Partia Kaczyńskiego zaczęła
trwonić wielkie poparcie, jakie ma na wsi. Teraz - na rozkaz samego premiera -
trwa pośpieszna akcja ratunkowa. Uda się?
Paweł Reszka
Wieś
Dawidy, powiat Parczew. We wtorkowy poranek sytuacja robi się dynamiczna.
Inspekcja sanitarna - trzy osoby w srebrnej śkodzie - przybyła wybijać świnie. Zdrowe, ale zagrożone ASF, czyli
afrykańskim pomorem świń.
Kilkudziesięciu mieszkańców zagrodziło drogę. Niektórzy z
widłami: - Żadnego wybijania nie będzie!
Mimo przyjazdu policji („Ludzie dajcie spokój, nie
dokładajcie sobie kłopotów, a przynajmniej drogę odblokujcie”), zbuntowane
Dawidy wzięły inspektorów w jasyr.
Skoda została otoczona i zablokowana. Do czasu, aż
przyjedzie jakaś poważna władza, żeby zacząć negocjacje.
Inspektorzy weterynarze załamali ręce: - My tu mamy egzekwować
prawo! Walczyć z zarazą! I co?
Niewiele uzyskali. Siedzą w aucie strzeżeni przez
policję. Nawet na siku chodzą w asyście. Jednym słowem pat.
ŚWIŃSKA HISTORIA
Rozmawiam z panią
Edytą o wybijaniu.
Podobna ekipa była u niej już
kilka dni wcześniej.
- Ile pani wybili?
- 120 świń. Wszystko, co mieliśmy.
Szczupła blondynka po trzydziestce.
Zafrasowana. Mówi cicho, stara
się, żeby się nie popłakać.
- Żeby pan wiedział, jak szybko to poszło!
- Jak szybko?
- Sobota. Jedna maciora jakaś słaba w nogach. Ale bez
gorączki. Potem jakieś wybroczyny za uszami. U innych też wybroczyny na
brzuchu. Niektóre zwierzęta zaczynają kaszleć. Zadzwoniliśmy szybko do weterynarii.
Nie chcieliśmy ukrywać choroby.
- Co dalej?
- Weterynarz mówi: „ASF. Nie ma co czekać”. W poniedziałek
komisja. Szacowanie stada. Ocena, czy spełniamy warunki bioasekuracji. Nie
spełniasz, nie dostajesz odszkodowania. A we wtorek wybijanie.
- Jak to się odbywa?
- Dzieci wywieźliśmy do dziadków. Zjechała ekipa tych, co
zabijają. Na początek warchlaki. Pierwszy zastrzyk na ogłupienie, drugi na
śmierć. Potem tuczniki i maciory. Najpierw uderzenie prądem. Później strzał z
bolca w głowę. Kwik, krew. Potem chodzą, patrzą, czy świnia dobrze zabita. Bo
jak nie to dobijają. O 11 już byli dobrze pijani.
- Jak to?
- Pociągali z butelki po cisowiance. Ale to taka praca, że
ja się nie dziwię. Potem wrzucili świńskie truchła do kontenera na ciężarówkę,
na koniec odkazili wszystko taką chemią, że aż tynk odpadał. I sobie poszli.
- A wy?
- U nas zrobiła się wielka cisza. Nie ma świń. Zboża z pola
zwozić do stodoły nie mogę. Zakazali, bo gospodarstwo jakby zakażone.
PIENIĄDZE
Pani Edycie
odszkodowanie za wybite stado wyliczono na 60 tysięcy. Niby doskonały układ - świń, czyli też roboty przy nich,
nie ma, a pieniądze są. Ale to tylko pozory.
Po pierwsze rolnicy mówią, że odszkodowania są zbyt
niskie. Wiadomo, że zawsze będą tak mówili, ale tym razem mają poważne
argumenty. W skrócie - państwo płaci od kilograma ubitej świni. A przecież
taki warchlak czy tucznik z każdym dniem robi się cięższy i droższy. A urok
maciory nie tkwi w tym, ile waży, ale ile razy może się oprosić.
Dariusz, hodowca świń: - Dają nam pieniądze, a przecież my
musimy odtworzyć całe stado, zacząć od podstaw cykl produkcyjny.
Poza tym „dają pieniądze” to stwierdzenie niemające
pokrycia w faktach. Bo do Dawidów odszkodowania jeszcze nie dotarły. I to
irytuje chłopów. Zresztą mówienie o nich, że to „chłopi” trochę fałszuje
rzeczywistość. Trafniej mówić „przedsiębiorcy”. Mają ogromne chlewnie, sady i
zaciągnięte kredyty.
Stoimy tak w kółku i narzekamy. Obok mnie gospodarz,
któremu wybito 1200 świń, naprzeciwko inny, którego stado miało 1000 sztuk. Z
lewej właściciel 12
hektarów czarnej porzeczki.
- 5 hektarów zebrane. 7 zostanie na krzakach, bo nie ma gdzie tego sprzedawać
- mówi.
Owoce są kolejnym palącym problemem na wsi. Ceny skupu
malin, wiśni, porzeczek są tak niskie, że nie opłaca się zbierać.
Jan: - Pan się przejdzie po wsi, zobaczy. Tam sad
wiśniowy gnie się pod ciężarem owoców. Nie opłaci się zbierać. Tam puste
chlewnie. Tu porzeczki. No, dramat jakiś!
POLITYKA
Politycznie sytuacja
zrobiła się ciekawa. Partię władzy uśpiły wysokie notowania na wsi.
Poparcie dla PiS potwierdzały zwykłe badania opinii
publiczne, ale także wielki raport „Polska wieś 2018” Fundacji na rzecz
Rozwoju Polskiego Rolnictwa.
Przyjrzyjmy się przez chwilę temu raportowi.
Potwierdza on skok cywilizacyjny, jaki dokonał się na
wsi. Staje się ona coraz bardziej atrakcyjnym miejscem do życia. Liczba
ludności wiejskiej wzrasta, tak samo jak jej poziom życia. Na wsi jest coraz
lepszy dostęp do edukacji i do internetu (75 procent mieszkańców ma go w domu).
Wieś od dawna jest bastionem zwolenników PiS. Jednak
ostatnie lata przynoszą partii kompletną już dominację. Dlaczego? Socjologowie,
autorzy raportu, zwracają uwagę, że do mieszkańców wsi przemawia: „polityka godnościowa
i historyczna PiS, odwoływanie się do tradycyjnych wartości, poprawa warunków
socjalnych rodzin (program 500+), obniżenie wieku emerytalnego, a także
znaczna poprawa na rynku pracy”.
Przełożyło się to na konkretne liczby.
W lutym tego roku aż 44 procent rolników deklarowało się
jako sympatycy obozu rządzącego, tylko 9 procent jako przeciwnicy.
Albo inny wskaźnik. Na pytanie „czy polityka rządu
stwarza szansę na poprawę sytuacji gospodarczej”, w lutym 2018 r. „tak”
odpowiada 71 procent rolników. Jeszcze w grudniu 2015 r. taką opinię wyrażało
ledwie 27 procent.
Tak dobre notowania stępiły czujność PiS.
Polityk PiS: - Oczywiście zaspaliśmy. Dopiero sondaż
robiony na potrzeby partii wiosną 2018 roku pokazał, że coś jest nie tak.
Notowania się zachwiały, ludzie mówili, że nie są zadowoleni z działań rządu. A
wybory samorządowe za pasem.
Rząd zaczął ponosić spektakularne porażki. Premier w expose zapowiadał między innymi walkę o większy budżet w UE, by
rolnicy mieli większe dopłaty do swojej produkcji. Jednak budżet będzie
raczej przycięty niż zwiększony.
Podobnie było z zarazą ASF.
„Będziemy wzmacniać, wdrażać takie środki, aby ograniczyć jej
rozprzestrzenianie”, obiecywał Mateusz Morawiecki. Tymczasem w rzeczywistości
pomór szaleje tak, jak szalał.
Do tego jeszcze susza i niepokoje producentów owoców
miękkich, którzy widzą, że niskie ceny skupu i wysokie koszty siły roboczej
(spowodowane m.in. tym, że zaostrzono przepisy o zatrudnieniu cudzoziemców do
zbiorów) zniszczą im biznes.
Morawiecki w czerwcu zwolnił ministra rolnictwa
Krzysztofa Jurgiela. Ale to nie uspokoiło nastrojów. Wieś od tygodni wrze.
- Problem w tym, że PiS kompletnie nie rozumie gospodarki -
komentuje Marek Sawicki, były minister rolnictwa w rządzie PO-PSL. - Nie
zauważył choćby tego, że weszły w życie przepisy, które zniosły ograniczenia
na produkty z Ukrainy. A to dusi ceny. Z powodu suszy plony zbóż i rzepaku będą
w tym roku co najmniej o 30 proc. niższe, a ceny są porównywalne z zeszłym. Na
niektóre rzeczy można było się przygotować, a nie tylko dbać o wyborczy
wiejski socjal.
RYJSKI ŚWIŃ
W Dawidach zbliża się
południe. Już wiadomo, że dziś wybijania nie będzie. Ale przecież
inspektorzy z ekipą mogą wrócić za dzień czy dwa. Dlatego nie można ich wypuścić
ot, tak. Trwa chwiejna równowaga. Policjanci dbają tylko o to, by chłopi się
zbytnio nie zbliżali do srebrnej śkody. Chłopi zaś mają baczenie, by w
atmosferze ogólnego zrozumienia auto im nie czmychnęło.
Rozmawiamy o tym, jak premier został przez chłopów
wybuczany w pobliskim Kraśniku, gdzie odsłaniał pomnik Lecha Kaczyńskiego.
- W „Wiadomościach” to buczenie wyciszyli, ale wiemy jak
było.
- A skąd?
- Bo buczeć pojechało też pięciu od nas! - chwalą się.
Wcześniej była duża demonstracja rolników w Warszawie.
Do mediów przebiły się ledwie urywki. Jeden z antysemickim wyskokiem jednego z
mówców. Drugi z przejęzyczeniem Michała Kołodziejczaka z Unii
Warzywno-Ziemniaczanej, który machał głową tucznika, obiecując, że ten „ryjski
świń” osobiście rzuci szefowi rządu na biurko.
Kołodziejczak stoi koło mnie. W ręku megafon. Młody,
ledwie 30-letni, ale już z dużym mirem wśród rolników. Matura, 20-hektarowe
gospodarstwo nastawione na kapustę pekińską w Orzeżynie pod Sieradzem.
Porównują go do Andrzeja Leppera. Ale Kołodziejczak to Lepper XXI wieku. Z chłopami
porozumiewa się częściej przez filmy na Facebooku niż przez megafon. Nawet
teraz kręci, żeby zaraz wrzucić na stronę.
- Oglądają?
- Czasami mam kilkaset tysięcy widzów.
- A pan aż spod Sieradza. Chciało się panu jechać?
- Dwie godziny spałem.
- I pieniądze!
- Bak paliwa, kiedyś na dyskotece tyle się przepuszczało.
- A teraz?
- Teraz słabo, bo moja produkcja szła na Moskwę. Jest
embargo, więc sam pan rozumie.
Rozmawiamy o tym, dlaczego rolnicy są wzburzeni. Kołodziejczak
mówi o niskich cenach skupu: - Rolnika, jak widzi cenę w sklepie i porównuje ją
z ceną skupu, to biorą diabli. Zwłaszcza że część owoców pochodzi z Ukrainy.
Wspomina o szalejącym ASF, w ramach którego wybijane są
nawet zdrowe, ale zagrożone stada, a odszkodowania ciągle nie wpływają na
konta: - Sam pan widzi. Dramat. Przyjechała inspekcja, żeby wybić zdrowe
świnie w czterech gospodarstwach i ludzie
nie wytrzymali.
W końcu o embargu rosyjskim: - Dobrze, że pomagamy Ukrainie,
ale nie kosztem naszego rolnika. A wie pan, jaki jest skutek embarga? Rosjanie
sami rozwinęli swoją produkcję, do tego dołożyli się Ukraińcy.
Nie wykluczam, że trwale
straciliśmy ten rynek i wyhodowaliśmy sobie konkurencję, która już dostarcza
owoce do Polski.
- Jest taki ciekawy dokument „Raport o stanie wsi”...
- Znam - mówi Kołodziejczak.
- To niech mi pan powie, dlaczego PiS tak przespało sprawę?
Miało takie poparcie na wsi, a teraz co? Chłopi stoją na drodze z widłami.
Kołodziejczak patrzy na mnie badawczo:
- Bo chłop to się lubi chwalić,
a nie narzekać. Może więc nie zauważyli, że się pogorszyło? Albo to tacy
naukowcy, że źle to badali?
KONTRATAK
Kończy rozmowę,
bierze megafon i przemawia do chłopów. O partiach pseudoludowych, które rządziły kiedyś. I o
urzędnikach, którzy dziś kontynuują ich linię. Przekaz jest prosty: jest
nieufność do rządu, ale nie ma żadnej miłości do opozycji.
Jednak główna część przemowy dotyczy solidarności: -
Dzwońcie po rodzinach i znajomych, niech tu
przyjeżdżają, żeby było nas więcej.
To odpowiedź na to, że policja zadzwoniła po posiłki. A
także na nieoficjalną informację, że być może w Dawidach pojawi się kamera
Polsatu. Michał dostaje brawa.
W radiu zaś leci wiadomość, że
premier Morawiecki nakazał nowemu ministrowi rolnictwa w trybie pilnym
opracowanie programu rolnego.
Polityk PiS: - Premier widzi sondaże. Wyszedł do tych
rolników w Kraśniku i zrozumiał, że sprawa jest poważna.
- No, ale jaki program można napisać na kolanie?
- Morawieckiego nie obchodzi, czy masz czas spać, jeść,
wydalać. Chce programu, dostarcz mu program. Sprawa jest prosta: albo my coś
zaproponujemy, albo opozycja się w końcu obudzi i zwietrzy szansę.
Po kilkunastu godzinach od tej rozmowy Kancelaria Premiera
zaczyna wypuszczać za pomocą Twittera „Plan dla wsi”. Jest w nim mowa o
stworzeniu Narodowego Holdingu Spożywczego. Miałby gwarantować uczciwe ceny
skupu i być „alternatywą dla firm przejętych w ramach złodziejskiej
prywatyzacji”. Jest o większym dofinansowaniu
dla paliwa rolniczego. Jest też kilka „ambitnych” pomysłów - np. zwiększenie
żyzności gleb czy rozwijanie związanych z rolnictwem odnawialnych źródeł
energii.
Przekaz wydaje się oczywisty - rolnik ma rację i jesteśmy
z nim, a winne jego problemów są przede wszystkim spisek pośredników oraz
zachodnie koncerny, z którymi trudno konkurować. A nade wszystko zawinili
poprzednicy, którzy mieli lepkie ręce.
Rozmawiamy z posłami PiS. Pytamy, jak chcą uspokoić
sytuację na wsi.
Poseł Robert Telus: - Musimy przeciwdziałać zmowie
cenowej. Dziś jest tak, że u rolnika ziemniak kosztuje 20 gr, a ziemniak w
supermarkecie - 2,40 zł. A przecież to rolnik włożył najwięcej pracy, dlaczego
więc zarabia pośrednik? Mamy rozdrobnione rolnictwo, przez co dajemy się zmanipulować
przez spekulantów cenowych. Trzeba podjąć działania, by ukrócić tego typu
procedery.
Poseł Kazimierz Gwiazdowski: - Idzie pani do jednego ze
sklepów należących do zachodniej sieciówki, chce kupić pomidory. Z którego
kraju by pani chciała, to taki pani sprzedadzą towar. Chce pani holenderski
pomidorek? Mówią, że holenderski. Chce pani polski? Dostanie pani polski. Bo
wszystko dziś jest na jednej półce. A powinna być kontrola, by doprowadzić do
tego, że my, Polacy, będziemy spożywać polskie produkty.
Tymczasem na proteście robi się piknikowo. Chłopi
stawiają grilla. Biegają z kiełbasą do policjantów i inspekcji weterynaryjnej.
- Jedzcie. To jest dobre. Od
chłopa. Bez żadnego ASF!
Kołodziejczak dostaje zaproszenie na komisję rolnictwa.
Tylko inspektor doktor weterynarii jest niezadowolony: - Panie, ja to nie mogę
się za bardzo wypowiadać, ale widzi pan, co się tu robi.
- Co?
- Ja usiłuję wykonywać obowiązki, jakie nakłada na mnie prawo.
Mam zwalczać ASF, zarazę. A zatrzymali mnie chłopi z widłami. Policja sobie
stoi, ja sobie siedzę. No, do czego to podobne?
[ Czy poparcie dla pis na wsi spadnie? ]
Dr Tomasz Herudziński,
socjolog z SGGW
Narastające niezadowolenie
rolników ma strukturalne przyczyny. Weźmy np. rynek płodów rolnych. Mechanizmy
rynkowe odgrywają tu niewielką rolę, faktycznie jest on podporządkowany
odgórnemu sterowaniu, m.in. przez instytucje UE. Wielu rolników uważa, że na
wolnym rynku, uwolnieni od zewnętrznych ograniczeń, świetnie daliby sobie radę,
ale skoro funkcjonują w mechanizmie nierynkowym, to w większym stopniu powinni
być wspierani przez państwo. Oczekują wprowadzenia regulacji, które sprawią, że
ich praca będzie opłacalna. Jeżeli władza nie podejmie działań, które odbierane
będą jako skuteczne, to niezadowolenie społeczne będzie rosło i może zmienić
sytuację na scenie politycznej. Można wyobrazić sobie scenariusz, że starzy
wyborcy PSL kolejny raz zwrócą się w stronę tego ugrupowania, ale równie dobrze
może powstać nowa siła.
Prof.
Rafał Chwedoruk, politolog z UW
Nie dojdzie do tąpnięcia w
sondażach. Nie wyobrażam sobie, by poza lokalnymi przypadkami wyborcy ze wsi
zagłosowali na opozycję. Mimo problemów ekonomicznych w sektorze wciąż działają
strukturalne czynniki poparcia społecznego dla PiS. To choćby kwestie roli
państwa, sprawy godnościowe czy religijne.
Jednak protesty mogą odgrywać
rolę małego strumyka. I gdyby doszło do kryzysu w gospodarce, może nastąpić
demobilizacja elektoratu. Niektórzy przeszliby do PSL, ale bardziej możliwe, że
ludzie ze wsi po prostu nie pójdą na wybory.
Współpraca Marta Tomaszkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz