niedziela, 15 lipca 2018

Pod presją



Z nerwów nie śpią po nocach. Mają dość nazywania ich zbrodniarzami i nadzwyczajną kastą. A PiS kusi: co miesiąc kilkanaście tysięcy złotych, byle tylko odeszli z Sądu Najwyższego

Renata Grochal

Sędzia Michał Laskowski za­czyna dzień od spaceru w ogrodzie. Ale to nie jest zwyczajny ogród. Mieści się na dachu budynku Sądu Naj­wyższego przy placu Krasińskich w War­szawie. Żeby się tu dostać, trzeba wjechać windą na czwarte piętro albo wejść scho­dami (to wariant dla wysportowanych). Laskowski nie musi wchodzić ani wjeż­dżać, bo w tygodniu mieszka w hotelu dla sędziów, który mieści się na czwartym piętrze budynku SN. W weekendy wraca do rodzinnego Poznania do żony, trójki dorosłych dzieci i żółwia.
   Sędziowski hotel przypomina akade­mik. W niewielkim pomieszczeniu dwa łóżka (sędzia poprosił o dwuosobowy po­kój, by żona mogła czasem zanocować), biurko i półka z książkami. Na niej m.in. „Pogrzebany olbrzym” noblisty Kazuo Ishiguro, kryminał Marka Krajewskiego o Eberhardzie Mocku oraz poradnik „Jak zacząć biegać” Sary Kirkham.
   Sądowy ogród też jest skromny. Traw­nik, kilka alejek z widokiem na plac Krasińskich. W dalszej perspektywie biu­rowce w centrum Warszawy. Gdyby nie biało-czerwone flagi, powiewające przy tarasowych barierkach, można by za­pomnieć, że jesteśmy na dachu najważ­niejszego sądu w Polsce, który rządząca partia chce sobie podporządkować.
   W środowy poranek widać z tara­su, jak na placu przed sądem zbiera się tłum. Ludzie przyszli powitać prezes Małgorzatę Gersdorf, która za chwilę przyjedzie do pracy wbrew PiS-owskiej ustawie, przenoszącej ją w stan spoczyn­ku, co miało przerwać jej sześcioletnią kadencję zapisaną w konstytucji.
   Jeszcze w środę sędziowie brali pod uwagę, że policja nie wpuści pani prezes do budynku. I co wtedy? Przykuwanie się łańcuchami nie wchodziło w grę, bo - jak mówi jeden z sędziów - godność urzędu mogłaby ucierpieć.

O co chodzi?
- To nie jest żadna reforma sądu Najwyższego, tylko czystka kadro­wa. Porusza mnie to, że system, w któ­ry wierzę, jest niszczony. Nie wiem, o co tu chodzi. O zmianę ustroju? Może o wy­prowadzenie Polski z Unii, a może o coś jeszcze innego. Na pewno chodzi o stwo­rzenie innego systemu niż ten dotych­czasowy, z kontrolowaniem się władz. Ma być jednolite kierownictwo państwa - irytuje się Laskowski.
   On sam, podobnie jak Małgorzata Gersdorf, nominację na sędziego Sądu Najwyższego dostał z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ale jego droga do tego gmachu była inna. Gersdorf zgło­siła się do konkursu jako profesor pra­wa. On przez całe swoje życie zawodowe był sędzią. Dostał nominację sędziowską w 1990 r., już w wolnej Polsce. Zaczynał od sądów rejonowych w Chodzieży, Pile, Lesznie. Był prezesem Sądu Okręgowego w Poznaniu, później pracował w tamtejszym sądzie apelacyjnym. Gdy osiem lat temu zwolniło się stanowisko w Sądzie Najwyższym, kolega zadzwonił, żeby się zgłosił. I tak już został. To ukoronowanie jego prawniczej kariery.
   Gdy dodatkowo został rzecznikiem prasowym SN, dostał od żony esej „O wciskaniu kitu” (oryginalny tytuł „On Bullshit”) Harry’ego Gordona Frankfurta, amerykańskiego filozofa moralno­ści. Choć traktat został wydany w 1986 r., ponownie zaczęto go przywoływać w Ameryce wraz z wygraniem wyborów przez Donalda Trumpa. Może się przy­dać także polskiemu czytelnikowi - żeby nie kupował fake newsów, np. kłamliwej kampanii PiS, w której przedstawiono sędziów juko bandę złodziei.
   Laskowski mówi, że spodziewał się hej tu, ale nie aż takiego. „Laskowski, ty piździelcu, zobaczysz, co z tobą zrobi­my!”. Albo: „Za moją sprawę cię wyrzuci­my!”. To tylko nagłówki e-maili. Dalej nie czytał, bo nie chciał się zatruwać.
Gdy sędziowie Sądu Najwyższego po­jechali przedstawić swoje wątpliwości w Komisji Europejskiej, do sądu zaczę­ły przychodzić listy, że są zdrajcami.
- W Internecie były nawet głosy, że Straż Graniczna nie powinna nas wpuścić z po­wrotem - opowiada sędzia Dariusz Zawi­stowski, prezes Izby Cywilnej. Siedzimy w jego gabinecie wśród stosów czasopism i książek prawniczych. Na ścianach wiszą obrazy, które przywiózł z domu, by ocie­plić biurową atmosferę. Sędzia zwraca uwagę, że podważanie zaufania do sądów przez PiS przekłada się na coraz więk­szą zaskarżalność orzeczeń. Bo skoro nie ma zaufania do sędziów, to tym samym więcej jest spraw kierowanych do Sądu Najwyższego w ramach kasacji. A te­raz będzie jeszcze skarga nadzwyczajna, która może spowodować, że zaskarżone zostaną miliony starych orzeczeń.

Cena Świętego Spokoju
Gdy PiS przegłosowało pierwszą ustawę, która miała wysłać w stan spo­czynku wszystkich sędziów Sądu Najwyż­szego, Laskowski poszedł do prezydenta wraz z prezes Gersdorf, Zawistowskim oraz prezesem Izby Karnej Stanisławem Zabłockim, przekonywać go, żeby zmian nie podpisywał. Ale Andrzej Duda zgło­sił swoje dwa weta do ustaw sądowych na godzinę przed spotkaniem.
   - Rozemocjonowany powiedziałem mu wtedy: „Wyrazy szacunku, panie prezydencie!”. Ale dzisiaj widzę, że chy­ba byłem naiwny. Chodziło po prostu o rozładowanie emocji społecznych, bo na ulicach były tysiące ludzi - ocenia Laskowski.
   Kiedy spaceruję po Sądzie Najwyż­szym, ochroniarze pytają mnie, czy po­licja wyprowadzi z budynku Małgorzatę Gersdorf. Z kolei sędziowie, z który­mi rozmawiam, zastanawiają się: zostać czy odejść. Część uważa, że - mimo opo­ru Gersdorf - PiS i tak przejmie Sąd Naj­wyższy, podobnie jak przejęło Trybunał Konstytucyjny. Po prostu wybierze no­wego prezesa. Wcześniej Krajowa Rada Sądownictwa będzie musiała uzupełnić skład sądu z dzisiejszych 59 sędziów do 110, bo tylu potrzeba do wyboru nowe­go prezesa. Nabór na nowych sędziów już został ogłoszony. Pełna obsada to 120 sędziów. Prawdę cały obecny skład Sądu Najwyższego poparł uchwałę o tym, że Małgorzata Gersdorf pozostaje pierw­szą prezes do 2020 roku, a więc w starym składzie PiS i prezydent raczej nie znajdą sojuszników.
   Nowa ustawa obniża wiek emery­talny sędziów. Kobiety w wieku 60 lat i mężczyźni w wieku 65 lat przechodzą w stan spoczynku. Chyba że wystąpili z wnioskiem o przedłużenie orzekania, a prezydent się na to zgodzi. Ale PiS dało możliwość przejścia w stan spoczyn­ku także młodszym sędziom, którzy nie osiągnęli jeszcze wieku emerytalnego. Niejeden zastanawia się, czy z tego sko­rzystać. Ten, kto się zdecyduje, do koń­ca życia będzie dostawał około 15 tys. złotych brutto miesięcznie.
   - To trudny dylemat. Bo z jednej stro­ny zwracają się do nas różne organiza­cje, obywatele, żebyśmy zostali i bronili wartości. Ktoś nawet napisał ze Stanów Zjednoczonych, że musimy bronić in­stytucji, wytrwać, aż PiS przeminie. Ale z drugiej strony widać, co się stało w Trybunale Konstytucyjnym. Sędzio­wie, którzy tam zostali, nie mają nawet szansy wyrażać swoich przekonań. Nie uczestniczą w ważnych sprawach, cza­sem w ogóle nie orzekają, bo nie są wy­znaczani do składów. Jeśli tak miałoby być tutaj, to jaki jest sens pozostawania? - zastanawia się sędzia Laskowski.
   On ma dopiero 57 lat, więc mówi, że na razie chce zostać i zobaczyć, jak się roz­winie sytuacja. Chociaż z drugiej strony, gdyby odszedł, mógłby zająć się rodziną. Bo od ośmiu lat żyje na dwa domy. A poza tym uwielbia grać w tenisa. Puchary z za­wodów tenisowych zajmują całą półkę w jego gabinecie.

Nie Jesteśmy Wojownikami
Pytanie, które zadają sobie tu wszyscy, brzmi: jak długo profesor Gersdorf wytrzyma? W ostatnich mie­siącach miotała się od ściany do ściany. Zamykała się w gabinecie, mówiąc, że nie ma jej dla nikogo, by po chwili - gdy zo­baczyła w telewizji obrażającego sędziów posła PiS - wybiec z krzykiem, żeby wołać dziennikarzy i robić konferencję. Nie wiadomo, czy w ogóle wróci z urlopu na swoje stanowisko.
   Michał Laskowski tłumaczy, że prze­cież sędziowie to nie wojownicy: - Jeśli ktoś ma bojowy charakter, zostaje adwo­katem albo prokuratorem, tam jest walka. My mamy być bezstronni, ważyć argu­menty, a nie angażować się po którejś ze stron. A ja tak do pani psioczę na te zmia­ny, że gdy w sądzie stanie przede mną zwolennik PiS, to może powiedzieć: ale przecież Laskowski nie jest bezstronny!
   - To czemu pan psioczy? - pytam.
   - Bo wierzę w demokrację, trójpodział władzy. Chcę, żeby Polska była w UE. Znaleźliśmy się w zupełnie nowej dla nas sytuacji. Nawet w PRL tak nie było. Ata­kuje się podstawy systemu. I uznaliśmy, że skoro jest takie zagrożenie dla prawo­rządności, to musimy mówić. Milczenie byłoby nieetyczne.
   Nie może też milczeć sędzia Zawistow­ski, choć pewnie możliwość przejścia w stan spoczynku go kusi. - To byłoby wygodniejsze. Mam małą winnicę, gdzie próbuję produkować wino, i to mi daje relaks. Interesuję się historią, zbieram starocie - wylicza. Dodaje, że żona nie by­łaby zmartwiona, gdyby w wieku 59 lat przeszedł w stan spoczynku. Wróciłby do niej, do rodzinnej Legnicy. - Ale przycho­dziłem tu z założeniem, że będę pracował do siedemdziesiątki - dodaje.

Bezsenność i rezygnacja
Sędzia Wojciech Katner z Izby Cywilnej narzeka, że w takich warun­kach nie da się pracować. Kieruje Kate­drą Prawa Gospodarczego i Handlowego na Uniwersytecie Łódzkim. Był wicemi­nistrem gospodarki u Buzka i wicesze­fem NIK u Lecha Kaczyńskiego. Ale nigdy nie usłyszał tyle obelg co w ostatnich trzech latach od polityków PiS. - Jeste­śmy nieustannie obrażani. Strasznie to przeżywam. Nie mogę spać po nocach. Morawiecki mówił o zbrodniarzach w Są­dzie Najwyższym, o tym, że my tu kry­jemy jakichś dawnych sędziów, którzy skazywali w okresie stalinowskim. A prze­cież myśmy się dopiero wtedy urodzi­li, co my mamy z tym wspólnego? - pyta.
- Lech Kaczyński sam mnie namawiał, żebym szedł do SN. Uważał, że reformy powinny być prowadzone w sposób wol­ny, ewolucyjny. Wielu z nas zostało przez niego powołanych. To co? On tu powoły­wał zbrodniarzy, kanalie, kastę? Co to są w ogóle za określenia? Chyba jakaś niena­wiść, kompleksy kierują tymi ludźmi!
   Dwa lata temu napisał list do Jarosława Kaczyńskiego. Prosił, żeby nie atakować sędziów, bo to podważa zaufanie do pań­stwa. Ale odpowiedzi nie dostał. Niedaw­no był na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie rozmawiał z profesorami. - Oni się wstydzą swojego absolwenta Andrze­ja Dudy, bo przynosi wstyd najstarszej uczelni uniwersyteckiej w Polsce. Nie mogę sobie wyobrazić, że on jako doktor prawa nie zna elementarnych przepisów konstytucji - irytuje się profesor.
   Katner nie zamierza się poddać i odejść z Sądu Najwyższego. Chociaż ma 68 lat i w myśl nowej ustawy osiągnął już wiek emerytalny, to jako jedyny z sześ­ciu profesorów w Izbie Cywilnej złożył na ręce prezes Gersdorf wniosek o zgo­dę na dalsze orzekanie, bo nie chce pod­dawać instytucji. Ale z nowymi sędziami, których powoła Krajowa Rada Sądow­nictwa, sądzić nie zamierza. - Przecież skoro któryś z nas będzie orzekać z sę­dzią, który jest wskazany przez nielegal­ny organ, jakim jest KRS, to ten wyrok będzie nieważny. Niech ich się wyznacza oddzielnie. My o tym codziennie rozma­wiamy. Demoluje się jeden z podstawo­wych organów w państwie. Ja się z tym czuję fatalnie, a u innych kolegów jest to samo. Nie sypiają, budzą się w nocy. Podsądni też zaczynają patrzeć na to podej­rzliwie, skoro się chce wymienić kadry - argumentuje profesor. Jego zdaniem PiS chce przejąć Sąd Najwyższy, bo ten zatwierdza ważność wyborów.
   Sędzia Katner krytykuje także pomysł wprowadzenia do Sądu Najwyższego ławników. - My tutaj rozpatrujemy skomplikowane zagadnienia praw­ne. Oni nic z tego nie będą rozumieć - załamuje ręce.

Czy przyjdzie druga Przyłębska?
Sędziowie zastanawiają się, czy po przejęciu Sądu Najwyższego przez partię rządzącą da się w ogóle normal­nie orzekać. Czy nie będzie dyscyplinarek, skoro już teraz posłowie PiS straszyli nimi tych sędziów, którzy poparli uchwa­łę w sprawie prezes Gersdorf? Może stać się i tak, że tych, którzy zostaną, zaraz wyrzuci powołana przez PiS specjalna Izba Dyscyplinarna. No, a co z naciskami na sędziów?
   Laskowski był w składzie, który orze­kał w sprawie ekstradycji do Ameryki oskarżonego tam o gwałt reżysera Roma­na Polańskiego. Sąd Najwyższy - wbrew wnioskowi prokuratora generalnego Zbi­gniewa Ziobry - odmówił wydania Po­lańskiego. Ziobrze to się nie podobało. Laskowski: - Dla mnie najważniejsze jest, żebym mógł zachować swoje poglądy. Je­stem skłonny nawet pogodzić się z tym, że zostanę wyrzucony, jakoś przeżyję. Ale nie byłbym w stanie patrzeć w lustro, gdybym miał orzekać wbrew sobie. Lepiej być stróżem albo pracować gdziekolwiek i móc sobie patrzeć w twarz.
   Wśród sędziów krąży pomysł na spa­raliżowanie wyboru nowych sędziów, co mogłoby uratować Sąd Najwyższy. Otóż zgodnie z przepisami Krajowa Rada Są­downictwa ma obowiązek powołać kan­dydata najlepszego merytorycznie i podać, dlaczego wybrała akurat jego. Więc jak się zgłosi sędzia rejonowy de­legowany do ministerstwa i będzie kon­kurował z sędzią z sądu apelacyjnego, to rada będzie musiała uzasadnić w uchwa­le, dlaczego wybiera akurat tego z sądu rejonowego. Od tej decyzji przysługuje odwołanie do Naczelnego Sądu Admini­stracyjnego. Zanim ten sprawę rozpatrzy, może minąć nawet rok. W tym czasie Try­bunał Sprawiedliwości UE może orzec, że zmiany w SN były niezgodne z prawem.
   Ale jest i czarny scenariusz, którego obawia się wielu sędziów. Nowym preze­sem zostaje druga pani Przyłębska, czy­li osoba o wątpliwych kompetencjach, za to oddana PiS. - To ja zrezygnuję, bo mu­szę mieć szacunek do przełożonego. A po­wołanie pani Przyłębskiej i nie tylko jej, bo także pana Muszyńskiego w Trybuna­le Konstytucyjnym, to jest naigrawanie się z państwa. Coś takiego ciągle nie mie­ści mi się w głowie i ja w czymś takim nie zamierzam uczestniczyć - mówi mi prof. Katner. I nie jest w tym odosobniony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz