Ci, których zadaniem
jest patrzenie na ręce innym i pilnowanie ich uczciwości, sami muszą być bez
skazy. Skaza na „Faktach” i na TVN pozostanie na długo.
WOJCIECH CIEŚLA RAFAŁ GĘBURA
Takiej historii w polskich mediach nie było. Kamil Durczok,
szef i twarz głównego programu informacyjnego „Fakty TVN”, został oskarżony o molestowanie i mobbing. Kilka dni temu wewnętrzna komisja stacji potwierdziła, że
trzy osoby z TVN zostały narażone na działania niepożądane. Nie wskazała
Durczoka jako sprawcy, ale dziennikarz i tak odszedł z pracy.
Komunikat - suchy i oględny - miał
zamknąć sprawę. Wygląda na to, że dopiero ją zaczyna.
Problem pozostał
Załoga „Faktów” jest podzielona.
Jedni po cichu świętują odejście Durczoka, inni przeciwnie. - Nie usłyszycie
ode mnie, że był mobberem - mówi jeden z reporterów.
- Był świetny jako szef, był
świetny w tym, co robił. Dla mnie to nie święto. Przed „Faktami” wielka
niewiadoma.
W historii mobbingu i molestowania
w TVN nie ma nazwisk. Nie pojawiają się w komunikacie komisji,
która badała przypadki działań niepożądanych. Dane ofiar zgodnie z prawem muszą
pozostać tajemnicą, a pracownicy TVN nie mogą wypowiadać się publicznie
o firmie. Od publicznych wypowiedzi TVN ma rzecznika. Ten ogranicza się do
oficjalnych komunikatów.
Były pracownik „Faktów” tłumaczy:
- Wszyscy, jak to w korporacji,
podpisywaliśmy kwity. Nie można opowiadać o powstawaniu programu. Nie można napisać
książki, udzielać wywiadów prasie. Za to grożą kary.
Piotr Mosak, psycholog społeczny
biznesu: - Szef despota, cham, agresor, który nie
liczy się ze słowami, obraża i narusza dobra osobiste, zwykle dzieli zespół.
Część osób uważa, że jego zachowanie jest dopuszczalne, jawnie daje temu
przyzwolenie. Mamy też grono dupolizów, którzy wolą ścierać kurz sprzed stóp
szefa, by nie stać się jego ofiarami. W takim układzie, pomimo odejścia despoty
problem pozostaje z zespołem.
Sita rażenia
Dla młodych dziennikarzy z
telewizji „Fakty” to więcej niż jeden z programów, a jego szef jest kimś więcej
niż zwykłym dziennikarzem. „Fakty” to szczyt marzeń, dziennikarski top,
najlepszy program informacyjny w Polsce. O pracy w nim marzą studenci
dziennikarstwa. - Siła rażenia tego, co mówisz z ekranu, jest ogromna -
tłumaczy nam jeden z reporterów.
- Robisz dobry materiał do
„Faktów”, a po chwili młóci go TVN24, portal TVN24.pl, a za kilka godzin już cala Polska.
Trzy lata temu dziennikarz Tomasz
Sekielski po odejściu z TVN pisze książkę „Sejf”, sensacyjną
beletrystykę. W książkowej redakcji „Raportu dnia” wielu rozpoznało redakcję
„Faktów”: „Średnia oglądalność - sześć milionów widzów. W kraju wtórnych
analfabetów nieczytających gazet „Raport dnia” to jedno z głównych źródeł
informacji. Olbrzymia siła oddziaływania przekłada się na wpływy polityczne i
biznesowe”.
Wybrańcy
Gabinet Durczoka mieści się na
pierwszym piętrze budynku TVN przy ul. Wiertniczej, na samym
końcu korytarza, za głównymi newswroomami. Drzwi od trzech tygodni są zamknięte
na głucho.
W „Faktach” Durczok wciąż jest
głównym tematem rozmów. Jeden z młodych researcherów:
- Z większością zespołu nie wchodził w bliższy kontakt. Jeśli skracał dystans, to gdy miał coś do całego zespołu. Raz zaczął się wydzierać, że rozwiązuje ekipę. Poszło o to, że „Wiadomości” zrobiły lepszy materiał na jakiś ważny temat. Siedzieliśmy wszyscy do późnego wieczora, każdy z osobna dowiadywał się, czy pracuje dalej. Poleciały cztery osoby.
- Z większością zespołu nie wchodził w bliższy kontakt. Jeśli skracał dystans, to gdy miał coś do całego zespołu. Raz zaczął się wydzierać, że rozwiązuje ekipę. Poszło o to, że „Wiadomości” zrobiły lepszy materiał na jakiś ważny temat. Siedzieliśmy wszyscy do późnego wieczora, każdy z osobna dowiadywał się, czy pracuje dalej. Poleciały cztery osoby.
Z książki Tomasza Sekielskiego:
„Większość tych, którzy zasiadają przy redakcyjnym stole »Raportu dnia«,
uważa się za wybrańców, kreatorów rzeczywistości i strażników demokracji.
Politycy tylko utwierdzają ich w tym przekonaniu. Gdy rzecznik rządu planuje
wieczorne wystąpienie premiera, jego czas uzgadnia z wydawcami »Raportu dnia«
tak, by możliwie największe fragmenty ukazały się na antenie”.
Pytania o
Szczyrk
Poniedziałek, 23 lutego. „Wprost”
z twarzą Durczoka na okładce. Tytuły: „Mobbing”, „Zmowa milczenia”. W artykule była
researcherka telewizyjna opowiada, jak Durczok składał jej niemoralne
propozycje i jak ją traktował w pracy, gdy powiedziała mu „nie”.
Mówi dziennikarz TVN: - Wszyscy od razu wiedzieliśmy, o kogo chodzi. Z funkcji i
z nazwiska. Ta dziewczyna już nie pracuje. Była jedną z przesłuchanych przez
komisję.
W TVN powstała
wewnętrzna komisja, która weryfikowała „rozpowszechniane publiczne
twierdzenia, że osoby zatrudnione w TVN mogły być przedmiotem mobbingu lub
molestowania w miejscu pracy”. Komisję tworzyły trzy osoby: Agnieszka Trysła, dyrektor działu HR w TVN, szef prawników stacji Marek Szydłowski
oraz adwokat Bartłomiej Raczkowski, ekspert prawa pracy, szef komisji. To oni
spotykali się z pracownikami TVN.
- Najczęściej na papierosku
słyszało się o ludziach, którzy byli wzywani - mówi nam jeden z reporterów TVN24. - Wiedzieliśmy też, kto sam się zgłosił. Z częścią ekipy
„Faktów”, z tymi, którzy już nie pracują, komisja spotykała się w mieście.
Mieli olbrzymią wiedzę. Znali bardzo dużo szczegółów. Wypytywali o treść
SMS-ów. O daty, o wydarzenia. Pytali: kto dostawał SMS-y od Durczoka? Znaną
prezenterkę maglowali półtorej godziny o wyjazdy integracyjne, zwłaszcza o narciarskie
wypady „Faktów” do Szczyrku. Tam miało dochodzić do prób molestowania. Z
przesłuchań komisja robiła protokoły. W sumie przesłuchali 36 osób. Im więcej
ludzi wracało z rozmów, tym większa była pewność, że to się dla niego źle
skończy.
Obrona
Mówi pracownica działu prawnego TVN:
- Dla nas to też trauma. Wciąż słyszę pytania: nie wiedzieliście? Nie, nie wiedzieliśmy.
Zresztą, co to jest mobbing? Ludzie nadużywają pojęcia,
wydaje im się, że każda krytyka to forma przemocy. Mylą zwykły konflikt z
uciążliwym nękaniem. Wiem, że to zabrzmi strasznie, ale dla sądu, aby można
było mówić o mobbingu, nękanie i zastraszanie powinno trwać minimum pól roku.
Przesłuchiwani pracownicy stacji
najczęściej chwalą profesjonalizm mecenasa Raczkowskiego. Ale nie wszyscy się
z tą oceną zgadzają. Mówi jeden ze znajomych Durczoka z TVN: - Mecenas Raczkowski to najsłabszy punkt komisji. Do
niedawna był reprezentantem dużej firmy farmaceutycznej. A menedżerka tej
firmy jest właścicielką mieszkania, w którym Durczok miał rzekomo zażywać
narkotyki. Dla adwokatów Kamila to potencjalnie łakomy kąsek: mogliby wykazać,
że komisja była nieobiektywna. Ze ci, którzy chcieli go oczernić, wrobić w
historię z mieszkaniem i narkotykami, mieli swojego człowieka w komisji. Na
dodatek przewodniczącego. Ale - mimo że nie znam warunków, na jakich rozstał
się z firmą - myślę, że prawnicy TVN zadbali, by tego nie zrobił.
Bez sprawcy
9 marca Durczok zabiera swoje
rzeczy z TVN. Zostawia wejściówkę, telefon, a na parkingu służbowe audi.
10 marca wewnętrzna komisja wydaje
oświadczenie. „Komisja (...) zidentyfikowała przypadki niepożądanych zachowań
włącznie z mobbingiem i molestowaniem seksualnym”. Ustala, że trzy osoby
zostały narażone na „niepożądane zachowania”. Jako zadośćuczynienie TVN proponuje im sześciokrotność ich miesięcznych zarobków.
Współpracę z Durczokiem kończy ze skutkiem natychmiastowym.
Komunikat jest zgrabny i krótki.
Zamyka sprawę. Najważniejsze: nie wskazuje sprawcy. Na Facebooku
przewodniczący komisji zbiera gratulacje od znajomych.
W imieniu Durczoka jego stanowisko
rozsyła agencja PR: nie będzie komentarza, bo nie wiadomo, co ustaliła komisja
i jakie oskarżenia wysunęli przesłuchiwani. Dziennikarz TVN24: - W sumie historia z happy endem. Kamil jest w świetnej
formie. Nikt nie pyta, z iloma pensjami opuści! pokład. Co dalej ? Przez kilka
lat będzie żył zabijaniem wrogów - dziennikarzy, którzy go źle opisali.
Finansowo sobie poradzi. Do Radia Maryja raczej nie trafi. Jeden z reporterów TVN24: - Durczok odszedł w wyniku porozumienia. Co to znaczy dla
stacji? Ze sprawa jest zamknięta? Że poszkodowani sami się mobbingowali i
molestowali? Za coś takiego jak mobbing można dostać dwa lata
więzienia.
Reporterka TVN: - Dla mnie teraz ważniejsza jest inna sprawa. Kto po nim?
Program taki jak „Fakty” musi ciągnąć mocna osobowość. Trwa casting. Dwie
panie, o których plotkuje się na mieście, że mają szanse, w istocie nie mają
żadnych. Być może ma je Grzegorz Kajdanowicz, choć też nie sprawia wrażenia
pomazańca.
Adam Pieczyński? Przecież pod jego
bokiem działo się to, co się działo.
Piotr Mosak: - Ludzie w
korporacjach często machają ręką: i tak nic się nie zmieni. Nieważne, że za
pana X przyjdzie pan Y. Może będzie więcej słów na „ch”, a może na „k”.
Kto pilnuje strażników
Jeden z reporterów TVN24: - Czytam, że zachowanie TVN wyznacza dobre
standardy. Trudno zaprzeczyć, akcja z komisją na jakiś czas wyczyściła firmie
przedpole. Pytanie, co o mobbingu w „Faktach” wiedzieli przełożeni? W zespole
pracuje żona Adama Pieczyńskiego, szefa informacji. Adam jest w „Faktach”
codziennie na porannym planowaniu. Co wiedzieli o relacjach międzyludzkich w
zespole?
Inny dziennikarz: - Komisja to
świetny ruch. Wywołuje wrażenie, że szefostwo stacji dopiero z mediów
dowiedziało się o sprawie. Wszyscy wychodzą z twarzą.
A co, jeśli zachowali się przyzwoicie dopiero wtedy, kiedy już innego wyjścia
nie było?
Dr Jacek Wasilewski, medioznawca:
- Cała historia z „Faktami” przypomina znane od czasów Platona pytanie: kto
upilnuje strażników? Ci, których zadaniem jest patrzenie na ręce innym
- pilnowanie ich uczciwości, sami muszą być bez
skazy. Tu skaza pozostanie. Z drugiej strony czasem odcięcie chorej ręki
powoduje, że cały organizm może przeżyć.
11 marca, warszawska prokuratura
wszczyna postępowanie w sprawie mobbingu w TVN.
Pod domem Kamila Durczoka na Śląsku
czatują paparazzi. Dwa dni później Durczok przysyła pierwszy pozew do
„Wprost”. Chce dwóch milionów zadośćuczynienia za teksty o sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz