Antykomunizm PiS
zawsze był finansowany za pieniądze postkomunistów, osłaniany przez ludzi,
którzy pracowali w PRL-owskim sądownictwie i aparacie represji. Ale wyborcy
mają o tym nie wiedzieć, więc powrót afery FOZZ może być dla Kaczyńskiego
niebezpieczny
Decyzję
amerykańskich władz o ekstradycji do Polski Dariusza Przywieczerskiego PiS-owskie
media wykorzystały do przypomnienia narracji o zatrutych korzeniach III RP,
która miała się narodzić z pieniędzy FOZZ. Przywieczerski - przypomnijmy - został skazany zaocznie w sprawie FOZZ na
trzy i pół roku więzienia.
Afera Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego była jedną z najgłośniejszych
na przełomie PRL i III RP. Miliony dolarów przeznaczone na wykup długu zaciągniętego
w czasach rządów Edwarda Gierka zostały zdefraudowane i zasiliły różne
spółki, działające na zapleczu polskiej polityki.
Jednak w rzeczywistości afera FOZZ jest najbardziej kłopotliwa dla
Jarosława
Kaczyńskiego. Do tego stopnia, że
trudno orzec, czy Przywieczerski jest trzymany przez Zbigniewa Ziobrę w
areszcie na warszawskim Służewcu dla Kaczyńskiego, czy przeciw niemu. Dostęp
do kluczowej postaci afery FOZZ mają wyłącznie prokuratorzy Ziobry i agenci
służb Mariusza Kamińskiego. A właśnie tych dwóch polityków związał ostatnio
tymczasowy sojusz. Obaj kontrolują materiały afery podsłuchowej, która
zdemolowała ostatnio wizerunek premiera Morawieckiego. Z kolei kontrolowanie
człowieka będącego źródłem wiedzy na temat afery FOZZ to ich polisa
ubezpieczeniowa w relacjach z samym Jarosławem Kaczyńskim.
ZATRUTE ŹRÓDŁA PC
O ile bowiem postkomunistyczni beneficjenci FOZZ zostali
już dawno wskazani (były to spółki i media z zaplecza
postpezetpeerowskiej lewicy), o tyle wciąż niewyjaśniona pozostaje sprawa
powiązania z FOZZ samego Kaczyńskiego i najważniejszych postaci jego pierwszej
partii - Porozumienia Centrum. Do spółki Telegraf czy Fundacji Prasowej
Solidarność, kontrolowanych przez braci Kaczyńskich i zapewniających finansowanie
ich partii, trafiły miliony złotych z Banku Przemysłowo-Handlowego i
Budimeksu, kierowanych wówczas przez ludzi, których w prawicowym żargonie
nazywano postkomunistycznymi oligarchami. Ich zainteresowanie wspólnym
robieniem interesów wynikało z tego, że Jarosław Kaczyński był wówczas szefem
kancelarii Lecha Wałęsy, a Lech - szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Przyjaciółmi liderów Porozumienia Centrum byli wówczas bohaterowie
innych wielkich afer III RP.
Bogusława Bagsika i Andrzeja Gąsiorowskiego ostrzegł przed aresztowaniem
Maciej Zaleski (jeden z liderów PC, zajmujący się zbieraniem funduszy na
„biznesowe” przedsięwzięcia partii), który został za to skazany na dwa i pół
roku więzienia. Jarosław Kaczyński tłumaczył się z tej sprawy z charakterystycznym
dla siebie cynizmem: „Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy
nigdy niczego nie mieli. Spotykalibyśmy się jak dawniej na Puławskiej w 50
osób, a Geremek by tu rządził”.
CZERWONE PIENIĄDZE
W aktach sądowego postępowania dotyczącego afery FOZZ znajdują się zeznania co najmniej czterech osób
twierdzących, że Fundusz był jednym ze źródeł „czerwonych pieniędzy, które
zasilały biznesowo-polityczne przedsięwzięcia braci Kaczyńskich. Jako bezpośredni
odbiorcy pieniędzy z FOZZ pojawiają się w sądowych aktach Maciej Zaleski, Adam
Glapiński (wówczas jeden z liderów PC, dziś prezes NBP) oraz sam Jarosław
Kaczyński.
O przekazywaniu im pieniędzy mówią Janusz Pineiro i Jerzy Klemba (oficer służb wojskowych z okresu PRL).
Wiarygodność tych zeznań została później podważona przez fakt, że Pineiro i Klemba sami zostali skazani za finansowe przekręty. A sąd
w wytoczonej im przez Jarosława Kaczyńskiego sprawie uznał, że „Pineiro nie
przedstawił wystarczających dowodów na potwierdzenie swych tez”.
Jednak także były prezes NBP Grzegorz Wojtowicz zeznał, że Adam Glapiński
lobbował u niego na rzecz powołania na stanowisko wiceprezesa NBP Grzegorza
Żemka - tajnego współpracownika WSI, skazanego w sprawie FOZZ na dziewięć lat
więzienia. Zeznania Wojtowicza potwierdzają słowa Pineiry, który twierdził, że
powołanie Żemka na wiceprezesa NBP miało być częścią układu między ludźmi PC a
osobami dysponującymi pieniędzmi Funduszu.
Kolejną osobą, której zeznania w procesie dotyczącym FOZZ uderzały w Jarosława
Kaczyńskiego i jego ludzi, był Anatol Lawina,
dawny działacz opozycji o radykalnie
antykomunistycznych poglądach. Był on wysokim urzędnikiem NIK, bezpośrednim
przełożonym Michała Falzmanna, który jako pierwszy natrafił na
nieprawidłowości w zarządzaniu FOZZ. To pion kierowany przez Lawinę zajmował
się badaniem całej afery.
Lawina zeznał przed sądem, że pieniądze z FOZZ trafiały do Porozumienia
Centrum za pośrednictwem Adama Glapińskiego, Janusza Pineiry i jednego z
urzędników Biura Bezpieczeństwa Narodowego, którym kierował wówczas Lech
Kaczyński.
Anatol Lawina zmarł w 2006 r. w wyniku powikłań po pobiciu przez
nieznanych sprawców. Prawica zawsze twierdziła, że za śmiercią osób zajmujących się aferą FOZZ (Michała
Falzmanna, który zmarł na atak serca, i prezesa NIK Waleriana Pańki, który
zginął w wypadku samochodowym) stali postkomuniści. Jednak pobicie Lawiny
miało miejsce za rządów PiS, a prokuratura, która nie umiała rozwiązać tej
sprawy, podlegała Zbigniewowi Ziobrze.
Po ekstradycji Przywieczerskiego rodzina Anatola Lawiny (jego syn i
dwie córki) opublikowała list otwarty, w którym czytamy m.in.: „W ostatnich tygodniach
media podporządkowane Prawu i Sprawiedliwości
przypominają aferę FOZZ, którą nasz ojciec Anatol Lawina badał, będąc
dyrektorem Zespołu Analiz Systemowych w Najwyższej Izbie Kontroli. Przy tej
okazji politycy PiS manipulują opinią publiczną, przywołując tylko
fragmentarycznie ustalenia naszego ojca, nie wspominając o tym, że za jednych
z wielu beneficjentów FOZZ wymieniał on braci Kaczyńskich i ich ugrupowanie
polityczne”.
FOZZ NAMASZCZA MINISTRÓW
Sprawa dotycząca FOZZ była dla prowadzących ją sędziów przepustką
do rządów SLD i PiS. Barbara Piwnik, która zajmowała się sprawą FOZZ tak
drobiazgowo, że media zaczęły ją podejrzewać o przeciąganie jej do momentu
przedawnienia, zastała przez premiera Leszka Millera powołana na stanowisko
ministra sprawiedliwości. Podobnie było po stronie Prawa i Sprawiedliwości.
Andrzej Kryże (w PRL dyspozycyjny sędzia skazujący opozycjonistów, m.in.
Bronisława Komorowskiego) prowadził sprawę FOZZ bezpośrednio po Piwnik. Kiedy
ją dostał, był już związany z PiS, dla którego przygotowywał projekt zaostrzenia
kodeksu karnego, był też mentorem młodego prawnika Zbigniewa Ziobry,
wydelegowanego później przez PiS do komisji rywinowskiej.
To Kryże zdecydował o umorzeniu wątku afery FOZZ dotyczącego finansowania
Porozumienia Centrum. Sąd drugiej instancji zarzucił mu liczne błędy i
stronniczość w postępowaniu, jednak do sprawy finansowania PC już nie wrócono.
A sam Andrzej Kryże został wiceministrem sprawiedliwości w pierwszym rządzie
PiS.
Inny człowiek, który trafił na aferę FOZZ u progu swojej politycznej
kariery, to Janusz Kaczmarek. Choć zaczynał pracę w prokuratorze w PRL jako
członek PZPR, był najbardziej zaufanym współpracownikiem Lecha Kaczyńskiego,
gdy ten w 2000 r. został ministrem sprawiedliwości w rządzie AWS. Jako
zastępca prokuratora generalnego przeprowadził najważniejsze działania
osłaniające braci Kaczyńskich w sprawie FOZZ. Pięć lat później, po zwycięstwie
wyborczym PiS, został powołany przez Zbigniewa Ziobrę na stanowisko
prokuratora krajowego, a rok później awansował na stanowisko ministra spraw
wewnętrznych w rządzie PiS, z którego został odwołany po wybuchu afery
gruntowej.
Cezary Michalski
Świetnie napisane i proszę o więcej takich artykułów.
OdpowiedzUsuń