Miało być tak: nowe
życie, nowa rodzina, nowy biznes. Ale w Lipcu na przejściu dla pieszych na
warszawskim Ursynowie potrącił kobietę. Zmarła. Dariusz K. z celebryty stał się
ćpunem, który wciąga kokainę i rozpędzonym bmw zabija Ludzi.
WERONIKA BRUŹDZIAK, WOJCIECH CIEŚLA
Dariusz K., gitarzysta i producent
muzyczny, były mąż Edyty Górniak, był w Warszawie znany i łubiany. Dziś ludzie
z show-biznesu nie chcą o nim rozmawiać. Grzecznie odmawiają, czasem wyłączają
telefon. Dla warszawki stał się trędowaty.
Karolina Korwin-Piotrowska,
dziennikarka: - Ludzie boją się przyznać, że mieli z nim coś wspólnego. Zabił
człowieka, na miłość boską, też wolałabym nie mieć w swoim spisie znajomego
mordercy.
Niedawny partner biznesowy
Dariusza K. na prośbę o rozmowę reaguje
paniką: gdy jego niemiecki szef dowie się o tej znajomości, wyleci z pracy.
Niedawny partner sprzedaje szybkie samochody, to nie wyglądałoby dobrze -
kokaina i samochody.
Grażyna Olbrych, znawczyni
polskiego show-biznesu i redaktor naczelna VUmag.pl, zżyma się na tę hipokryzję: - Branie kokainy i innych
używek? W tym środowisku jest uważane za normę. Kiedy to nie jest tak
ewidentne, że człowiek nie przychodzi na spotkania albo nie jest w stanie
pracować, wszyscy to akceptują. Nie ma sprawy.
Warszawski ekonomista, znajomy
Dariusza K.: - To dopiero początek. W kolejce czekają proces, wyrok, skazanie,
odsiadka, wyjście na wolność, życie po. Tabloidy nie zapomną o sprawie. A w tle
ciągle nagłówki „były mąż Edyty Górniak”. Jak stygmat. Jakby nie miał innego
życia poza pięcioletnim związkiem z gwiazdą.
Zrzucić cztery lata
Początek sierpnia. W stylowej
kamienicy na warszawskim Mokotowie mecenas Marcin Kondracki, młody karnista,
waży w ręku teczkę z dokumentami z akt sprawy Dariusza
K. Teczka jest cienka, bo sprawa tragicznego wypadku, który spowodował K., w
dużej mierze zależy od opinii biegłych. Będą musieli odpowiedzieć na dwa
podstawowe pytania: z jaką prędkością jechało bmw Dariusza K.? I czy kierowca
rzeczywiście był pod wpływem kokainy?
Drugim obrońcą K. jest Tadeusz Wołfowicz,
gwiazda warszawskiej palestry. Słynie ze skuteczności w sprawach związanych z
wypadkami. Obaj to adwokaci z górnej półki. - Gdyby udało im się wykazać, że
K. „był po spożyciu”, a nie „pod wpływem” kokainy, to zrzuciłoby im z głowy
cztery lata - tłumaczy warszawski mecenas.
- Jak to: zrzuciłoby?
- Prokurator postawił zarzut
umyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Za to można iść za
kraty na 12 lat. Jeśli wykażą, że spowodował wypadek nieumyślnie, to tylko na
osiem. Przy dobrym obrocie sprawy skończy się na wyroku w zawieszeniu.
Już wiadomo, że policja ułatwiła
zadanie obronie: od K. pobrała tylko próbkę moczu. Dzięki temu adwokaci będą
mogli wykazać w sądzie, że badanie było niepełne, bo należało również pobrać
krew.
Muzyk z Łomży
Dariusz K.: 38 lat,
charakterystyczna łysinka, szczupłe ramiona. Na kolorowych zdjęciach z końca
lat 80. ma długie włosy, w ręku elektryczną gitarę Jolana za 15 rubli, trofeum
ze sklepu muzycznego w Moskwie.
Pierwsze kroki jako gitarzysta
stawiał w rodzinnej Łomży. Tam grał swoje pierwsze jam session i błyskawicznie
przeszedł przez szkołę muzyczną. W liceum ekonomicznym otoczony dziewczętami,
zafascynowany gitarami, zdolny, ambitny. Wielbiciel Allana Holdswortha.
Kiedy na początku lat 90.
przyjechał do Warszawy, szybko zyskał sławę dobrego muzyka. Debiutował w
projekcie Roberta Amiriana na płycie „Bardzo niebieskie migdały”. Potem dostał
kolejne propozycje: w 1996 roku występował w Opolu z Anitą Lipnicką. Zaczyna współpracować
ze Studiem Buffo Janusza Józefowicza. Dziecko przemian, 20-latek, który
odniósł sukces: grywa w klubie Blue Velvet, potem w Akwarium. Do
współpracy zapraszają go znani muzycy jazzowi, proponują koncerty na całym
świecie.
Cezary Konrad, perkusista jazzowy,
kompozytor, poznał K. właśnie wtedy: -Nie miał
gdzie mieszkać, wynajmował coś z innymi muzykami. Zaczęliśmy się spotykać,
robić próby.
W gwiezdnym pyle
Kończą się lata 90., muzyk Dariusz
K. ma już własną stronę w sieci, a na niej wywiad z samym sobą: wyznanie, że ma
już dwie duże łódki, lubi seks i uwielbia dobre buty, a dobre buty muszą być
zawsze czyste. Dariusz K. nienawidzi brudnych butów. Liczą się materiały dobrej
jakości. I jeszcze auta, w których jest wygodnie, cicho, można posłuchać
muzyki i postawić szkocką tak, żeby się nie wylała. Szkocką Dariusz K. lubi
niemal tak samo jak auta. Do tego kolorowe zdjęcie: jacht gdzieś na Mazurach.
Koledzy. Gitary. Coraz większa tysiaka, drugi podbródek.
Coraz mocniej siedzi w branży. Jeździ
w trasy. Przygrywa Kayah, Justynie Steczkowskiej, Reni Jusis i Edycie Górniak.
W 2004 roku w szpitalu w Łomży, oblężonym przez paparazzich, rodzi się dziecko
Dariusza K. i Edyty. W listopadzie 2005 roku para bierze Akii). Po paru latach
- rozwód bez orzekania o winie.
Przez kilka lat małżeństwa Dariusz
K. jest nie tylko gitarzystą w zespole swojej żony, lecz także jej menedżerem.
Prowadzi firmę EG
Production (EG od Edyta Górniak).
Karolina Korwin-Piotrowska: - Ze
zdolnego, ale anonimowego gitarzysty stał się człowiekiem, który na okładkach
„Gali” pozował z żoną. Stał się regularnym celebrytą.
Grażyna Olbrych: - Zadziałała
magia Edyty. Każdy jej partner po chwili staje się celebrytą, nieważne, kim
jest. Ona ma taką siłę rażenia, że każdy z jej orbity staje się sławny. Ma
gwiezdny pył, którym posypuje ludzi w swoim środowisku.
No
more drama
Rok 2009, kolorowe zdjęcie z
sądowego korytarza: Edyta Górniak, Dariusz K. i tłum fotoreporterów. Rozwód
znanej pary. K. zakłada firmę No More Drama Production. Nazwa podobno jest znacząca, tak sugeruje K. w jednym z
wywiadów. Produkuje muzykę, promuje artystów. Pod jego skrzydła trafiają zespół
Feel, Natalia Lesz i Nick Sinckler.
W show-biznesie menedżerowanie K.
jest źródłem żartów. - Opowiadano legendy o jego nieterminowości, na
pograniczu nagłego znikania, nieodbierania telefonów. Gdy próbował być
menedżerem Natalii Lesz i tak wszyscy dobijali się do niej przez prywatnego
Facebooka, bo nie odbierał telefonów - mówi Korwin-Piotrowska.
Grażyna Olbrych: - Warunki, które
stawiał, były dosyć twarde, ale nie był najgorszy. Pracowałam z wieloma
menedżerami gwiazd i są tacy, którzy używali sowieckiej metody negocjacji,
czyli przedstawiali swoje warunki i koniec. On był miły i profesjonalny.
Dariusz K. znajduje nową partnerkę,
modelkę Izabelę Adamczyk. Zakłada nową rodzinę, rodzi mu się córka. W biznesie
idzie mu różnie. Jesienią 2009 r. dostaje nakaz zapłaty ponad 120 tys. zł na
rzecz jednej z medialnych spółek.
Korwin-Piotrowska: - Opowiadał, że
otworzy klub muzyczny, ale o ile wiem, na opowieściach się skończyło. Krążyły
plotki, że jego firma to kolos na glinianych nogach. Edyta Górniak publicznie
powiedziała, że nie może podzielić majątku, bo
pojawiłaby się kwestia spłacania przeróżnych zaległości po nim.
Plotki łatwo zweryfikować w sądzie
gospodarczym. Od dwóch lat firma K., choć wciąż jest zarejestrowana, oficjalnie
nie działa. Na jej powrót do życia niecierpliwie czeka skarbówka, która ściga
właściciela za zaległe mandaty, w sumie na 170 tys. zł. W jaki sposób w ciągu
czterech lat można nabić aż taką sumę? Czy to mandaty za parkowanie, czy za
przekraczanie prędkości? Stołeczna policja na pytanie o punkty Dariusza K. za
wykroczenia drogowe nie odpowiada. Jego prawnik Marcin Kondracki rozkłada
ręce: - Nie słyszałem o tym, nie wiem, o jakie należności chodzi.
Miał otwierać drzwi
Czy - jak chcą tabloidy - Dariusz
K. to esencja warszawki? On sam, zwłaszcza w ostatnich latach, lubił
podkreślać, że jest człowiekiem bardziej z Łomży niż z celebryckiej ścianki.
Ludzie show- -biznesu z kolei zastanawiają się po cichu: skoro miał długi,
menedżerem był średnim, to skąd miał pieniądze? Na posiedzeniu sądu w sprawie
aresztu miał proponować pół miliona kaucji. To nie jest suma, którą można
wyjąć z szuflady. Plotka głosi, że aby pokryć długi, sprzedał dom w Milanówku.
To mało prawdopodobne,
przynajmniej do grudnia zeszłego roku wciąż był w nim zameldowany.
Mało kto wie, że przez pół roku
(formalnie do dziś) muzyk był prezesem firmy Range Capital.
Siedziba: elegancki biurowiec przy ul. Emilii Plater, w centrum Warszawy.
Wspólnicy bardziej niż wiarygodni: jeden to znany poznański audytor, drugi
wieloletni sprzedawca sportowej niemieckiej marki samochodów. - Mieli pozyskiwać
fundusze unijne - zdradza jeden ze znajomych Dariusza K. - Czy pozyskali? Na
co? Nie wiem. Darek miał kontakty, miał otwierać drzwi. W jakiś konsulting
mieli wejść. Zmiana życia, nowa rodzina, nowy pomysł na biznes. Przed wypadkiem
Darek był w trakcie życiowej zmiany.
Jeden ze wspólników Dariusza K.
prosi o anonimowość. Zaklina, żeby nie wymieniać też nazwy ich spółki: -
Darek już z nami nie jest. Sprzedał udziały. Miał inne pomysły na życie. My też
sprzedaliśmy. Ten wypadek, wie pan, stało się duże nieszczęście. Jaki był? Pogubiony,
to jest dobre słowo. Biznes a show-biznes to dwie różne rzeczy. Tyle.
Czekam na Darka
14 lipca 2014 r.,
kolorowe zdjęcie w tabloidzie. Przy głównej ulicy Ursynowa Dariusz K. siedzi
po turecku na chodniku obok swojego bmw. Dookoła radiowozy, dum i karetka. Policyjny
komunikat głosi, że zabił 63-letnią kobietę na pasach, prowadząc pod wpływem
narkotyków.
- To jest pierwsza tego typu
sprawa w polskim show-bizie - ocenia Karolina Korwin-Piotrowska. - Pierwsza tak
głośna, pierwszy człowiek, którego złapano na jeździe po narkotykach. Nie
życzę, żeby było ich więcej, ale myślę, że będą kolejni. Ci ludzie czują się
bezkarni.
Cezary Konrad: - Nie podejrzewam
Darka o problem narkotykowy, raczej myślę, że jest to częścią stylu życia
pewnych grup społecznych w Warszawie, gdzie narkotyki są elementem spotkań,
załatwiania różnych spraw.
Muzyk Robert Amirian: - Kiedy znałem
go blisko, chyba nie palił nawet papierosów, nie mówiąc o trawce. Na imprezach
nie pił więcej niż inni i z pewnością nie wsiadał wtedy za kółko. Nigdy nie
widziałem go pijanego. Miał problemy z sercem, arytmię; zdaje się, że kilka
razy miał stan przedzawałowy, raz chyba nawet mówił o zawale.
Adwokaci Dariusza K. na widzenia
do aresztu śledczego na Służewcu nie przywożą mu codziennej prasy. - Na wszelki
wypadek - mówi jeden z jego przyjaciół.
- Darek nie wie, co się dzieje
wokół sprawy. Ma niefart, bo sąd akurat czyta gazety. Nie odpuści mu aresztu,
bo podniósłby się za duży raban. Co Darek robi? A co można w areszcie robić?
Siedzi i myśli. Ma dużo czasu na myślenie.
Cezary Konrad wspomina wspólne
chwile z Dariuszem K, gdy grali w zespole Edyty Górniak. - Ciągle czekałem na
tego Darka z dawnych lat - wzdycha. - Żebyśmy mogli znowu jako chłopcy w
trampkach pograć razem, żeby te wspaniale czasy wróciły. Czekałem na niego
przez wiele lat. Mieliśmy parę prób powrotu, parę wieczorów w domu Edyty w
Milanówku. Już całemu światu oznajmiałem, że Darek wraca. Ale nie wrócił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz