wtorek, 19 sierpnia 2014

Raport to szaleństwo



Macierewicz miał rację, że WSI to gangrena. Tylko źle się do tego wziął, ten jego raport to szaleństwo, a meryto­rycznie - śmieć - tłu­maczy Jarosław „Masa” S.

Rozmawiał SYLWESTER LATKOWSKI

Wspomniałeś kiedyś, że ty i twoi ko­ledzy byliście „mafią trzepakową”, bo tą prawdziwą były Wojskowe Służby Informacyjne, dawni esbecy, którzy zostali negatywnie zweryfikowani, więc nie mogli kontynuować służby i musieli się gdzieś podziać. Lata 90. to było ich Eldorado. Porozmawiajmy o związkach Pruszkowa z WSI.
Nie każdy miał te związki. Ale jeżeli ktoś już dobił do koryta i wspiął się na wyższy poziom mafijny, oczywiste było, że chciał otwierać biznes, obojętnie jaki. I do tego potrzebne były WSI. A może inaczej: wiatach 90., jeżeli chodzi o gangsterkę, szarą strefę i tym podobne sprawy, WSI wchodziły dosłownie we wszystko. We wszystkie firmy zakładane przez mafio­sów. I doskonale wiedzieli, gdzie i w co wchodzić. Mieli w końcu bardzo dobry wywiad (śmiech). Zawsze trzymali rękę na pulsie. Zawsze wiedzieli, gdzie się zakręcić. Myśmy wchodzili z nimi w interesy, bo niby byli pomocni, ale w gruncie rzeczy to była bardziej nasza wyobraźnia niż rzeczy­wistość. Funkcjonowaliśmy na zasadzie g.. .no przyczepiło się do okrętu i mówi „płyniemy”.

I co? Funkcjonariusze WSI po prostu się do was zgłosili? Zapukali do jednego z szefów mafii, Pershinga, i powiedzieli: chcemy z wami pracować?
Przyszli nie do Pershinga, ale do mnie i do Kiełbasy. To myśmy po spotkaniu z nimi poszli do Pershinga i powiedzieliśmy o propozycji, jaką złożyło nam WSI.

A dlaczego akurat do was?
My wtedy byliśmy już możni i sławni, stąd ich obecność przy nas. Wiedzieli, że najłatwiej spotkać nas koło 19.00 w kawiarni Telimena, bo mieliśmy tam dosłownie swoje godziny urzędowania, podobnie zresztą jak i w innych miejscach. Mieli świetnie zlustrowany świat przestępczy, więc wiedzieli, kto nas zna i kto ich do nas zaprowadzi. Weszli z jakimś naszym znajomym. To było dla nich proste. Nie chcieli wlepić się w żadną gangsterkę, bo nie mieli tego w zwyczaju, ale chcieli też mieć pieniądze, więc interesy z nami robili bardzo chętnie.

Który to był rok?
Chyba 1993.

Chcieli wam sprzedać helikoptery, wozy pancerne?
Właśnie. Chodziło nie tylko o helikoptery czy transportery, ale też o wiele, wiele innych rzeczy. W zasadzie oferowali nam wszystko, co było dostępne w polskim wojsku. My z Kiełbasą podeszliśmy do tego bardzo lajtowo. Chwilę po rozmowie w Telimenie jak zwykle pojechaliśmy w obchód po mieście, który skończyliśmy u Wariata w Babicach. Tam się spotykaliśmy z Andrzejem [Pershingiem] i jeszcze kilkoma chłopakami. I w ramach podsumowania dnia opowiedzieliśmy, że było takie spotka­nie z WSI i taka propozycja. Na co Pershing stwierdził, żeby ich do niego dawać.

I WSI przyjechało do Babic?
Najpierw my z Kiełbasą spotkaliśmy się z nimi jeszcze raz. Wzięliśmy od nich specyfikacje. Kilka razy rozmawialiśmy w operacyjnym mieszkaniu Służb. Oma­wialiśmy szczegóły całej akcji. Aż w końcu zaprowadziliśmy tam Andrzeja [Pershinga - red.]. I dalej już oni robili biznes. My sami nie mieliśmy co sklejać, bo nie mieliśmy drugiej strony. To Andrzej tę drugą stronę miał. Od nas dostał kontakt do WSI, od razu się zorientował, że można na tym zarobić, i poprzez B. i G. poszedł duży transport helikopterów i czołgów do Syrii.

A wy dostaliście z tego działkę.
I to grubą. Później, kiedy zostałem zaprzy­siężony na świadka koronnego, to operacyjne mieszkanie WSI przewinęło się w moich zeznaniach. Razem z prokuratorem Jerzym Mierzewskim go szukaliśmy. I znaleźliśmy, ale nic nam w tym mieszkaniu nie wy­chodziło. Ich tam już nie było. Albo zmyli się, bo wiedzieli, że ich szukamy. Trzeba pamiętać, że to był 2000 albo 2001 r., okres, kiedy WSI cały czas jeszcze hulały. I bardzo szybko zresztą to WSI wytrąciło Mierzewskiemu sprawę.

Prokuratorowi Mierzewskiemu zeznałeś, że pamiętasz zakup wyrzutni rakietowej.
No tak, tylko że to nie była wyrzutnia otrzy­mana od WSI, tylko z WAT-u, od pułkowni­ka z Wojskowej Akademii Technicznej.

Od pułkownika K.? O nim jest mowa w raporcie WSI. Miał współpracować z wami. W 1991 r. był rozpracowywany przez WSI.
Nie wiem. Taki niewyględny był. Przyszedł w dżinsowych spodniach, zielonym moro, niby tak, jak się wtedy łaziło. Ale na milionera nie wyglądał.

Jak wyglądała transakcja?
Odbyła się w Babicach, w warsztacie Wariata. Byłem ja, Kiełbiński, Sz., Pershing, Paweł M., Klimas, Budzik i Parasol. Jak również R. ze Słowikiem. Oni już wcześniej rozmawiali, ja nie wiedziałem, że dojdzie do zakupu. Wariat poprosił nas do biura na piętrze, poszliśmy wszyscy na górę. To były trzy zapieczętowane rakiety. Jedną ten puł­kownik rozpieczętował i szkolił Pawła M., jak się nią posługiwać. Prosto nawet. Był to przedmiot w kształcie rury. Rozsuwało się rakietnicę, wyciągało celownik i wychodził spust. Według oficera była już gotowa do użycia.

Po co wam były te wyrzutnie rakietowe?
Chodziło o wojnę z Henrykiem Niewia­domskim. Miały posłużyć do strzelania w jego okno.

Wspominałeś kiedyś w rozmowie, że poznałeś pułkownika WSI, kooperując ze spółką byłego senatora Aleksandra Gawronika „ItalmarCA”.
Tam mieliśmy pułkownika, którego przyprowadził Gawronik. Mnie i Gawronika ten pułkownik traktował z szacunkiem, respektem wręcz. Ale był taki bufoniasty. De­klarował, że jak trzeba gdzieś pozamiatać, to nie ma problemu. Wystarczy, że powiemy, kogo ma nie być, to go nie będzie.

W raporcie i aneksie WSI jest mowa o tym, że mafia współpracowała z Fundacją Pro Civili. Powstała ona po nieudanej próbie zorganizowania przez Baraninę, Grubego Marka i Herszmana Bezpiecznej Służby. Słyszałeś o niej?
Tak, ale nie znam sprawy.

Założyć ją mieli m.in. Anton Wolf­gang Kasco i Patryk Manfred Holletschek. Ten drugi miał prowadzić wspólne interesy z Olegiem Białym ps. Kot. Znasz takiego?
Tak, to czołówka wierchuszki rosyjskiej mafii.

Był w Polsce jej rezydentem?
Nie. Robił tu swoje interesy. Nie intereso­wała go gangsterka. Później się dowiedzie­liśmy, że gdyby chciał, to by tu wszystko u nas pozamiatał w sekundę. To był jeden z możniejszych gangsterów rosyjskich, bardzo dobry znajomy Wańki.

Robił z Wańką i Charonem interesy?
Robił. To nie był bandyta, ale biznesmen. Powiedz, który z oligarchów nie ubrudził sobie wcześniej rąk jakąś czarną czy szarą strefą? Nie róbmy sensacji tam, gdzie jej nie ma. Każdy z nich się o nas otarł.

Byłeś przesłuchiwany przez komisję Macierewicza w sprawie związków z WSI?
Nie. Mało tego, Macierewicz, jak szaleniec, umieścił mnie i Andiego w raporcie. Twierdził, że byliśmy wysłannikami neapolitańskiej mafii w Warszawie.

W raporcie WSI wymieniony jesteś w przypisie 257 na stronie 134. Zacy­tuję: „Według ustaleń UOP z fundacją powiązani byli również uważany za przedstawiciela mafii włoskiej Andre­as Edlinger oraz Jarosław Sokołowski ps. Masa. Proces powołania tej fundacji przypomina powołanie działającej przy MSW Fundacji Bezpieczna Służba”.
To bzdury, jakieś cuda-wianki.

A jak skomentujesz to, że Antoni Macie­rewicz i jego komisja opisują w rapor­cie i aneksie związki WSI, ludzi wojska, z mafią i w ogóle nie pyta o szczegóły ciebie, świadka koronnego, który poszedł na współpracę z organami ścigania? Nie chciał potwierdzić?
Ten raport jest mocno chaotyczny. Aneksu nie znam, słyszę o jego treści teraz od ciebie. Macierewicz wiedział, że gdzieś dzwo­ni, tylko nie wiedział gdzie. Podejrzewam, że WSI miały taki wywiad i taką zasłonę dymną, że nie dopuszczały do swoich informacji nawet polityków. To była bardzo hermetyczna grupa. Bez dwóch zdań, WSI to była gangrena. I tutaj Macierewicz miał rację. Tylko źle się do tego wziął i ten jego raport to generalnie szaleństwo, meryto­rycznie ten raport to śmieć.

ŹRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz