Czytelnik tabloidu
nie jest specjalnie wybredny. Towar nie zawsze musi być świeży. Nawet lubi,
żeby w każdym numerze było trochę padliny. Ale musi być przyprawiona łzami,
żeby mógł mówić, że czyta ze współczuciem.
Serial
W tabloidzie to podstawa. Serial
zmusza czytelnika, żeby następnego dnia znów poszedł do kiosku. A o to toczy
się cała gra. Czytelnik musi dzień w dzień dostawać ciąg dalszy tej samej
historii. Nawet jeśli nic się nie dzieje. Dlatego serial musi mieć swoją
dramaturgię. Najlepsze seriale buduje się na tragedii z dzieckiem w tle, bo z badań
wynika, że czytelnicy są na to bardzo wrażliwi. Niedawny tragiczny wypadek
samochodowy Grażyny Błęckiej-Kolskiej wykreowano na megahit. „Super Express” zrobił z niego sześć okładek pod rząd. Wszystkie według tej
samej zasady bo zasady i reguły to w tabloidzie podstawa. Czytelnik nie lubi
być zaskakiwany, bo się gubi. Każdy odcinek serialu o Kolskich ma mocne
wejście, czyli ostry tytuł. Pierwszy „SE” zatytułował: „Znana aktorka zabiła
córkę”. A pod spodem dużo mniejszymi literami ciąg dalszy: „w wypadku samochodowym”. Oczywiście ze znakiem zapytania, bo tytuł
jest procesowy i trzeba mieć argumenty na wypadek ewentualnego spotkania w
sądzie. Na drugiej stronie infografika. Dramatyczne zdjęcia ze szpitala.
Łącznie ze zwłokami córki aktorki przykrytymi białym prześcieradłem. A do tego
tekst. W tonie pozornie współczującym. To też może się przydać w sądzie jako
argument. Na potrzeby serialu szybko odkurzono, wcześniej mało atrakcyjną dla
tabloidów, historię rozwodu Kolskich i jego nowego związku z dużo młodszą
partnerką. Dzięki temu serial miał już dwa wątki. Kolejne tytuły tego serialu
to: „Śmierć córki dobije aktorkę”, „Szykuje grób dla córki”, „Nie przyszła na
mszę za córkę”, „Żegnaj córeczko", „Zamienił Kolską na 20-latkę”, „Zabiła
córkę, uniknie kary?".
Towarzyszyli mu na cmentarzu, podczas
załatwiania formalności związanych z grobem. Czatowali pod domem byłej żony.
Jeździli za nim do kościoła i zakładu pogrzebowego. Na pogrzebie pojawili się
grupowo. - Dwóch takich chłystków w krótkich spodenkach i klapkach weszło
nawet do kościoła. Czułem się tak przeraźliwie bezradny jak nigdy wcześniej w
życiu - mówi reżyser. W gazecie nie ukazały się zdjęcia z mszy tylko
dlatego, że ksiądz publicznie ogłosił, że nie wyraża zgody na fotografowanie.
Czytelnik dostał za to dużą porcję zdjęć z cmentarza. Wraz z opisem, jak
aktorka padła na kolana przed grobem córki. - Dotknęła nas niewyobrażalna
tragedia, A oni zamienili ją w piekło; dranie z tabloidów i ich czytelnicy. Bo
to była kooperacja wybudowana na naszym cierpieniu, Z jednej strony właściciele
kloaki, z drugiej miłośnicy kąpieli w gazetowym gównie - mówi Jan Jakub Kolski.
- Po pogrzebie podszedłem do jednego z fotografów, żeby mu się przyjrzeć i
zapamiętać twarz. Próbował się usprawiedliwiać tym, że i na pogrzebie własnej
matki robił zdjęcia. Ubolewał też, że konkurencja zrobiła lepszy materiał.
Idiota. Zwykły głupek.
Swoją porcję dołożyły jeszcze
portale internetowe. I to nie tylko te plotkarskie. Kiedy temat pogrzebu się
skończył, zaczęto eksploatować sprawę nowego związku reżysera. - Nie mam
dość siły, żeby obronić się przed tą agresją. Tracę poczucie wartości i
szacunek do siebie. Ulegam, poddaję się tej napaści - mówi reżyser. Od
czasu pogrzebu nie czyta żadnych wpisów. Nikt z rodziny nie udziela się na
portalach internetowych. Kolski czeka, aż skończy się serial, a on będzie mógł
spokojnie pojechać na cmentarz i rozpłakać się na grobie swojej córki, nie
myśląc o tym, że następnego dnia zobaczy to w tabloidzie.
Najlepszym serialem w historii
tabloidów była mama Madzi, czyli Katarzyna W., skazana za uśmiercenie swojej
kilkumiesięcznej córki. Ale brukowce nie znają próżni. Wygląda na to, że
casting na nową „mamę Madzi” wygrał Dariusz K, który najprawdopodobniej pod
wpływem narkotyków śmiertelnie potrącił kobietę na pasach. K. jest idealnym
bohaterem na serial, bo sam z ciężkimi zarzutami raczej nie będzie odgryzał
się w sądzie. A co najważniejsze, K. to człowiek z Dynastii, czyli były mąż
Edyty Górniak, która jest żelaznym tematem wszystkich brukowców i kolorowych
czasopism. Allanek, Edyta, Darek to samograje. Krynica tematów. - Dariusz K.
jest ewidentnie szykowany na bardzo długi serial. Historia jest cały czas
podsycana. Ale prawdziwa jazd a zacznie się, kiedy ruszy proces - przewiduje
Karolina Korwin-Piotrowska, opisująca życie celebrytów.
Target
Były praco dawca Piotra Mieśnika
opisuje go tak: „był uznanym dziennikarzem »Faktu«. Współpracownicy wspominają
go jako osobę, która świetnie odnalazła się i dobrze czuła w dziennikarstwie
tabloidowym - w swoich materiałach mistrzowsko budowała emocje, których tabloid dostarcza czytelnikom. Z tego też wynikał rosnący prestiż i
coraz większy zakres odpowiedzialności Piotra Mieśnika w redakcji. Niestety,
postanowił się rozstać z redakcją z powodów osobistych, co zostało odebrane
jako strata dla gazety”.
Powody osobiste to śmierć
młodszego brata Maćka. Tragiczna, bo został pobity na śmierć na dyskotece.
Pomylił szklanki z piwem. Skatowało go za to trzech piłkarzy Delty Radom.
Sprawa była głośna. Zresztą Mieśnik sam o to zadbał, bo policja działała
zastanawiająco nieporadnie. - Były obawy, że sprawcy się wywiną. Co zresztą
częściowo się stało - wspomina. Wtedy jeszcze nie czuł, że praca w
tabloidzie go uwiera. Dotarło to do niego dopiero, kiedy inna tragedia złożyła
się z jego własną. Podczas jednego z kolegiów grafik zastanawiał się, jak
połączyć trumienki ze zdjęciami czwórki rodzeństwa, które utonęło w Warcie. -Ktoś z zespołu zapytał, czy my w
ogóle marny zgodę na te zdjęcia. A rysujący gazetę grafik powiedział, że jak
nie mówili, żeby nie dawać, to znaczy, że można dawać. To chyba wtedy poczułem,
że już nie chcę w tym dłużej siedzieć- mówi Mieśnik.
Odszedł kilka miesięcy temu. Za
kilka tygodni ukaże się jego książka. A właściwie spowiedź - „Wyznania hieny”.
- To nie jest książka o „Fakcie", to jest książka o mnie. Człowieku,
który przepracował siedem lat w tabloidzie - zastrzega.
Pisze cynicznie i szczerze. W
jednym z rozdziałów opisuje swój wielki sukces. Zrobił ślub syna Donalda Tuska.
Oszukał bliskiego przyjaciela chorej na raka mamy premiera, podszywając się pod
drużbę. Później pomagał ukryć w kościele zdalnie sterowany aparat. Przekupywał
jedną z osób z uroczystości, żeby zrobiła dla nich zdjęcie. Nie miał hamulców i
zahamowań. Trudno się dziwić opinii byłego pracodawcy. - Nie wiem, czy to ma
dla kogoś jakieś znaczenie, ale nie jestem dumny z tego, co robiłem - mówi.
A robił bardzo dużo materiałów.
Nie brał się tylko za przeżyciówkę, czyli wypadki i wyciąganie od rodziny zdjęć
świeżo zabitych najbliższych. - Zdarzały się takie sytuacje, że
dziennikarze byli na miejscu przed policją. Łatwo sobie wyobrazić, co się
działo - wspomina. Przeżyciówka była
ciężka. Ale robienie targetów też nie było łatwe. Target to zwykły człowiek,
który komentuje dla tabloidu jakiś opisywany temat. Target nie zawsze rozumie,
czego się oczekuje i co ma powiedzieć. Wtedy trzeba mu pomóc. Targetowi robi
się mordochwyt, czyli zdjęcie twarzy. Mordochwyt musi być z KW, czyli z
kontaktem wzrokowym. KW nie może być z zezem. A nazwisko i fryzura targeta zbyt
wymyślna, żeby czytelnik mógł się z nim utożsamiać. Co go najbardziej w tym
wszystkim przerażało?
- Że ludzie naprawdę wierzą w
to, co się pisze.
Ryje
To właściwie one robią gazetę.
Kategoria ryja jest bardzo pojemna. Ryjem jest Edyta Górniak, ale też
arcybiskup Sławoj Leszek Głódź. Ryj musi być rozpoznawalny i dawać szansę na
przyklejenie do siebie jakiejś historii. - Tb właściwie często nie ma
znaczenia jakiej. Tak naprawdę, przynosząc do redakcji materiał, nigdy do końca
nie wiadomo, czy to będzie sprzedane jako historia pozytywna czy negatywna -
mówi Mieśnik.
Ryja dobrze upolować w negliżu,
wtedy ma się garmaż, czyli coś, co czytelnicy podobno lubią najbardziej. Pod
garmaż podchodzi każdy. I wcale nie musi być atrakcyjny. Nawet lepiej, jak
ciało jest stare i pomarszczone. Widocznie czytelnicy lubią zauważyć, że nie
tylko oni się starzeją. A ponieważ sierpień jest miesiącem garmażu, więc „SE”
upolował Beatę Kozidrak, Jolantę Kwaśniewską, Kubę Wojewódzkiego i Piotra
Kraśkę. A „Fakt” Monikę Jaruzelską, Jana Englerta i generała Czesława
Kiszczaka. A jeśli w danym dniu nie udało się nikogo trafić, to sięga się po
garmaż z lodówki, czyli zdjęcia przysłane osobiście przez gwiazdki drugiej, a
nawet trzeciej kolejności publikowania.
Top ten ryjów zmienia się z tygodnia na tydzień. Tabloidy nie
tylko szybko tracą do kogoś sympatię. Ale też zainteresowanie. Na początku
września 2009 r. były premier i były konserwatywny polityk Kazimierz
Marcinkiewicz wziął potajemny ślub z 20 lat młodszą partnerką. Żeby utrzymać
związek w tajemnicy, ślub odbył się w konsulacie w Barcelonie, w asyście
zaledwie dwojga świadków. Na nieszczęście młodej pary ktoś okazał się nielojalny.
O ceremonii poinformował jako
pierwszy „Super Express”.
W konkurencyjnym „Fakcie” za przeoczenie tego
newsa zawieszono cały dział polityczny. Ostatecznie dziennikarzy nie zwolniono,
tylko zbiorowo ukarano finansowo. Okazało się, że największą karę ponieść mieli
Kazimierz i Isabel.
Miesiącami zajmowali pierwsze miejsce na liście top ten
najbardziej prześladowanych przez bulwarówki. Para jest już po rozwodzie. A
Kazimierz Marcinkiewicz spadł w tabloidowy niebyt. - Może jakby znów
wyrwał jakąś młodą laskę, toby się dało to jakoś odgrzać - zastanawia
się jeden z najbardziej znanych paparazzich w Polsce.
Według jego rankingu dziś na samym
topie jest Anna Czartoryska, która rok temu wyszła za mąż za syna miliardera -
Michała Niemczyckiego. Miejsce na topie wyznacza kwota, jaką można dostać za
czyjeś zdjęcie. Czartoryska z rodziną wyceniana jest na kilka tysięcy złotych.
Kopiując angielskie wzory, polskie bulwarówki wymyśliły sobie, że Czartoryska i
jej bogaty mąż to będzie taki polski książę William i księżna Kate. Kiedy Czartoryska zaszła w ciążę, wokół jej brzucha
rozpętała się histeria. - Raz, gdy jeździli za mną po mieście,
stwierdziłam, że próba zgubienia pościgu byłaby w moim stanie zbyt ryzykowna. W
pewnym momencie po prostu podjechałam pod komendę policji i poprosiłam o pomoc-
mówi Anna Czartoryska-Niemczycka. Policjant najwidoczniej nie był fanem
Pudelka, bo chwilę zajęło jej wytłumaczenie, o co chodzi. Ale ostatecznie
zadziałał. Spisał natręta, zatrzymał go do momentu, aż aktorka odjedzie.
Nakręcanie atmosfery wokół macierzyństwa Czartoryskiej spowodowało, że zaczęło
robić się nieprzyjemnie.-Na jednym z portali przeczytałam wpis: „życzę
jej, żeby poroniła” - dodaje Anna Czartoryska-Niemczycka. Ona i jej mąż
wzięli jednego z najlepszych prawników w Polsce, żeby powstrzymać falę
publikacji na swój temat. Część czasopism to uszanowała. Inne zrozumiały na
opak. - Cena za Czartoryską z mężem i dzieckiem poszła w górę. Dziś to
prawdziwy hot-mówi jeden z paparazzich. Małżeństwo nie zamierza
odpuszczać. I będzie kierowało sprawy do sądu.
- To męcząca i kosztowna
procedura. Ale namawiam wszystkich prześladowanych do tego samego. My też mamy
prawo spokojnie pójść na spacer-mówi
Anna Czartoryska. Tym bardziej że publikacje przekładają się na jej pozycję
zawodową, bo bulwarówki dorobiły jej gębę rozkapryszonej księżniczki. - Jestem
zwyczajną dziewczyną, która sama zajmuje się swoim dzieckiem. I niewiele różnię
się od innych dziewczyn w moim wieku. Tylko że to by się nie sprzedawało, więc
wypisują głupoty, których nikt nie autoryzuje ani nie sprawdza -
dodaje.
Obydwa funkcjonujące na rynku
tabloidy od lat prowadzą ostry wyścig na ryje. „Fakt” jako pierwszy opublikował
zdjęcie umierającej Hanki Bielickiej. Starej, wyniszczonej przez chorobę
kobiety. Ówczesny naczelny „SE” zrobił awanturę swoim dziennikarzom, że nie
dotarli do zdjęć, i wysłał ich do szpitala, żeby się bardziej postarali. - Znaleźliśmy
odpowiednią salę i fotograf zaczął robić szybko zdjęcia. Hanka Bielicka
popatrzyła na nas i powiedziała: »Dzieci, tylko trzy zdjęcia, ja wiem, że wy
macie taką pracę«. Rozpłakałam się i krótko po tym odeszłam z gazety. Fotograf
wolał jeździć na wojny, niż robić takie zdjęcia - opowiada była dziennikarka „Super Expressu”.
Z pamiętnika bestii
- Do tabloidów i tego, co wyprawiają
z naszą prywatnością, większość środowiska podchodzi z lękiem i wyuczoną
bezradnością- mówi Kuba Wojewódzki. Udają, że ich to nie dotyka.
Licząc, że z czasem brukowce znajdą inną ofiarę. Nieliczna grupa decyduje się
na walkę w sądzie. Według oficjalnych odpowiedzi wydawnictwa Ringier Axel Springer Polska, wydawcy „Faktu”, przeciwko tytułowi toczy
się obecnie 67 spraw w sądach. A pismo pozywane było wcześniej około 350 razy
za naruszenie dóbr osobistych. Najwyższe wypłacone przez „Fakt” odszkodowanie
wynosiło 200 tys. zł. „Super Express” nie odpowiedział na żadne z
przesłanych pytań.
Komunikacja z tymi tytułami jest
trudna. - Nie pomagają nam również polskie sądy, które ciągle jeszcze nie
doceniają skali i uciążliwości tego typu prześladowania - mówi mecenas
Maciej Ślusarek, który uchodzi za największego pogromcę tabloidów. - Procesy
ciągną się latami, Coraz więcej kończy się po naszej myśli. Ale co z tego, że w
pierwszej instancji zasądzane są wysokie odszkodowania, skoro w drugiej są z
reguły bardzo ograniczane. Maciej Dubieniecki, prawnik i współbohater
długiego serialu pt. „Co się dzieje z małżeństwem Marty Kaczyńskiej”, swoje
sprawy z paparazzimi załatwia bezpośrednio. - Od razu rzuca się do bicia.
Rozwala aparaty. Potrafi rzucić w samochód cegłą - opowiada jeden z
paparazzich. W efekcie część paparazzich nie fotografuje już Dubienieckiego.
Za to wąskie grono najlepszych stawia sobie za punkt honoru złapanie go w jakiejś
kompromitującej sytuacji. Kuba Wojewódzki odwrócił role i sam zaczął stawiać tabloid w kompromitującej sytuacji. Razem z Mikołajem Lizutem na
antenie Rock Radia przygotowali prowokację dziennikarską. - Kiedy z
więzienia urychodziłMariusz Trynkiewicz, pedofil morderca, zadzwoniliśmy do
redaktora naczelnego „Super Expressu” Sławomira
Jastrzębowskiego, podając się za pracowników Zakładu Karnego w Rzeszowie i oferując
mu wywiad z bestią- opowiada
Wojewódzki.-Nie dość, że zapałał do tego pomysłu entuzjazmem, to jeszcze
z podstawionym, udającym Trynkiewicza, chłopakiem rozmawiał jak z gwiazdą
dobre 40 minut. Składając mu przy okazji propozycje wydania pamiętników i
wspólnego zarobienia pieniędzy. Od tamtej pory na łamach „SE” trwa
polowanie z nagonką na Wojewódzkiego.
- Redaktor Sławek postanowił
zdemaskować mnie jako zatwardziałego geja w konspiracji. Obiecał sowite honorarium
każdemu, kto zrobi mi zdjęcie w objęciach mężczyzny - mówi Wojewódzki. Na razie udało mu się wytropić lekką
niedoskonałość sylwetki Kuby Wojewódzkiego, o czym poinformował dwukrotnie pod
rząd.
W rozgrywce tabloidy kontra reszta
świata piłka jest ciągle po stronie brukowców. Ich redaktorzy twierdzą, że
odpowiadają na prawdziwe zapotrzebowanie czytelników. Tylko na ile sami to
zapotrzebowanie wykreowali?
Juliusz Ćwieluch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz