Marek Falenta ma
pójść za kraty, a jego majątek ma trafić pod młotek A on? Zachowuje się jak
król życia: willa w Konstancinie, samochód z kierowcą, spotkania biznesowe w
jednym z najdroższych hoteli Warszawy
Wojciech Cieśla, Paweł Reszka
Kawa w Hiltonie. Marek Falenta
uśmiechnięty, ubrany na sportowo, ale z klasą. Właśnie skończył spotkanie
biznesowe, ale o tym mówi skromnie. - Nie mam już ani jednej firmy, żyję z
doradzania innym. Mam doświadczenie, wiele lat na giełdzie, wiele udanych
interesów, więc mam wiedzę, którą mogę się dzielić - tłumaczy.
- Ale liczy się pan z tym, że więzienia nie da się uniknąć?
- Kilkanaście miesięcy za kratami to jeszcze nie koniec świata. Jestem
na to przygotowany, ale szkoda mi czasu, szkoda życia.
I
Więzienie dla Falenty
to dwa i pól roku za nagrywanie polityków i biznesmenów. Afera taśmowa w
2014 r. wstrząsnęła Polską i wywróciła rząd PO. W warszawskich knajpach
kelnerzy (jeden z nich obciążał w śledztwie Falentę) nagrali ponad 700 godzin
rozmów, ponad 80 spotkań: polityków, urzędników i lobbystów. Problem w tym,
że prokuratura ma tylko ułamek taśm, raptem 31 rozmów. Gdzie jest reszta?
Od Falenty nie można się tego dowiedzieć.
Zapewnia, że jest tylko „kozłem
ofiarnym” całej historii. - Poważnie odbiła się na moim biznesie i życiu
rodzinnym. Partnerka, która w czasie gdy mnie zatrzymywano była w szóstym miesiącu
ciąży, nie wytrzymała napięcia. Rozstaliśmy się - opowiada.
Wyrok jest prawomocny, jednak Falenta się nie poddaje - chce walczyć o
kasację. Sąd Najwyższy zajmie się tym za kilka tygodni. Organizator afery
taśmowej nie siedzi jeszcze za kratami tylko dlatego, że (przynajmniej oficjalnie)
podupadł na zdrowiu.
- Jak to było z próbą samobójczą? Chciał się pan zabić?
- Nie chcę o tym mówić, ale ta afera wykończyła mnie fizycznie i
psychicznie. Odchorowałem to. Trafiłem na półtora miesiąca do szpitala.
II
Ciekawe: odium
aferzysty, człowieka, który nagrywa wszystkich dookoła, z wyrokami karnymi na
koncie, nie odcięło Falenty od biznesowych kontaktów.
Znany warszawski przedsiębiorca: - Ostracyzm? Bez żartów. Opowiem wam
scenkę. Początek roku. Warszawa, bankiet dla ludzi biznesu. Do sali pełnej
gości wkracza Marek Falenta, facet z wyrokiem, człowiek dyktafon. I co? I momentalnie
otacza go wianuszek gości. Żartuje, dobrze się bawi. Przy mnie jeden z biznesmenów
próbował mu puścić w leasing bentleya. Dla sporej części biznesowej Warszawy to
po prostu lepszy cwaniak. Powinno go nie być, a on wciąż na powierzchni.
Tajemnica sukcesu towarzyskiego Falenty ma drugie dno. Wielu uważa go
za geniusza finansowego, który jak król Midas zmienia wszystko w złoto.
Były współpracownik Falenty: - Pracowaliśmy wspólnie przy jednym z
projektów giełdowych. Widziałem go w akcji. Powiem jedno: niesamowity talent, chapeau bas!
Znajomy Falenty: - On idzie przez życie po trupach. Co go może obchodzić
niechęć Bartłomieja Sienkiewicza, którego nigdy nie poznał? Dziś otaczają go
ludzie z giełdy. Nie gracze, inwestorzy, ale ludzie, którym służy radą. To nie
są darmowe porady. Jeśli wyobraża pan sobie Falentę jako człowieka po
przejściach, z wyrokiem na karku, smutnego, stojącego rano z siatką w kolejce
po bułki, to jest pan w błędzie.
III
Zaczął robić interesy
w latach 90. na rodzinnym Dolnym Śląsku. W
Legnicy skończył szkołę menedżerską. Pierwsza praca? KGHM, podobno dzięki
wpływom ojca, który pracował w spółkach związanych kapitałowo z miedziowym
koncernem.
W 2000 r., w wieku 25 lat, Falenta idzie na swoje, zakłada spółkę
Electus, która handluje długami szpitali. Wkrótce będzie obracał setkami
milionów.
Znajomy Falenty: - Jakim jest człowiekiem? Szybko myślącym. Skraca
dystans. Wsadza nogę między drzwi a futrynę, taki typ. Szkoła drapieżnego
biznesu lat 90. Spotykam takich ludzi i choć są dobrze ubrani i czarująco mili,
to dla siebie nawzajem bezwzględni. Potrafią walczyć o zniżkę na kupno
samochodu w salonie - ja mam tu trzydzieści procent, to ci dam swoją zniżkę,
ale ty mi odpalisz z tęgo pięć procent w gotówce.
W latach świetności Falenta ma akcje blisko 30 spółek. Trafia na listę
100 najbogatszych Polaków. Dlaczego zajmuje się nagraniami? Dlaczego ryzykuje
biznesy i wygodne życie?
IV
Z zeznań złożonych w
prokuraturze przez Marcina W. (były biznesowy
partner Falenty, z którym dziś jest w konflikcie): „Byłem zafascynowany
Falentą. Był elokwentny, a przede wszystkim wymyślił sposób na megaoszustwo
polegający na tym, że gdy się go googluje w internecie, pojawiają się same
pozytywne informacje dotyczące jego majątku i jego firmy. Bardzo mi to
zaimponowało. Marek Falenta korzysta z pomocy psychologa behawioralnego,
tworzy sobie pozytywny wizerunek w mediach. Umiejętnie wykorzystuje znajomości
z dziennikarzami. Kreuje siebie na jednego z najbogatszych ludzi w Polsce”.
Znajomy Falenty, który robił z nim interesy: - Zna pan dowcip o dwóch
gościach, którzy chcą handlować cukrem? Jeden mówi: „Mam cukier!”. Na to drugi:
„Super!”. Ten pierwszy: „Mogę ci sprzedać, jeśli masz pieniądze”. Drugi:
„Pieniądze? Jasne, że mam!”. Na to pierwszy: „To róbmy interes”. Obaj podają
sobie dłonie i się rozchodzą. Jeden biegnie szukać cukru, a drugi pieniędzy.
- No dobrze, ale kim jest Falenta w tej anegdocie?
- Falenta jest uściskiem dłoni. On raczej nie inwestuje swoich
pieniędzy, uwielbia inwestować cudze. Jak się uda, to bierze procent, zarabia.
Jak się nie uda - mówi: „No, sorry, nie udało się”. Nie traci ani grosza. Ma
niesamowity dar przekonywania. Po kilku minutach rozmowy ludzie zaczynają mu
wierzyć. On zresztą też wierzy, że jest uczciwy, nieomylny. Wierzy w to
realnie, wcale nie na pokaz.
V
Przyjaciele? Nikt nie
zna jego przyjaciół. Wiadomo, że jest popularny w biznesowych kręgach, które
grają w tenisa. W tenisa grywał też koło domu - przy swej willi w Konstancinie
ma własny kort. Dziś narzeka, że urósł mu brzuch, że się zapuścił.
Podobno o ludziach wiele mówią ich sportowe zachowania. Falenta dość
późno nauczył się grać w tenisa. Dobrze się porusza po korcie, choć jego:
technika pozostawia nieco do życzenia. Znajomy: - Łatwo go wyprowadzić z
równowagi, rozbić psychicznie przed meczem. Wystarczy uwaga, że koszulka nie
taka albo że skarpetki nie pasują. Zaczyna się gotować. Albo powie mu pan, że
piłka była na aucie w momencie, gdy nie była, a momentalnie zaczyna się
podpalać. O - to słowo! On się podpala. Bardzo szybko.
Prawnik, który od lat zna Falentę: - Jest hazardzistą. Potrafi postawić
wszystko na jedną kartę. Założyć się o duże pieniądze o jakiś mecz, przegrać,
zapłacić.
Falenta poślizgnął się na węglu. Robił interesy ze wspomnianym już
Marcinem W., właścicielem Składów Węgla. Dziś to zaciekli wrogowie. Z akt
spraw karnych Marcina W. wynika, że kilka lat temu obaj mieli wspólną pasję:
podsłuchy. Według W., Falenta był „opętany” wszystkim, co było związane ze
sprawami „służb, konspiracji, podsłuchów, nagrań”. Jak ustali prokuratura, w
Składach Węgla nagrywano obraz i głos we wszystkich działach administracyjnych
i we wszystkich oddziałach spółki. Nagrywano też kontrahentów w salce
konferencyjnej.
Człowiek, który robił z Falentą interesy: - Powiem, że było w nim coś
dziwnego. Od początku miałem wątpliwości. Kiedy szedłem na rozmowy, z góry
przyjmowałem założenie: „Ten facet może mnie nagrywać”.
I coś w tym jest - Falenta został skazany za zakładanie podsłuchów w
dwóch firmach w Bielsku Podlaskim - to byli jego konkurenci na rynku węgla.
Wyrok? Obniżony niedawno do 6 miesięcy w zawieszeniu - jednak sąd nie miał
wątpliwości co do tego, że Falenta jest winny.
VI
Jest rok 2014. Marcin
W. ma potężny dług w rosyjskiej spółce KTK. Kuzbasskaja
Topliwna Kompania, z Kemerowa na Syberii, to potężna firma. Zatrudnia 4,4 tys.
ludzi. Jej złoża węgla - wydobywanego metodą
odkrywkową - szacowane są na 605 mln ton. Roczna sprzedaż to 11 mln ton, z
czego 7 mln ton idzie na eksport. Polska jest jednym z głównych rynków zbytu.
Do Rosjan przychodzi Falenta.
Proponuje, że kupi dług W. za gotówkę. Wbrew obiegowej opinii Falenta nigdy nie
kupuje ani nie dostaje od KTK węgla, w imieniu spółki Falenta Investment kupuje tylko dług. Umowa opiewa na 29,9 mln zł, jednak
pieniądze na konta KTK nigdy nie wpłyną.
- Jaka jest prawda o pana relacjach z Rosjanami? - pytamy.
- Z rosyjską spółką jestem w sporze biznesowym. Oni uważają, że jestem
im winien ponad 29 mln złotych. Ja uważam inaczej. Nikt nikomu nie grozi, nikt
nikogo nie szantażuje. Negocjujemy ugodę. Spotykamy się regularnie. Pijemy
herbatę. Ja nawet ich polubiłem - opowiada z uśmiechem.
Falenta wpada w kłopoty. KTK nie ma ochoty odpuścić mu długu. Zaczyna
się prawna batalia. KTK zabezpiecza się na
majątku firmy Falenta Investments, ale też na majątku
prywatnym biznesmena (dom, działka i udziały w spółkach). Rosjanie zapowiadają, że mu nie odpuszczą.
Stanisław Oskarowicz-Zurawski,
adwokat pracujący dla KTK: - Na całym jego majątku, który odnalazł komornik,
jesteśmy zabezpieczeni.
Gdy tylko otrzymamy wyrok sądu,
pozwalający na rozpoczęcie egzekucji komorniczej, podejmiemy stosowne
działania.
W Warszawie mówi się, że Rosjanie są bliscy uzyskania korzystnego dla
siebie wyroku przed sądem na Cyprze (Falenta zarejestrował tam jedną ze swoich
spółek). A gdy dostaną wyrok, to wezmą pod młotek wszystko, co należy do
biznesmena, zaczynając od domu w Konstancinie. Podobno zamierzają to zrobić
spektakularnie, w świetle kamer. Chcą wysłać jasny sygnał: Falenta nie jest
szpiegiem KGB, ale facetem, który nie oddał pieniędzy i został zlicytowany.
VII
Początek sporu z KTK
zbiegł się w czasie z aferą taśmową. Stąd spekulacje, że dociśnięty
przez Rosjan do ściany Falenta „musiał” odpalić taśmy.
Ponad cztery lata po aferze Marek Falenta popija kawę w lobby Hiltona.
Czy był lub jest rosyjską wtyczką? - Niech pan przestanie. Nawet nie znam tego
języka, ale rozumiem, że „scenariusz pisany cyrylicą” to wygodna wersja.
Problem w tym, że kompletnie nieprawdziwa - mówi Falenta.
- To może działał pan na zlecenie PiS? Pytam, bo PiS skorzystało na
aferze.
- Też wygodna teoria. Ale ja zawsze miałem bliżej do PO. Obracałem się
w kręgu tamtych ludzi, mój ojciec był działaczem Kongresu
Liberalno-Demokratycznego. Generalnie niespecjalnie zabiegałem o kontakt z
politykami. Umówmy się, że jako odnoszący sukcesy biznesmen mogłem bez trudu
znaleźć dojście do każdej formacji. Nie robiłem tego, nie było mi to
potrzebne.
Wersja Falenty (który ostatnio groził na Twitterze, że istnieją
kompromitujące taśmy z Grzegorzem Schetyną i Rafałem Trzaskowskim) brzmi tak:
cała sprawa z taśmami to afera służb.
- Część ludzi służb zlecała nagrywanie polityków i biznesmenów - mówi.
- Inni, dzięki mnie, wpadli na trop tego procederu. Dowiedziałem się o
nagraniach. Zgłosiłem to w CBA i ABW. To oni prosili mnie, żebym „pozyskiwał”
taśmy. Zaczęli prowadzić sprawę, badać wątki korupcyjne z nagrań. Potem się okazało,
że weszli w drogę swoim kolegom po fachu. Zrobiła się awantura. Ktoś zaniósł
taśmy do prasy. Trzeba było znaleźć kozła ofiarnego. Ja się nadawałem
doskonale.
Jaka jest prawda? Trudno powiedzieć. Być może prawdziwa jest ta
najprostsza wersja - za aferą stali kelnerzy i Marek Falenta. Nagrali
dziesiątki wpływowych ludzi, chcieli mieć na nich haki, chcieli wiedzieć, o
czym rozmawiają ministrowie i bankierzy, bo taka wiedza łatwo przekłada się na
zyski. Jednego z kelnerów, Łukasza N., jeszcze kilka lat temu tabloidy odnalazły
w eleganckiej, krakowskiej restauracji. Wciąż był kelnerem. Potem ślad po nim
zaginął. Drugi ze skazanych kelnerów, Konrad L., jest dziś sommelierem w
Wielkiej Brytanii. Wydał książkę o aferze podsłuchowej.
VIII
Rozmowa z biznesmenem, który
przez lata stykał się biznesowo z Falentą: - Nie wiem, jak było z taśmami, ale
dla wielu byłoby bolesne, gdyby się okazało, że za aferą nie stoi nikt
szczególny, że ich kariery złamali Marek i jego kumple kelnerzy.
- Falenta nie jest nikim szczególnym?
- Tak uważam. Ale ma oczywiście talenty.
- Jakie?
- Handluje marzeniami. Gdy z tobą rozmawia, chcesz wierzyć, że ma rację.
A potem się zastanawiasz, dlaczego nic nie wyszło z pewnego, bajecznego
interesu.
- I jaki jest wniosek?
- Ze on jest tylko złotoustym pośrednikiem. Zawsze odpowiada na
telefony, zawsze chce się spotkać. Dlaczego? Bo wtedy jest w grze. Może cię do
czegoś namówi? Może czegoś się dowie? W najgorszym razie napije się kawy na
twój koszt. Pan się widział z Falentą?
- Wczoraj.
- I kto zapłacił za kawę? Pan! Taki jest Marek. Zawsze do przodu,
zawsze wierzy w swą szczęśliwą gwiazdę.
- Szczęśliwą? Przecież niebawem pójdzie do więzienia!
- On tak na to nie patrzy. Przecież jeszcze nie siedzi. Ma kierowcę,
samochód, dom. I tak będzie do wieczora, czyli wygrał. A jutro? Pogada z
mecenasem o kasacji. Spotka się w interesach. Poopowiada znajomym, że może
obejmie go amnestia z okazji 100-lecia niepodległości i jakoś czas przeleci do
wieczora. Czyli znów wygrał!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz