W pełnym słońcu toczy
się pełną parą nielegalna kampania wyborcza. Ale uwaga: można się poparzyć.
Podczas
majówki na plaży nad Wisłą Patryk Jaki ubrany
w kucharską czapkę serwował warszawiakom kiełbasę z grilla. Jeszcze tego
samego dnia POLITYKA zapytała biuro prasowe Ministerstwa Sprawiedliwości, kto
finansował to kulinarno-polityczne wydarzenie i ile to wszystko kosztowało?
Pytaliśmy też o to, czy wiceminister Jaki wziął na to grillowanie urlop. Biuro
prasowe nie odpowiedziało, tylko odesłało nas do trzech „najbliższych współpracowników
ministra, którzy zajmują się komisją weryfikacyjną i sprawami pana Jakiego”. Panowie wciąż przekładali termin
udzielenia odpowiedzi, w końcu odezwał się do nas sam wiceminister. Po
pierwsze, nie brał urlopu, bo codziennie pracuje do późna, więc w wyrwaniu się
na kilka godzin na spotkanie z warszawiakami nie widzi problemu. Tysiąc złotych
na kiełbaski wyłożył z własnej kieszeni, co może udowodnić.
A co z resztą? Wszystko przecież kosztuje - wynajęcie sali
w urzędzie dzielnicy czy w bibliotece miejskiej na spotkania z mieszkańcami,
kosztują nawet materiały na plansze, na których prezentuje swój program
wyborczy. Kto za to płaci? Produkcję spotu wyborczego może da się opędzić
partyjną młodzieżą w zamian za obietnicę politycznych apanaży (choć zwykle zleca
się to jednak firmom), ale zdjęcia do spotu już kupić trzeba. Co wychwycili
internauci, zwracając uwagę, że w reklamówce Patryka Jakiego zamiast
warszawskiej Pragi jest ujęcie z Pragi czeskiej, i wskazując portal, na którym
można kupić to zdjęcie.
Po kolejnej wpadce na profilu Patryka Jakiego - wrzuceniu
zdjęć płaczących Schetyny i Tuska, żeby zilustrować wpis: „Nasi przegrali z
Meksykiem”, a które okazały się zdjęciami z pogrzebu Dawida Karpiniuka, posła
Platformy, ofiary katastrofy smoleńskiej - wiceminister powiedział, że „nie
autoryzował umieszczenia wpisu z memem na swoim profilu”. Wpis zrobili - użył
takiego określenia - „moi ludzie”. Nie mówi, kim są „jego ludzie”. Tak jak nie
mówi o sztabie, tylko o „planowanym” sztabie. Bo wie, że to, co robi, jest
nielegalne.
Działacze PiS z kolei zarzucaj ą Rafałowi Trzaskowskiemu
prowadzenie kampanii poprzez liczne spotkania z mieszkańcami. Tylko od
stycznia do marca naliczyli ich 76. Wytykają jego własne słowa wypowiedziane w TVN24,
że rozpoczął kampanię. Grzegorz Schetyna odpowiada na to, że to
„towarzysko-przyjacielskie spotkania z wyborcami”, a nie kampania. A sam
Trzaskowski, że „jeśli PiS zechce mu zakazać kontaktów z mieszkańcami, to się
ośmieszy”. Inni kandydaci w boju o Warszawę też nie mogą usiedzieć spokojnie.
Jacek Wojciechowicz, były wiceprezydent Warszawy, zorganizował śniadanie
prasowe dla dziennikarzy, na którym przedstawiał swoje propozycje rozwoju
Warszawy. A kandydat PSL Jakub Stefaniak zbiera skargi i zażalenia na założonej
przez siebie stronie Jaka-warszawa. Kilka dni temu zbierał wraz z grupką ludzi
podpisy po d projektem „emerytury bez podatku”. To „jego ludzie”?
Politycy nie widzą problemu
Oficjalnie nie można teraz
prowadzić kampanii wyborczej, agitacji, rozdawać ulotek. Cała legalna machina
kampanijna ze spotami, kiełbaskami i wywiadami w telewizji itp. może ruszyć w
momencie, gdy prezes Rady Ministrów ogłosi termin wyborów samorządowych, co ma
zrobić po 10 sierpnia (a wyznaczy je na 21 października). Dopiero to daje prawo
do powoływania komitetu wyborczego, sztabu i - co najważniejsze - kontroli
wydatków. Niezbędne jest też założenie konta „wyborczego” w banku, na które (i
tylko na nie) można wpłacać pieniądze na kampanię wyborczą. I to w ściśle
określonych przez Kodeks wyborczy ramach i limitach.
Dlatego już jesienią ubiegłego roku rzecznik praw obywatelskich
Adam Bodnar apelował do polityków o wprowadzenie zmian w prawie
wyborczym dotyczących „prekampanii”. Tłumaczył, że ma to olbrzymie znaczenie
dla zapewnienia przestrzegania zasady równości szans kandydatów i komitetów
wyborczych. „Działania mające znamiona agitacji, a prowadzone jeszcze przed
oficjalnym rozpoczęciem kampanii wyborczej, wynikają m.in. z zamiaru ominięcia
limitów wydatków i procedur zapewniających jawność finansowania kampanii
wyborczych, a przez to osiągnięcia przewagi nad innymi kandydatami oraz
ugrupowaniami”.
Bez reakcji. A może nawet dlatego „prekampanie” przyspieszają,
bo potem ze wszystkiego trzeba się będzie jawnie rozliczać. I za wszystko
zapłacić. Komitetom wyborczym nie wolno przyjmować korzyści majątkowych o
charakterze niepieniężnym, z czterema wyjątkami, w których komitet wyborczy
może nie płacić za pracę na rzecz jego kandydata: za rozwieszanie plakatów i
ulotek przez osoby fizyczne (do tego są wykorzystywane najczęściej partyjne
młodzieżówki), za pomoc w pracach biurowych, za nieodpłatne wykorzystywanie
przedmiotów, urządzeń, w tym aut osób fizycznych, oraz za udostępnianie miejsca
do ekspozycji materiałów wyborczych przez osoby prowadzące działalność
gospodarczą. Za wszystko inne trzeba płacić, i to z użyciem faktur. Całość
nakładów musi się znaleźć w sprawozdaniu finansowym, którego prawdziwość i
rzetelność będzie oceniała Państwowa Komisja Wyborcza.
Komitety wyborcze, ale także stowarzyszenia, fundacje, mogą
zgłaszać PKW umotywowane pisemne zastrzeżenia do sprawozdań finansowych
komitetów. Komitetów jeszcze nie ma, a zastrzeżenia do finansowania kampanii
kandydatów już są słane do PKW.
Jak informuje POLITYKĘ Krzysztof
Lorentz, dyrektor Zespołu Kontroli Finansowania Partii Politycznych i Kampanii
Wyborczych Krajowego Biura Wyborczego, do Państwowej Komisji Wyborczej
wpłynęło do dziś kilkadziesiąt informacji i pytań związanych z prowadzeniem
agitacji wyborczej przed rozpoczęciem kampanii wyborczej (pierwsze z nich już
jesienią 2017 r.). Informacje płyną z wielu stron Polski, bo wzmożenie przedwyborcze
ogarnęło już praktycznie cały kraj. W warszawskich sklepach przy kasach można
już zobaczyć pliki ulotek ze zdjęciem warszawskiego wiceburmistrza Ochoty
Krzysztofa Kruka pod nazwą „Sprawozdanie z działalności”. Lubelska Fundacja Wolność
zawiadomiła PKW o agitacji wyborczej Sylwestra Tułajewa, kandydata PiS na
prezydenta Lublina, na konferencji prasowej z udziałem wiceministra MSWiA z
PiS, który ogłosił: „Kandydatem na prezydenta Prawa i Sprawiedliwości w
Lublinie będzie młody poseł, człowiek dynamiczny”; A sam kandydat mówił, co
powinno zostać poprawione w mieście i na co będzie zwracał uwagę podczas
kampanii wyborczej. Ale też zawiadomili o działaniach
radnego z Platformy, który z kolei wywiesił przy drodze wielki baner: „Dr
Leszek Daniewski; Radny Miasta Lublin; Człowiek Lublina” z dopiskiem „Popieram
Krzysztof Żuk” oraz zdjęciem radnego z poprzedniej kampanii wyborczej.
Tajemnicze pismo, fałszywe
reklamy
Warszawskie stowarzyszenie Miasto
Jest Nasze wystąpiło ostatnio do PKW o zbadanie sprawy gazety, której
egzemplarze zasypały Warszawę na początku lipca. Na okładce ze zdjęciem
Patryka Jakiego znalazło się logo PKP Intercity i Poczty Polskiej, w środku
m.in. reklamy Alior Banku, Orlenu. Rozdawaną bezpłatnie gazetę „Warszawski
Wieczór” (format tygodnika, w stopce podano nakład 150 tys. egzemplarzy) wydano
na grubym kredowym papierze.
Gazetę kolportowano m.in. na popularnej
Patelni przy stacji metro Centrum, leżała na przystankach, stacjach, ławkach.
- Naszym zdaniem PKW powinno zbadać tę sprawę, ponieważ
zachodzi podejrzenie, że jest to nielegalne finansowanie kampanii wyborczej.
Zwróciliśmy uwagę, że Warszawa została zasypana jakąś gazetą, która wcześniej
była dla nas nieznana, której nazwisko redaktora naczelnego nic nam nie mówi i
że ewidentnie służy wypromowaniu konkretnego kandydata. To już jest poważna
sprawa, a także zaangażowane poważne pieniądze - mówi Jan Popławski z Miasto Jest Nasze. Tłumaczy, że gdy
zobaczyli te reklamy, to uznali, że spółki państwowe zaangażowały się w
kampanię wspierającą Patryka Jakiego, i podnieśli alarm. Ale spółki, jedna za
drugą, zaczęły słać dementi.
Twierdzić, że wykorzystano znaki firmowe bez
ich wiedzy i zgody. Padły zapowiedzi spraw sądowych. Zresztą okazało się też,
że od roku toczy się w prokuraturze mokotowskiej z zawiadomienia Poczty
Polskiej śledztwo w sprawie bezprawnego użycia logo w „Wieczorze”, który był
rozdawany latem 2017 r. w czasie wizyty prezydenta Trumpa w Warszawie. Na
okładce wytłuszczenia: „Warszawskie autobusy zasilane rosyjskim gazem”, „Żydówka
- córka prezydenta”, a także Mateusz Morawiecki, który „złamał opór
urzędników”. A w środku reklamy PKP, PZU, PP, PWPW i Patryka Jakiego. Z tym
wydaniem Poczta Polska poszła do prokuratury.
Teraz ludzie z Alior Banku przeprowadzili własne śledztwo w
sprawie ich reklamy, która znalazła się w ostatnim „Warszawskim Wieczorze ”, i
wyszło im, że już nie jest zamieszczana i że najprawdopodobniej została
ściągnięta z internetu. Podejrzewają, że wszystkie reklamy dużych firm miały
służyć uwiarygodnieniu pisma. - Po wycofaniu się tych spółek zrobiła się z
tego tym bardziej tajemnicza historia, bo nie wiadomo, kto to finansuje, no i
jaka realna siła polityczna za tym stoi - mówi Popławski .
Nieformalna organizacja
przedsiębiorców
Jak oszacował przedsiębiorca
(tylko tyle o sobie powiedział) Mateusz Branicki, który powiedział w rozmowie z
POLITYKĄ, że odpowiada za finanse związane z „Warszawskim Wieczorem”, koszt
wydania jednego egzemplarza wynosi 1 zł. Daje to w sumie kwotę 150 tys. zł.
Tylko za jeden numer z Patrykiem Jakim. Mówi, że wydają podobne gazety w 12
miastach, średnio po parędziesiąt tysięcy nakładu, wymienia poza Warszawą
także Lublin, Toruń, Trójmiasto, Białystok, Sokółkę. Każdy wygląda podobnie,
każdy ma w nazwie miasto i słowo „wieczór” - w sumie to jest 1,2 mln
egzemplarzy - podaje.
Wydawnictwo jest zarejestrowane w Malborku, w Krajowym
Rejestrze Sądowym ma krótką historię - tylko dwa wpisy: jeden z marca 2016 r. o
zarejestrowaniu spółki z kapitałem 5 tys. zł o nazwie „Twój Warszawski Wieczór
sp. z o. o.” I drugi, z grudnia 2017 r. o wykreśleniu
z adresu spółki nazwy ulicy z numerem, pod którym się mieści. Został zatem sam
Malbork jako siedziba spółki. Prezesem jest 64-latek bez żadnej historii
biznesowej. Mateusz Branicki na pytanie, czyje pieniądze stoją za wydawnictwem,
mówi enigmatycznie, że „ktoś jest właścicielem podmiotu, ktoś ma określone
pieniądze”, także „mamy inne branże, inne działalności, inne dochody”. W mailu
odpisał: „Kwestie właścicielsko-finansowe objęte są tajemnicą przedsiębiorstwa,
więc nie mam uprawnień, by udzielać informacji w tych sprawach. Jedyne, co mogę
powiedzieć, to że gazeta finansowana jest ze środków prywatnych, a nie
pochodzących z budżetu jednostek administracji rządowej czy samorządowej”.
Dalej odpisał, że Grupa Fort Morgeś - widniejąca w stopce redakcyjnej jako
Grupa, w której skład wchodzi wydawca - jest „nieformalną organizacją
przedsiębiorców, której jednym z członków jest wydawca gazety”. A „Informacji dot. Poczty Polskiej i PKP Intercity nie traktujemy jako
reklamy, to z naszej strony przejaw patriotyzmu gospodarczego”.
Co do samego wywiadu z Patrykiem Jakim, jako z kandydatem
na prezydenta Warszawy, sprawa też nie jest jasna. Sam Jaki, zaczepiany w
sprawie „Warszawskiego Wieczoru” na Twitterze, długo milczał, a wreszcie
spytany przed kilkoma dniami wprost, rzecz zbagatelizował. Powiedział, że ktoś
podszedł do niego podczas spotkania z mieszkańcami, powiedział, że jest z
gazety lokalnej, chwilę porozmawiali. Natomiast według redakcji pytania wysłano
mailem i tą samą drogą przyszły odpowiedzi. Pytania są miłe: czy będzie
wspierał rozwój wszystkich warszawskich klubów sportowych albo czy może
wymienić największy urzędniczy grzech Hanny Gronkiewicz-Waltz? I
na koniec prośba o „podliczenie efektów rozprawienia się państwa polskiego z
warszawską reprywatyzacją”.
Pod wywiadem podpisany jest redaktor naczelny Robert Wyrostkiewicz,
znany z kierowania portalem Archeolog oraz w kręgach eksploratorów. W 2016 r.
został zatrudniony na stanowisku kierownika w świeżo utworzonym przez PiS
Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 r. Zwolniono
go jednak po interwencji wiceministra kultury Jarosława Sellina, gdy „Dziennik Bałtycki”
ujawnił, że jest prawomocnie skazany za przywłaszczenie dokumentów z czytelni
IPN. Chodziło o usunięcie z akt przechowywanych w zasobie archiwalnym IPN
dziewięciu fotografii oraz oryginału zobowiązania do współpracy Andrzeja K. Po
czym część materiałów zgubił. Czyn ten został zakwalifikowany jako szczególny -
prokuratura IPN uznała, że nie była to „zwykła” kradzież, lecz przestępstwo z
ustawy o IPN o zniszczeniu „dokumentów pamięci narodowej”.
Patryk Jaki na potrzeby publikacji w „Warszawskim Wieczorze”
przekazał też różne swoje zdjęcia. Jak powiedział w rozmowie z POLITYKĄ
Mateusz Branicki, politycy wcale nie są tacy skorzy do rozmawiania, a jak
jeszcze nie wiedzą kto, co, gdzie, jak i czy w
ogóle, to „się czają”, Tak długie milczenie ze strony Jakiego po burzy, jaka
wybuchła w internecie w związku z jego portretem na okładce, Mateusz Branicki
tłumaczy prosto: jeśli 150 tys. ludzi przeczyta z nim wywiad, a normalnie by
go nie przeczytało, to nie sądzę, żeby mu to robiło krzywdę. Chciałbym, żeby mi
ktoś tak zaszkodził - śmieje się. A jeśli PKW uzna to za element kampanii
wyborczej? To trzeba udowodnić - odpowiada.
Bezradna PKW
PKW rozkłada ręce na wszystko, co
się dzieje. Działając tylko w trybie Kodeksu wyborczego, nie ma uprawnień do
podejmowania kroków w sprawach związanych z prowadzeniem „prekampanii
wyborczej”, która w kodeksie przecież nie występuje. „Komisja może jedynie
apelować do uczestników życia publicznego o niepodejmowanie takich działań” -
napisano w specjalnym oświadczeniu PKW. Teraz. Bo - jak zwraca uwagę dyrektor
Krzysztof Lorentz - PKW w swoim oświadczeniu zaznaczyła, że „korzystanie
przez komitety wyborcze i kandydatów uczestniczących w przyszłych wyborach z
efektów podejmowanych przed zarządzeniem tych wyborów działań o charakterze
agitacji wyborczej może zostać uznane za naruszenie zasad finansowania kampanii
wyborczej ”. A to może skutkować odrzuceniem sprawozdania finansowego komitetu
wyborczego oraz ewentualną odpowiedzialnością karną (skargę na decyzję PKW
rozpatruje Sąd Najwyższy).
Zapytaliśmy Rafała Trzaskowskiego, kandydata PO w Warszawie,
o jego koszty „prekampanijne”. Odpowiedział, że spotów nie robi, jest czynnym
politykiem, działaczem, na spotkania z mieszkańcami jest zwykle zapraszany,
więc za wynajem sali nie płaci, a słynną przenośną Ławkę Rafała do rozmów z
warszawiakami kupił za swoje, ale - jak zaznacza - kosztowała „ze dwie stówy”.
Ministra Jakiego pytaliśmy również: „Jako polityk wie Pan, że prowadzenie
obecnie kampanii wyborczej jest nielegalne, niezgodne z prawem. PKW apelowała o
jej zaprzestanie, Pan, wydaje się, to lekceważy, w każdym razie prowadzi ją Pan
dalej. Dlaczego?”. Nie odpowiedział.
Violetta Krasnowska
Sebastian Karpiniuk, swietny poseł i czlowiek...
OdpowiedzUsuń