Prawicowy
Ruch Kontroli Wyborów buduje na wybory prezydenckie własny system liczenia
głosów i armię ludzi, która się tym zajmie. Będzie się działo.
Anna Dąbrowska
Wspólnym
pomysłem prawicy - tej ulokowanej w PiS i jeszcze bardziej na prawo od niego
- na odzyskanie państwa dla Polaków jest opowieść o sfałszowanych wyborach. Nie tylko tych ostatnich
samorządowych, ale wszystkich po 1989 r. Choć dziwić może, że za sfałszowane
uznają nawet i te w 2005 r., kiedy PiS zgarnął całą pulę. Aby położyć kres,
postanowili zorganizować „armię ludzi, którzy staną naprzeciwko zorganizowanej
grupy przestępczej fałszerzy wyborów” - tak mówiła w Częstochowie Ewa
Stankiewicz na konferencji założycielskiej Ruchu Kontroli Wyborów (RKW).
Konkrety przedstawił Maciej
Andrzejak ze Związku Patriotycznego Wierni Polsce:
-Zależy nam na delegalizacji
PO, tej bandyckiej partii, posadzeniu tych wszystkich bandytów w więzieniach,
rozwiązaniu TVN
i Polsatu, posadzeniu Komorowskiego. Udało się już tyle, że w Poznaniu nie było „Golgoty
Pienie”, a trzeba jeszcze więcej, „aby nie było pedalskiej tęczy na placu
Zbawiciela, aby nie było Nergala i aby nie
było tej dziczyzny”.
Podają, że swoje zaangażowanie w
budowanie RKW zadeklarowało przed obrazem jasnogórskim prawie 80 organizacji,
co Jacek i Michał Karnowscy uznali w swoim tygodniku „wSieci” za „największe
społeczne porozumienie od czasu Sierpnia ’80”. Kiedy jednak przyjrzymy się tej
liście bliżej, widać, że każdy lokalny Klub Gazety Polskiej jest tu liczony
oddzielnie, tak jak kilkanaście kół Radia Maryja i kilka oddziałów
Stowarzyszenia im. Lecha Kaczyńskiego.
Inicjatorem całego przedsięwzięcia
jest Krucjata Różańcowa i stowarzyszenie Solidarni 2010, któremu przewodzi Ewa
Stankiewicz, odbierane jako uliczne przedstawicielstwo PiS, organizatorzy
miesięcznic smoleńskich, stałych imprez w kalendarzu prezesa Kaczyńskiego. Dołączyli
do nich m.in.: Łódzki Zespół Artystyczny, którego największym przebojem - jak
sami mówią - jest „Arrivederci
Donald” (wiadomo który), kilku działaczy PiS
(choć bez zgody prezesa), Stowarzyszenie Pamięci o Smoleńsku, Wspólnota
Intronizacyjna, która dąży do ogłoszenia Chrystusa Królem Polski, Związek
Więźniów Politycznych, który apeluje, by nie przyjmować od prezydenta Komorowskiego
orderów, „bo to nie jest polski prezydent”, kilka osób z Ruchu Narodowego i
Stowarzyszenie przeciwko Seksualizacji Dzieci.
Polityczną glebą, na której wyrósł
RKW, były kolejne wybory wygrywane przez PO. Trzeba było jakoś wyjaśnić te
niepowodzenia, wskazać winowajcę. Swoje do scenariusza o fałszowaniu wyborów
dopisało też jesienią państwo, nieudolna PKW, która przez kilka dni nie umiała
podać wyników samorządowych wyborów. Po tych wyborach złożono rekordową liczbę
skarg - prawie 2 tys., ale aż 1,7 tys. z nich sądy uznały za całkowicie
bezzasadne. Te na dziś uznane - ok. 50 - dotyczą przede wszystkim błędów
ludzkich, źle wydanych czy wydrukowanych kart do głosowania. Było też wielkie
zamieszanie z książeczką, dzięki której PSL dostał pewnie jakąś premię, nie
zadziałał system komputerowy. Ale zaplanowanych fałszerstw ze świecą szukać.
Żadne oficjalne wyjaśnienia,
wyroki sądów czy spójne argumenty nie są w stanie uspokoić piewców mitu o fałszerstwach. Dlatego zgodnie
uznali, że majowych wyborów i kolejnych muszą sami przypilnować. Tego będą
uczyć na szkoleniach, takich jak to inauguracyjne w Niepokalanowie.
Na
początku - mówiła Natalia Tarczyńska z Solidarnych 2010 - trzeba sobie
uświadomić „niewidoczne działania 11 rodzajów tajnych służb”. Wyposażeni w tę
wiedzę twórcy RKW chcą zebrać co najmniej 50 tys. wolontariuszy, którzy
zostaną rozlokowani w obwodowych komisjach wyborczych. Tych jest 25 tys., a
Ruch chce mieć w każdej komisji członka, najlepiej przewodniczącego oraz przy
każdej męża zaufania.
Aby pracować w komisji, trzeba
mieć rekomendację komitetu wyborczego, któremu udało się zarejestrować
kandydata na prezydenta. Jeden komitet może zgłosić jednego członka komisji.
Jeśli chętnych na osiem krzeseł w komisji obwodowej będzie więcej, zdecyduje
losowanie. I już tu - jak słyszymy na szkoleniu - zaczynają się fałszerstwa.
„Gmina może kupić
koperty w różnych odcieniach i w
ten sposób oznaczyć swoich ludzi, sitwę, samych swoich” - przekonywał Marcin
Dybowski z Krucjaty Różańcowej. Ci, którzy dostaną się do komisji, przejdą
państwowe szkolenia organizowane przez PKW. „Ale tam nic o technikach
fałszowania wyborów nie powiedzą, tylko nas uspokoją, uśpią, ale my mamy być
tymi dzielnymi Polakami” - tłumaczy Dybowski.
Trzeba nadmienić - pouczają założyciele
RKW - że w niedzielę wyborczą do kościoła iść nie można, bo fałszerze tylko na
to czekają. Swoje obowiązki chrześcijańskie najlepiej spełnić w sobotę
wieczorem. A jak „poczujemy, że zbliża się ten przykry moment, że musimy wyjść
do toalety, to należy poprosić rodzinę, aby przyszli na ten czas do lokalu i
mieli na wszystko oko”. Dlaczego? Bo oni-wiadomo którzy - wykorzystają tę
nieobecność, dosypią głosy i podpiszą się na liście przy nazwiskach tych, co
zmarli, tych, co wiadomo, że nie przyjdą na wybory, albo tych, co wiadomo, że
są za granicą.
Trzeba też koniecznie przed wyborami
zlustrować komisarzy wyborczych. „To są sędziowie, kluczowe osoby w ustalaniu
wyników w okręgach. Trzeba ich opisać w lokalnej prasie, każdego sprawdzić w
IPN, sprawdzić, jakie wyroki wydawał, co robił w PRL. Wygramy prawdą” - mówiła
w Niepokalanowie Dorota Kania, współautorka „Resortowych dzieci", która
jak na razie przegrała kilka procesów o pomówienie z opisanymi w swojej
książce dziennikarzami.
O wszystkich nieprawidłowościach
należy informować: policję, okręgową komisję wyborczą i koordynatora RKW,
który powiadomi niezależne media - wiadomo które. Ewa Stankiewicz zapowiada w
wywiadzie dla braci Karnowskich: „Musimy przejąć protokoły ze wszystkich
komisji wyborczych i sami je policzyć. Do tego konieczne są: własny wieczór
wyborczy (ma się odbyć w TV Republika, TV Trwam i w Radiu Maryja] i własne badania exit pool”.
Przejąć protokół będzie mógł każdy
członek komisji rekomendowany przez RKW. Będzie to polegało na zrobieniu i
przesłaniu zdjęcia protokołów z wynikami wywieszanymi w wyborczą noc przed
lokalem wyborczym. Trzeba też będzie ręcznie wpisać do specjalnego programu
wyniki i wysłać je do biura Ruchu, tam będą zliczane komputerowo i podane
szybciej niż przez PKW. „Każdy, nawet szczury, ABW, zomowcy, mogą przysłać te
dane, bo będzie możliwość ich przesyłania także bez logowania. Ale my to zweryfikujemy,
bo będziemy mieli swoich ludzi w komisjach" - mówił na szkoleniu w
Niepokalanowie Piotr Wolter, budowniczy systemu informatycznego Ruchu.
Jak
już wspomnieliśmy, każdy komitet, który wystawia kandydata na prezydenta,
może liczyć na jedno miejsce w komisji. Filozofia RKW jest taka, że im więcej
prawicowych kandydatów na prezydentów, tym więcej RKW będzie miał swoich ludzi
w komisjach wyborczych. Ruch formalnie nie popiera nikogo, ale przychylnym
okiem patrzy oczywiście na Andrzeja Dudę. Jego ojciec, z ramienia
stowarzyszenia Obywatelskiego Klubu Akademickiego, podpisał deklarację współpracy
na zjeździe w Częstochowie.
Do Ruchu przystąpili ludzie
kandydata Grzegorza Brauna, prawicowego publicysty, reżysera, który marzy, aby
Polska znów stała się monarchią, i jest za przywróceniem kary śmierci. W
wyborach liczy na głosy narodowców i ludzi wierzących w to, że w Smoleńsku
doszło do zamachu. Uczciwości wyborów mają też przypilnować młodzi
antysystemowi patrioci, którzy stawi aj ą w wyborach na Mariana Kowalskiego. To
ci związani z ONR i Młodzieżą Wszechpolską. Na szkoleniach Ruchu pojawia się
też Adam Słomka, polityk, który uznaje dzisiejszą Polskę za nowe wcielenie PRL,
ale nie udało mu się zebrać tylu podpisów, aby wystartować na prezydenta.
Powołanie Ruchu Kontroli Wyborów
wprawiło w konsternację nawet niektórych prawicowych publicystów. Jakub
Pilarek pisał w „Gazecie Polskiej Codziennie”, że to dobrze, że inicjatywa
rozpoczęła się na Jasnej Górze. „By wynikało z niej cokolwiek dobrego, pomoc
siły wyższej bez wątpienia będzie konieczna”. I dalej pisze, że „do gry wkroczyło nie wiadomo co, w praktyce
zarządzane przez wszystkich i nikogo”. Prawicowy publicysta żałuje, że
zamiast włączyć się w nadzór nad wyborami właśnie po stronie PiS, marnują
energię na pompowanie wizerunku Brauna czy Kukiza.
Na łamach tej samej gazety
polemikę podjęli z nim Jerzy Targalski, który uznał, że jeśli chodzi o kontrolę
wyborów, to PiS już pokazał, co potrafi. Rzeczywiście, opinia publiczna do
dziś nie poznała żadnych wyników prac przeszkolonych przez PiS 2,5 tys. mężów
zaufania. System informatyczny, który miał je wszystkie policzyć, zbudowany
przez kuzyna Jarosława Kaczyńskiego za 100 tys. zł z partyjnej kasy, też
żadnych dowodów na fałszerstwa nie dostarczył. Prezes PiS wyznał w wywiadzie
dla „Wprost”, że korpus ochrony wyborów „nie do końca się sprawdził”.
Tym
razem partia Kaczyńskiego stworzyła Biuro Ochrony Wyborów. Jak się układa
współpraca z biurem firmowanym przez Ewę Stankiewicz, pytamy odpowiedzialnego
za szkolenia wyborcze posła PiS Grzegorza Schreibera: - My prowadzimy
swoje szkolenia, oni swoje, wymienimy się zebranymi w komisjach wynikami
wyborczymi. Józef Orzeł (szef Klubu Ronina) , współzałożyciel RKW,
jest bardziej dosadny: - Chcą nas na mężów zaufania, a do komisji tylko
tam, gdzie mają dziury. Dlatego mamy ustalenia z innymi komitetami, że nam
oddadzą swoje miejsca w komisjach.
W Niepokalanowie można było usłyszeć,
że mąż zaufania nie ma nawet diety, a członkom komisji przysługuje 200 zł
i do pięciu dni wolnego od pracy. - Jarosław
Kaczyński przysłał na spotkanie założycielskie tego Ruchu list, aby puścić do
nich oko, ale generalnie nie chcemy, aby nas z nimi identyfikowano -
mówi inny polityk PiS. Ludzie z grubą kartoteką kompromitowania prawicy,
poszukujący żydowskich czy ruskich spisków, nie pasują do wypudrowanego kandydata Dudy. W PiS wiedzą,
że to wszystko ośmiesza tezę o fałszowaniu wyborów i może storpedować proces
kontroli liczenia głosów. Sam prezes wyznał w jednym z wywiadów prasowych, że
Solidarni 2010 „reagują zbyt emocjonalnie".
-My szybciej podamy wyniki i
dowiemy się, kto naprawdę wygrał -
mówi Dybowski. Ewa Stankiewicz dodaje: „Jak będziemy mieli ten prawdziwy
wynik wyborów, to nie zejdziemy z placu boju”. Brzmi jak groźba, tym bardziej
że cały system informatyczny-jakieś serwery, jakieś aplikacje, które mają być
dopiero tworzone przez RKW - a przede wszystkim dobór kadr, które miałyby
patrzeć „fałszerzom" na ręce, wygląda dość amatorsko. Już dziś można
przewidzieć, że będą to wyniki alternatywne do tych, które poda PKW.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz