czwartek, 25 października 2018

E-dowód w proszku



Miał być nowy i bardzo narodowy. Z polskim czipem. Ale elektroniczny dowód osobisty rodzi się w bólach, nie bardzo wiadomo, kto jest akuszerem, a wokół porodu krążą służby

Wojciech Cieśla

Na pierwszy rzut oka wy­gląda jak zwykły dowód osobisty - lekko różowy kawałek plastiku ze zdję­ciem i numerem PESEL. Ale e-dowód ma jeszcze kod kreskowy i czip. Dzięki nowemu dowodowi od 2019 roku będzie można potwierdzać odbiór dokumentów z banku, szpitala, sądu albo urzędu - bez składania podpisu. Dowo­dem będzie można elektronicznie pod­pisywać faktury i umowy.
   Ma być sprawnie i nowocześnie. Po­lacy dostaną dostęp do e-administracji, państwo zaoszczędzi na utrzymaniu urzędników.
   To teoria. Kulisy narodzin e-dowodu to obraz tego, jak państwo prowadzi jedno z najważniejszych przedsięwzięć: zamieszanie, przepychanki o wpływy i walka o pieniądze.

I
Polska to dziś jedno z ostatnich państw w Unii bez e-dowodu. Walka o jego wprowadzenie zaczęła się w 2008 roku. - To było tuż przed nową perspek­tywą unijną - opowiada jeden z byłych wiceszefów MSWiA. - Kupa forsy do wy­
dania, ambitny projekt. W ministerstwie wszyscy byli optymistami. Nowe dowo­dy miały być ważną częścią informatyza­cji Polski. Żeby z urzędem obywatel nie kontaktował się przez papiery, tylko jak w sklepie - zbliżeniowo.
   Unia Europejska przyklasnęła, dała Polsce niemal 100 mln euro. Pierwsze e-dowody planowano na 2011 roku, admi­nistracja miała się do nich dostosować najwyżej dwa lata później. Wtedy, w 2011 roku, wybuchła infoafera - okazało się, że Andrzej M., dyrektor Centrum Pro­jektów Informatycznych MSWiA, wziął 3 mln zł łapówek (dostał za to wyrok wię­zienia w zawieszeniu).
   Projekt zamarł, afera zmiotła całe Centrum Projektów Informatycznych MSWiA. Gdy w 2015 r. urzędnicy z Bruk­seli zaczęli dopytywać o losy e-dowodu, udało się wynegocjować nowy termin - 2019 r. Warunek: jeżeli Polska nie za­cznie wydawać elektronicznych dowo­dów, to Unia każe zwrócić ok. 150 mln zł.

II
Były wiceminister: - Im dalej w las, tym projekt e-dowodów stawał się coraz bardziej nie do ogarnięcia.
Gorący kartofel. Gdy powstało Mini­sterstwo Administracji i Cyfryzacji, projekt trafił do Centralnego Ośrod­ka Informatyki. Ktoś wpadł na pomysł, żeby przetarg na tak strategiczną rzecz jak dokumenty obywateli wypuścić na rynek. A potem ktoś inny się połapał, że tego dowodu nie mogą nam zrobić Wę­grzy czy Niemcy, bo oddamy im wrażliwe dane obywateli. Trzeba było unieważ­niać przetarg.
   Pod koniec 2015 r. na czele resortu cyfryzacji staje Anna Streżyńska. Obiecu­je ukończenie rozgrzebanych projektów informatycznych. Nowe rozwiązania mają nas przenieść do cyfrowej awan­gardy. Produkcją e-dowodów ma się za­jąć Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych.
   Pierwszym prezesem PWPW za cza­sów „dobrej zmiany” zostaje Piotr Woyciechowski. W 2016 r. ogłasza: powstanie polski układ scalony. Może trafić do pasz­portów biometrycznych i e-dowodów. W siedzibie PWPW uroczyście powsta­je konsorcjum POL-PUS (od Programo­walny Układ Scalony), którego celem jest opracowanie i wdrożenie „polskie­go czipa”.
   Opowiada jeden z pracowników PWPW: - POL-PUS miał stworzyć pol­ski, narodowy procesor. Wymyślić proch i elektryczne auto w segmencie dokumentów. Nie zrobił nic. Dosłow­nie: nic.

III
Konsorcjum od „polskiego czipa” tworzą PWPW, Instytut Maszyn Mate­matycznych, Instytut Technologii Elek­tronowej, WB Electronics i Kolegium Jagiellońskie. Ktoś podaje szacunkowy koszt stworzenia nowoczesnego cacka - 150 mln zł.
   Publiczność ma wrażenie, że sko­ro powstanie czipa zapowiedzieli m.in. ministrowie Mariusz Błaszczak i Anna Streżyńska, to POL-PUS ochoczo ruszył do pracy. Błąd. Projekt nawet formalnie nie zostaje uruchomiony.
   Pracownicy PWPW odkrywają, że Ko­legium Jagiellońskie, które stało się częś­cią POL-PUS, to niszowa szkoła, w której wykładają Grzegorz Górski, szef rady nadzorczej PWPW, oraz jego rodzina. Ciekawostka: szkoła ma profil humani­styczny. Górski to były radny PiS z Toru­nia, historyk i prawnik. Słynie z ostrego języka: przeciwników nazywa „popłu­czynami po Urbanie sprzymierzonymi z postbolszewią”. W wywiadzie dla rzą­dowego radia podkreśla związki PWPW z prof. Wiesławem Biniendą, ekspertem smoleńskim: - Jest poprzez rodzinne uwarunkowania związany z PWPW, po­nieważ jego mama mieszkała w budyn­ku, który przylegał do PWPW.
   Górski zostaje odwołany z rady Wy­twórni po cichu wiosną 2017 r. W jego notce biograficznej na próżno szukać śladów pobytu w PWPW. Według infor­macji „Newsweeka” działania POL-PUS objęte zostały kontrolą MSWiA.
   W czerwcu tego roku, już bez konfe­rencji prasowej i uśmiechów prezesa,
POL-PUS został po cichu rozwiązany. Dlaczego? PWPW odpowiada: „Z uwa­gi na konieczność ochrony tajemni­cy handlowej PWPW S.A. odmawia udzielenia informacji na temat przy­czyn rozwiązania umowy konsorcjum POL-PUS”.

IV
Według naszych rozmówców jed­na z największych przeszkód, na jakie trafia e-dowód, to państwowe reje­stry, z którymi ma współpracować. Część - jak PESEL - pochodzi z lat 70. i 80., za­wiera mnóstwo błędów.
   Ale są też inne powody opóźnienia e-dowodu. „Dobra zmiana” wymiata z Wytwórni setki ludzi, w tym fachow­ców, których wiedza przydałaby się do uzyskania wszystkich koniecznych cer­tyfikatów.
   Przez pierwsze dwa lata rządów PiS w PWPW trwa trzęsienie ziemi - zarząd wchodzi w konflikt z pracownikami. Dziennikarzy, którzy ośmielą się pisać krytycznie o PWPW, pozywa albo skła­da na nich doniesienia do prokuratury.
O metodach, które zarząd stosuje w tym sporze, pracownicy mówią: esbeckie.
   Piotr Woyciechowski uchodzi za czło­wieka Antoniego Macierewicza, PWPW hojnie wspiera prorządowe media, przez dwa lata trwa sielanka. Dopie­ro gdy w 2017 r. dziennikarze „Faktu” i RMF FM ujawniają, że związkowcy z PWPW zostali podsłuchani, ówczesny szef MSWiA Mariusz Błaszczak odwołu­je prezesa.
   To dopiero początek karuzeli. Kolej­ny prezes wytrzymuje w fotelu zaledwie cztery miesiące. Potem p.o. prezes w cią­gu miesiąca skłóca się z pracownikami, następnie przychodzi kolejny prezes na kilka miesięcy. Latem tego roku czwar­tym za „dobrej zmiany” szefem PWPW zostaje Maciej Biernat.
   Czeka na niego bomba z opóźnionym zapłonem: projekt e-dowodu.

V
Już wiosną 2018 r. raport na temat opóźnień w e-dowodzie dostaje pre­mier Mateusz Morawiecki. Dwie­ście stron, które miażdżą urzędników: przez dwa lata rządów PiS różne insty­tucje pracowały nad e-dowodem, nie współpracując ze sobą. Miały różne terminy wykonania tych samych prac. Wniosek z audytu: „Nie ma możliwości jednoznacznego zidentyfikowania stanu projektu”.
   Mówi nasz rozmówca z PWPW: - Żeby ministerstwo mogło pracować nad kolejnymi etapami e-dowodu, musi go dostać. Musi mieć wersję testową od nas. Ale mamy październik, a wciąż nie podpisa­no umów na wykonanie kluczowych ele­mentów do dowodu, czyli procesorów, systemów IT i inletów. Inlet to element, na którym instaluje się mikroproce­sor. W tej chwili PWPW próbuje podpi­sać umowę z firmą Pentacomp, w grze o zlecenia jest także spółka Smartrack. Problem polega na tym, że dwaj dzisiej­si członkowie zarządu PWPW wcześniej pracowali dla obu firm.
   Obie spółki, Pentacomp i Smartrack, można odnaleźć na liście donato­rów Fundacji Reduta, stworzonej przez PWPW. Wytwórnia „odmawia udzie­lenia odpowiedzi na pytania dotyczące ewentualnej współpracy z innymi pod­miotami z uwagi na ochronę tajemnicy
przedsiębiorstwa”. Zapewnia, że jeden z wiceprezesów wyłącza się z decyzji w sprawie swojego byłego pracodawcy.
   Nasz rozmówca z PWPW: - Tak bar­dzo wstaliśmy z kolan, że za chwilę oprócz robocizny w e-dowodzie nie bę­dzie nic polskiego. Kompozyty niemie­ckie, francuskie, szwajcarskie. Czytniki do e-dowodów, które dostaną za chwi­lę wszystkie polskie gminy, mają nawet takie śmieszne ptaszydło na odwrocie. Orzełka, ale czarnego. To znak, że pro­dukt wykonano w Niemczech. Po drugiej stronie będzie dumne logo naszej firmy, ale de facto oznaczamy tylko niemiecki czytnik. I to jedyny czytnik, który pasu­je do nowych dowodów.
   W PWPW panika - bo nie tylko czyt­niki są niemieckie. Maszyny do perso­nalizacji paszportów pochodzą z firmy Bauer & Muck. Gdy PWPW próbowała wyrzucić Bauer & Muck ze zlecenia, za­częła rozmowy ze spółką Ruhlamat. Też niemiecką.
   PWPW zapewnia, że „w nowych elek­tronicznych dowodach osobistych zo­stanie zastosowany szereg polskich rozwiązań i zabezpieczeń opracowanych przez ekspertów PWPW S.A.”.

VI
Mówi były wiceminister: - to, co dzieje się wokół e-dowodu, to porażka. Gdy MSWiA daje zlecenia PWPW bez przetargu, to wiadomo, że Unia im to oprotestuje. Tymczasem we wrześniu rząd oficjalnie ogłosił, że e-dowód zacznie działać do końca marca. Chyba w ramach kampanii wy­borczej, bo prace nad dostosowaniem
oprogramowania do obsługi nowych do­wodów przez rejestry państwowe leżą.
   Resort cyfryzacji w reklamówkach w sieci już dziś chwali się e-dowodem, którego nikt jeszcze nie miał w ręku. Wciąż nie wiadomo, kto (po upadku prac nad polskim czipem) wyprodukuje mi­kroprocesory. Niemal na pewno będzie to firma zagraniczna. Z jakiego kraju? Czy skoro rząd działa w takim pośpie­chu, sposób zaszyfrowania danych na czipach będzie miała szansę sprawdzić ABW? Jeszcze kilka miesięcy temu nie istniała procedura postępowania w przy­padku utraty, uszkodzenia czy kradzieży e-dowodu.
   Pracownik PWPW: - W ciągu ostat­niego roku w dziale, który zajmuje się mikroprocesorami, trzy razy zmieniało się szefostwo. Tak można hodować mar­chewkę, a nie produkować dokumenty.
   Żeby zdążyć na czas, ostatnio PWPW przygotowała dokumentację przetargo­wą do zamówienia na czytniki do e-dowodów dla gmin. Rozesłała ją po Polsce, a kilka dni później wysłała ofertę - 499 zł za swój czytnik. - To śmiech, bo na ryn­ku jedyny czytnik ma PWPW. To wyglą­da jak ustawianie przetargu - śmieje się pracownik PWPW.

VII
Na początku września o e-dowody zapytał szefa MSWiA poseł Paweł Pudłowski z Nowoczesnej. Chciał wiedzieć, kto jest producentem mi­kroprocesora? Dlaczego miesiąc temu zmieniono jego wersję? Dlaczego blan­kiet e-dowodu kosztuje sześć razy drożej niż wytworzenie go w PWPW? Czy gmi­ny będą kupowały czytniki bez przetar­gu? Nie dostał odpowiedzi.
   Były wiceminister: - Wprowadzanie e-dowodów potrwa 10 lat, będzie kosz­tować ponad półtora miliarda. Gdyby­śmy je zrobili tak, jak trzeba, dziesięć lat temu, można by mówić o jakimś skoku, o modernizacji. A dziś?
   Zapytaliśmy MSWiA i PWPW o e-dowody i zawirowania wokół projektu. Od­powiedzi są optymistyczne: zdążymy na czas.

1 komentarz:

  1. Ciekawe rzeczy się dzieją w tej polityce. Bardzo dobry artykuł, czyta się go z zainteresowaniem.

    OdpowiedzUsuń