wtorek, 17 lipca 2018

Polski problem dla Polaków



Mick Jagger nie zatrzyma Kaczyńskiego, mogą to zrobić tylko sami Polacy

Od kiedy Wałęsa poprosił lidera Stonesów, aby ten wystąpił w obronie niszczonych przez Kaczyń­skiego, Dudę i PiS polskich sądów, a ten powie­dział w czasie koncertu w Warszawie: „Jestem za stary, by być sędzią, ale jestem dość młody, by śpiewać”, w polskim internecie rozgorzała wojna.
   Z jednej strony na Lecha Wałęsę i Micka Jaggera wyla­ła się fala najgorszego prawicowego hejtu. Jagger oberwał jako narkoman, satanista, czołowy reprezentant „dekaden­cji i zepsucia liberalnego Zachodu”. Wałęsa – tradycyjnie - jako „zdrajca narodowej i katolickiej Polski, który szuka pomocy u obcych”. Dziennikarz TVP INFO Krzysztof Świą­tek - choć zdecydowanie mniej inteligentny od Jerzego Ur­bana - próbował jednak ścigać się z dawnym rzecznikiem stanu wojennego w sztuce dezinformacji, stwierdzając po prostu, że „Mick Jagger poparł przenoszenie sędziów Sądu Najwyższego w stan spoczynku i zachęcił profesor Gersdorf do śpiewania na emeryturze”. Równie jak Świątek dowcipny szef MSWiA Joachim Brudziński wybrał sobie bardziej wy­równanego przeciwnika, pisząc na Twitterze: „Nawet Just­in Bieber może nas krytykować, a my będziemy robić swoje”.
   Z drugiej strony, wielu bojowników liberalnej Polski po­traktowało Jaggera niemal jako ostatnią deskę ratunku przed PiS. Ich zdaniem największa żyjąca gwiazda rocka potrafi powstrzymać Kaczyńskiego, obronić polskie sądy i polską demokrację, zwrócić na nas uwagę całego Zachodu i sprowadzić odsiecz.
   Otóż nie potrafi, bo nie od tego jest. Mick Jagger specja­lizuje się przede wszystkim w rock’n’rollu. Mówił o tym na­wet w Hawanie Fidela Castro, powtórzył to w Warszawie Kaczyńskiego.

ROCKOWA HISTORIA POLSKI
Oczywiście każdy koncert Stonesów w Polsce był inny - począwszy od pierwszego ich występu w warszaw­skiej Sali Kongresowej w 1967 roku.
   Ten pierwszy koncert, choć nie padło wówczas ani jed­no słowo politycznej aluzji (jeśli nie liczyć „I can’t get no satisfaction, no, no, no...”), stał się oddechem świeżego po­wietrza w zatęchłej PRL-owskiej chałupie, którą Gomułka i Moczar zarządzali z taką samą subtelnością, z jaką dzisiaj zarządzają Polską Kaczyński i Rydzyk. Występ The Rolling Stones w Sali Kongresowej odpalił między Odrą a Bugiem hipisowską kontestację - główną dla młodych Polaków i Polek drogę ucieczki przed przaśnością narodowego ko­munizmu. W tłumie młodych ludzi przed Salą Kongreso­wą było pewnie wielu studentów i licealistów, którzy parę miesięcy później, w Marcu 1968 r., palili „Trybunę Ludu” i uciekali przed pałkami „golędzinowców” na Krakow­skim Przedmieściu. Esbecy i milicjanci bronili moralnego zdrowia polskiej młodzieży przed „zepsuciem liberalnego Zachodu” z równym zapałem, z jakim dziś czynią to publi­cyści prawicy.
   Później The Rolling Stones jeszcze dwa razy przyjechali do Polski. Oba te razy były już po zmianie ustroju - w 1998 roku byli w Chorzowie, a w 2007 roku znowu w Warszawie. Ponieważ tamte koncerty odbywały się w spokojnych i nor­malnych czasach, nikt nie zaciągał Jaggera do polityki - ani do polskiej, ani żadnej innej.
   To, że dzisiaj jesteśmy znów bliżej roku 1967 i koncert The Rolling Stones ponownie stał się tematem politycz­nym, mówi wiele o powrocie do przeszłości, jaki zafundowa­ło nam PiS.

ZA SŁABI NA JAGGERA
Trudno się dziwić, że Rolling Stonesi w Polsce Ka­czyńskiego znów zaczynają odgrywać rolę taką, jaką odegrali w Polsce Gomułki. Są otwartym oknem, oddechem, siłą (choć raczej z gatunku soft power) przychodzącą z ze­wnątrz, niezależną od polskiej prawicy i polskiego Kościoła. Odkąd PiS przejęło władzę w Polsce, kolejne festiwale rocko­we i koncerty polskich zespołów rockowych są odwoływane, jeśli tylko lokalni politycy PiS i proboszczowie nauczający w duchu Tadeusza Rydzyka uznają, że to demoralizuje mło­dzież albo jest promocją satanizmu. Podobnie jest zresztą w polskich teatrach i polskich galeriach. Nergal czy Klata - to nie stanowi dla PiS-owskich polityków i publicystów więk­szej różnicy. Oni nie zajmują się w rzeczywistości kulturą - interesuje ich tylko wojna kulturowa.
   W ten sposób został właśnie odwołany Metal Doctrine Festival w Piekarach Śląskich, gdzie 11 proboszczów pod­pisało list przeciwko tej „promocji satanizmu” i „obcej Po­lakom estetyce”. Wsparł ich śląski poseł PiS Jerzy Polaczek i nie było o czym gadać.
Roman Kostrzewski z grupy Kat (ten jeden z najważ­niejszych zespołów polskiego heavy metalu też miał wy­stąpić na Metal Doctrine Festival) tak to skomentował: „Urodziłem się w Piekarach Śląskich. W nędznych bara­kach przy ul. Londnera, gdzie mieszkała moja matka, nigdy nie widziałem żadnego księdza wspierającego tamtejszą biedotę”.
   W tym samym czasie PiS uniemożliwiło koncert kilku ze­społów rockowych w Rzeszowie. Najpierw „promocję sata­nizmu” zaatakowali radni tej partii, a kiedy organizatorzy się nie ugięli, „nieznani sprawcy” przecięli rury zapewnia­jące dopływ wody do klubu, w którym miał się odbyć kon­cert. Zaraz po tym na miejscu pojawił się sanepid, który zamknął klub jako niespełniający norm sanitarnych. Ten sojusz „nieznanych sprawców” z pisowskim państwem bezprawia jako żywo przypomina czasy PRL.
   Jednak na Stonesów - a zwłaszcza na ich fanów - polity­cy PiS i proboszczowie Rydzyka ciągle są za słabi. Stąd ten internetowy hejt prawicy i stąd nadzieje liberalnej Polski na odsiecz Micka Jaggera.

POLSKA DLA POLAKÓW
Sławomir Mrożek napisał kiedyś wyjątkowo złośli­we (nawet jak na niego!) opowiadanie „Ostatni husarz”. Jego bohater Lucuś jest klasycznym oportunistą. Trzę­sącym się przed komunistyczną władzą, wiecznie niedoj­rzałym, „zaopiekowanym” przez matkę i żonę. Gdy nasz „ostatni husarz Lucuś” zdecydował się w końcu na bez­pieczny bunt, „wszedł w sam środek krzaków i napisał pa­tykiem na śniegu »generał Franco wam pokaże«. Wrócił do domu. Tego wieczoru długo stał przed lustrem, sprawdza­jąc, czy do jego ramion nadawałyby się orle skrzydła”.
   Lucuś jest duchowym tatą dziesiątków współczesnych prawicowych polityków i publicystów. Tchórzy udających brutali, gdy jest to bezpieczne - od Rafała Ziemkiewicza po Zbigniewa Ziobrę. Tyle że teraz Jarosław Kaczyński dał Lucusiom władzę, więc swoje odwieczne: „generał Franco wam pokaże” mogą wykrzykiwać przez wielką tubę pań­stwowych mediów.
   Nie chciałbym, aby liberalna Polska została doprowadzo­na - albo sama się doprowadziła - do takiego stanu, w któ­rym ostatnią formą oporu przeciwko władzy Kaczyńskiego będą wpisy na Faceebooku czy Twitterze: „Mick Jagger wam pokaże”, a nawet: „Unia Europejska wam pokaże”.
   Dwa aluzyjne zdania o polskich sądach wypowiedziane przez Jaggera ze sceny w Warszawie, o wiele bardziej jed­noznaczne antypisowskie deklaracje Bono z U2 czy ze­społu Pearl Jam, który na koncercie w czeskiej Pradze solidaryzował się z Polkami protestującymi przeciwko za­ostrzeniu antyaborcyjnego prawa, a wreszcie słowa otu­chy Davida Byrne’a na Open’erze i Massive Attack, które w tym samym miejscu wyświetlało w czasie swego koncer­tu „antypaństwowe” napisy „Wolne sądy” i „Kaczyński abdykuje za rok” - to wszystko jest miłe, ale ma ograniczony wpływ na polską rzeczywistość. Zaś Kaczyński, PiS, prawi­ca kulturowa - wszyscy oni nauczyli się takie gesty wyko­rzystywać do mobilizowania własnych ludzi, napędzanych antycelebryckim i antyzachodnim resentymentem, zawiś­cią, strachem.
   Stonesi nie obalą PiS. Tak samo jak nie obali go Bruksela. Każdy protest, każde słowo otuchy zza nowej żelaznej kur­tyny są ważne, podnoszą na duchu. Ale PiS odsuną od wła­dzy tylko sami Polacy, w kraju, mobilizując się politycznie, protestując na ulicach, głosując na partie demokratycz­nej opozycji w nadchodzących wyborach. Korzystając ze wszystkich narzędzi polskiej demokracji - dopóki jeszcze je mamy.
Cezary Michalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz