niedziela, 21 października 2018

Kto złamie zmowę milczenia



Film „Kler” bijący rekordy oglądalności i mapa pedofilii przygotowana przez ofiary duchownych zmusiły biskupów do przeprosin. Czy to początek przełomu, czy tylko ruchy pozorowane?

Aleksandra Pawlicka

Biskupi okopują się w schro­nach, ale liczą, że nawet jeśli przyjdzie fala, to zmyje sąsia­da. Prawdziwego tsunami nie będzie - mówi duchowny, uczestnik obrad episkopatu, które odbyły się pod koniec września. Zakończyły się dekla­racją, że do końca listopada powstanie raport w sprawie pedofilii w Kościele. To inicjatywa prymasa Wojciecha Polaka, tyle że większość hierarchów jest jej przeciwna.

KROKODYLE ŁZY
Na blisko stu czynnych biskupów tyl­ko czterech ujawniało dotychczas skalę pe­dofilii w podległych im parafiach. W diecezji płockiej bp Piotr Libera zorganizował kon­ferencję, na której przyznał, że w ciągu 11 lat jego urzędowania o nadużycia seksualne wo­bec nieletnich zostało oskarżonych dziewię­ciu duchownych. Kolejny był biskup połowy Józef Guzdek, który poinformował o zarzu­tach dla czterech duchownych ordynariatu. Trzech oskarżono o molestowanie nielet­nich, czwartego - o posiadanie zdjęć pedofil­skich. Wszyscy nie są już kapelanami, a jeden został usunięty ze stanu kapłańskiego i siedzi w więzieniu.
   Także biskup warszawsko-praski Romu­ald Kamiński przyznał, że w ciągu 26 lat ist­nienia tej diecezji postępowania wszczęto wobec 12 duchownych, z czego trzy sprawy zakończyły się wyrokami sądów, siedem jest w toku, a w dwóch śledztwo nie potwierdziło
prawdziwości zarzutów. Największym echem odbiło się wystąpienie biskupa opolskiego Andrzeja Czai. W liście do wiernych prze­prosił za krzywdy wyrządzone przez księży pedofilów. O odczytanie listu poprosił księ­ży swojej diecezji. Część zignorowała prośbę, a niektórzy ocenzurowali biskupa i skrócili jego list do modlitwy za ofiary.
   - Opór jest potężny i na każdym szczeb­lu - przyznaje jeden z moich rozmówców.
- A przecież w tych oficjalnych wystąpieniach biskupów jest mowa wyłącznie o przypad­kach ujawnionych: księżach skazanych lub oczekujących na wyrok. To wierzchołek góry lodowej.
   Gdy na posiedzeniu episkopatu prymas Po­lak zaproponował przygotowanie raportu, bi­skupi nie kryli niezadowolenia. Zwłaszcza w kuluarach wielu deklarowało, że nie podpo­rządkuje się wytycznym. Propozycja prymasa zakłada bowiem nie tylko zebranie informa­cji o duchownych z prawomocnym wyrokiem i tych, przeciwko którym prowadzone jest śledztwo, ale też o przypadkach znanych bi­skupom z przeszłości. To właśnie budzi opór, bo który z hierarchów będzie chciał donieść na samego siebie? Który przyzna, że wiedział, a nie powiedział? Choć właśnie ujawnienie tej wiedzy mogłoby przerwać wieloletnią zmowę milczenia i uruchomić proces oczyszczania Kościoła z zarzutu krycia pedofilów.
   Łódzki biskup Grzegorz Ryś już latem pod­czas pielgrzymki na Jasną Górę mówił, że „grzechy pedofilii to wyraz nadużycia władzy w Kościele”, a za ich ukrywanie odpo­wiedzialni są ci duchowni, który tworzą chroniącą siebie kastę. - Jestem więcej niż sceptyczny co do tego, że raport co­kolwiek wniesie do posiadanej już wiedzy. Nie uzupełni mapy pedofilii opubliko­wanej przez Fundację „Nie lękajcie się”. Biskupi będą lać krokodyle łzy i pilnie strzec, aby to, co nie ujrzało dotychczas światła dziennego, takie nadal pozostało - mówi „Newsweekowi” ksiądz zaangażo­wany w proces kościelnych rozliczeń.
   Mapę pedofilii przygotowała świecka fundacja pomagająca ofiarom księży pe­dofilów. Jej przedstawiciele twierdzą, że tylko w ciągu jednego dnia od chwili pub­likacji zgłosiło się 70 kolejnych ofiar. Na mapie jest 259 ofiar i 63 sprawców z wy­rokami sądowymi. Co ciekawe, żadnego nie odnotował rejestr pedofilów ujawnio­ny na początku tego roku przez Minister­stwo Sprawiedliwości.
   Podczas prezentacji mapy w Sejmie nie zjawił się, mimo zaproszenia, żaden przedstawiciel episkopatu.

LISTEK FIGOWY
O opolskim biskupie Andrzeju Czai zrobiło się głośno nie tylko z powodu nie­dzielnego kazania o pedofilii. Jeden z ak­torów filmu „Kler”, Arkadiusz Jakubik, powiedział po premierze, że dedykuje swoją rolę koledze z rodzinnych Strzelc Opolskich, któremu „ksiądz zmarno­wał życie na wyjazdach ministrantów”. Biskup Czaja od razu wysłał do Jakubi­ka mail z prośbą o kontakt do ofiary, ale w międzyczasie zgłosiła się do kurii matka poszkodowanego. Sprawę skierowano do prokuratury.
   Biskup przyznał w lokalnym radiu, że na film Smarzowskiego poszedł z przekona­niem, że „może Bóg ma mu w ten sposób coś do powiedzenia”. Najbardziej wstrząs­nęła nim scena przesłuchania ofiary księ­dza pedofila, kiedy komisja duchownych próbuje przekonać poszkodowanego, że składając zeznania, szkodzi Kościołowi. „Ludzie, co wy robicie?” - pyta przesłu­chiwany i wychodzi. - To jest przesłanie. Bóg woła w naszą stronę, do naszych księ­ży: „Ludzie, co wy robicie?” - mówi bp Czaja i dodaje: - W takich sytuacjach trze­ba działać jak przy zawale serca.
   Czynie czuje się osamotniony? Na to py­tanie nie chce odpowiedzieć„Newsweekowi”. Ale znający biskupa opolski ksiądz twierdzi, że hierarcha przeżył ostracyzm w środowisku episkopatu i zachowawczą postawę własnych księży. - Zachował się tak, jak należało, ewangelicznie, ale siła tych, którzy będą próbowali sprawę wy­ciszyć i odłożyć rozliczenia ad calendas graecas, jest przeważająca - mówi mój rozmówca.
   W episkopacie biskup Czaja peł­ni funkcję przewodniczącego Komi­sji Nauki Wiary. - To ważna komisja, ale głos biskupa Czai nie jest ważny. Trak­tują go jak listek figowy: „O! Mamy Czaję, nasz wzór z Sevres, więc nie moż­na nam zarzucić, że nic nie robimy w sprawie walki z kościelną pedofilią!” - mówi jeden z księży, nie kryjąc gorzkiej ironii.

RĘKA RĘKĘ KRYJE
W rzeczywistości obowiązuje bo­wiem inny model. Można go nazwać mo­delem abp. Paetza, choć nie chodzi tylko o byłego metropolitę Poznania oskarżo­nego o molestowanie kleryków w semi­narium duchownym, ale o mechanizm, dzięki któremu mógł on przez lata do­puszczać się homoseksualnej przemocy na studentach i nie ponosić za to żadnej odpowiedzialności. A ci, którzy go kryli, mogli robić kościelne kariery.
   Jedna z osób zaangażowanych w pro­ces reformy Kościoła przekazała redak­cji „Newsweeka” list napisany przez ks. Tadeusza Karkosza, byłego rektora Ar­cybiskupiego Seminarium Duchowne­go w Poznaniu. List powstał w listopadzie 2001 r., czyli parę miesięcy przed ujawnie­niem afery z abp. Paetzem. Autor opisuje w nim poczynania poznańskiego metro­polity - zapraszanie kleryków do rezyden­cji metropolity, skąd wracaj ą „roztrzęsieni i mimo ustnego zakazu wydanego przez księdza Arcybiskupa, relacjonują rekto­rowi dokładnie przebieg spotkania”. Ks. Karkosz pisze, że gdy zwrócił abp. Paetzowi uwagę na niestosowność jego za­chowań, usłyszał: „I co? Mam wyciągnąć z tego wnioski?”.
   List wyjaśnia, że o sprawie zostali poin­formowani: nuncjusz apostolski w Polsce, którym wówczas był bp Józef Kowalczyk, oraz sekretariat stanu Stolicy Apostol­skiej, w którym kardynał Angelo Sodano wraz z osobistym sekretarzem papieża, bp. Stanisławem Dziwiszem, decydowali, które informacje mają trafić do Jana Pa­wła II. Ks. Karkosz informował o sprawie także zastępców abp. Paetza, trzech bi­skupów pomocniczych. Krótko mówiąc - wiedzieli wszyscy, cała kościelna wier­chuszka, ale papież o skandalu dowiedział się dopiero od swojej świeckiej przyjaciół­ki Wandy Półtawskiej.
   Ks. Karkosz kończył swój list infor­macją, że gdy pierwsze przecieki o afe­rze trafiły do mediów, abp Paetz zwołał spotkanie z najważniejszymi duchow­nymi swojej diecezji. Dał im do podpisa­nia lojalkę, „komunikat odwołujący się do rzekomych pomówień wobec Księdza Arcybiskupa, wyrażający z nim solidar­ność i podkreślający ducha posłuszeń­stwa”. Komunikat miał być odczytany we wszystkich kościołach na niedzielnej mszy, ale ostatecznie zostało to odwołane - czytamy w liście.
   Ks. Karkosz wkrótce po napisaniu tego listu przestał być rektorem seminarium i został przeniesiony do Rzymu. Współ­działający z nim ówczesny dziekan Wy­działu Teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, ks. Tomasz Węcławski, ostatecznie odszedł ze Stanu duchow­nego, dokonał aktu apostazji i zmienił nazwisko na Tomasz Polak.
   Jedyną karą, jaką poniósł abp Paetz, było usunięcie z funkcji metropolity po­znańskiego. Przez lata celebrował msze, uczestniczył w procesjach, przecinał wstęgi, pozostał poznańskim celebrytą. Do dziś ma do dyspozycji piętrową ka­mienicę otoczoną rozległym ogrodem tuż obok archikatedry.
   Nuncjusz papieski abp Józef Kowal­czyk po zakończeniu watykańskiej misji został prymasem Polski. Sekretarz pa­pieża bp Stanisław Dziwisz został kar­dynałem i arcybiskupem w Krakowie. Prawa ręka abp. Paetza, jego biskup po­mocniczy Marek Jędraszewski, dostał arcybiskupstwo w Łodzi. Dziś jest me­tropolitą krakowskim.
   Czy coś łączy sprawę molestowania kle­ryków i wykorzystywania Seksualnego dzieci przez osoby duchowne? Na tak za­dane pytanie odpowiedział prof. Tomasz Polak (wcześniej ks. Tomasz Węcławski). Pytanie zadał mu publicysta Adam Szostkiewicz, a odpowiedź brzmiała: „Tak. Są dwa elementy: nadużycie własnej pozycji i uzależnienie ofiar i po drugie - sposoby reagowania osób i instytucji kościelnych powiadamianych o problemie. A dokład­niej: próby ukrycia sprawy”.

DANYCH BRAK
Dziś prof. Polak, pytany o to, czy spo­łeczne poruszenie wywołane filmem „Kler” może oznaczać koniec nietykal­ności Kościoła w Polsce, odpowiada: - Chciałoby się powiedzieć: „nareszcie”, prawda? Zalecałbym jednak ostrożność z tym „nareszcie”.
   Jego sceptycyzm podziela katolicki publicysta Zbigniew Nosowski. Polski Kościół - mówi w jednym z wywiadów - nie uniknie wypłaty odszkodowań za czyny pedofilskie duchownych, jak ma to miejsce na Zachodzie, ale jeszcze nie teraz. „Teraz nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić, tak duża jest aktualnie w naszym Kościele niechęć do płacenia odszkodowań”.
   W ostatnim czasie zapadł po raz pierw­szy wyrok w sprawie milionowego od­szkodowania dla ofiary księdza pedofila. Kościół odwołał się w tej sprawie do Sądu Najwyższego.
   Na luty przyszłego roku papież Franci­szek zapowiedział spotkanie z przewod­niczącymi episkopatów z całego świata. Temat: molestowanie seksualne w' Koś­ciele. Z czym pojedzie do Watykanu szef polskiego episkopatu, abp Stanisław Gądecki? W polskich diecezjach i zakonach od czterech lat działają wyznaczeni przez kurie delegaci, których zadaniem jest zbieranie zgłoszeń ofiar przemocy seksu­alnej duchownych. Koordynator episko­patu ds. walki z pedofilią, ks. Adam Żak, zapytany ostatnio, ilu zgłosiło się dotych­czas poszkodowanych, przyznał z roz­brajającą szczerością: „Nie mamy takich danych”.
   Oznacza to mniej więcej tyle, że bez nacisku Watykanu i opinii społecznej na zmiany w polskim Kościele nie ma wiel­kich szans.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz