środa, 17 października 2018

Przyczółki i twierdze



Kto wygra wybory samorządowe? PiS zwycięży w wyborach do sejmików, ale większość województw przypadnie opozycji. W dużych miastach zanosi się na tradycyjną klęskę PiS, ale w całym kraju partia Kaczyńskiego się umocni.

Im bliżej wyborów samorządowych, tym więcej sondaży, ale ich mnogość nie sprawia bynajmniej, że obraz prefe­rencji politycznych Polaków staje się wyraźniejszy. Wręcz przeciwnie, publikacja każdego badania potęguje raczej niepewność co do tego, jaki będzie wynik głosowania 21 października.
   W tzw. przestrzeni publicznej współistnieją bowiem roz­maite sondaże, które czasem dotyczą wyborów do Sejmu, a czasem do sejmików. Niektóre badania sprawdzają poparcie dla Koalicji Obywatelskiej (sojusz Platformy i Nowoczesnej), w innych te partie występują oddzielnie. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że w części sondaży pojawia się już formacja Roberta Biedronia, która nie startuje w wyborach samorządo­wych, ale odbiera część wyborców Platformie i SLD. Wresz­cie - wyniki sondaży można pokazywać w dwóch warian­tach: albo uwzględniając wyborców niezdecydowanych, albo przydzielając ich poszczególnym partiom proporcjonalnie do ich poparcia.
   Oszczędności i pogoń za klikalnością prowadzą poza tym do publikacji kuriozów, jak sondy internetowe i uliczne z sen­sacyjnymi rezultatami, a także sondaże na śmiesznej próbie 100 osób. Szczytem absurdu było podanie informacji o zmianie na prowadzeniu w Warszawie na podstawie sondażu interne­towego przeprowadzonego na próbie ogólnopolskiej (dzieło portalu wp.pl).

Tłok na progu
Spróbujmy przeciąć ten węzeł. Zacząć wypada od tego, co prost­sze - obecnych preferencji partyjnych w wyborach do Sejmu. Tu sytuacja wydaje się klarowna. PiS po serii pomyślnych badań wrze­śniowych osiągnął historyczne maksimum - jego średnie notowa­nia po odliczeniu wyborców niezdecydowanych dobiły do 49 proc. (dane Polityki Insight). To rzadkość w dziejach III RP - podobne notowania miewała tylko Platforma w swoich najlepszych czasach.
   Partia rządząca udanie weszła w kampanię samorządową. Procentują składane już masowo przez Mateusza Morawieckiego obietnice wyborcze, punkty dają spotkania z wyborcami i pie­niądze rozdane rodzicom uczniów w ramach wyprawki szkolnej. W efekcie PiS urósł o ponad 10 pkt proc. od wiosny, gdy w partię uderzył skandal z nagrodami dla ministrów. I aż o 7 pkt od sierp­nia, gdy na PiS chciało głosować 42 proc. Polaków.
   Poparcie traci za to Platforma, która w większości badań wystę­puje jeszcze oddzielnie, bez Nowoczesnej. Z 27 proc. w sierpniu zrobiło się 23 proc., ponad dwa razy mniej, niż ma PiS. Minimal­nie za to wzrosły notowania Nowoczesnej - z 4 do 5 proc. Można domniemywać - tak zresztą przypuszcza również nasz rozmówca z władz PO - że straty Platformy wynikają z pewnej dezorientacji wyborców. Grzegorz Schetyna i inni politycy PO promują teraz przede wszystkim szyld Koalicji Obywatelskiej, z którym nie wszy­scy się jeszcze zaznajomili (i ta ma lepsze wyniki). Między partne­rami są zresztą zgrzyty programowe, jak ostatnio w sprawie wieku emerytalnego. Drugim powodem pewnego spadku formy może być deklaracja Biedronia, który żywi się głównie elektoratem PO. Jeden z sondaży IBRiS wykazał, że 60 proc. elektoratu ugrupo­wania prezydenta Słupska to ludzie, którzy dotychczas popierali partię Schetyny.
   Żadne z pozostałych ugrupowań nie może być pewne parla­mentarnego bytu w kolejnej kadencji. Trzecią siłą jest dziś Kukiz’15, ale jego średnie notowania spadły w ciągu ostatniego mie­siąca o 2,5 pkt - do 7 proc. Załamał się także kilkumiesięczny trend wzrostowy SLD. W sierpniu na Sojusz chciało głosować prawie 10 proc. wyborców, dziś już tylko 6 proc.
   Sojuszowi szkodzi zarówno polaryzacja PO-PiS, jak i zapowie­dzi Biedronia. Na progu wyborczym balansuje od miesięcy PSL, którego zniszczenie jest głównym celem PiS na wybory samorzą­dowe. Poparcia dla pozostałych partii - Razem, Ruchu Narodo­wego, Wolności czy Zielonych - trzeba już szukać pod lupą, choć okazjonalnie trafiają się sondaże dla nich korzystniejsze (Wolność Janusza Korwin-Mikkego we wrześniowym badaniu Kantar MB dla „Faktów” miała 5 proc.).
   Tak plus minus wyglądałyby zatem wyniki partii, gdyby dziś odby­wały się wybory do Sejmu. Ale teraz - krótko przed batalią samorzą­dową - na chwilę o nich zapomnijmy. Wybory do sejmików to bowiem całkiem inne przedstawienie, choć aktorzy w większości ci sami.

PiS wygra, ale opozycja weźmie większość sejmików
W rywalizacji o 552 miejsca w sejmikach liczy się nie tylko sumaryczny wynik ogólnopolski. Tu królował będzie PiS, choć o poparciu 45 proc. i więcej może zapomnieć. Ale głosy liczy się w każdym województwie osobno. W istocie to 16 oddziel­nych bitew, których rozstrzygnięcie jest niesłychanie trudne do przewidzenia. Do urn pójdą trochę inni wyborcy, niż głosują w kampanii parlamentarnej, frekwencja będzie wyraźnie niższa, głosów nieważnych więcej, a partiom głosy odbiorą komitety lo­kalne - Mniejszość Niemiecka na Opolszczyźnie, Górnośląska Partia Regionalna na Śląsku, a także startujący po raz pierwszy w formule ogólnopolskiej Bezpartyjni Samorządowcy. Wyraźnie mocniejszy niż w wyborach do Sejmu będzie PSL.
   Wrześniowe badanie CBOS daje PiS 34 proc. w wyborach do sej­mików, KO może liczyć na 15 proc., Kukiz’15 na 11 proc., a PSL i Bezpartyjni na 5 proc. Zaledwie 3 proc. ma SLD. Ale aż 28 proc. badanych chcących wziąć udział w wyborach było niezdecydowa­nych - podczas gdy w badaniu sejmowym było ich zaledwie 16 proc.
   Badanie ogólnopolskie na próbie ok. 1000 osób - a w istocie ok. 700 deklarujących głosowanie - jest jednak nieprzesadnie miarodajne, gdy trzeba przewidzieć rezultat w 16 wojewódz­twach. Pomocne stają się w tej sytuacji prognozy wyborcze, uwzględniające specyfikę regionów i przeszłe głosowania. Takie prognozy biorą pod uwagę aktualne sondaże, a także historyczne różnice między wynikiem w wyborach parlamentarnych a rezul­tatem sejmikowym.
   We wrześniowej prognozie Polityki Insight - nieuwzględniającej jeszcze najnowszych wzrostów PiS i spadku notowań PO - PiS może liczyć na samodzielną większość w czterech sejmikach. Par­tia Jarosława Kaczyńskiego utrzyma władzę na Podkarpaciu, a tak­że odbije koalicji PO-PSL Małopolskę, Podlasie i Lubelszczyznę.
   PiS niewiele brakuje do przejęcia dwóch kolejnych sejmików - świętokrzyskiego i łódzkiego. Politycy PiS nieoficjalnie liczą jesz­cze na sukces na Mazowszu.
Wiele wskazuje na to, że PiS osiągnie najlepszy wynik w historii wyborów do sejmików. SLD w 1998 r. miał 33 proc., a AWS - 32 proc. To drugie ugrupowanie uzyskało wówczas samodzielną większość w czterech sejmikach, co jest niepobitym do dziś rekordem. Nawet PO w czasach swojej świetności w 2010 r. - z ogólnopolskim wy­nikiem 30,9 proc. - miała najwięcej radnych w 13 sejmikach, ale samodzielną większość zdobyła tylko w dwóch regionach.
   PiS może liczyć na sukcesy na wschodzie i południu, ale pół­noc i zachód pozostaną raczej przy opozycji. Koalicja Obywa­telska wraz z PSL i miejscowo z SLD, mimo relatywnie słabego wyniku, może liczyć na rządy w większości województw: za­chodniopomorskim, pomorskim, lubuskim, wielkopolskim, dolnośląskim, opolskim, śląskim, warmińsko-mazurskim i kujawsko-pomorskim.
   O ile PiS będzie triumfował za sprawą bezprecedensowej liczby głosów i odbicia kilku województw, o tyle opozycja będzie mogła powiedzieć, że utrzymała rządy w większości sejmików. Zwłasz­cza że Kukiz’15 - chyba jedyny potencjalny koalicjant PiS - ma niewielkie szanse na mandaty. Ugrupowanie Pawła Kukiza jest dziś w podobnej sytuacji jak SLD w 2014 r. Sojusz zdobył wówczas prawie 9 proc. głosów, ale przez ordynację korzystną dla najwięk­szych partii nie miał zbyt wielu radnych. W trzech sejmikach nie zdobył mandatu, a w sześciu kolejnych - tylko jeden.
   Kilka wspomnianych regionów - w szczególności Mazowsze, Łódzkie czy Świętokrzyskie - można zaliczyć, czerpiąc z ter­minologii amerykańskiej, do województw przechodnich albo wahliwych, gdzie o końcowym wyniku zdecyduje niewielka licz­ba głosów.
   W wyborach samorządowych na szczeblu województwa rad­nych jest niewielu (od 30 do 51), a wyborcze okręgi są mniejsze niż sejmowe. Zdobywa się w nich od 5 do 11 mandatów, co po pierw­sze premiuje duże partie, a po drugie nawet kilkaset głosów może decydować o tym, kto zdobędzie mandat. O końcowym sukcesie zdecyduje specyfika lokalna, nazwiska kandydatów i skuteczność kampanii, czego dziś nie mogą wykazać nawet sondaże na poziomie wojewódzkim.
   Podsumowując: KO wraz z PSL (i SLD) mogą dziś liczyć na 9-12 województw, a PiS na 4-7. Na pierwszy rzut oka ten wynik wydaje się korzystny dla opozycji, ale wariant, w którym partia Kaczyńskiego przejmuje Mazowsze i Świętokrzyskie, ozna­czałby katastrofę dla PSL, bo te dwa regiony są dla Stronnictwa strategicznie ważne. To twierdze ludowców, rządzone przez mar­szałków z PSL i wiceprezesów tej partii: Adama Struzika i Adama Jarubasa. Ich utrata oznaczałaby czystkę we wszystkich spółkach uzależnionych od władz samorządowych. PiS przetrąciłby w ten sposób kręgosłup PSL - partia Władysława Kosiniaka-Kamysza straciłaby w zasadzie zdolność do samodzielnego życia. To jeden z powodów, dla których PiS skupia się w tej kampanii na wybo­rach sejmikowych.

Największe miasta (raczej) bez prezydentów PiS
Drugi powód to marne widoki na zwycięstwa w miastach. Sensa­cją byłoby zwycięstwo choćby w jednym z 10 największych miast.
   W Warszawie wszystkie poważne badania pokazują przewagę Rafała Trzaskowskiego. W pierwszej turze nieznaczną - na koniec września w sondażu IBRiS kandydat KO miał 38 proc., a Patryk Jaki - 35 proc. Druga runda już wyraźnie na korzyść Trzaskow­skiego - 54 do 46 proc., choć wynik nie jest już tak przesądzony jak wydawał się jeszcze kilka miesięcy temu.
   Jaki, nawet jeśli przegra, to i tak sporo wygra. Kadencję zaczynał jako cień Zbigniewa Ziobry, a skończy jako samodzielny, pierw­szoligowy polityk. - Udało mu się coś, co nie powiodło się Andrze­jowi Dudzie w 2015 r. Mieliśmy wówczas kłopot, by w Warszawie znaleźć ludzi do dudabusu i ściągaliśmy działaczy spoza stolicy, żeby był pełen autokar. A Jaki szybko zbudował zespół - mówi po­lityk PiS. W zwycięstwo Jakiego jednak nie wierzy.
   Kandydat składa wodospady sprzecznych ze sobą i monstru­alnie drogich obietnic. Obiecuje walkę ze smogiem i zapowiada zabudowanie klinów napowietrzających (bo do tego sprowadza się chęć stworzenia nadwiślańskiej dzielnicy). Mimo to liczni komentatorzy zachwycają się wizją i rozmachem kampanii - ale o to trzeba mieć pretensje do tych komentatorów, a nie do Jakiego, który po prostu wykorzystuje sprzyjające okoliczności.
   Wyrównana walka PiS z antyPiS toczy się jeszcze w Krakowie, gdzie prezydent Jacek Majchrowski o piątą kadencję rywalizuje z posłanką PiS Małgorzatą Wassermann. Szefowa komisji śledczej ds. Amber Gold ma w obozie władzy wielu fanów, tu i ówdzie sły­chać, że mogłaby zostać marszałkiem Sejmu, a nawet premierem.
   W pozostałych ośmiu największych miastach kandydaci PiS wygranej nawet nie powąchają. W Łodzi reelekcję zapewni sobie Hanna Zdanowska (PO, ale startuje z własnego komitetu z po­parciem m.in. SLD i PSL). We Wrocławiu prezydentem zostanie Jacek Sutryk (kandydat Koalicji Obywatelskiej, wspierany też przez Rafała Dutkiewicza i SLD), a jedyną zagadką wyborów jest to, czy Mirosława Stachowiak-Różecka z PiS doprowadzi do drugiej tury.
   Poznań weźmie obecny prezydent Jacek Jaśkowiak (KO), kan­dydat PiS Tadeusz Zysk walczy, by doszło do drugiej tury. W Gdań­sku ciężki bój toczą ze sobą obecny prezydent Paweł Adamowicz (kandyduje z własnego komitetu), europoseł PO Jarosław Wałęsa oraz Kacper Płażyński (PiS). Sondaże są wyrównane, druga tura pewna, ale nawet jeśli wejdzie do niej Płażyński, to przegra, czy to z Adamowiczem, czy z Wałęsą.
   W Szczecinie wygra zapewne prezydent Piotr Krzystek (nieza­leżny), który według sondaży zmierzy się w drugiej turze z kandy­datem PiS Bartłomiejem Sochańskim lub Sławomirem Nitrasem z KO. Kandydaci KO bez większych problemów zwyciężą w Byd­goszczy (Rafał Bruski), Lublinie (Krzysztof Żuk) i Białymstoku (Tadeusz Truskolaski).
   Największym miastem, w którym wygra kandydat popierany przez PiS, będą zapewne Katowice, ale obecny prezydent Mar­cin Krupa to kandydat niezależny, który wygrałby i bez wsparcia partii Kaczyńskiego.

Obraz pociemniał
Im mniejsze miasta, tym większe szanse PiS. Wysokie notowania ogólnopolskie zwiększają - o czym pierwszy napisał Łukasz Paw­łowski w portalu lokalnapolityka.pl - szanse PiS w wyborach prezy­denckich w tych miastach, w których do zwycięstwa wystarczy sam elektorat PiS i gdzie to poparcie w wyborach sejmowych 2015 r. prze­kroczyło 40 proc. Jest tak m.in. w Krośnie, Przemyślu czy Tarnowie.
   Na dobry wynik PiS w wyborach samorządowych wskazują tak­że dane z PKW. Komitet PiS wystawia w całej Polsce 33,3 tys. kan­dydatów - dwa razy więcej niż PSL, trzy razy więcej niż Koalicja Obywatelska, prawie pięć razy więcej niż SLD.
   PiS jako jedyny komitet wystawił listy wyborcze w niemal wszystkich powiatach (377 z 380), ma też aż 20 tys. kandydatów na radnych gmin. Ciekawostka - własne listy w ośmiu powiatach wystawił komitet Porozumienie Jarosława Gowina.
   Dla porównania: Koalicja Obywatelska ma listy w 225 powiatach i nieco ponad 3 tys. kandydatów na radnych gmin.
   To świadczy o sile i rozbudowie struktur partii rządzącej, ale i o tym, że jej szyld nie zniechęca samorządowców. PiS nie zdradza oznak znużenia władzą, dlatego zapewne wielu zaczyna łączyć swe kariery z partią rządzącą - to najważniejsza lekcja z danych PKW. Politycy PO i PSL, pytani o braki na swoich listach (PSL ma o 6 tys. kandydatów mniej niż w 2014 r.), odpowiadają, że część działaczy startuje z komitetów niezależnych.
Kilka miesięcy temu wybory samorządowe wydawały się trampoliną, z której opozycja odbije się do walki o europarlament i Sejm. Dziś z jej perspektywy obraz pociemniał. PSL walczy o życie, los Platformy wisi na Trzaskowskim, a PiS, choć przyjmie kilka ciężkich ciosów (ogólnopolsko zaszkodzić może powrót afery podsłuchowej z udziałem Morawieckiego, a lokal­nie afery PCK i radomska), to i zdobędzie wiele nowych przy­czółków. Wyborów samorządowych, przy całej ich specyfice, nie da się oderwać od ogólnopolskiej sytuacji politycznej, gdzie partia Kaczyńskiego ma wyraźną przewagę. Coraz wyraźniej widać, że politycznego przełomu opozycja musi już powoli szu­kać w następnych wyborach - do Parlamentu Europejskiego.
Wojciech Szacki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz