Gdy
w Senacie rozstrzygały się losy referendum, Andrzej Duda uciekł do Juraty. Nie
chciał być twarzą porażki. A do tego, żeby się postawić Kaczyńskiemu, nie jest
zdolny
Renata Grochal
Piątek
tydzień temu. Wicemarszałek Senatu Adam Bielan dzwoni do prezydenckiego
ministra Krzysztofa Łapińskiego. Jest po rozmowie z prezesem PiS Jarosławem
Kaczyńskim.
- Właśnie wyszedłem od naczelnika. Jest decyzja, że Senat
odrzuci wniosek o referendum - Bielan
przekazuje wolę prezesa. To miał być sygnał dla Andrzeja Dudy, żeby już nie
walczył, bo i tak przegra. A jeszcze kilka dni wcześniej Duda bronił swojego
sztandarowego pomysłu rozpisania referendum w sprawie zmian w konstytucji.
Na otarcie łez prezydent dostał zapewnienie - od Bielana,
bo prezes nie zaszczycił go rozmową - że PiS nie będzie go atakowało.
UCIECZKA
Prezydent dostosował się do oczekiwań Jarosława Kaczyńskiego. Nie poszedł do Senatu, żeby
przekonywać senatorów do swojej inicjatywy. Przeciwnie. Najbardziej gorące dni,
gdy Senat debatował nad wnioskiem o rozpisanie referendum, Duda - jak ustalił
„Newsweek” - spędził nad morzem w prezydenckim ośrodku w Juracie. Wyjechał na
kilkudniowy urlop.
- Nie chciał być twarzą porażki. Dlatego w Senacie
reprezentował go wiceszef kancelarii Paweł Mucha, pełnomocnik ds. referendum -
mówi jeden z moich rozmówców. W pałacu wyjazd prezydenta utrzymywano w ścisłej
tajemnicy, żeby tabloidy nie sfotografowały głowy państwa na skuterze wodnym w
momencie, gdy rozstrzygają się losy referendum.
Współpracownicy prezydenta przekonują, że decyzję
Kaczyńskiego Duda przyjął z ulgą, bo sam - podobnie jak prezes PiS - obawiał
się klęski frekwencyjnej. Klapa referendalna utrudniłaby mu walkę o drugą
kadencję, co jest dziś jego głównym celem.
Batalia referendalna po raz kolejny pokazała słabość
prezydenta i jego otoczenia. Duda ma pretensje do Pawła Muchy, że wprowadził
go w błąd, zapewniając, że pomysł referendum cieszy się wielkim
zainteresowaniem.
- Mucha roztaczał przed
prezydentem wizje, że na dyskusjach na temat referendum, organizowanych w
różnych miastach, są pełne sale, a przychodziło 30-40 osób. Duda nie miał o tym
pojęcia - opowiada jeden z moich rozmówców.
Bliski współpracownik prezydenta - tłumaczy, że Duda poddał się w
sprawie referendum, bo nie chce wojny z PiS.
- Do Andrzeja coraz bardziej dociera, że za dwa lata są
wybory prezydenckie, a on chce walczyć o reelekcję i
ktoś musi go poprzeć.
Wojna z PiS oznaczałaby, że nie dostanie pieniędzy na
kampanię ani ludzi do pomocy. A bez tego może nie wygrać - tłumaczy mój rozmówca.
ULEGŁOŚĆ
Jak Andrzej Duda zniesie to upokorzenie? - pytam prof. Jana Zimmer- manna, który zna
prezydenta od 20 lat. Był promotorem jego magisterki, doktoratu, a później
jego szefem w katedrze prawa administracyjnego na Wydziale Prawa i
Administracji UJ.
- Nie będzie walczył. On jest za słaby, żeby walczyć - mówi
mi Zimmermann. Jego zdaniem Duda jest niezdolny do tego, żeby się postawić
Kaczyńskiemu, bo ma osobowość zależną. Dominującą cechą jest u niego uległość.
Inny wieloletni znajomy prezydenta mówi, że nie potrafi
się on zbuntować, bo bunt trzeba przetrenować w wieku nastoletnim. A Duda nie
przeżył buntu młodzieńczego, bo od dzieciństwa był podporządkowany dominującemu
ojcu.
- Zawsze musiał mieć kogoś nad sobą i dalej ma. Jest
sterowalny, nie ma swojego zdania - uważa prof. Zimmermann.
Wspomina, że kiedy Duda był jego podwładnym, było to nawet sympatyczne, bo
robił wszystko, o co on go prosił. Był grzeczny, miły i pracowity. Ale gdy Zimmermann
wystąpił w telewizji i powiedział, że Duda złamał konstytucję, bo ułaskawił
Mariusza Kamińskiego przed prawomocnym skazaniem i w nocy zaprzysiągł trzech
sędziów dublerów do Trybunału Konstytucyjnego, to prezydent śmiertelnie się
obraził. To nocne zaprzysiężenie bardzo go boli, bo - jak uważa wielu - wtedy
Kaczyński go złamał. Przez znajomych na uczelni przekazał profesorowi, że nie
chce go znać, a ojciec Dudy przysłał mu obraźliwego maila.
FRUSTRACJA
Znajomi Dudy mówią, że zawsze miał syndrom prymusa. Chciał błyszczeć, wyróżniać się wśród pracowników
katedry. Dlatego zaprzyjaźnił się z Zimmermannem. Nawet żona profesora zwróciła
kiedyś uwagę, że Duda mu się podlizuje, bo gdy chorował, to przywoził mu do
domu sernik. - Żona profesora zdziwiona pytała: jaki inny asystent przywozi ci
ciasto? Ale jemu to wydawało się miłe - opowiada mój rozmówca. Dodaje, że Duda
chciał błyszczeć jako wykładowca i rzeczywiście jego zajęcia wyróżniały się na
tle innych.
Dlatego dziś tak bardzo frustruje go świadomość, że
przejdzie do historii jako prezydent partyjny i niesamodzielny. Po trzech
latach prezydentury nie ma żadnego dużego projektu, którym mógłby się
pochwalić. Problemu kredytów frankowych nie udało mu się załatwić, chociaż
obiecał to w kampanii. Nie ma też sukcesów w polityce zagranicznej, choć prezes
PiS dał mu w tej kwestii sporą wolność. Kaczyński proponował mu nawet, żeby
jeździł na szczyty Rady Europejskiej, z czego Duda nie skorzystał.
Były prezydent Aleksander Kwaśniewski zwraca uwagę, że
polska polityka zagraniczna kieruje nas na margines, a jak ktoś jest na
marginesie, to nie może być poważnym partnerem dla innych. - Cała koncepcja
PiS polega na tym, żeby wzmocnić relacje z Ameryką, a osłabić z UE. Ale te niby stosunki
z Ameryką, które chcieliśmy wzmacniać, osłabiliśmy słynną ustawą o IPN, do
czego przyczyniła się pasywna rola prezydenta. Teraz musimy odrabiać straty,
a nie budować coś, co byłoby nową jakością - podkreśla Kwaśniewski. Także w
relacjach z UE prezydent jest właściwie nieobecny. Pusta okazała się lansowana
przez Dudę koncepcja Międzymorza. Także w sprawach stosunków
polsko-ukraińskich prezydent przestał być patronem, jak niegdyś jego
poprzednicy.
Referendum konstytucyjne miało być próbą pokazania, że
Duda ma polityczną inicjatywę i nie jest tylko notariuszem, który podpisuje
ustawy podsuwane mu przez PiS. To była próba wyjścia z roli Adriana z „Ucha
prezesa”, który siedzi na krześle przed gabinetem Kaczyńskiego i czeka, aż
zostanie wpuszczony do środka. Prezydent zgłosił pomysł referendum w maju 2017
r., gdy podejmował nieśmiałe próby wybicia się na niepodległość. Zawetował
ustawę o Regionalnych Izbach Obrachunkowych, która miała umożliwić PiS
przejęcie samorządów, a później dwie ustawy sądowe, co doprowadziło do wojny z
Kaczyńskim.
- Było parę takich nieporadnych zrywów. Dwa weta sądowe,
ale bez trzeciego weta w sprawie ustawy o sądach powszechnych - to kompletnie
nie miało sensu, bo Duda pozwolił na czystkę kadrową w sądach. Było wzywanie
do jedności i zgody narodowej, bardzo płomienne, jak to zwykle bywa u Dudy, ale
potem nic za tym nie poszło. Co jakiś czas przychodzi mu refleksja, że może by
coś jednak zrobić samemu. Ale po chwili dochodzi do wniosku, że jest
za słaby, nie daje rady - mówi
znajomy Dudy z UJ. Dodaje, że gdy prezydent ogłosił pytania referendalne,
ludzie na uczelni pukali się w głowę.
- Dla prawnika, a on jest naprawdę dobrym prawnikiem, to
był jakiś koszmar. Ja się za głowę łapałem, co to są za pytania! Kto mu to
doradził! - irytuje się mój rozmówca.
Na UJ zastanawiają się, co Andrzej Duda zrobi po
prezydenturze. - Wróci tutaj na asystencki etat i będzie parzył kawę
profesorom? A może będzie chciał zostać rektorem, co umożliwi mu nowa ustawa
Gowina - spekuluje jeden z profesorów.
OBLĘŻONA TWIERDZA
Krakowscy znajomi uważają, że Duda i jego żona źle się
czują z tym, że elity ich kontestują, chociaż sami należą do elit.
Oboje pochodzą z profesorskich rodzin. Jednak odkąd prezydent zaczął łamać
konstytucję, krytykuje go większość prawniczych autorytetów.
- Oni mają syndrom oblężonej twierdzy. Uważają, że wszyscy
ich atakują. Dlatego tak nerwowo zareagowali, kiedy w KFC kobieta zapytała
Dudę, dlaczego łamie konstytucję - opowiada jeden z moich rozmówców. Żona
prezydenta, Agata Kornhauser-Duda, agresywnie zaatakowała tę kobietę,
żądając, żeby podała konkretne artykuły konstytucji, które łamie głowa
państwa, a filmik z tego zajścia trafił do internetu. Duda nie boi się
Trybunału Stanu. Wśród znajomych powtarza, że jeszcze żaden polityk po 1989 r.
nie został skazany przez TS.
Według części rozmówców prezydentowa nie cierpi dziennikarzy
jeszcze od czasów krakowskich, gdy nie spodobał jej się tekst jednej z gazet.
Dlatego nie udziela wywiadów i nie umawia się z dziennikarzami. Gdy w Sejmie
odwiedziła protestujących niepełnosprawnych i ich rodziców, miała pretensje,
że jej wejście sfilmowały kamery.
- Miało nie być kamer! - rzuciła do protestujących.
Do tej pory prezydentowa miała opinię zdystansowanej
wobec polityki, a niektórzy twierdzili, że jest krytyczna wobec PiS i tego, co
robi Duda. Tabloidy pisały nawet, że jeśli Duda wygra drugą kadencję, to żona
nie będzie z nim mieszkać w pałacu, tylko wróci do rodzinnego Krakowa. Jednak
współpracownicy Dudy zapewniają, że to bzdura. Małżeństwo jest udane, a ataki
na Dudę jeszcze bardziej parę prezydencką do siebie zbliżyły. Prezydent po
kilka razy dziennie dzwoni do żony i tłumaczy się z najmniejszego spóźnienia. A
pierwsza dama coraz lepiej czuje się w swojej roli. Chętnie jeździ z mężem w
zagraniczne delegacje, a w kraju odwiedza domy dziecka i szkoły.
Krytykowany w Warszawie Duda odreagowuje na prowincji.
Dlatego tak często jeździ do miast powiatowych. Od początku kadencji odwiedził
ponad 60 powiatów. Tam go kochają, bo często jest pierwszym politykiem, który
ich odwiedził od lat. Duda chętnie tam przemawia i to właśnie z tych wyjazdów
pochodzą jego najbardziej agresywne wystąpienia. Jak twierdzą moi rozmówcy,
Duda, podnosząc głos, dodaje sobie odwagi i pokrywa swoją nieśmiałość, która
idzie w parze z uległością. Jego koledzy z UJ dorzucają do tego jeszcze jedno.
- Duda jest histerykiem. Podczas tych przemówień widać, jak
sam się nakręca swoimi słowami. Gdy jeszcze pracował na UJ, wiele rozmów z
Zimmermannem kończyło się krzykiem. Potrafił uderzyć pięścią w stół i trzasnąć
drzwiami - opowiada krakowski naukowiec. Wspomina, jak kiedyś Zimmermann,
przeciwnik PiS, skrytykował prezydenta Lecha Kaczyńskiego, u którego Duda był
wówczas ministrem.
- Andrzej krzyczał: „Ja sobie wypraszam! Lech Kaczyński to
jest wspaniały człowiek!” i wybiegł z gabinetu, trzaskając drzwiami. Ale po
godzinie wrócił i przeprosił, że się uniósł - opowiada mój rozmówca.
KAPITULACJA
Podobnie jest w polityce.
Po krótkiej kłótni w rodzinie Duda skapitulował. Chociaż początkowo postawił
się Kaczyńskiemu w sprawie sądów, to ostatecznie dał się PiS ograć. Dziś to on staje się twarzą demolki Sądu
Najwyższego, bo to jego rękami PiS odwołuje pierwszą prezes. Duda wrócił też
do podpisywania taśmowo PiS-owskich ustaw. Bez szemrania podpisał nowelizację
ustawy o IPN, przeciwko której protestowały Izrael i Stany Zjednoczone.
Parafował też ustawę o obniżeniu wynagrodzeń parlamentarzystów, której PiS
potrzebowało, żeby zażegnać kryzys wizerunkowy po aferze z nagrodami, a także
zaostrzenie kar dla posłów, które uderzy w opozycję.
Według moich rozmówców, w zamian prezydent uzyskał
zapewnienie Kaczyńskiego, że PiS poprze go na drugą kadencję. Prezes dał to
zresztą do zrozumienia w wywiadzie dla prawicowego tygodnika „Sieci”.
- Gdyby mnie panowie zapytali, kto będzie naszym kandydatem
na prezydenta w roku 2020 roku, tobym powiedział, że obecny prezydent. Ale ta
decyzja będzie oczywiście oficjalnie podjęta przez radę polityczną lub kongres
partii - powiedział braciom Karnowskim. Oczywiście, gdyby Duda się zbuntował,
prezes w każdej chwili może zmienić decyzję. Ale bliski doradca Kaczyńskiego
mówi, że PiS nie ma innego kandydata na urząd prezydenta. Mateusz Morawiecki
chce być premierem, jeśli PiS wygra wybory w 2019 r. Z kolei Beata Szydło
skompromitowała się nagrodami dla ministrów. Poza tym chce kandydować do
europarlamentu. A Duda przez ostatnie trzy lata udowodnił, że jest prezydentem
idealnie skrojonym dla Kaczyńskiego, który nie lubi dzielić się władzą. Moi
rozmówcy dodają, że Duda zdał sobie sprawę ze swojej słabości. Nie udało mu
się zbudować w Kancelarii Prezydenta silnego zaplecza. Małgorzatę Sadurską,
szefową kancelarii, która była wtyczką Nowogrodzkiej, zastąpił Haliną
Szymańską, byłą wiceszefową Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa,
nie- związaną z centralą PiS. Ale Szymańska szybko zaprzyjaźniła
się z prezes Trybunału Konstytucyjnego Julią Przyłębską, szukając dojść do
liderów PiS.
- Czy Duda prowadzi jakąś politykę, grę o wpływy? Nie. Nie
ma swoich ludzi w spółkach, służbach specjalnych, chociaż opiniuje ich szefów.
W takiej sytuacji nikt nie będzie się na niego orientował - mówi jeden z jego
współpracowników.
Według Aleksandra Kwaśniewskiego, żyjemy w chorym
systemie, dlatego że ani prezydent, ani premier nie może wypełniać swojej roli
konstytucyjnej, bo centrum władzy jest pozakonstytucyjne.
- Ono jest partyjne. To przypomina wypisz wymaluj to, co
mieliśmy w przeszłości, czyli pierwszego sekretarza partii, który jest
najważniejszym politykiem w kraju, i wypełniających wolę partii przewodniczącego
Rady Państwa, premiera oraz ministrów. Wróciliśmy głęboko do przeszłości,
moim zdaniem niedobrej - podsumowuje Kwaśniewski.
Ale budowę normalnych relacji między prezesem a
prezydentem utrudnia nie tylko różnica wieku, doświadczeń czy hierarchii w
obozie prawicy. Jarosław Kaczyński nie jest zainteresowany
wielką popularnością Andrzeja Dudy. Dla niego jedynym prezydentem, który powinien
cieszyć się uznaniem, jest Lech Kaczyński. I nikt nawet nie powinien myśleć o
tym, żeby z nim konkurować.
Jest czwartek. Zaledwie dzień po odrzuceniu przez Senat
wniosku o referendum Andrzej Duda podpisuje piątą nowelizację ustawy o Sądzie
Najwyższym, która przyspieszy wymianę pierwszego prezesa SN. Podpisał, nie
ruszając się z Juraty. Dzięki temu był daleko od protestujących przed pałacem
prezydenckim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz