poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Wststajesz i #Kuźniar



Na Jarostawa Kuźniara przyjemnie jest popatrzeć. A co jest w środku? Perfekcja w pracy i w życiu, ciągła walka z internetowym hejtem. A do tego świeża gafa z Walmartem i wielka ucieczka na Syberię.

WOJCIECH STASZEWSKI

Kiedy tydzień temu wybucha # WalmartGate - a można by też powiedzieć afera #wanienka, #krzesełko, #zwrottowara, #JarekKuzniar i #PolakiCebulaki - Jarosława Kuź­niara nie ma w Polsce. Eksploruje Syberię razem z klientami swojego biura podróży. Ale to nie znaczy, że siedzi gdzieś w tajdze i nie wie, co się dzieje. Wie, ma smartfona.
Więc kiedy dziennikarze dopytują się, czy on tak na serio opowiadał w „Grazii” jak to podczas wyprawy do Stanów ku­puje w Walmarcie wanienkę, krzesełko i fotelik dla dziecka, używa, a przed wy­jazdem to oddaje - to Kuźniar o wszyst­kim wie. Ale idzie w zaparte: „Redakcjo @NaTemat. Tak trudno zrozumieć, że w podróży trzeba sobie umieć radzić? Nie kraść, nie niszczyć, żyć tak, jak pozwala prawo? Aż tyle”.
Za chwilę ćwierka: „Hejterzy, ja was też”. I wstawia zdjęcie z trwającej właś­nie syberyjskiej wyprawy #PozaSzlakiem. 63 osoby dodają je do ulubionych.

Twitter
@JarekKuzniar narodził się 3 paździer­nika 2009 r., czyli pięć i pół roku temu. W tym dniu zamieszcza swój pierw­szy tweet - jedno słowo „Zapiski” i link do swojego błoga. Na blogu w tym dniu umieszcza zdjęcie z kampanii wyborczej w Portugalii - plakat kandydatki z dory­sowanym nosem klauna i komentarzem: „pomysł na powiedzenie konkurentom »kłamiesz«, nos clowna może się spraw­dzić i u nas”.
Pierwszy wpis na blogu Kuźniara po­chodzi z 8 stycznia 2008 r. Zaczyna się tak: „Do grudnia trzeba mieć siłę. I po­dejście. Tylu życzeń w jednym miesiącu nie dostajemy nigdy. A z nimi nadzieję, że choć część się spełni. A jak nie? Czy win­ni będą ukarani? Gdzie reklamować? Czy wypada mieć pretensje do życzących nam cudów?”
To będzie cudowny rok dla Jarosława Kuźniara. Dostanie telewizyjnego Wikto­ra w kategorii odkrycie roku, bo rzeczywi­ście zabłyśnie jako prowadzący poranny program „Wstajesz i wiesz” w TVN24. Facet, któremu zazdroszczą wszyscy: dziennikarze swobody w studiu, a widzo­wie luzu, którym rozbraja sztywność po­ważnych informacji. Za to go pokochają. Gada jak nakręcony, przeskakuje z tema­tu na temat, rozmawia z jednym gościem w studiu, z drugim na ekranie, żartu­je z prezenterką serwisu informacyjnego, a kiedy pojawią się tablety, prezentuje na nich tzw. przegląd prasy.
Kiedy po poranku znika z wizji, nie zmniejsza aktywności. W ostatni piątek w trakcie programu umieszcza na Twitterze 22 wpisy!
- Imponujące jest, jak on sobie radzi z internetowymi społecznościami - mówi koleżanka Kuźniara, z którą razem praco­wali w Radiu Zet. - Twitter polega na in­terakcji, to nie tylko wrzucanie tematów czy mówienie do kamery, ale reagowanie. On zawsze ma świadomość, że po drugiej stronie są ludzie.
Kuźniar ma na Twitterze 216 tys. followersów (obserwujących). Jest najpopu­larniejszym polskim dziennikarzem na Twitterze i w całym wirtualnym świecie. Tyle że w blogosferze wszyscy czują się dziennikarzami. Mieć tam wyraziste po­glądy to jak wejść między tygrysy.
Komentarze pod filmem na YouTube, gdzie Kuźniar opowiada, jak relacjono­wał katastrofę smoleńską: Malpigwalt: „Zakłamana czerwona kurwa z tego cwe­la Kuźniara”, Kazimierz Wolf: „Kuźniar - telewizyjny kurwiszon, bez moralnego kręgosłupa”.
Bielawa
Ojciec ma warsztat samochodowy, mama pracuje w sklepie, a Jarek chodzi jeszcze do podstawówki, kiedy w 1989 roku pada ko­muna. W 1993 roku Kuźniar dojeżdża już do odległego o 7 km liceum w Dzierżonio­wie. Dyrektor szkoły Grażyna Bajsarowicz pamięta, że miał żyłkę dziennikarską i że jeździł na szkolne obozy sportowe do Ja­rosławca. - Mamy dobry kontakt. Pięć lat temu poprowadził nieodpłatnie benefis in­nego naszego absolwenta Sylwestra Chę­cińskiego - opowiada dyrektorka.
W I Masie LO Jarek ma jednak poczu­cie, że jego i kolegów gnębią starsi ucznio­wie. Pisze tekst o szkolnej fali, jedzie z nim do wrocławskiego oddziału „Gazety Wy­borczej”. Tam mówią mu, że może przyjść na wakacyjne praktyki. Jarek jest zbyt nie­cierpliwy, idzie z tekstem do uruchomio­nego w Bielawie Radia Sudety i dostaje własną audycję. Rok później czyta już ser­wisy w otwartej właśnie Telewizji Sude­ckiej, na YouTube do dziś można zobaczyć, jak szczupły chłopak w kraciastej koszu­li informuje o posiedzeniu zarządu miasta Bielawa.
Pod nim komentarze. Najpierw ataku­je themariuszxx: „Piękny Lolo szkolony na agenta WSI 24”, potem broni alghul66: „a kto go szkolił? gdzie o tym mowa w fil­mie” a na koniec dobija Krzysztof Godek: „a posłuchaj go dzisiaj w pedałenie, to się przekonasz jak jest wyszkolony”.
Jeszcze z Bielawy nagrywa pierwsze ko­respondencje dla państwowego Radia Wrocław. - Potrzebowaliśmy korespon­dentów z terenu, Jarek Kuźniar był wtedy jeszcze przed maturą. Zwierzę medialne, dokądkolwiek go wysłać, przywiezie ma­teriał. Potrafił też wejść do dziennika, mó­wiąc z głowy zdaniami pełnymi życia, dowcipu. Do dziś pamiętam jego dźwięk o Macieju Hawrylaku, wicemistrzu świata w podwójnym triatlonie z Polanicy, który objeździł 56 krajów na świecie - opowiada ówczesny szef Kuźniara Dariusz Wyborski.
Kiedy Kuźniar idzie na studia dzien­nikarskie, Wyborski ściąga go do Radia Wrocław, a potem namawia, żeby jechał do Warszawy:
- Tam powstają nowe telewizje.
- Nie, ja już próbowałem w Bielawie, wolę radio - broni się Kuźniar.
- Rozgłośnie radiowe też powstają. Mogę zadzwonić do Trójki i powiedzieć, żeby cię przesłuchali.
W Trójce szybko dostaje nocne dyżury, potem dzienne zastępstwa, a już po roku prowadzi sztandarowe „Zapraszamy do Trójki”. Droga z Bielawy do kultowego ra­dia zajęła mu cztery lata.

Trójka
Tu kończy się legenda o złotym chłopcu, a zaczynają się kontrowersje.
Ewa Lipowicz z Trójki rozpływa się w za­chwytach nad Kuźniarem: - Był indywidu­alnością, z iskrą w oku, ciągle podkręcał śrubkę. Rozmowa z nim to była wesoła wojna zaczepno-podjazdowa. Raz mnie za­prosił do domu, szykował kolację. Kuchnia była wylizana do czysta, jak coś kapnęło, natychmiast wycierał to szmatką, wszyst­ko wymuskane, czyściutkie. Pomyślałam: „Jakie to szczęście, że to nie randka”.
Inna koleżanka robi zniesmaczoną minę: - Miał coś, czego mu można za­zdrościć. Absolutny brak pokory. Bar­dzo pewny siebie mimo sporych braków wiedzy. Raz słuchacz na antenie spuen­tował swoją opowieść retorycznym pyta­niem w rodzaju: „I co by na to powiedział ksiądz Tischner?”, a Kuźniar odparł „To zapytamy księdza Tischnera”, chociaż ksiądz już nie żył. Takich braków było więcej. Może taka bylejakość wkrada się do dziennikarstwa, że nie trzeba mieć wiedzy, wystarczy, że jestem fajny i się potrafię odszczeknąć.
W Trójce nie przepracował nawet dwóch lat, przeszedł do Radia Zet. Lipo­wicz to rozumie: - Ludzie w Trójce „obra­stają kultowością”. A jego nosiło, nie chciał być kultowy, tylko przebojowy. Dalej, wię­cej - i to osiągnął.

Zetka
„Kuźniarówki” - tak do dziś się mówi w Zetce na papierowe ręczniki. - Przed rozpoczęciem pracy dezynfekującym sprayem czyścił biurko, klawiaturę, mo­nitor - opowiada koleżanka z Zetki. - Był świetnie przygotowany, widać, że od rana słuchał wiadomości. A po pracy jako jedy­ny odsłuchiwał wszystkie swoje wejścia. Zwykle robi to szef a on sam też chciał wiedzieć, co poprawić.
Marzena Chełminiak opowiadała w „Pressie”, że Kuźniar „rozsadzał formu­łę serwisu”. Po przeczytaniu wiadomości jako jedyny zostawał u niej w programie, żeby coś dopowiedzieć.
11 września 2001 r. ma popołudnio­wy dyżur informacyjny. Czyta jeden nud­ny serwis, drugi, a w trzecim obwieszcza - mówią o Kuźniarze moje rozmówczynie o ataku na World Trade Center. Spraw­dza się świetnie, jest profesjonalny, opa­nowany, nawija w kółko o kłębach dymu na ekranie telewizora. Szefowie mówią, że jest „lokomotywą programu” - i zostaje lokomotywą stacji.
Z kolei w 2005 r., kiedy umiera pa­pież, pokazuje ludzką twarz. - Łamał mu się głos. Jedyny raz wylazł ze swo­jej skorupy - chwali koleżanka. - Ale nie wszyscy w Zetce go lubili. Bycie szczególarzem i pedantem nie przysparza sympa­tii współpracowników.

TVN 24
Chłopak z pudełeczka, zawsze w wypraso­wanej koszuli w kratkę, ulubiony kandydat na zięcia dla wszystkich mam z sąsiedztwa - tak mówią o Kuźniarze moje rozmów­czynie. W 2007 r. trafia na wizję, zaczną się nagrody, nominacje - odkrycie roku, prezenter roku. 10 kwietnia 2010 r. prowa­dzi poranny program, po informacji o ka­tastrofie smoleńskiej ze studia wychodzi płaczący Wojciech Olejniczak, a Kuźniar zachowuje do końca profesjonalny spokój.
Na wizji rozklei się tylko raz, w 2014 r. Jest już wtedy ojcem, a na antenie emitowane jest właśnie nagranie, na którym dyspozytorka pogotowia telefonicznie „prowadzi” poród nieznajomej kobiety. To skomentują internauci. Na Wykop.pl a...i stwierdza: „Kuźniar to jednak pedał, popłakał się na wizji właśnie”. Od interne­towej społeczności sześć głosów na plus.
- Imponują mi jego podróże, druga pa­sja oprócz pracy - przyznaje koleżanka z TVN24.
- Dostaje zgodę szefów, żeby zniknąć na cztery tygodnie i pojechać do Ameryki. Ze mało kto może dostać taką zgodę? Może inni nie próbują, gadają tyl­ko, jak chcieliby podróżować, a brakuje im determinacji.

Real
Jarosław Kuźniar nie chciał rozmawiać z „Newsweekiem”, po jego powrocie z Syberii wymienialiśmy tylko esemesy. Poprosiłem chociaż o „telefon do przyja­ciela”, który mógłby opowiedzieć o wspól­nych zagranicznych podróżach. Kuźniar na to: „Jak Pan wie, nie mam przyjaciół:)”.
O podróżach opowiadał ponad rok temu w wywiadzie dla portalu NaTemat.pl. Pierwszy raz pojechał jeszcze w trójko­wych czasach na wycieczkę na Cypr, nie kosztowało to więcej niż tysiąc złotych. Trafił do pokoju z Cypryjczykiem, mon­terem wind. Ten pożyczył mu swoje pra­wo jazdy, na które Kuźniar wynajął skuter i mógł zwiedzać wyspę.
W 2005 r. pojechał do Maroka - z wy­cieczką („żeby mniej wydać na bilet”), ale na miejscu wynajął samochód i poznawał kraj samodzielnie. Jako najważniejszą wy­prawę wymienia Syberię z temperaturami minus 50 stopni. Był też na Dominikanie, w Portoryko i Kanadzie - „Decyduje cena biletu lotniczego”. A kiedy dziennikarka dziwi się, że wyszukuje najtańsze połą­czenia, strzela sobie w stopę: „Ważne jest też miejsce, które nie będzie naznaczone Polakami. Staram się takie wybierać, nie umiem odpoczywać w Polsce i niespieszno mi do polskiego języka”.
Internauci i tak komentują łagod­nie. JaQbek: „Mógłby zostać redaktorem naczelnym”.
W marcu ruszyła - właśnie na Syberię - pierwsza wyprawa biura podróży fir­mowanego przez Kuźniara. Kolejna to Islandia. Sprawdzam incognito: cena za tygodniową wyprawę to 7,9 tys. zł, a jeśli chce się dodać trzy dni i zobaczyć Gren­landię - to 13,9 tys. Mejla zwrotnego na pisał Kuźniar osobiście - tym razem nie będzie uczestniczy! w wyprawie, ale bę­dzie to „nie oglądanie, ale poznawanie, wchodzenie głębiej w kraj i jego życie”.

Społeczności
Po świeżym wyznaniu o sprycie w Wal- marcie w sieci zawrzało. Pod hasztagiem # Sekrety Kuźniara można znaleźć ponad 2 tys. wpisów:
RadekKolenderski: „Wszedłem dziś do apteki, a tam za darmo można sobie zmierzyć temperaturę. Po co kupować termometr?”.
Bartosz Sokoliński: „A gdyby tak na­mówić Jarosława Kuźniara oraz Ada­ma Hofmana do wydania książki »Tanie podróże«?”
Ale to tylko kolejna bitwa na fron­cie #Kuźniar i #Hejterzy. Trzy lata temu była sprawa ACTA, kiedy Kuźniar na blogu skrytykował „oburzonych”: „Nie rozu­miem, dlaczego mamy ustępować ludziom oburzonym, że zostaną pozbawieni splu­waczek? Protestującym, że ktoś wreszcie będzie karany za ich plugastwa? Sieciowa anonimowość wyzwoliła w wielu korzy­stających z internetu jaskiniowe pragnie­nia - zgnoić. Maczuga przyjmuje postać słów: gnida, kurwa, chuj, pedał, bydło, żyd, ścierwo. Tak pachnie polski internet. Ktoś kiedyś musi go przewietrzyć”.
W marcu zeszłego roku Kuźniar na Facebooku rozpoczął cykl #Zimieniai-Znazwiska, w którym zapowiedział ujaw­nianie hejterów. - Nie wierzę, że nie oddajesz komuś, kto na przyjęciu na cie­bie zwymiotuje i zamiast przeprosić, ude­rzy - tłumaczył Przemysławowi Pająkowi na stronie Spidersweb.pl. - Mam gdzieś nawracanie hejterów. Trzeba wreszcie na­rzędzi, żeby kastrować ich worki z jadem.
- Jak myślisz, skąd w ogóle bierze się tak silny hejt w sieci związany z tobą?
- Z głupoty, polskości, prawdy, która ich boli.
Hejterzy kontratakowali podczas ma­jowego studia wyborczego, które prowa­dził Kuźniar. Na żywo wpuszczano tam komentarze z Twittera, które teoretycznie miały dotyczyć wyborów. Na wizji znala­zło się jednak: „Kuźniar twoja matka się Ciebie wstydzi” albo: „Kuźniar ty chuju, króciutko”.
Jarosław Kuźniar pozwolił mi na zacy­towanie jeszcze jednego zdania z naszych esemesów: „Im ciszej nad tą internetową trumną, tym lepiej”.
Paweł Sito, radiowiec legenda, widzi to tak: w radiu ludzie zdobywają warsztat, a kiedy trafią do telewizji, są zaszokowa­ni nie tylko popularnością. - W radiu po programie słyszysz komentarze, co powie­działeś. A w telewizji powiedzą ci tylko, jak wyglądałeś, jak fryzura, jak garnitur. On chyba stwierdził, że ma większe ambicje, że będzie w telewizji na własnych zasadach, że będzie się liczyło również to, co mówi. Dla­tego musiał się zacząć boksować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz