata Szydło. Stara się być odpowiedzialna za partyjny przekaz i to ona potrafi zdy­scyplinować większość posłów, w tym także kobiety z naszego klubu - dodaje inny poseł tej partii. I podkreśla: - To Szydło pokrzyżowała plany Platformy, bo do dyskusji o in vitro wy­stawiła mniej znanych i spokojniejszych posłów.
Ale płomień przytłumiony w jednym miejscu może wy­buchać w innych. - Jesteśmy, na to wygląda, coraz bliżej wy­granej wyborów. Będą zmiany-zapowiada europoseł Janusz Wojciechowski. I wymienia: - Trzeba błyskawicznie działać, np. z ustawą o ochronie polskiej ziemi, bo nas wykupią cudzo­ziemcy. Musimy reagować na nadużycia sieci handlowych, firm przetwórczych, skupowych -jak w Hiszpanii, nakładać na nie ogromne kary finansowe. Prokuratura powinna wrócić do resortu sprawiedliwości, a minister sprawiedliwości powi­nien mieć prawo wnosić w szerszym zakresie, w każdej spra­wie, nadzwyczajne apelacje. Dzięki temu sędziowie poczuliby, że częściej ich sprawy będą kontrolowane w najwyższej in­stancji. Należy też zwiększyć odpowiedzialność dyscyplinar­ną sędziów oraz tryb ich powoływania. A także wprowadzić jawność ich oświadczeń majątkowych. Jeśli pojawia się po­stulat, że „potrzebna jest głęboka naprawa sądownictwa”, to należy to czytać: „zabierzemy się za sędziów”. Ale dopó­ki nie ma awantury, np. z poseł Pawłowicz, taki radykalizm się rozwadnia.
Ryszard Czarnecki przekonuje, że w ogóle w radykali­zmie nie ma nic złego, że współistnieje on z racjonalizmem.
- To przeciwstawienie wymyślone przez sztab Komorowskiego „Polska racjonalna kontra Polska radykalna” jest bzdurne. To nie jest antynomia, można być jednocześnie radykalnym i racjonalnym. Taki był Lech Kaczyński - mówi europoseł PiS. I dodaje: - Radykalizm jest potrzebny np. do zmian go­spodarczych, bo Polska się wyludnia i to nas osłabia. Również w polityce międzynarodowej.

Ograniczanie agresywnego języka, co obserwu­jemy właściwie w każdej kampanii wyborczej PiS, usypia czujność odbiorców, nawet tych bardziej kwalifi­kowanych. Oswaja z radykalizmem, rozmiękcza grunt pod przyszłe projekty, choćby tak na pozór niewinne jak po­wołanie międzynarodowej komisji, któ­ra zbada przyczyny katastrofy smoleń­skiej. Janusz Wojciechowski zapowiada, że podejmie w tej sprawie działania w PE, a wiele osób, nawet odległych od PiS, mówi: a czemu nie, może to ich uspokoi. Ale na tym polega pułapka radykalizmu - ustępstwa „dla świętego spokoju” zwy­kle wciągają w absurdalną logikę. - Jeżeli ustalenia międzynarodowej komisji po­kryłyby się z wynikami prac zespołu An­toniego Macierewicza, wówczas wszyscy ci, którzy go szkalowali, musieliby go przeprosić - uważa Ryszard Czarnecki. O odwrotnym scenariuszu i przepro­sinach ze strony Macierewicza nie chce gdybać. - Gdyby międzynarodowe śledztwo przyniosło ustalenia, że ktoś w Rosji ponosi winę za śmierć 96 osób, to będzie podstawa do roszczeń wobec Rosji - wtóruje Czarneckiemu europoseł Wojciechowski. Jego zdaniem w następnym Sejmie powin­na powstać komisja śledcza, która zajmie się działaniem wszystkich organów państwowych w związku z katastro­fą smoleńską. W tym, zapewne, prokuratorów, biegłych, członków państwowej komisji badającej wypadki lotnicze.
- Pobudowaliśmy orliki, nadadzą się w sam raz na obozy reedukacyjne - śmieje się jeden z posłów PO.

PiS tonuje swój radykalizm po to, aby zdobyć wła­dzę, a następnie radykalizm zastosować. Partia ta zresztą już „wychowała” sobie zarówno opinię publiczną, jak i komentatorów. Jeśli tylko Kaczyński nie nazwie kogoś wprost mordercą, od razu mówi się o łagodnym i koncyliacyjnym prezesie, nie zauważając innych niedopuszczalnych insynuacji. Sztabowi Dudy zależy, aby wszystko dało się po­kazać oddzielnie: Duda osobno, osobno Smoleńsk, katolicki fundamentalizm, IV RR kary za in vitro, by uniknąć tym sa­mym istniejącego przecież realnie pakietu: Duda, Kaczyński, Macierewicz, Rydzyk. Wyborczy wynik kandydata pokaże, na ile ta manipulacja okazała się skuteczna, jak podatny jest w tej mierze elektorat, i na jakie chwyty i grepsy będzie mogło sobie pozwolić PiS w kampanii parlamentarnej.

Malwina Dziedzic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz