Sikorski? Bieńkowska?
Bielecki? A może jednak Donald Tusk? Wkrótce rozstrzygnie się, kto będzie
reprezentował Polskę w Brukseli I czy będzie to naprawdę ważne stanowisko.
Aleksandra Pawlicka Jacek Pawlicki
Znowu wszystko jest otwarte -
mówią ludzie z najbliższego otoczenia premiera.
- Gdy parę tygodni temu pojawiły
się spekulacje, że kierownik może wyjechać do Brukseli i Schetyna zgłosił chęć
przejęcia po nim partii, Tusk musiał to przeciąć. Dlatego powiedział, że
nigdzie się nie wybiera - tłumaczy współpracownik Donalda Tuska. - Najgorzej
być prawie wybranym. Prawic robi wielką różnicę.
- Czyli wyjazdu do Brukseli wciąż
nie 'wyklucza? - pytamy.
- Ostateczna decyzja jest tylko w
głowie kierownika, ale myślę, że plan na dziś jest taki: jeśli na szczycie
wszyscy zgodnie poproszą go o objęcie stanowiska, nie odmówi. To już nie
będzie wzięcie ciepłego fotela i ucieczka, ale budowanie pozycji Polski w
Europie.
Scenariusze
Oficjalny scenariusz jest na razie
inny: do Brukseli jedzie szef MSZ Radosław Sikorski. Tusk namaścił go na
polskiego kandydata na szefa unijnej dyplomacji.
- Scenariusz A jest następujący: Sikorski obejmuje stanowisko wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej UE po Catherine Ashton. Scenariusz B - Tusk zostaje przewodniczącym Rady Europejskiej, zastępując na tym stanowisku Hermana Van Rompuya. Scenariusz C wreszcie to wpływowa teka gospodarcza w Komisji Europejskiej, np. ds. energii. Wtedy polski komisarz mógłby równocześnie zostać jednym z wiceprzewodniczących Komisji - mówi nam polski dyplomata zaangażowany w proces negocjacji unijnych posad. Według niego Polska została poproszona o przedstawienie dwóch-trzech kandydatów, w tym kobiety, ale Donald Tusk zdecydował się wystawić tylko Sikorskiego. „Sikorski wg PiS jest wobec Rosji zbyt miękki, a wg unijnych polityków zbyt twardy. Wg wszystkich - kompetentny. Czyli w sam raz” - napisał premier na Twitterze.
- Scenariusz A jest następujący: Sikorski obejmuje stanowisko wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej UE po Catherine Ashton. Scenariusz B - Tusk zostaje przewodniczącym Rady Europejskiej, zastępując na tym stanowisku Hermana Van Rompuya. Scenariusz C wreszcie to wpływowa teka gospodarcza w Komisji Europejskiej, np. ds. energii. Wtedy polski komisarz mógłby równocześnie zostać jednym z wiceprzewodniczących Komisji - mówi nam polski dyplomata zaangażowany w proces negocjacji unijnych posad. Według niego Polska została poproszona o przedstawienie dwóch-trzech kandydatów, w tym kobiety, ale Donald Tusk zdecydował się wystawić tylko Sikorskiego. „Sikorski wg PiS jest wobec Rosji zbyt miękki, a wg unijnych polityków zbyt twardy. Wg wszystkich - kompetentny. Czyli w sam raz” - napisał premier na Twitterze.
Z rozmów, które przeprowadziliśmy
w Warszawie i Brukseli, wynika, że pierwszy scenariusz jest prawdopodobny w
10-20 proc., drugi - mniej niż w 10 proc. Najbardziej prawdopodobny jest więc
trzeci.
Pierwszy oznacza konieczność znalezienia
w kraju następcy Sikorskiego i w PO wymienia się dziś nazwisko Jacka
Saryusza-Wolskiego, eurodeputowanego trzecią kadencję, a wcześniej szefa komitetu
ds. integracji z UE. - Nie wiem, czy premier zdecydowałby się na taki ruch, ale
po Radku Sikorskim, który wszędzie ma otwarte drzwi, a jak nie ma, to potrafi
wsadzić między nie stopę, Saryusz-Wolski to jedyny kandydat, który ma podobny
rozmiar kapelusza - mówi polityk PO.
Scenariusz drugi, ten z wyjazdem
Tuska do Brukseli, zakłada, że Tusk zachowa przywództwo w partii, a fotel
premiera sceduje na pierwszą wiceszefową PO -
Ewę Kopacz. - W roku wyborczym premier kobieta to może być ożywcza zmiana.
Ewa, będąc marszałkiem Sejmu, zbudowała w partii silną, własną frakcję -
twierdzi nasz rozmówca.
Scenariusz trzeci - ten
najbardziej prawdopodobny - wprawia w ruch ruletkę nazwisk. Gdzie przyłożyć
ucho, tam pojawia się kolejne. Rozstrzygnięcie już wkrótce - na specjalnym szczycie UE 30 sierpnia w Brukseli, o ile
przywódcy nie poróżnią się o któryś ze stołków jak na poprzednim szczycie.
Ruletka
- Na szczytach Unii jest jak na
targu. Kiedy chce się sprzedać coś za dobrą cenę, podnosi się ją znacznie,
żeby potem zejść do oczekiwanego poziomu - tłumaczy doświadczony
eurodeputowany PO. Właśnie w myśl tej logiki Tusk zgłosił Sikorskiego na szefa
unijnej dyplomacji. Wszyscy wiedzą, że Sikorski ma niewielkie szanse, ale w ostatniej
fazie negocjacji premier w zamian za odpuszczenie posady wysokiego
przedstawiciela będzie mógł zażądać ważnej teki gospodarczej. Polskę
najbardziej interesuje energia.
Czy mógłby ją wziąć Sikorski? - Na
energii Sikorski zna się lepiej niż Niemiec Giinther Oettinger, kiedy objął
stanowisko komisarza ds. energii w 2010 roku - mówi Mikołaj Dowgielewicz, jeden
z architektów polskiej polityki europejskiej, obecnie wiceszef Banku Rozwoju
Rady Europy w Paryżu.
A jeśli nie Sikorski? Wicepremier
Janusz Piechociński (PSL) stwierdził ostatnio, że polską kandydatką na
komisarza mogłaby być Elżbieta Bieńkowska. W Platformie takie rozwiązanie
jest jednak uważane za mało prawdopodobne. I to nie ze względu na kompetencje
Bieńkowskiej, ale wręcz przeciwnie. - Zbyt ryzykowne byłoby dla rządu
pozbywanie się jej z kraju w sytuacji, gdy w kolejnych wyborczych latach będzie trzeba się chwalić sukcesami w
wykorzystaniu unijnych sukcesów - mówi poseł PO.
Ponieważ jednak wśród kandydatów
do stanowisk komisarzy brakuje kobiet, na giełdzie pojawia się także nazwisko
Danuty Hubner, obecnie eurodeputowanej, byłej polskiej komisarz w UE. - Jest
doświadczona, zna wszystkich w Brukseli, była w Komisji - wylicza jej zalety
zajmujący się polityką europejską poseł partii rządzącej. - Mogłaby dostać
nawet tekę do spraw konkurencji albo rynku wewnętrznego - dodaje. A o takie
teki, obok energii, ubiegają się duże państwa członkowskie UE, bo „tam jest
realna władza, a unijna dyplomacja to tylko prestiż” - jak mów jeden z weteranów
polskiej polityki europejskiej. W PO panuje jednak przekonanie, że Danuta
Hubner to w partii ciało obce, a do tego jest tylko urzędnikiem. - Komisarz,
który będzie tylko porządnym urzędnikiem, nie zawalczy o nic więcej. W sprawie
energii czy innym obszarze
gospodarczym trzeba mieć polityczną siłę, by móc się stawiać - mówi osoba z
otoczenia premiera i dodaje: - Hubner i Bieńkowska są politycznie za słabe,
aby forsować ważną dla Polski filozofię uniezależnienia się od Rosji i
narzucić ten sposób myślenia całej UE.
Czy premier ma jeszcze jakiegoś
asa w rękawic? - Tale, To Jan Krzysztof Bielecki. Ostatnio o nim przycichło,
ale Tusk uważa go za lojalnego partnera, który będzie się bić o interesy
Polski w UE - mówi współpracownik premiera.
Układanka
- Zarówno Van Rompuy [odchodzący szef Rady Europejskiej - przyp. red.],
jak i Juncker widzą w nowej Komisji Europejskiej miejsce dla
Sikorskiego. Nawet jeśli ktoś inny zastąpi Catherine Ashton -
zapewnia nas unijny dyplomata. - Byłoby świetnie, gdyby Sikorski został
wysokim przedstawicielem ds. polityki zagranicznej, ale jeśli przypadnie mu
inna ważna teka gospodarcza, to równie dobrze - dodaje.
W MSZ można z kolei usłyszeć, że
„minister robi co w jego mocy, aby wykorzystać swą europejską szansę”. Jako
najbardziej chyba medialny polski polityk na świecie sam prowadzi swoją
europejską kampanię wyborczą. Daje wywiady zagranicznym mediom (ostatnio dla
Fareeda Zakarii z CNN o Rosji i bezpieczeństwie Europy). Na Twitterze chwali
się zażyłą przyjaźnią z numerem dwa w Partii Konserwatywnej - Borisem
Johnsonem, burmistrzem Londynu (zdjęcie na zabytkowym motorze: Sikorski za
kierownicą, Johnson w koszu). To jasny sygnał, że Londyn jest z nim. Ważny
sygnał, bo Sikorski podpadł Brytyjczykom w aferze podsłuchowej, która
ujawniła, że prywatnie bardzo krytycznie wyraża się o brytyjskim premierze Davidzie Cameronie.
Teraz osobiste urazy mogą być odłożone
na bok. - Gdyby Cameron poparł Sikorskiego, w zamian mógłby oczekiwać, że
Polska poprze go w renegocjowaniu warunków brytyjskiego członkostwa w UE -
uważa Paweł Swidlicki, brytyjski analityk z londyńskiego instytutu Open Europe, związanego z torysami.
W UE wszyscy zdają sobie sprawę,
że Sikorski ma kwalifikacje i siłę rażenia, która mogłaby nadać stanowisku
unijnego szefa dyplomacji nową jakość. Pełniąca dotychczas tę funkcję Catherine Ashton pozostawała w cieniu szefów dyplomacji Niemiec, Francji,
Wielkiej Brytanii, a nawet Polski. Kiedy trzeba było mediować w sprawie
konfliktu na Ukrainie, do Kijowa jeździli Sikorski i Steinmeier (szef
dyplomacji Niemiec), a nie Brytyjka.
Ostatecznie szanse Sikorskiego
będą zależeć od wpasowania się w całość europejskiej układanki. Jak zauważa
Swidlicki
- Sikorski ma szanse na objęcie
upragnionego stanowiska tylko wtedy, gdy szefową Rady Europejskiej zostanie
duńska premier Helle Thoming-Schmidt (popierana przez Camerona). Dunka wywodzi
się z lewicy, Sikorski z chadecji, a to te dwie największe rodziny polityczne
w europarlamencie dzielą wpływy i władzę w UE. Przeciwko Sikorskiemu przemawia
to, że europejska układanka zakłada w tym rozdaniu odwrotny układ: teka
wysokiego przedstawiciela ma przypaść komuś z rodziny socjalistów i demokratów,
najlepiej kobiecie, a chadecy mają zastąpić Van Rompuya.
I w tym układzie rosną szanse Tuska.
Hamletyzowanie
- Tusk jako szef Rady Europejskiej
byłby łatwiejszy do zaakceptowania dla wielu krajów Unii niż Sikorsld jako
wysoki przedstawiciel - mówi Jurek Kuczkiewicz, komentator belgijskiego
dziennika „Le Soir” z Brukseli. Według niego poza afiliacją polityczną liczy
się też reputacja Polski jako kraju nawołującego od dawna do ostrzejszej
polityki wobec Rosji. Zestrzelenie malezyjskiego boeinga przez separatystów
wspieranych przez Putina
uwiarygodniło polski punkt widzenia. Tyle że,
jak dodaje Kuczkiewicz: - W Moskwie nawet największy polski gołąb będzie
postrzegany zawsze jako jastrząb, a w UE nie ma wciąż gotowości, aby iść na pełną
konfrontację z Moskwą.
Trudno oceniać szanse Tuska. Na poprzednim,
lipcowym szczycie Merkel
zaproponowała mu podobno objęcie schedy po Van Rompuyu, ale za dwa tygodnie podobna propozycja może się
już nie pojawić. Każde z brukselskich spotkań ma inną i nieprzewidywalną
dynamikę.
Z drugiej strony nasi rozmówcy w
Warszawie i Brukseli zgodnie powtarzają, że po raz pierwszy od wejścia do Unii
10 lat temu Polska ma szansę obsadzić jedno z najważniejszych stanowisk w Brukseli.
Jest bowiem zgoda, że powinno ono przypaść któremuś z nowych państw
członkowskich. Tyle że Tusk ma na tym polu rywali. Równie dobrze przewodniczącym
Rady Europejskiej może zostać jeden z byłych premierów krajów bałtyckich -
Łotysz Valdis
Dombrovskis albo - co jest dużo bardziej prawdopodobne - Estończyk Andrus Ansip.
Dlatego Tusk hamletyzuje. W kraju
zapewnia, że nigdzie się nie wybiera, a w europejskich stolicach puszcza oko.
Perspektywa odejścia w glorii polityka, którego potrzebuje Europa, jest z
pewnością kusząca. Aby jednak zagrać w otwarte karty, musi mieć 100 procent
pewności.
- Liczy się to, co Tusk ustali z
Junckerem i Van Rompuyem, który prowadzi negocjacje w sprawie posad. I
oczywiście to, co powiedzą o tym prezydent Hollande i kanclerz Merkel. Reszta
nie ma znaczenia - mówi „Newsweekowi” Dowgielewicz.
Finał
Według naszych informatorów
forsowanie jednocześnie kandydatur Tuska i Sikorskiego nie oznacza, że
nominacja jednego wyklucza drugiego. Kraj,
który obsadza przewodniczącego Rady Europejskiej, nie traci prawa do komisarza
(inaczej jest w przypadku szefa unijnej dyplomacji, gdyż ten zasiada w Komisji
Europejskiej jako jej wiceprzewodniczący). - Można więc sobie wyobrazić, że
Tusk zastępuje Hermana Van Rompuya, a Sikorski zostaje
komisarzem z gospodarczą teką - mówi źródło w Brukseli i tłumaczy, że także z
tego względu w interesie Warszawy nie leży zabijanie kandydatury Federiki
Mogherini, bo objęcie przez nią teki po Catherine Ashton zwiększa
i szanse Tuska, i wynegocjowanie ważnej teki dla drugiego Polaka.
Mogherini to wywodząca się z lewicy
włoska minister spraw zagranicznych. Na poprzednim szczycie jej kandydatura
została zablokowana przez kilka krajów z powodu zbyt miękkiego stanowiska
wobec Rosji (podczas spotkania z szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem
Włoszka mówiła m.in., że integracja europejska musi uwzględniać interesy obu
stron).
Jednym z wetujących jej
kandydaturę był Donald Tusk. Wejście w zwarcie z włoskim premierem Matteo
Renzim było wówczas elementem subtelnej strategii. Gdzie się bowiem dwóch
bije, tam trzeci korzysta. W tym wypadku trzecią była Bułgarka Kristalina
Georgiewa, dotychczasowa komisarz ds. pomocy humanitarnej i była wiceszefowa
Banku Światowego. Według informacji „Newsweeka” to właśnie ją najchętniej na
tym stanowisku widziałby Jean-Claude Juncker. A takie
rozwiązanie utrzymywałoby otwarte drzwi i dla Sikorskiego, i dla Tuska.
Misternie zawiązywane sojusze i
personalne kompromisy mogą jednak wziąć w łeb, gdy okaże się, że w nowej
Komisji Europejskiej jest za mało kobiet. - Jeśli nie będzie ich co najmniej 9
w 28-osobowym kierownictwie, to Parlament Europejski nie przegłosuje nowego
składu Komisji Europejskiej i czeka nas piękna katastrofa - mówi Jurek
Kuczkiewicz. Kobiety zgłosiły tylko Bułgaria, Włochy, Szwecja, Czechy i
Słowenia. Patriarchalny duet Sikorskiego i Tuska może więc przegrać nie z
powodu braku poparcia, ale w wyniku wojny genderowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz