Nie ma śmigłowców dla
wojska, flota nie istnieje, a obronny holding, w którym PiS obsadziło krewnych
i znajomych, jest na skraju upadku. Po Antonim Macierewiczu w naszych siłach
zbrojnych zostały dymiące zgliszcza
Wojciech Cieśla
Koniec
czerwca, święto Marynarki Wojennej. Minister obrony Mariusz Błaszczak odsłania
pomnik Polski Morskiej na skwerze Kościuszki w Gdyni. Uroczystości mają
odświętny charakter, chodzi o dwie 100-letnie
rocznice: odzyskania niepodległości i obecności polskich sił zbrojnych na
Bałtyku. - Były lata zaniedbań, ale ten proces się odwrócił, gdy wygrało PiS -
zapewnia minister obrony. Stojący obok prezydent Andrzej Duda też tryska
optymizmem.
Czas na paradę powietrzną. Z warkotem przelatują tylko dwa śmigłowce, oba
radzieckiej produkcji. - Miał być trzeci, polska anakonda, ale się zepsuła -
zdradza jeden z dowódców marynarki.
Urzędnicy i prezydent oglądają pokazy z pokładu okrętu rozpoznawczego
ORP Nawigator.
Cztery dni potem Nawigator też się
zepsuje. Holowniki odstawią go do portu w Gdyni.
Tak właśnie wyglądają dziś polskie siły zbrojne.
ODWOŁANY ZA MACIEREWICZA
Dwa tygodnie przed
paradą w Gdyni na ORP Sokół, jednym z niewielu polskich
okrętów podwodnych, bandera wędruje w dół. To koniec - Sokół odchodzi ze
służby. Marynarce Wojennej pozostają jeszcze dwie 50-letnie jednostki tej
klasy. - To okręty do szkolenia załóg, a nie działań bojowych - tłumaczy nasz
rozmówca z dowództwa marynarki. - Jest jeszcze ORP Orzeł, ale w remoncie. Mamy
zestaw najstarszych jednostek w Europie. Przetargu na nowe nie będzie.
Według byłego dowódcy Centrum Operacji Morskich, emerytowanego
kontradmirała Adama Mazurka, tylko 10 proc. wszystkich polskich okrętów nadaje
się do długoletniej służby. Reszta ma już wyznaczony termin złomowania. Dwa i
pół roku po przejęciu MON przez PiS wśród marynarzy krąży żarcik: nasze
uzbrojenie wkrótce trafi na listę światowego dziedzictwa kulturowego.
Na pożegnaniu ORP Sokół przemawia kontradmirał Mirosław Mordel,
inspektor Marynarki Wojennej: - To smutny dzień. Smutny tym bardziej, że oddala
się perspektywa pozyskania okrętu podwodnego nowego typu. Jeszcze pół roku
temu, w czasie poprzedniej uroczystości, wydawało się, że to kwestia jeżeli nie
tygodni, to miesięcy.
Mordel pije do obietnic byłego ministra Antoniego Macierewicza, że już
wkrótce podpisze umowę na nowe okręty. MON przyznaje dziś, że program zakupu
się przesunął. Na kiedy? Nie wiadomo. Może ruszy za cztery lata.
Czas kontradmirała Mordela jest krótszy. Zaraz po wypowiedzi o stanie
floty zostaje odwołany.
ROSJA MIESZA W ZBROJENIÓWCE
- Polska zbrojeniówka
jest zarządzana przez wrogów państwa
polskiego - uważa gen. Waldemar Skrzypczak, który za czasów PO odpowiadał w MON
za zakup uzbrojenia. - Niech pan to koniecznie napisze! To wygląda jak
działania rosyjskiej agentury wpływu. Polska armia nie spełnia żadnych warunków,
żeby mówić o przygotowaniu bojowym. Sprzęt? Jaki sprzęt! Polska Grupa
Zbrojeniowa ma długi, wszystko, co robią, to lipa i ścierna. Zakupy amunicji leżą
na łopatkach.
Gdy w listopadzie 2015 r. resort obrony obejmuje Antoni Macierewicz,
ogłasza, że scali państwowy przemysł obronny w Polskiej Grupie Zbrojeniowej
(PGZ), popularnie nazywanej „Pegazem”. Spółki z grupy - ich zarządy i rady
nadzorcze - to polityczny łup zaufanych nowego
ministra. Do PGZ trafiają ludzie wyciągnięci z aptek, domów kultury i rad
powiatów, rodziny przychylnych PiS
dziennikarzy. Prezesem jednej ze spółek grupy zostaje szef centrum kultury,
politolog i radny PiS. PGZ zwiększa wydatki reklamowe ośmiokrotnie, wspierając
sprzyjające Macierewiczowi media, zwłaszcza „Gazetę Polską”. Gdy w Polsce
odbywa się szczyt NATO, Ministerstwo Obrony reklamuje go w mediach Tadeusza
Rydzyka. - O PGZ mówi się, że to „Polska Grupa Misiewiczów” - żartuje jeden z
zawodowych żołnierzy.
A jednocześnie straty spółek „Pegaza” sięgają już kilkudziesięciu
milionów złotych. PGZ do dziś nie ma strategii, nie ma nawet pionu sprzedaży
zagranicznej.
Jeden z wojskowych lobbystów, z wieloletnim doświadczeniem na rynku: -
Macierewicz wymyślił ideologiczny model, polegający na tym, że polska firma PGZ
będzie produkować sprzęt dla polskiej armii. Ideologia jest dobra na spotkania
w klubie „Gazety Polskiej”, w wojsku nie działa. PiS nawiązuje do tradycji, że
uzbrojenie Polski zawsze jest spóźnione o jedną wojnę. Skutek: armia od dawna
nie jest w stanie kupić nawet auta terenowego, następcy wysłużonych honkerów.
Lobbysta
ze zbrojeniówki: - Nie dość, że jesteśmy w d..., to jeszcze się cofamy.
KIERUNEK: WYDMUSZKA
Generał Tadeusz
Drewniak, były inspektor sil powietrznych: -
W przemyśle obronnym, jak to mówią, prochu się nie wymyśli. Trzeba mieć
konkurencyjny produkt. Nie da się utrzymać takiego molocha jak PGZ, jeśli
sprzedaje się sprzęt tylko polskiej armii po zawyżonych cenach. To groteska.
Pracownik PGZ: - Firma nie jest w stanie zrealizować żadnego programu
dla armii, nie mówiąc o projektach z zagranicznymi partnerami. Ludzie
Macierewicza zwolnili sto procent kadry odpowiedzialnej za główne projekty wojskowe.
Efekt całkowity paraliż głównych projektów
PGZ, wartych ok. 60 mld zł. Milionowe straty? Myślę, że to sztuczki księgowe.
Straty w PGZ idą w miliardy. Część spółek jest trwale nierentowna. Wyprzedają
wszystko, co się da. W zakładach Mesko buszuje CBA, bo firma z dziwnego powodu
kupowała proch z Bułgarii trzy razy drożej niż normalnie. Człowiekiem od
modernizacji czołgu Leopard
za parę miliardów złotych zrobili sprzedawcę z
salonu samochodowego.
Według ludzi z otoczenia Mateusza Morawieckiego, między premierem a
szefem MON trwa próba sił. Morawiecki chce, żeby sprawy ekonomiczne (m.in.
zakupy dla wojska, PGZ) przeszły pod nadzór jego urzędników.
Zmiana nadzorcy to również wygodny pretekst do wymiany zarządów spółek.
Wysoki rangą wojskowy: - Gdy pół roku temu usunęli z MON Macierewicza,
wymieniono w PGZ zarząd, radę nadzorczą. Kim ekipa Morawieckiego zastąpiła
misiewiczów, ludzi Macierewicza? Do zarządu PGZ trafił na przykład Michał
Kuczmierowski, były harcerz, który wcześniej pracował w marketingu w banku.
Mówiąc delikatnie - otworzysz okno, to nie wyfrunie. To wymiana cwaniaczków na
kosmonautów.
W PGZ krążą anegdoty o nowym prezesie PGZ, Jakubie Skibie. - Na targi w
Paryżu jeździ cały świat. Jedna z najważniejszych imprez w branży. Tam muszą
być szefowie spółek, żeby coś zdziałać, kupić, sprzedać, zwyczajnie się pokazać
- opowiada jeden z pracowników. - Ludzie z wielkich koncernów bardzo się
zdziwili, że Skiba do Paryża nie przyjechał. Na szczęście nikt im nie
powiedział, że właśnie pojechał na wakacje.
Lobbysta ze zbrojeniówki: - Żeby przetrwać i ukryć straty, zamiast
konsolidacji zrobią podział. Będą wydzielać spółki, kombinować. W dwa lata
zrobili z „Pegaza” trupa.
Z KAŁASZNIKOWA DO ISKANDERÓW
Czerwiec. Grupa
żołnierzy z 15 Pułku Przeciwlotniczego z Gołdapi celuje z karabinków w niebo. To jedno z ćwiczeń obrony
przeciwlotniczej. - Pewnie celowali w ruską rakietę Iskander - śmieje się jeden z wojskowych. - Widziałem zdjęcie z
tych ćwiczeń, przecież to jest śmiech na sali. Obrona przeciwlotnicza leży,
obrony przeciwrakietowej zwyczajnie nie ma.
- Jaki jest stan polskiej armii? - głośno wzdycha generał Tadeusz
Drewniak. - Nie ma ciągłości instytucjonalnej, każda następna ekipa traktuje
wojsko jak ziemię jałową. To tak, jakby miał pan warsztat i kupował zestawy
narzędzi w kilku sklepach. Potem nic do siebie nie pasuje i nic z niczym nie
gra.
Wojskowi, z którymi rozmawiamy, uważają, że sztandarowy pomysł Antoniego
Macierewicza, czyli Wojska Obrony Terytorialnej, ma sens. Ale wykonanie jest
gorzej niż fatalne. - To pospolite ruszenie, potencjalna partyzantka w czasach
wojny. Ale wielu z tych ludzi jest bardzo aktywnych na portalach społecznościowych.
W przypadku wojny i konieczności zejścia do podziemia od razu będą
zdekonspirowani - mówi jeden z naszych rozmówców.
Gen. Tadeusz Drewniak: - Czy pan by chciał, żeby w pańskiej gazecie
pisali ludzie po 26-dniowym przeszkoleniu? Ja bym nie chciał, żeby mnie tacy
ludzie bronili. Dziś młodzi ludzie pchają się do tej formacji, żeby przez WOT
dostać się do prawdziwego wojska. Ale pomysł na WOT jest chybiony, to
budowanie partyzantki na czas wojny.
Ja szanuję tradycję AK, ale AK
skończyła się wielką porażką, w powstaniu poległy setki tysięcy młodych ludzi.
Nawet w Afganistanie partyzantka nie dała rady.
Jeden z naszych rozmówców: - Nieoficjalnie wiadomo, że WOT źle
skalkulowano. Jest za drogi. Minister Błaszczak bez przekonania opowiada, że
rozwijają WOT, że powołają kilka dodatkowych brygad.
Ale faktycznie finansowanie Wojsk
Obrony Terytorialnej idzie do zamrażarki. Wycofują się też z idiotycznego
pomysłu Macierewicza, żeby uzbrajać ich w karabinki Grot, które nie dość, że
nie przeszły badań, to się przegrzewają i zacinają.
ARMIA WIĘKSZA, CZYLI MNIEJSZA
Wojskowy dowcip: jaka
jest największa jednostka w polskiej armii? Oficerowie
odesłani do rezerwy. Mówi jeden z naszych rozmówców: - Macierewicz czyścił
armię z tych, którzy choćby otarli się o PRL. Odeszła jedna trzecia korpusu
generalskiego, doświadczeni ludzie po uczelniach NATO, amerykańskich, po
Iraku, Afganistanie, Kosowie. Nie byli w stanie pracować z Macierewiczem. Ale
wysocy szarżą oficerowie wciąż zrzucają mundury. Kiedyś odchodzili, bo nie
mogli działać pod rządami misiewiczów. Dziś odchodzą, bo Błaszczak nie rozumie
armii. Obsadza najważniejsze stanowiska w MON cywilami z Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych, gdzie przedtem rządził. Ci nie ufają nikomu poza sobą.
Gen. Tadeusz Drewniak: - Minister nie musi być specjalistą od armii.
Musi umieć dodawać dwa do dwóch. Tymczasem propaganda zastępuje fakty. Słyszę,
że mamy podnieść liczebność armii do 200 tysięcy ludzi. Za co? Nie stać nas na
podwajanie armii. Polska nie ma koncepcji obrony państwa. Nie wiemy, co będziemy robić za trzy, pięć, osiem lat. Co jest
priorytetem? Patrioty? Flota? Co faktycznie jest najważniejszym zakupem dla
Wojska Polskiego? Dlaczego w kluczowych programach zakupu uzbrojenia nic się
nie dzieje?
Na koniec 2017 r, liczba żołnierzy zawodowych nie tylko nie przekroczyła
stu tysięcy, ale była niższa niż rok wcześniej. Jest ich nawet mniej niż w
końcówce 2015 roku, kiedy to PiS obejmowało rządy.
UCIECZKA Z PŁONĄCEGO CZOŁGU
Czerwiec, minister
Mariusz Błaszczak wizytuje 25 Brygadę Kawalerii Powietrznej w Nowym Glinniku. Razem z żołnierzami ogląda mecz Polaków na
mistrzostwach świata. Pozuje do zdjęć na tle rosyjskich śmigłowców, o których
już wiadomo, że jeszcze przez długie lata będą podstawowym wyposażeniem
polskich sił specjalnych.
Rząd PiS nie tylko bowiem nie kupił nowych, ale zrezygnował z kupna
francuskich caracali, wynegocjowanego już przez rząd PO. Inspektorat
Uzbrojenia, odpowiedzialny za zakupy dla wojska, ogłosił właśnie zawieszenie
składania ofert na śmigłowce dla wojsk specjalnych. W tym samym czasie Antoni
Macierewicz na spotkaniach z wyborcami opowiada, że dzięki niemu Polska ma
„trzecią armię w Europie”.
Sztandarowe programy zbrojeniowe MON opierają się na zakupach sprzętu z
USA. Jednak przy wysokim kursie dolara ministerstwo musi ciąć wydatki, Zamiast
kupować nowe, Polska będzie więc remontować przestarzałe śmigłowce - między innymi
stare Mi-14 oraz Mi-24, które służyły jeszcze w XX w. w Afganistanie.
- Armia zawodowa się zwija - uważa gen. Waldemar Skrzypczak. - Nie ma
śmigłowców dla wojska, nie ma obiecanych dronów, nie ma nawet pół okrętu.
Śmigłowce miały być dwa, cztery, dwanaście - za miesiąc, za rok. Nie ma nic. To
są Tworki, a nie Ministerstwo Obrony!
Ostatnio okazało się, że kilkadziesiąt starych czołgów- T-72,
pamiętających jeszcze czasy Układu Warszawskiego, które miała kupić Jordania,
jednak zostanie w kraju. Po modernizacji wrócą do służby. Generał Skrzypczak,
były oficer wojsk pancernych, mówi: - To jest skazywanie żołnierzy na pewną
śmierć. Takie maszyny nie mają szansy na nowoczesnym polu walki. W Iraku załogi
T-72 pierzchały z czołgów na wyścigi, żeby przeżyć. Ludzie, którzy nigdy nie
powinni znaleźć się w MON, marnują pieniądze bez żadnej konsekwencji.
Gen. Tadeusz Drewniak: - Szefowie MON mają to szczęście, że w przeciwieństwie
do innych ministrów” nikt ich nie rozlicza. Wiedzą, że to, co robią, rozliczy
dopiero wojna. A tej na razie, na szczęście, nie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz