Kto wygra wybory
samorządowe? PiS zwycięży w wyborach do sejmików, ale większość województw
przypadnie opozycji. W dużych miastach zanosi się na tradycyjną klęskę PiS, ale
w całym kraju partia Kaczyńskiego się umocni.
Im
bliżej wyborów samorządowych, tym więcej sondaży, ale ich mnogość nie sprawia
bynajmniej, że obraz preferencji politycznych Polaków staje się wyraźniejszy.
Wręcz przeciwnie, publikacja każdego badania potęguje raczej niepewność co do
tego, jaki będzie wynik głosowania 21 października.
W tzw. przestrzeni publicznej współistnieją bowiem rozmaite
sondaże, które czasem dotyczą wyborów do Sejmu, a czasem do sejmików. Niektóre
badania sprawdzają poparcie dla Koalicji Obywatelskiej (sojusz Platformy i
Nowoczesnej), w innych te partie występują oddzielnie. Sytuację dodatkowo
komplikuje fakt, że w części sondaży pojawia się już formacja Roberta
Biedronia, która nie startuje w wyborach samorządowych, ale odbiera część
wyborców Platformie i SLD. Wreszcie - wyniki sondaży można pokazywać w dwóch
wariantach: albo uwzględniając wyborców niezdecydowanych, albo przydzielając
ich poszczególnym partiom proporcjonalnie do ich poparcia.
Oszczędności i pogoń za klikalnością prowadzą poza tym do
publikacji kuriozów, jak sondy internetowe i uliczne z sensacyjnymi
rezultatami, a także sondaże na śmiesznej próbie 100 osób. Szczytem absurdu
było podanie informacji o zmianie na
prowadzeniu w Warszawie na podstawie sondażu internetowego przeprowadzonego na
próbie ogólnopolskiej (dzieło portalu wp.pl).
Tłok na progu
Spróbujmy przeciąć ten węzeł.
Zacząć wypada od tego, co prostsze - obecnych preferencji partyjnych w
wyborach do Sejmu. Tu sytuacja wydaje się klarowna. PiS po serii pomyślnych
badań wrześniowych osiągnął historyczne maksimum - jego średnie notowania po
odliczeniu wyborców niezdecydowanych dobiły do 49 proc. (dane Polityki Insight). To rzadkość w dziejach III RP - podobne notowania miewała
tylko Platforma w swoich najlepszych czasach.
Partia rządząca udanie weszła w kampanię samorządową. Procentują
składane już masowo przez Mateusza Morawieckiego obietnice wyborcze, punkty
dają spotkania z wyborcami i pieniądze rozdane rodzicom uczniów w ramach
wyprawki szkolnej. W efekcie PiS urósł o ponad 10 pkt proc. od wiosny, gdy w
partię uderzył skandal z nagrodami dla ministrów. I aż o 7 pkt od sierpnia,
gdy na PiS chciało głosować 42 proc. Polaków.
Poparcie traci za to Platforma, która w większości badań
występuje jeszcze oddzielnie, bez Nowoczesnej. Z 27 proc. w sierpniu zrobiło
się 23 proc., ponad dwa razy mniej, niż ma PiS. Minimalnie za to wzrosły
notowania Nowoczesnej - z 4 do 5 proc. Można domniemywać - tak zresztą
przypuszcza również nasz rozmówca z władz PO - że straty Platformy wynikają z
pewnej dezorientacji wyborców. Grzegorz Schetyna i inni politycy PO promują
teraz przede wszystkim szyld Koalicji Obywatelskiej, z którym nie wszyscy się
jeszcze zaznajomili (i ta ma lepsze wyniki). Między partnerami są zresztą
zgrzyty programowe, jak ostatnio w sprawie wieku emerytalnego. Drugim powodem
pewnego spadku formy może być deklaracja Biedronia, który żywi się głównie
elektoratem PO. Jeden z sondaży IBRiS wykazał, że 60 proc. elektoratu ugrupowania
prezydenta Słupska to ludzie, którzy dotychczas popierali partię Schetyny.
Żadne z pozostałych ugrupowań nie może być pewne parlamentarnego
bytu w kolejnej kadencji. Trzecią siłą jest dziś Kukiz’15, ale jego średnie
notowania spadły w ciągu ostatniego miesiąca o 2,5 pkt - do 7 proc. Załamał
się także kilkumiesięczny trend wzrostowy SLD. W sierpniu na Sojusz chciało
głosować prawie 10 proc. wyborców, dziś już tylko 6 proc.
Sojuszowi szkodzi zarówno polaryzacja PO-PiS, jak i zapowiedzi
Biedronia. Na progu wyborczym balansuje od miesięcy PSL, którego zniszczenie
jest głównym celem PiS na wybory samorządowe. Poparcia dla pozostałych partii
- Razem, Ruchu Narodowego, Wolności czy Zielonych - trzeba już szukać pod
lupą, choć okazjonalnie trafiają się sondaże dla nich korzystniejsze (Wolność
Janusza Korwin-Mikkego we wrześniowym badaniu Kantar MB dla „Faktów” miała 5
proc.).
Tak plus minus wyglądałyby zatem wyniki partii, gdyby dziś
odbywały się wybory do Sejmu. Ale teraz - krótko przed batalią samorządową -
na chwilę o nich zapomnijmy. Wybory do sejmików to bowiem całkiem inne
przedstawienie, choć aktorzy w większości ci sami.
PiS wygra, ale opozycja weźmie
większość sejmików
W rywalizacji o 552 miejsca w
sejmikach liczy się nie tylko sumaryczny wynik ogólnopolski. Tu królował będzie
PiS, choć o poparciu 45 proc. i więcej może
zapomnieć. Ale głosy liczy się w każdym województwie osobno. W istocie to 16
oddzielnych bitew, których rozstrzygnięcie jest niesłychanie trudne do
przewidzenia. Do urn pójdą trochę inni wyborcy, niż głosują w kampanii
parlamentarnej, frekwencja będzie wyraźnie niższa, głosów nieważnych więcej, a partiom głosy odbiorą komitety
lokalne - Mniejszość Niemiecka na Opolszczyźnie, Górnośląska Partia Regionalna
na Śląsku, a także startujący po raz pierwszy w formule ogólnopolskiej
Bezpartyjni Samorządowcy. Wyraźnie mocniejszy niż w wyborach do Sejmu będzie
PSL.
Wrześniowe badanie CBOS daje PiS 34 proc. w wyborach do sejmików,
KO może liczyć na 15 proc., Kukiz’15 na 11 proc., a PSL i Bezpartyjni na 5 proc. Zaledwie 3 proc. ma SLD. Ale aż 28
proc. badanych chcących wziąć udział w wyborach było niezdecydowanych -
podczas gdy w badaniu sejmowym było ich zaledwie 16 proc.
Badanie ogólnopolskie na próbie ok. 1000 osób - a w istocie
ok. 700 deklarujących głosowanie - jest jednak nieprzesadnie miarodajne, gdy
trzeba przewidzieć rezultat w 16 województwach. Pomocne stają się w tej
sytuacji prognozy wyborcze, uwzględniające specyfikę regionów i przeszłe
głosowania. Takie prognozy biorą pod uwagę aktualne sondaże, a także
historyczne różnice między wynikiem w wyborach parlamentarnych a rezultatem
sejmikowym.
We wrześniowej prognozie Polityki Insight - nieuwzględniającej jeszcze najnowszych wzrostów PiS i
spadku notowań PO - PiS może liczyć na samodzielną większość w czterech
sejmikach. Partia Jarosława Kaczyńskiego utrzyma władzę na Podkarpaciu, a także
odbije koalicji PO-PSL Małopolskę, Podlasie i Lubelszczyznę.
PiS niewiele brakuje do przejęcia dwóch kolejnych sejmików
- świętokrzyskiego i łódzkiego. Politycy PiS
nieoficjalnie liczą jeszcze na sukces na Mazowszu.
Wiele wskazuje na to, że PiS
osiągnie najlepszy wynik w historii wyborów do sejmików. SLD w 1998 r. miał 33
proc., a AWS - 32 proc. To drugie ugrupowanie uzyskało wówczas samodzielną
większość w czterech sejmikach, co jest niepobitym do dziś rekordem. Nawet PO w
czasach swojej świetności w 2010 r. - z ogólnopolskim wynikiem 30,9 proc. -
miała najwięcej radnych w 13 sejmikach, ale samodzielną większość zdobyła tylko
w dwóch regionach.
PiS może liczyć na sukcesy na wschodzie i południu, ale północ
i zachód pozostaną raczej przy opozycji. Koalicja Obywatelska wraz z PSL i
miejscowo z SLD, mimo relatywnie słabego wyniku, może liczyć na rządy w
większości województw: zachodniopomorskim, pomorskim, lubuskim, wielkopolskim,
dolnośląskim, opolskim, śląskim, warmińsko-mazurskim i kujawsko-pomorskim.
O ile PiS będzie triumfował za sprawą bezprecedensowej
liczby głosów i odbicia kilku województw, o tyle opozycja będzie mogła
powiedzieć, że utrzymała rządy w większości sejmików. Zwłaszcza że Kukiz’15 -
chyba jedyny potencjalny koalicjant PiS - ma niewielkie szanse na mandaty.
Ugrupowanie Pawła Kukiza jest dziś w podobnej sytuacji jak SLD w 2014 r. Sojusz
zdobył wówczas prawie 9 proc. głosów, ale przez ordynację korzystną dla największych
partii nie miał zbyt wielu radnych. W trzech sejmikach nie zdobył mandatu, a w
sześciu kolejnych - tylko jeden.
Kilka wspomnianych regionów - w szczególności Mazowsze,
Łódzkie czy Świętokrzyskie - można zaliczyć, czerpiąc z terminologii
amerykańskiej, do województw przechodnich albo wahliwych, gdzie o końcowym
wyniku zdecyduje niewielka liczba głosów.
W wyborach samorządowych na szczeblu województwa radnych
jest niewielu (od 30 do 51), a wyborcze okręgi są mniejsze niż sejmowe. Zdobywa
się w nich od 5 do 11 mandatów, co po pierwsze premiuje duże partie, a po
drugie nawet kilkaset głosów może decydować o tym, kto zdobędzie mandat. O
końcowym sukcesie zdecyduje specyfika lokalna, nazwiska kandydatów i
skuteczność kampanii, czego dziś nie mogą wykazać nawet sondaże na poziomie
wojewódzkim.
Podsumowując: KO wraz z PSL (i SLD) mogą dziś liczyć na
9-12 województw, a PiS na 4-7. Na pierwszy rzut oka ten wynik wydaje się
korzystny dla opozycji, ale wariant, w którym partia Kaczyńskiego przejmuje
Mazowsze i Świętokrzyskie, oznaczałby katastrofę dla PSL, bo te dwa regiony są
dla Stronnictwa strategicznie ważne. To twierdze ludowców, rządzone przez marszałków
z PSL i wiceprezesów tej partii: Adama Struzika i Adama Jarubasa. Ich utrata
oznaczałaby czystkę we wszystkich spółkach uzależnionych od władz
samorządowych. PiS przetrąciłby w ten sposób kręgosłup PSL - partia Władysława
Kosiniaka-Kamysza straciłaby w zasadzie zdolność do samodzielnego życia. To
jeden z powodów, dla których PiS skupia się w tej kampanii na wyborach
sejmikowych.
Największe miasta (raczej) bez
prezydentów PiS
Drugi powód to marne widoki na
zwycięstwa w miastach. Sensacją byłoby zwycięstwo choćby w jednym z 10
największych miast.
W Warszawie wszystkie poważne badania pokazują przewagę
Rafała Trzaskowskiego. W pierwszej turze nieznaczną - na koniec września w
sondażu IBRiS kandydat KO miał 38 proc., a Patryk Jaki - 35 proc. Druga runda
już wyraźnie na korzyść Trzaskowskiego - 54 do 46 proc., choć wynik nie jest
już tak przesądzony jak wydawał się jeszcze kilka miesięcy temu.
Jaki, nawet jeśli przegra, to i tak sporo wygra. Kadencję
zaczynał jako cień Zbigniewa Ziobry, a skończy jako samodzielny, pierwszoligowy
polityk. - Udało mu się coś, co nie powiodło się Andrzejowi Dudzie w 2015
r. Mieliśmy wówczas kłopot, by w Warszawie znaleźć ludzi do dudabusu i
ściągaliśmy działaczy spoza stolicy, żeby był pełen autokar. A Jaki szybko
zbudował zespół - mówi polityk PiS. W zwycięstwo Jakiego jednak nie
wierzy.
Kandydat składa wodospady sprzecznych ze sobą i monstrualnie
drogich obietnic. Obiecuje walkę ze smogiem i zapowiada zabudowanie klinów
napowietrzających (bo do tego sprowadza się chęć stworzenia nadwiślańskiej
dzielnicy). Mimo to liczni komentatorzy zachwycają się wizją i rozmachem
kampanii - ale o to trzeba mieć pretensje do
tych komentatorów, a nie do Jakiego, który po prostu wykorzystuje sprzyjające
okoliczności.
Wyrównana walka PiS z antyPiS toczy się jeszcze w Krakowie,
gdzie prezydent Jacek Majchrowski o piątą kadencję rywalizuje z posłanką PiS Małgorzatą Wassermann. Szefowa komisji śledczej
ds. Amber Gold ma w obozie władzy wielu fanów, tu i ówdzie słychać, że
mogłaby zostać marszałkiem Sejmu, a nawet premierem.
W pozostałych ośmiu największych miastach kandydaci PiS
wygranej nawet nie powąchają. W Łodzi reelekcję zapewni sobie Hanna Zdanowska
(PO, ale startuje z własnego komitetu z poparciem m.in. SLD i PSL). We
Wrocławiu prezydentem zostanie Jacek Sutryk (kandydat Koalicji Obywatelskiej,
wspierany też przez Rafała Dutkiewicza i SLD), a jedyną zagadką wyborów jest
to, czy Mirosława Stachowiak-Różecka z PiS doprowadzi do drugiej tury.
Poznań weźmie obecny prezydent Jacek Jaśkowiak (KO), kandydat
PiS Tadeusz Zysk walczy, by doszło do drugiej tury. W Gdańsku ciężki bój toczą
ze sobą obecny prezydent Paweł Adamowicz (kandyduje z własnego komitetu),
europoseł PO Jarosław Wałęsa oraz Kacper Płażyński (PiS). Sondaże są wyrównane,
druga tura pewna, ale nawet jeśli wejdzie do niej Płażyński, to przegra, czy to
z Adamowiczem, czy z Wałęsą.
W Szczecinie wygra zapewne prezydent Piotr Krzystek (niezależny),
który według sondaży zmierzy się w drugiej turze z kandydatem PiS Bartłomiejem
Sochańskim lub Sławomirem Nitrasem z KO. Kandydaci KO bez większych problemów
zwyciężą w Bydgoszczy (Rafał Bruski), Lublinie (Krzysztof Żuk) i Białymstoku (Tadeusz
Truskolaski).
Największym miastem, w którym wygra kandydat popierany
przez PiS, będą zapewne Katowice, ale obecny prezydent Marcin Krupa to
kandydat niezależny, który wygrałby i bez wsparcia partii Kaczyńskiego.
Obraz pociemniał
Im mniejsze miasta, tym większe
szanse PiS. Wysokie notowania ogólnopolskie zwiększają - o czym pierwszy
napisał Łukasz Pawłowski w portalu lokalnapolityka.pl - szanse PiS w
wyborach prezydenckich w tych miastach, w których do zwycięstwa wystarczy sam
elektorat PiS i gdzie to poparcie w wyborach sejmowych 2015 r. przekroczyło 40
proc. Jest tak m.in. w Krośnie, Przemyślu czy Tarnowie.
Na dobry wynik PiS w wyborach samorządowych wskazują także
dane z PKW. Komitet PiS wystawia w całej Polsce 33,3 tys. kandydatów - dwa
razy więcej niż PSL, trzy razy więcej niż Koalicja Obywatelska, prawie pięć
razy więcej niż SLD.
PiS jako jedyny komitet wystawił listy wyborcze w niemal
wszystkich powiatach (377 z 380), ma też aż 20 tys. kandydatów na radnych gmin.
Ciekawostka - własne listy w ośmiu powiatach wystawił komitet Porozumienie
Jarosława Gowina.
Dla porównania: Koalicja Obywatelska ma listy w 225
powiatach i nieco ponad 3 tys. kandydatów na
radnych gmin.
To świadczy o sile i rozbudowie struktur partii rządzącej,
ale i o tym, że jej szyld nie zniechęca
samorządowców. PiS nie zdradza oznak znużenia władzą, dlatego zapewne wielu
zaczyna łączyć swe kariery z partią rządzącą - to najważniejsza lekcja z danych
PKW. Politycy PO i PSL, pytani o braki na swoich listach (PSL ma o 6 tys. kandydatów mniej niż w 2014 r.), odpowiadają, że
część działaczy startuje z komitetów niezależnych.
Kilka miesięcy temu wybory
samorządowe wydawały się trampoliną, z której opozycja odbije się do walki o
europarlament i Sejm. Dziś z jej perspektywy obraz pociemniał. PSL walczy o
życie, los Platformy wisi na Trzaskowskim, a PiS, choć przyjmie kilka ciężkich
ciosów (ogólnopolsko zaszkodzić może powrót afery podsłuchowej z udziałem
Morawieckiego, a lokalnie afery PCK i radomska), to i zdobędzie wiele nowych
przyczółków. Wyborów samorządowych, przy całej ich specyfice, nie da się
oderwać od ogólnopolskiej sytuacji politycznej, gdzie partia Kaczyńskiego ma
wyraźną przewagę. Coraz wyraźniej widać, że politycznego przełomu opozycja musi
już powoli szukać w następnych wyborach - do Parlamentu Europejskiego.
Wojciech Szacki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz