piątek, 6 lipca 2018

Pressing, drybling, offside



Politycy ustawiają się do decydującej rozgrywki. Opozycja ma nadzieję na wyborczy hat trick: obronę samorządów, a dalej sukces w eurowyborach, który poniesie do zwycięstwa w boju o parlament. Ale władza ma pomysł na kontratak.

Teoretycznie PiS mógłby taką zagrywką pomóc Platformie: manewr ze zmianą ordynacji wyborczej do europarlamentu, którą partia rządząca zapowia­da, powinien wepchnąć lewicowe byty w Koalicję Obywatelską, ułatwić poli­tyczne targi, ziścić plan Schetyny o star­ciu dwóch bloków. Ale w polityce rzadko kiedy jest tak, jak to wygląda na pierwszy rzut oka. Wzmocnienie systemu de facto dwu partyjnego może być efektem ubocz­nym - korzystnym dla Platformy - ale przecież stratedzy z Nowogrodzkiej nie grają na umocnienie rywala. Wiedzą, że największa partia opozycyjna, na­wet w porozumieniu z Nowoczesną, jest za słaba, aby przegonić PiS, a porozumie­nie z lewicą staje się coraz trudniejsze. Bo z jednej strony jest dość bezideowe SLD - budowane w sondażach, z przewod­niczącym, który skupia się głównie na ata­kowaniu szefa PO, z drugiej zaś - niezbor­ne środowiska skupione wokół Barbary Nowackiej i Roberta Biedronia. Lewica na­wet sama ze sobą nie potrafi się dogadać, a co dopiero porozumieć z przedstawicie­lami politycznego centrum. I na to właśnie nieogarnięcie opozycji liczy PiS.
   Ale przeformatowanie zasad wybo­rów do PE tak, aby wykluczyć z podziału mandatów” mniejszych graczy, porząd­kuje też sytuację po prawej stronie: de­montuje ruch Kukiza, temperuje ambi­cje Ziobry i Gowina, a przede wszystkim sprawia, że oderwanie się od obrzeży obozu rządzącego narodowo-katolic­kiej partii pod wodzą Antoniego Macie­rewicza staje się nieopłacalne. O wyło­nieniu się przed eurowyborami nowego politycznego bytu pobłogosławionego przez ojca Rydzyka plotkuje się w sej­mowych kuluarach już od kilku tygodni. Nie bez przyczyny. - Biorąc pod uwagę to, jak traktują Antoniego, zupełnie bym się nie zdziwił, gdyby wyszedł. Wycinają jego ludzi, to są czystki - twierdzi jeden z posłów PiS.
   Wymownym przykładem jest też au­dyt działalności MON za czasów urzę­dowania Macierewicza, w który zaan­gażowano CBA - co niedawno ujawnili posłowie PO. To kolejne upokorzenie i uderzenie w byłego szefa resortu obro­ny. Może on jednak liczyć na wsparcie z Torunia. Tadeusz Rydzyk nie jest za­dowolony z polityki PiS - nie tak dawno w rozmowie z Macierewiczem na ante­nie Radia Maryja krytykował zarów­no partię rządzącą, jak i prezydenta Dudę. Groził też, że PiS może stracić jego głos. Dlatego wyłamanie się radio- maryjnej grupy polityków do ubiegłe­go tygodnia, kiedy PiS zaczął straszyć zmianą ordynacji, wydawało się cał­kiem prawdopodobne.
   W przypadku Macierewicza takie rozłamy to zresztą nic nadzwyczajne­go, w swojej biografii ma ich już kilka. A budując się na radykalnym prawico­wym skrzydle i odrywając kilka procent poparcia PiS, zyskałby karty, którymi mógłby negocjować swój powrót do wła­dzy. Nie musiałby się nawet szczególnie trudzić i rejestrować nowego ugrupowa­nia - w wykazie zamieszczonym na stro­nie PKW wciąż figuruje jego poprzednia partia: Ruch Katolicko-Narodowy (Ma­cierewicz do PiS przystąpił w 2012 r.). To typowa partia śpioch, która nie ma struktur ani pieniędzy, ale co roku skła­da sprawozdania po to, aby komisja jej nie wyrejestrowała i w razie potrzeby można ją było szybko reaktywować.

Drybling
Z pozoru taki rozłam nie byłby dla PiS groźny: strata raptem paru parlamenta­rzystów wiernych ojcu Rydzykowi, którą można wyrównać kukizowcarni, i kilku procent poparcia żelaznego elektoratu. Ale Kaczyńskiemu trudniej byłoby balan­sować na dwóch krawędziach: bić się z PO o centrum, a jednocześnie zagospodaro­wywać radykalną prawą flankę. A w przy­padku takich kontrowersyjnych dla pra­wicy ruchów jak np. ostatnie wycofywanie się obozu rządzącego z ustawy o IPN, miałby kto przejąć głosy rozczarowanych „filosemicką polityką PiS” (to najdelikat­niejszy zarzut tej strony). Do tego poja­wienie się partii narodowo-katolickiej, podnoszącej antyunijne hasła, zmusiłoby PiS do gry na eurosceptycznych nutach.
I na to właśnie liczyła Platforma.
   Tyle że prezes PiS postanowił zmienić ordynację, co zapewne pozwoli uniknąć rozłamu. - Kaczyński betonuje partię dla Brudzińskiego z Błaszczakiem i Morawieckim u boku. Tu nie tyle chodzi o to, aby PiS wygrał, ale by przetrwał przez ko­lejne lata - uważa Sławomir Neumann, szef klubu PO.
   Zmiana ordynacji może też mieć dla Kaczyńskiego jeszcze jedno znaczenie. Po wyjściu Brytyjczyków z UE frakcja Europejskich Konserwatystów i Refor­matorów, do której należy PiS, wyląduje na marginesie Parlamentu Europejskie­go. Dlatego politycy obozu rządzącego zabiegają o akces do Europejskiej Partii Ludowej (EPP), największej grupy w europarlamencie, w której są PO i PSL. Ale na to nie ma zgody: po pierwsze, dlatego że -jak argumentuje przewodniczący Joseph Daul - PiS nie szanuje praworząd­ności, po drugie, Platforma postawiłaby weto. Tyle że po kolejnych eurowyborach konfiguracja w PE się zmieni, a wprowa­dzenie większej liczby europosłów daje niewątpliwy atut w negocjacjach. W ra­zie czego pozwoli też odnaleźć się w for­macji eurosceptyków, jeśli tych po przy­szłorocznym rozdaniu przybędzie w PE.
   Z perspektywy Platformy zmiana ordynacji mogłaby ułatwić negocjacje z podmiotami, które samodzielnie nie miałyby szans: mogłyby tylko podbie­rać głosy, ale nie uzbierałyby ich tyle, aby przełożyło się to na mandaty (czy­li umyślnie lub nie wspierałyby PiS). Utrwaliłaby także koalicję z Nowocze­sną, która na razie obowiązuje na wybory samorządowe i parlamentarne. Do eurowyborów N zamierzała startować sa­modzielnie - bo łatwiej ułożyć listę, podciągnąć wynik znanymi nazwiska­mi, a poza tym, choć Nowoczesna nie ma reprezentanta w PE (powstała rok po po­przednich eurowyborach), to jednak od 2016 r. należy do europejskich liberałów z ALDE. Jak jednak udało nam się do­wiedzieć, Katarzyna Lubnauer dostała w ubiegłym tygodniu zielone światło z ALDE i jeśli okoliczności będą tego wymagały, może budować wspólną li­stę wyborczą z członkami innych frakcji.

Asysta
Również PSL, który o samorządy bę­dzie walczył samodzielnie, zdaje sobie sprawę, że zmiana ordynacji wymusza dołączenie do Koalicji Obywatelskiej.
- Nie będziemy mieli innego wyjścia. Dlatego dla nas kluczowe są wybory sa­morządowe, bo ustalą naszą pozycję negocjacyjną - przyznaje jeden z istot­nych polityków tej partii i przekonuje, że obecne sondaże nie doszacowują ludowców, pompują za to SLD. Ale we­ryfikacja przyjdzie jesienią. - Wybory samorządowe będą swego rodzaju poli­gonem, który pokaże, jak naprawdę radzą sobie wszystkie partie - mówi Katarzyna Lubnauer. - Staramy się nie konfliktować z innymi opozycyjnymi środowiskami, mimo prowokacji z ich strony - dodaje. Bo przecież zaraz po batalii o samorzą­dy trzeba będzie myśleć o wiosennych eurowyborach. A te chyba nigdy wcze­śniej nie miały tak dużego znaczenia jak teraz.
   - Eurowybory są kluczowe, bo ich wynik będzie falą: poniesie zwycięzcę do wybo­rów parlamentarnych, ponieważ między jednymi a drugimi wyborami jest niewiele czasu, raptem kilka miesięcy - tłumaczy Grzegorz Napieralski. Chodzi o tę psy­chologiczną przewagę, która wynika nawet z niewielkiego zwycięstwa nad przeciwnikiem . Przegrana zaś wywołu­je odśrodkowe ruchy: nerwowe oczeki­wania zmiany przywódcy, strategii, so­juszników. Wszystko zaczyna się sypać, a tu kolejna wyborcza batalia za pasem - najważniejsza. Dlatego w tym starciu o europarlament, w opinii senatora, trzeba wystawić drużynę „gwiazd”: po­stawić na popularne nazwiska od prawa do lewa, zostawiając w tyle partyjne za­leżności. - W tych wyborach trzeba będzie oddać bardzo dużo, aby dostać jeszcze więcej - podkreśla.
   To oczywiście ładnie brzmi, ale w zde­rzeniu z rzeczywistością może okazać się political fiction, bo wyraźnie widać, że część tzw. antyPiSu wciąż nie pojmuje powagi sytuacji i tego, co w istocie jest stawką wyborczych zmagań.

Spalony
Włodek ma jedno marzenie: wprowa­dzić SLD do Sejmu, nawet tylko z 5-proc. poparciem. Nie przejmuje się tym, czy PiS wygra czy nie. Jemu chodzi tylko o to, aby wpisano do Wikipedii, że to on ponownie wprowadził Sojusz do parlamentu, i za­pomniano aferę Rywina - twierdzi czło­nek władz SLD. - Przez sondaże urosły mu muskuły, ale jeśli w wyborach samorzą­dowych będziemy mieli tylko 5-6 proc., to będzie się musiał tłumaczyć członkom partii, dlaczego tylko tyle, skoro opowia­dał, że będzie dwa razy więcej. Dodaje, że jeśli Czarzasty nie dogada się ze Schetyną, może skończyć się tym, że lider PO zacznie wyciągać z Sojuszu i jego okolic znanych polityków, którzy dociążą z le­wej strony Koalicję.
   Jednak same twarze kojarzone z SLD to za mało. Grzegorz Schetyna rozmawia więc m.in. z Barbarą Nowacką, liderką Inicjatywy PL. Jego ludzie próbowali też dogadać się z Robertem Biedroniem, ale kiedy już im się wydawało, że wszystko jest na dobrej drodze, prezydent Słupska nagle zapadł się pod ziemię. Jak opowia­da jeden z polityków negocjujących poro­zumienie: - Dostał konkretną propozycję: my go popieramy na prezydenta miasta, on nas - w radzie miasta. Zgodził się, ale zapytaliśmy, czy da nam to na piśmie? Chcieliśmy to ogłosić 23 czerwca podczas konwencji regionalnej w Gdańsku. Ale Robert nagle przestał odbierać telefony.
   To trochę jak z oposem, który kiedy nie wie, co zrobić, udaje martwego. Tyl­ko w polityce taka labilność nie przyno­si profitów. W Platformie - jak zapewnia szef klubu - wciąż jednak liczą na po­rozumienie z popularnym prezyden­tem Słupska.

Dośrodkowanie
Integrowanie różnych środowisk i do­celowo poszerzanie Koalicji Obywa­telskiej ułatwić ma nowa strategia PO: silne zorientowanie na Europę. Pokaza­nie, jakie przełożenie na życie Polaków ma nasza pozycja w Unii, ile pieniędzy tracimy przez antydemokratyczną po­litykę PiS, jak obecna władza naraża na szwank nie tylko wizerunek Polski, ale i zagraża bezpieczeństwu państwa. Proeuropejskość ma być też elementem tożsamościowym. Na tym polu łatwiej o porozumienie w ramach tzw. szero­kiego centrum. To przeniesienie punktu ciężkości na wyższy pułap, ponad mniej lub bardziej wyraźne różnice programo­we. Postawienie na to, co łączy. Bo Polacy są przecież euroentuzjastami.
   - Europa będzie tematem przewodnim trzech kampanii: nie tylko tej przed eurowyborami, ale i samorządowej, ze wzglę­du na ograniczany budżet europejski dla Polski, oraz parlamentarnej we wszystkich wymiarach - mówi Grzegorz Schetyna.
   Platforma chce pokazać, że w odróż­nieniu od PiS jest skuteczna w pozyski­waniu unijnych pieniędzy, przypomnieć o wynegocjowanych przed pięcioma laty 106 mld euro dla Polski i pokazywać, co Polacy stracą, jeśli PiS będzie dalej rządził. I nawet jeśli uznać za niefortun­ną niedawną wypowiedź Rafała Trza­skowskiego o „odmrożeniu” pieniędzy na inwestycje w Warszawie, kiedy Plat­forma wygra kolejne wybory, to nawet Adam Hofman zauważył, że prawica nie­umiejętnie to wykorzystała i w rezultacie przysłużyła się kampanii kandydata PO „powtarzając (atakując) tezę, że jak wy­gra, to będą pieniądze z UE”.

Rzut karny
Jeśli do tego Komisja Europejska odgwiżdże spalony - w sprawie Sądu Naj­wyższego pozwie Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE, a przy tym będzie kontynuowała procedurę wynikającą z art. 7 traktatu - partii rządzącej coraz trudniej będzie kuglować. Tak jak choć­by ostatnio, kiedy próbowano przekierować uwagę na rzekomy „gigantyczny sukces” premiera w sprawie relokacji uchodźców czy możliwość zaostrze­nia ustawy antyaborcyjnej. Radykalna prawica już atakuje, że wycofanie się z ustawy o IPN oraz przyzwalanie na to, aby „Europa wtrącała się w wewnętrzne sprawy Polski”, nijak się ma do „wsta­wania z kolan”, o którym tyle mówiła obecna władza. I niezależnie od ruchów - lub bezruchów - Macierewicza może to zmusić PiS do cofnięcia się na eurosceptyczne pozycje i utwardzania skraj­nego elektoratu.
   Zresztą, jakoś partii Kaczyńskiego ten marsz po polityczne centrum, którego zapowiedzią miała być zmiana premie­ra, niespecjalnie wychodzi. Morawiecki pod względem retorycznym niewiele różni się od Szydło. A spotkania polity­ków PiS w terenie, które też miały przy­bliżać partię rządzącą do politycznego środka, szybko przerodziły się w wiece poparcia otwarte jedynie dla zdeklaro­wanych wyborców.
   Jest więc okazja, aby opozycja „prze­jęła narrację”. Według Cezarego Gra­barczyka decydujące znaczenie będzie miała wieś - zmagająca się ze skutkami afrykańskiego pomoru świń oraz suszą. Z tą opinią zgadza się też szef PO: - Je­żeli dopłaty zostaną poważnie zmniej­szone, to będzie potężne uderzenie w PiS - podkreśla.

Rzut wolny
Prezentowanie inwestycji zrealizo­wanych dzięki funduszom UE, mówie­nie o budżecie czy korzyściach z wejścia do strefy euro mogą jednak okazać się niewystarczające, jeśli kampanii nie wy­pełni się emocjami - choćby na kształt tych, które towarzyszyły referendum akcesyjnemu 15 lat temu. Bo, jak za­uważa senator Jan Filip Libicki, strategia
ukierunkowana na Europę niesie ze sobą pewne ryzyko: - Głosować pójdą też mło­dzi ludzie, którzy nie pamiętają Polski sprzed Unii, a w związku z tym nie doce­niają postępu, który się dokonał.
   Młodych o ważkości wyborów ma przekonać m.in. zainicjowana przez PO pod patronatem Lecha Wałęsy Akcja WWW - czyli Wolontariusze Wolnych Wyborów. Ma ona zachęcać do obywa­telskiej kontroli przebiegu głosowania i pracy w komisjach. - Potrzebujemy 100 tys. wolontariuszy. Chcemy skana­lizować tę energię, która się ujawniła np. w ubiegłym roku podczas obrony sądów. Zależy nam, aby zaangażować w proces wyborczy ludzi, którzy nieko­niecznie chcą się zapisywać do jakiejś partii czy organizacji, ale chcieliby po­móc - tłumaczy Michał Stasiński, jeden z 16 koordynatorów, który będzie jeździł w te wakacje po swoim województwie i promował wyborczy wolontariat.
   Obywatelskie akcje są potrzebne, ale wsparcie nawet 100 tys. wolontariuszy na niewiele się zda, jeśli po stronie opo­zycji więcej będzie gwiazdorzenia niż gry zespołowej. I skończy się podobnie jak przygoda naszej reprezentacji z mun­dialem. Już za cztery lata...
Malwina Dziedzic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz