Prezydent Lublina? A
może Polski? Gzy to tylko życzeniowe myślenie polityków PiS? Zyta Gilowska
pytana, czy wróci, odpowiada po swojemu. Wymijająco.
ANNA GIELEWSKA
W PiS
co jakiś czas odżywa nadzieja, że Zyta Gilowska, była wicepremier i minister
finansów, wróci do polityki. - To jedyna ze znanych mi kobiet, która ma
kwalifikacje przywódcze - tak kilka lat temu napisał o Gilowskiej Jarosław
Kaczyński.
Co do tego, że jej ambicje,
sięgające bardzo wysoko, pozostają wciąż niespełnione, wszyscy są zgodni.
Dotąd jednak stawały im na drodze problemy zdrowotne.
Kilka miesięcy temu odeszła z Rady
Polityki Pieniężnej, właśnie ze względu na zły stan zdrowia. W ubiegłym
tygodniu „Dziennik Wschodni” napisał jednak, że Gilowska może wystartować w
najbliższych wyborach samorządowych na prezydenta Lublina. Miał ją do tego
osobiście namawiać prezes PiS.
BISKUP NA PARAFIĘ
Szef lubelskich struktur partii
Krzysztof Michałkiewicz jest na urlopie. - Ale nic nie wiem o takiej
kandydaturze ani skąd się wzięła ta medialna informacja - przekonuje.
Twierdzi, że PiS nie zlecał wewnętrznych badań na okoliczność startu
Gilowskiej (o czym napisał także „Dziennik Wschodni”). - Mamy w tej chwili
trzech kandydatów na prezydenta miasta i wśród nich nie ma pani profesor. Ona
niedawno zrezygnowała z RPP i zawiesiła zajęcia na uczelni. Nie wiem, czy
chciałaby podjąć inną działalność.
Ale już prof. Waldemar Paruch (kandydat na europosła PiS z Lublina),
który uchodzi za jednego z doradców Kaczyńskiego, potwierdza, że start
Gilowskiej jest możliwy. Przyznaje, że „różne osoby” prowadzą z nią rozmowy. -
Badania są przeprowadzane, w zależności od ich wyników Lubelskie wybierze
kandydatów w wyborach samorządowych. Obecnie są cztery warianty, a jednym z
nich jest właśnie kandydatura Zyty Gilowskiej.
Kim są pozostali? Tego Paruch
powiedzieć nie chce. - Jeden to ekspert, drugi parlamentarzysta. Decyzji
jeszcze nie ma, potrzeba s kandydata, który zmierzy się z prezydentem g Krzysztofem
Żukiem z PO - podkreśla Syn Gilowskiej, Paweł, też jest na wakacjach. Twierdzi,
że nie rozmawiał z mamą I na temat jej powrotu do polityki. - Ale nie wykluczam
tego - dodaje tajemniczo. - Mama jest osobą, która lubi się angażować na sto
procent w działania, które mają sens. Ma taki temperament. Czy na przeszkodzie
stoją względy zdrowotne? - Niedawno rozmawialiśmy, myślała o powrocie na
uczelnię.
Polityk, który zna Gilowską: - Ona
się na żaden Lublin nie zgodzi, lokalni działacze chyba nie wiedzą, co robią.
Jak ktoś może być biskupem, to po co ma iść na parafię? To nie ten rząd
wielkości - kwituje nasz rozmówca. - Co innego prezydentura Polski.
Zwłaszcza że kierownictwo PiS ma
duży problem z kandydatem na prezydenta. Na giełdzie pojawiają się różne
nazwiska: Piotra Glińskiego, Zdzisława Krasnodębskiego, a nawet Macieja
Łopińskiego. Tyle że żadna z tych kandydatur nie jest na tyle poważna, by
podjąć realną walkę wyborczą z Bronisławem Komorowskim.
Kilka miesięcy temu jeden z
polityków PiS rozmawiał z Jarosławem Kaczyńskim o potencjalnych kandydatach. W
pewnej chwili Kaczyński się zamyślił: - Grażyna nie żyje, Zyta się wycofała...
Wielka strata.
ODEJŚCIE I: Z
TRIUMWIRATU PO DO RZĄDU PIS
Relacje z Kaczyńskim zawsze mieli
dobre. W swojej książce „Polska naszych marzeń” prezes PiS wspominał, że poznał
Gilowską w 2001 r., a wcześniej słyszał o niej jako o „bogini finansów
samorządowych” Odtąd się kolegowali, choć Gilowska szybko się stała jednym z
liderów Platformy. W partii rządy zaczął sprawować triumwirat Tusk-
-Gilowska-Rokita. Coraz bardziej doskwierał jednak przewodniczącemu PO.
Tusk rozprawił się z Gilowską w
maju 2005 r. Wiceszefowa PO została wtedy oskarżona o nepotyzm - chodziło o to,
że w swoim biurze zatrudnia synową, a syn wykonuje dla partii ekspertyzy. Ona
sama tłumaczyła, że synowa pracowała w biurze już wcześniej i tam poznała się z
jej synem.
Kulisy tamtej historii opisywał
niedawno Paweł Piskorski w wywiadzie rzece „Między nami liberałami”. Trzy
tygodnie przed wybuchem sprawy z synem spotkał się z Gilowską w knajpce na
Książęcej. Rozmawiali wtedy o sytuacji Piskorskiego. - Ostrzegałem Zytę, żeby
nie wierzyła
Tuskowi, bo gość potrafi kłamać do
ostatniego momentu. Zyta mnie zapewniała: „Paweł, to nie jest tak, jak mówisz.
[...] Rozmawiałam o tym z Donaldem, więc się wcale nie obawiaj. To jest
niemożliwe, żeby Donald się zachował nie w porządku” Piskorski opowiedział też,
że Tusk „kłamał w żywe oczy, gdy mówił: »Pierwsze słyszę, nic o tej sprawie
[syna Gilowskiej - red.] nie wiedziałem« ”. Wiele miesięcy wcześniej sam
rozmawiał bowiem z liderem PO na ten temat. I miał wtedy usłyszeć: „Czym ty mi
głowę zawracasz?”.
Kiedy historia wyszła na jaw, Tusk
skierował ją jednak do sądu partyjnego. Na co Gilowska się uniosła i odeszła z
Platformy.
Raptem kilka miesięcy później była
już wicepremierem i ministrem finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Na
pomysł, żeby weszła do rządu, wpadli Adam Bielan i Michał Kamiński. Kaczyński
spotkał się więc z Gilowską. „Zapytałem, czy zechciałaby objąć resort
finansów. Trochę kręciła nosem, ale dała się umówić na spotkanie z
Marcinkiewiczem. Po jakimś czasie dał znać, że jest problem. [...] Chodziło o
to, że Zyta, owszem, zgodziła się zostać ministrem finansów, ale pod warunkiem
objęcia teki wicepremiera” [za: „Polska naszych marzeń”]. To się Marcinkiewiczowi
nie podobało, ale ustąpił prezesowi PiS.
Kaczyński liczył zaś, że Gilowska
przyciągnie część PO, z którą będzie mógł stworzyć rząd. Już po tym, jak padła
koncepcja PO-PiS, politycy Platformy dostawali takie sygnały. Wiosną 2006 r.
Zyta Gilowska nieoczekiwanie pojawiła się w domu Jana Rokity z propozycją, by
zastąpił Marcinkiewicza. „Ujęła ją wtedy w sposób bardzo charakterystyczny,
który dobrze zapamiętałem. Powiedziała: »Dla ciebie wszystkie stanowiska są
wolne poza dwoma, prezydenta i prezesa PiS«” - wspominał Rokita w wywiadzie
rzece z Robertem Krasowskim. Odmówił jednak, a rząd Marcinkiewicza trwał
jeszcze kilka miesięcy.
ODEJŚCIE II: ROZSTANIE Z RESORTEM
Gilowska jako minister finansów
sama miała kilka razy składać dymisję. - Któregoś razu przyszła, już nie
wytrzymywała napięcia, miała łzy w oczach; ciężka praca, mało snu, kłopoty w
resorcie, jeszcze ataki jakiegoś dziennikarza. Usiadła, zapaliła papierosa,
narzeka, opowiada, jak to jest strasznie ciężkie, no i że ona dalej nie może,
odchodzi, chce spokojnego życia, musi myśleć o swoim zdrowiu itd. - opowiadał
były premier w wywiadzie rzece „Kulisy władzy”. Na to Marcinkiewicz się nie odzywa, kiwa głową. Po pół godzinie wstaje, bierze do
ręki ikonę, którą dostał na prawosławnej Wigilii, a która bardzo się Gilowskiej
podobała: „Zyta, to się tobie podobało, prawda?” „No tak, bardzo”. „No to
przyjmij to ode mnie, jest twoja”. „Poważnie? No to bardzo ci dziękuję, no
jesteś super, fajnie, to ja już lecę, pa”.
Niedługo później czekała ich
jednak dużo trudniej sza rozmowa, w alejkach rezydencji premiera na Parkowej.
Gilowska poprosiła o spotkanie. W czasie wieczornego spaceru poinformowała
Marcinkiewicza, że zastępca rzecznika interesu publicznego zapowiedział
postawienie jej zarzutu współpracy ze służbami PRL. „Poprosiłem, żeby wszystko
opowiedziała. I ona jakąś godzinę opowiadała mi o swojej pracy na KUL i o
koleżance, której mąż potem okazał się esbekiem. [,..] Następnego dnia
pojechałem do Kaczyńskiego. Zdawało mi się, że wie więcej niż ja, ale mnie to
nie dziwiło, bo jeszcze przed wzięciem pani premier do rządu mówił mi o groźbie
tych problemów lustracyjnych” [ „ Kulisy władzy ”].
Odwołanie z rządu Gilowska bardzo
przeżyła. Kaczyński obiecał jej, że jeśli sąd ją oczyści z zarzutu, będzie
mogła wrócić. Tak się stało po kilkunastu tygodniach. Wyrok był dla niej
korzystny, jednak uzasadnienie pozostawiało wątpliwości. Sam Kaczyński
tłumaczył je nieprzychylną postawą sędzi, córki byłego naczelnego „Trybuny
Ludu”.
Z czasów ministerialnych krąży
sporo anegdot o stylu działania Gilowskiej. Na przykład: jak kazała strażnikom
wyprowadzić z resortu swojego rzecznika prasowego za to, że pozwolił ją
filmować w czasie konferencji z niewłaściwego profilu. Albo jak oświadczała
swoim współpracownikom: „Nie wystąpię, zanim nie pójdę do fryzjera”
- Zawsze sprawiała wrażenie
choleryczki, kobiety emocjonalnej, ale może to była taka poza? Jest świetną
aktorką, ma charyzmę - wspomina jeden z polityków, który blisko współpracował
wtedy z Gilowską.
Kaczyński miał się nawet czasem
obawiać tych nastrojów byłej wicepremier.
- Potrafił przedłużać rozmowę z
gościem przed nią, jak wiedział, że przychodzi z jakąś sprawą. Zwykle jej
ustępował. Miała megapozycję - podsumowuje jeden z naszych rozmówców.
ODEJŚCIE III: I KOLEJNE
Po upadku rządu Kaczyńskiego i
rozpisaniu nowych wyborów Gilowska wystartowała do Sejmu z poznańskiej listy
PiS. Mandat uzyskała, ale szybko z niego zrezygnowała. Jej miejsce na Wiejskiej
zajął Jan Filip Libicki (dziś PO). W późniejszych wywiadach tłumaczyła: -
Miesiąc po wyborach skompletowałam diagnozę moich kłopotów zdrowotnych i
zrozumiałam, że to samo z siebie nie minie. Kilka tygodni potem moja mama miała
ciężki wypadek i walczyła o życie.
Powiedziałam sobie: „Dość tego, trzeba zająć się mamą oraz przygotować się do
kolejnej operacji” - mówiła w „Uważam Rze”.
Politycy PiS co jakiś czas
zwracali się do niej o wsparcie.
Jest 2009 r., współpracownicy
Kaczyńskiego szykują konwencję PiS we Wrocławiu. Do wyborów zostało kilka
miesięcy, sondaże nie są dla nich zbyt optymistyczne. Wysłannicy, Michał
Kamiński i Tomasz Dudziński, jadą do domu Gilowskiej, żeby namówić ją na udział
w imprezie. „Patrzyła na nas bardzo podejrzliwie i mówiła: »Wy, szelmy, znowu
mnie chcecie do tej polityki włączyć«” - wspominał Kamiński w wywiadzie rzece
„Koniec PiS-u”.
Zgodziła się. Opowiada mi jeden z
pracowników PiS: - Przyjeżdżają do tego Wrocławia i ona mówi: „To poproszę
herbatę”. Ale nie ma akurat herbaty, tylko kawa i zimne napoje. Wszyscy
zaczynają więc w panice szukać. Nagle Dudziński podnosi swój plecak, wyjmuje
imbryk - herbatę. Potem się okazało, że
postawiła im wcześniej taki warunek: pojedzie, ale musi być tam herbata. I on
na wszelki wypadek zabrał.
Kolejny raz Gilowska powraca już
jako członek Rady Polityki Pieniężnej. Powołuje ją na to stanowisko Lech
Kaczyński. Po katastrofie smoleńskiej kierownictwo PiS zastanawia się, kogo
wystawić w kampanii przeciw Komorowskiemu. Potencjalne kandydatki to Gilowska i
Joanna Kluzik-Rostkowska. W końcu Jarosław Kaczyński decyduje się wystartować
sam.
A o Gilowskiej robi się znowu
głośno przed wyborami w 2011 r. PiS chce ją wtedy wystawić do debaty
gospodarczej z ministrem Jackiem Rostowskim. Wybucha awantura, że członek RPP
nie może udzielać politycznego poparcia. Politycy PO bezskutecznie domagają się
jej odejścia z Rady. A jednak po kolejnych dwóch latach Gilowska odchodzi z
niej na własną prośbę. Rezygnując przy tym z niebagatelnej pensji, ok. 25 tys.
zł. Powodem oficjalnym są - ponownie - kłopoty ze zdrowiem.
- Dlatego wydaje mi się mało
prawdopodobne, żeby ona wróciła teraz do polityki. Atakowano by ją za
rezygnację z mandatu, z RPP. Zaraz pojawiłyby się pytania, czy podołałaby
kampanii prezydenckiej, czy nie ustąpi potem nagle z urzędu - prognozuje były
polityk PiS.
Sama Gilowska na rozmowę się nie
zgadza. Na pytanie, czy prawdą jest, że wraca, odpisuje mi w SMS-ie: „Z
polityki odeszłam w maju 2005 r. Późniejsze moje działania były typowo
obywatelskie. Prawa obywatelskie nadal mam”
Odpowiedź niejednoznaczna, jak i
sama Gilowska. Skoro bowiem swoje późniejsze stanowiska: ministra finansów czy
wicepremiera traktuje jako „obywatelskie”, a nie „polityczne” - to przecież
znaczy, że nic nie jest wykluczone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz