piątek, 5 października 2018

Siostra Mateusza



Anna Morawiecka, najstarsza z trzech sióstr premiera, chce zostać burmistrzem. Ludzie kojarzą jej nazwisko, ale jej samej w Obornikach Śląskich nie widywali. Co ma im do zaoferowania?

Golędzinowie, kilka kilo­metrów od Obornik Ślą­skich, przed sklepem spo­żywczym, pod wyborczym namiotem zebrało się kilka osób, aby poznać kandydatkę na burmi­strza - Annę Morawiecką. Z ulotki kandy­datki: „Z gminą Oborniki Śląskie związana jestem od prawie pół wieku. To wtedy mój ojciec - Kornel Morawiecki, i dziadek - Jó­zef Różyczka kupili pod lasem w Golędzi­nowie kawałek ziemi, na którym zbudowali chatę z drewnianych bali przetykanych mchem”. Pod lasem, daleko od innych do­mów, pilnowana przez wilczura i agencję ochrony, stoi ta słynna Kornelówka, przy ulicy o tej samej nazwie. Dom postawiony na początku lat 70. i spalony doszczętnie w 1993 r. odbudował Mateusz. To symbo­liczne miejsce dla całej rodziny - zjechała się tu 3 maja tego roku, by tu świętować urodziny seniora rodu.
   Anna jest najstarszą z trzech sióstr pre­miera. Urodziła się w 1960 r., pięć lat póź­niej Marta, w 1967 r. Magdalena (zmarła po kilku miesiącach), w 1968 r. Mateusz i w 1972 r. Maria. Anna zapewnia, że (znów z ulotki) „tu od czterech lat jest mój dom”, ale z oświadczenia majątkowego wynika, że Kornelówka do niej nie należy. Mówi, że mieszka tu z najmłodszym z piątki swo­ich dzieci, 15-letnim synem.
   Janusz Jaworski, od 16 lat jest sołtysem w Golędzinowie, mówi, że wielką polityką się nie zajmuje i nie chce nikomu zaszko­dzić, ale zapewnia, że Annę Morawiecką pierwszy raz zobaczył dopiero we wrze­śniu na Święcie Plonów w sąsiednim Pęgowie. - Pani Anna odczytała miły list brata premiera, napisany specjalnie na tę okazję, w którym, ogólnie mówiąc, życzył nam zdrowia, szczęścia i pomyślności. Ma znane nazwisko, ale jeśli chodzi o sprawy naszej gminy, to jeszcze nie miała okazji się wykazać - mówi Jaworski. Inna sołtyska z okolicznej wsi opowiada, że z tym listem to było tak, że delegacja PiS weszła na scenę nieproszona, a ich występ nie był wcześniej uzgodniony. - Byliśmy zaszo­kowani, że pani Anna, poseł Jacek Świat i inni działacze związani z PiS chcieli wy­korzystać nasze święto do swojej politycz­nej promocji - mówi sołtyska.

W zeszłym tygodniu Anna Morawiec­ka przyszła do Urzędu Gminy w Obor­nikach, aby dopisać się do spisu wyborców, bo do tej pory tu nie głoso­wała. Wierzy, że mieszkańcy zagłosują na nią, a nie na jej jedynego konkurenta, obecnego burmistrza Arkadiusza Po­prawę (PO). Dlaczego chce zostać burmi­strzem? - pytamy. - Nie interesuje mnie polityka, bo wtedy wystartowałabym do sej­miku wojewódzkiego. Po wielu rozmowach z przyjaciółmi, z lokalnymi działaczami, którzy mnie do tego namawiali, doszłam do wniosku, że w naszej gminie trzeba coś zmienić, że chcemy razem wyrwać ją z tego marazmu - odpowiada. Rozmawiała na ten temat z ojcem, który ją wspiera. A brat? Odpowiada, że - jak wiadomo - premier zajmuje się sprawami państwowymi, ale wie o tym, że siostra startuje. Jeśli nie on bezpośrednio, to rzeczniczka partii Beata Mazurek na Twitterze wspiera ją, jak może. Opublikowała zdjęcie rodzeństwa zrobione w kuluarach podczas dolnośląskiej kon­wencji PiS z komentarzem: „Nie ma jak brat z siostrą”. Na nim Anna Morawiecka z plakietką z logo PiS. Kilku działaczy lo­kalnych struktur wychwala jej zaangażo­wanie w sprawy społeczne, umiejętności organizacyjne i wysoką kulturę osobistą. Tytus Czartoryski, radny sejmiku dolnoślą­skiego, członek obornickiego PiS: - Nazywa się Morawiecka, a to rodzina znana i sza­nowana, i w związku z tym jej uczciwość nie podlega żadnym pytaniom. Morawiec­ka jeszcze w oświadczeniu majątkowym w marcu tego roku, które musiała złożyć, kiedy przez miesiąc pełniła obowiązki dyrektorki Wrocławskiego Domu Kultury, nosiła dwa nazwiska - drugie Kowal. Dziś mówi, że już oficjalnie wróciła do swojego panieńskiego nazwiska.
   Siostra premiera nie startuje z ramie­nia PiS. Zarejestrowała Komitet Wyborczy Wyborców Anny Morawieckiej Obornic­kie Porozumienie Samorządowe, wspie­rane przez partię rządzącą. - To taktyczny zabieg, bo PiS nie trzyma się tu mocno. W ostatnich wyborach do rady miasta wy­startowali pod partyjnym szyldem i nie wprowadzili ani jednego radnego - mówi tutejszy radny. Do jej komitetu dołączyło 8 zorientowanych na prawo z 15 obornic­kich radnych. Jeden z nich przewiduje, że twardy elektorat partii poprze ją jako siostrę premiera, ale w Obornikach zwią­zek z partią Jarosława Kaczyńskiego może jej zaszkodzić. W 2015 r. Bronisław Komo­rowski z prawie 9 tys. głosów oddanych w Obornikach Śląskich zgarnął ponad 5 tys. W ostatnich wyborach parlamentarnych partii Schetyny nie poszło już tak dobrze, bo przegrała z PiS o 2 proc. Tak więc na­stroje polityczne nie są takie jednoznaczne jak kilka kilometrów dalej, we Wrocławiu.

Mało kto wie, że Anna Morawiecka jest w partii Kaczyńskiego od 12 lat, jej brat dopiero od dwóch, ale zastrze­ga, że nie chce być postrzegana jako par­tyjna kandydatka. W nagraniu datowanym na grudzień 2007 r., które odsłuchaliśmy w Muzeum Historii Mówionej (MHM), w swoich wspomnieniach wyznała, że na­leży do partii: „Długo się opierałam. Zrobi­łam błąd, myślę, że się zapisałam do partii. Nie będę mówiła jakiej, bo trzeba było zo­stać bezpartyjną, choć nie zrobiłam tego koniunkturalnie”. Rozmowę nagrywano zaraz po tym, jak koalicja PO-PSL pierw­szy raz wygrała wybory: „Gdyby komukol­wiek chodziło o ten kraj, toby była koalicja PO-PiS i ten kraj wyglądałby inaczej” - uwa­żała wtedy. Dziś już przyznaje, że jest w PiS, a zapisała się dlatego, że bliskie jej są ideały tego ugrupowania. Co sądzi o tym, co PiS robi z sądownictwem? Pochwala: - Jest mi bardzo blisko do tego, co w tej chwili robi rząd w sprawie sądów, to są sprawy bar­dzo ważne i potrzebne, ale samorząd nie powinien być areną walki politycznej. Jeśli chodzi o ocenę Okrągłego Stołu, też myśli podobnie jak PiS. „Jak się dziś patrzy, z per­spektywy, to ojciec miał rację z Okrągłym Stołem, z układaniem się w 1989 r. i tak da­lej” - mówiła Morawiecka MHM.
   Do partii Kornela Morawieckiego Wolni i Solidarni nigdy się nie zapisała. Mówi, że ma fantastycznego ojca, a jego za­przysiężenie na posła oglądała na żywo z sejmowej galerii, choć - jak dodaje - w wielu sprawach się z nim nie zgadza. Nie powie, w jakich. „Ojciec jest dziwnym człowiekiem, a ta rozmowa z nim zostawi­ła duży ślad we mnie i rzutowała na mój stosunek do niego” - opowiadała w MHM. Chodziło o rozmowę po tym, kiedy jako 15-latka usłyszała w radiu o porwaniu dla okupu dziecka jakiegoś milionera. Zapy­tała Kornela: Tatuś, ile byś dał za swoją córeczkę? A on powiedział: Ani grosza - i to było wielkim szokiem. - Dziś wiem, że miał rację, że okup nie dawałby gwa­rancji, że dziecko wróci, i otwierałby pole do dalszych porwań. Z terrorystami się nie negocjuje - opowiada.
Już jako 22-latka zapisała się do Soli­darności Walczącej. Jej członkowie składali przysięgę, która zaczyna się od słów: „Wobec Boga i Ojczyzny przysięgam walczyć o wolną i niepodległą Rzeczpospolitą Solidarną, poświęcać swe siły, czas - a jeśli zajdzie potrzeba - swe życie dla zbudowania takiej Polski”. Dziś Morawiecka nie potrafi sobie przypomnieć słów przysięgi, ale pamięta, że traktowała ją śmiertelnie poważnie. SW, niepodległościowa orga­nizacja opozycyjna, wywodziła się z NSZZ Solidarność. Wzywała do radykalnych dzia­łań i mobilizowała ludzi w ulicznych star­ciach. Morawiecka jest dziś przekonana, że gdyby nie SW, to przemiany wolnościo­we nastąpiłyby później. „Mnie, przy całym szacunku do Władysława Frasyniuka, nie podobało się to, co on robił. Nie podobało mi się to chodzenie na kompromisy” - opowiadała w rozmowie z MHM.

Ona, jako najstarsza z czwórki rodzeń­stwa, najszybciej wyprowadziła się z rodzinnego domu. Kiedy miała 17 lat, wyjechała na rok do Londynu i uczyła się angielskiego. Potem wróciła, zrobiła ma­turę, ale nie dostała się na anglistykę i wy­prowadziła się z domu. Wiele lat później poszła na studia, na politologię, ale zaszła w ciążę. W ulotce napisała prawdę: „stu­diowała politologię”, w końcu jej nie skoń­czyła. Uważa, że ona z całego rodzeństwa najmniej odczuła nieobecność ukrywają­cego się w podziemiu ojca, może dlatego, że i ona się przez prawie dwa lata ukrywała. Zresztą w tym samym wrocławskim bloku co Władysław Frasyniuk, tylko że ona o tym wtedy nie wiedziała. Udało jej się uniknąć odsiadki. „Miałam dużo szczęścia albo wy­dawało im się, że cenniejsza jestem poza”.
   Pierwsze pieniądze płacił jej ojciec za składanie i pisanie matryc „Biuletynu Dolnośląskiego”. Tworzyli go w jej miesz­kaniu, a ciotki dziwiły się, że 20-letnia Anna nie uczy się i nie pracuje. „Ojciec im mówił, że w dzień śpi, w nocy pracuje i na życie jej starcza”. Potem redagowała podziem­ną edycję pisma „Z Dnia na Dzień” i „Soli­darność Walczącą”, a tuż przed przełomem przez rok pisała w niezależnej Wschod­nioeuropejskiej Agencji Informacyjnej, powołanej w 1988 r. z inicjatywy Solidar­ności Polsko-Czechosłowackiej na ma­szynie, którą dostała od znanego dusz­pasterza wrocławskich opozycjonistów ks. Orzechowskiego.
   Dla brata - dziś premiera - starała się być opiekunką. Pamięta, jak w 1968 r. trzymała go, noworodka, na rękach, a za­płakana matka tłumaczyła jej, że wojska radzieckie właśnie weszły do Czechosło­wacji. Potem na prośbę matki starała się wpłynąć na aktywność brata. Bały się, że przez zaangażowanie w Solidarność Walczącą wyrzucą go ze studiów. „Trud­no mi go było przekonywać, żeby nic nie robił” - relacjonowała Anna. „Nie rób tego mamie - namawiała go. - A mój brat wte­dy wyciągnął indeks i powiedział: siostra, mam średnią 5.0, masz jeszcze jakieś pyta­nia? Niech mnie spróbują wyrzucić ze stu­diów”. Anna na to: „Uważaj na siebie, weź pod uwagę fakt, że mama ma dosyć”.
   Niedługo po wybuchu stanu wojenne­go Anna Morawiecka urodziła pierwsze dziecko, zaraz potem następne. Współpra­cowała z Radiem Wolna Europa i z biurem interwencji prawnej małżeństwa Roma­szewskich we Wrocławiu. Wspomina tyl­ko jedną sytuację, po której gdyby zapro­ponowano jej bilet w jedną stronę, to bez wahania wsiadłaby do samolotu. W ulotce wyborczej opisała ją jako „porwanie przez SB w 1985 r.”. Zostawiła wtedy na wieczór roczną córkę z mężem i w ciąży pojechała na drugą stronę miasta. Wsiadła do jakie­goś samochodu, myśląc, że zatrzymała tak­sówkę, a kierowca zaczął wypytywać o ojca. Straszył ją, że męża już nie ma i zajęli się ich dzieckiem. Ostatecznie wyrzucili ją pod domem. Ona - jak można usłyszeć na na­graniu w MHM - nie miała wcześniej po­czucia, że jako matka ryzykowała bezpie­czeństwo rodziny, aż do tego właśnie dnia.
    „Faceci chodzą na wojny, a nie kobiety. Tak powinno być. Ja bym nie zostawiła dziecka, aby działać politycznie. Matka powinna wybierać dziecko, a ojciec ma inaczej. Ja tu nie mam feministycznych poglądów”. A w innych sprawach ma pani feministyczne poglądy? - pytamy dziś Morawiecką. - Nie jestem feministką, to słowo nabrało pejoratywnego charakteru. Spo­łeczne role są jasne i proste, matka powinna być z dziećmi, choć życie pisze różne scena­riusze i ja tego nie potępiam - odpowiada. Dodaje, że czwórka jej dzieci już wyszła z domu, a najmłodszy syn już dorósł, więc ona idzie do samorządu. Ale to nie znaczy, że nie realizowała się zawodowo: przez prawie dziesięć lat - do 2000 r. - pracowała w Polskim Radiu Wrocław (m.in. jako sze­fowa zespołu programów informacyjnych), była rzeczniczką prasową wrocławskiego kuratorium oświaty, a przez rok praco­wała w gabinecie marszałka wojewódz­twa dolnośląskiego Pawła Wróblewskiego (przeszedł z PiS do PO, a dziś bezpartyjny). Od 13 lat wydaje bezpłatne pismo „Ludzka Sprawa”, zajmujące się „problemami tych, którzy pomocy najbardziej potrzebują, są bezradni, zagubieni i odrzuceni”. Pismo było finansowane przez miasto, ale źródło zostało przykręcone, kiedy lokalne media opisały, że prezydent Dutkiewicz dotuje magazyn swojego pracownika. Od dzie­sięciu lat Morawiecka szefuje ważnym Wrocławskim Targom Książki, a od dwóch jest też zastępcą dyrektora Domu Litera­tury. We Wrocławiu jest bardziej znana niż w Obornikach Śląskich. Za organiza­cję targów dostała tytuł osobowości roku w kategorii Kultura, w plebiscycie „Gaze­ty Wrocławskiej”.

Anna Morawiecka pisze o sobie na ulotce „matka piątki dzieci, roz­wiedziona”. Po rozwodzie związała się z Jarosławem Brodą. Są razem od ponad 30 lat. Mają troje dzieci, i ona jeszcze dwo­je małżeńskich. - Dla mnie najważniejszy jest ślub kościelny, a tego nie możemy już zawrzeć, a ślub cywilny nie ma dla mnie żadnego znaczenia - tłumaczy. Brodę po­znała na strajku we wrocławskiej zajezdni. Jest legendą wrocławskiej opozycji, reda­gował m.in. „Solidarność Dolnośląską”. W czerwcu po ponad 15 latach zrezygno­wał z bycia dyrektorem Wydziału Kultury Urzędu Miejskiego we Wrocławiu. Sukcesy Brody to m.in. idea, aby Wrocław stał się Europejską Stolicą Kultury. Jego znajomi mówią, że odejście z Ratusza to decyzja polityczna, bo Broda nie chciał już od­powiadać za kulturę u prezydenta, który na wybory samorządowe zawiązał ko­alicję z SLD. - Mówił, że nie po to tyle lat walczył z komuną, aby dziś z postkomu­nistami się bratać - opowiada jego zna­jomy. Ostatecznie Jarosław Broda został zastępcą redaktora naczelnego Polskiego Radia Wrocław ds. programowych, co też niektórzy czytają jako decyzję polityczną.
   Obserwując aktywność Anny Morawieckiej w mediach społecznościowych, można się domyśleć, że w kwietniu tego roku już wiedziała, że będzie startować w wyborach, bo od tego czasu udostępnia polityczne treści. Wcześniej pisała tylko o książkach, zwierzętach, apelowała o po­moc charytatywną i dzieliła się przepisami kulinarnymi. Pierwsze polityczne akcenty to fotorelacja z obchodów rocznicy kata­strofy smoleńskiej organizowanych przez obornicki PiS. Zaraz potem na jej Facebooku pojawiają się grafiki przygotowane przez KPRM o funduszu na drogi lokal­ne z jej komentarzem: „Mam nadzieję, że nasza gmina skorzysta z tego funduszu”, zdjęcia ze spotkania z dolnośląskim kura­torem oświaty: „Sama mam piątkę dzieci i pamiętam, jak czasem trudno było kupić do 1 września wszystkie potrzebne rze­czy. (...) Dobrze, że rząd o tym pomyślał”. W lipcu, choć jeszcze nie ogłosiła, że idzie po stanowisko burmistrza, jej fundacja pierwszy raz zorganizowała w Obornikach, przy finansowym wsparciu starosty zwią­zanego z PiS, piknik rodzinny. We wrześniu premier ogłosił pięć haseł na start kampa­nii samorządowej. Dodał, że do ich realiza­cji potrzebna jest dobra współpraca rządu z samorządem. Siostra szybko zareagowała: „Po wygranych wyborach samorząd gminy Oborniki Śląskie będzie intensywnie zabie­gał o udział w rządowych programach”.
   Kilka dni temu Anna Morawiecka spo­tkała się z minister Beatą Kempą, by roz­mawiać o pieniądzach na sprzęt ratowni­czy dla OSP. Jak widać na zdjęciach - też na Facebooku - podwładna premiera ma dobre relacje z jego siostrą. - Anna Mora­wiecka chce wygryźć naszego burmistrza, który mieszka tu od urodzenia. Ludzie jej nie znają i się na to nie nabiorą - słyszy­my pod sklepem w Golędzinowie. Miesz­kańcy radzą, aby najpierw wystartowała na radną, coś pokazała, zaangażowała się na serio. Dziś dla nich nazwisko bur­mistrza - Poprawa niesie więcej tre­ści niż „dobra zmiana” Morawieckiej.
Anna Dąbrowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz