Choć kampania samorządowa jeszcze się oficjalnie nie
rozpoczęła, to pod-Ziobro nie marnuje czasu i ruszył z grubej rury do walki o
stołek prezydenta Warszawy. Złożył już pierwsze obietnice. Wybuduje 50
żłobków i przedszkoli oraz podziemne parkingi.
Półsłoik
Warszawiacy! Zanim wybierzecie
Patryka Jakiego na prezydenta stolicy, zobaczcie, co wyprawia w Opolu.
Cwany Jaki kreuje się na jednego z
1,5 miliona tzw. przyjezdnych warszawiaków - ludzi, którzy przyjechali do
stolicy w poszukiwaniu lepszego życia. Nie wspomina jednak o tym, że w
Warszawie znalazł się tylko dlatego, że został posłem. Nie musiał szukać pracy,
mieszkania, martwić się, jak przeżyć kolejny miesiąc. Wszystko miał podstawione
pod nos. Na koszt podatników.
Jaki twierdzi, że kocha stolicę, jednak serce i interesy trzymają go w
rodzinnym Opolu, gdzie sprawuje nieformalne rządy.
W 2014 r. Jaki był murowanym kandydatem na prezydenta Opola. Nieoczekiwanie
zrezygnował. Ku zdumieniu mieszkańców poparł wroga i byłego działacza
Platformy Obywatelskiej Arkadiusza Wiśniewskiego.
Jaki tak tłumaczył woltę: „To
było w podjęciu tej decyzji najtrudniejsze. Nie ukrywam, że wiele lat przygotowywałem
się do startu w tych wyborach, nawet zdobycie mandatu poselskiego było tylko środkiem
do tego celu. (...) Całe moje środowisko i wszystkie zasoby, jakie mam, będę
chciał włączyć w tę kampanię wyborczą. Sam też będę doradzał Arkadiuszowi, jak
zaprezentować jego sukcesy i jak walczyć o prezydenturę. Zaangażuję w to całą
swoją wiedzę i doświadczenie. A ponieważ w ostatnich latach dużo się nauczyłem,
zapewniam, że kampania wyborcza będzie zaskakująca. Walczę o przyszłość
mojego miasta, w którym mają mieszkać moje dzieci, dlatego będę działał w
myśl zasady: wszystkie ręce na pokład. (...) Plan kampanii mamy rozpisany w
dużych szczegółach i idziemy po historyczne zwycięstwo. Zapraszamy wszystkich
opolan na nasz pokład”.
Panowie zawarli dil. W zamian za wsparcie w trakcie kampanii Wiśniewski
obiecał swojemu protektorowi podział politycznych łupów i współudział w rządach. „To była gra polityczna, której
nie powstydziłby się Frank Underwood” - mówił z zachwytem
Jaki.
Tatuś Jakiego dostał stołek wiceprezesa spółki Wodociągi i Kanalizacja
(WiK), by po kilku miesiącach zostać prezesem. Posady w ratuszu przypadły
kolesiom Jakiego, którzy nie załapali się na stołki w spółkach skarbu państwa
i agendach rządowych.
Zaborca
Jaki, który kreuje się na
wyraziciela głosu ludu i obrońcę uciśnionych, przeprowadził jedną z
najbardziej bezczelnych grabieży, depcząc przy okazji samorządność i
demokrację. Razem z Wiśniewskim wpadli na cwany pomysł, jak bez zbędnego
wysiłku uratować finanse zadłużonego po uszy Opola. Postanowili zaanektować tereny
sąsiadujących z miastem gmin, gdzie swoje siedziby mają firmy płacące duże
podatki, m.in. Elektrownia Opole. Liczyli na stały zastrzyk gotówki - nawet
200 mln zł. Całą operację pilotował Jaki, który przekonał rząd, aby szybko
wydał stosowną zgodę na powiększenie Opola. Nie pytając samorządowców sąsiednich
gmin i mieszkańców o zdanie i wbrew ich woli. Ci wpadli we wściekłość. Nie po
to przez lata zabiegali o rozwój swoich wsi, wykładali ciężkie pieniądze na
budowę dróg, kanalizacji, przygotowywanie terenów inwestycyjnych, żeby teraz
jakiś facet zbił na tym kapitał polityczny. Na nic zdały się liczne protesty.
Kilka tysięcy osób demonstrowało m.in. w czasie Festiwalu Piosenki Polskiej w
Opolu i w Warszawie przed siedzibą Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Przy okazji skoku na kasę Jaki chciał też się rozprawić ze znienawidzoną
mniejszością niemiecką, która współrządzi w podopolskich gminach. Po włączeniu
tych terenów do wielkiego Opola „problem” Niemców naturalnie by zniknął.
Przeciwko takim chamskim zagrywkom zaprotestował Związek Niemieckich
Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce, wysyłając listy protestacyjne
m.in. do prezydenta Dudy, premier Szydło i rzecznika
praw obywatelskich Adama Bodnara. Zgodnie bowiem z prawem krajowym i między- narodowym
zabrania się stosowania jakikolwiek środków (w tym administracyjnych) mających
na celu zmianę proporcji narodowościowych lub etnicznych na obszarach
zamieszkałych przez mniejszości.
Mściciel
W listopadzie 2016 r. kilkuosobowa
grupa przeciwników zmiany granic przyszła do biura poselskiego Jakiego.
Domagali się spotkania i rozmowy. Dyrektorka biura Małgorzata Wilkos, która
jest też radną i wiceprzewodniczącą Rady Miasta Opola, wezwała policję, a ta brutalnie usunęła pokojowo nastawionych
ludzi. Mściwy Jaki stwierdził, że było to nielegalne zgromadzenie i zażądał
ścigania intruzów, którzy byli wzywani na wielogodzinne przesłuchania. Sprawa
trafiła do sądu. Przeciwnikom powiększenia Opola za rzekome zakłócenie porządku
publicznego groziła kara aresztu, ograniczenia wolności lub grzywny. Sąd nie
dopatrzył się jednak ich winy. „Zachowanie obwinionych przy uwzględnieniu
kontekstu sytuacyjnego związanego ze zmianą administracyjnych granic Opola,
to jest silnego i emocjonalnego zaangażowania mieszkańców sołectw graniczących
z miastem, którzy sprzeciwiali się włączeniu ich miejscowości do Opola, nie
może być potraktowane jako wybryk” - stwierdził sędzia. Jak by tego było
mało, działająca na zamówienie polityczne policja nie przedstawiła
jakiegokolwiek dowodu, który by wskazywał, że mieszkańcy uniemożliwili
prawidłowe funkcjonowanie biura poselskiego.
„To bardzo przykre, że
wiceminister chce nas ciągać po sądach tylko dlatego, że odważyliśmy się z nim
spotkać. Mimo opresji władzy nie studzi to naszej determinacji, ponieważ
powiększenie Opola było procedowane z naruszeniem prawa. A na to nigdy naszej
zgody nie będzie” - tłumaczył Janusz Piontkowski, sołtys wsi Kup w gminie
Dobrzeń Wielki.
Jakiemu podpadł też Roman Kołbuc. Gdy podczas blokady obwodnicy Opola
utworzył się wielokilometrowy korek, mężczyzna zamieścił wpis na facebookowym
profilu „Nie dla rozdzielenia Gminy Dobrzeń Wielki”, w którym poprosił
kierowców o wyrozumiałość, pisząc m.in.: „Wiele razy apelowaliśmy,
składaliśmy dziesiątki pism i apeli do władz z tysiącami podpisów, było kilkadziesiąt
pokojowych manifestacji w Opolu, a nawet w Warszawie i szereg innych działań,
które nie przyniosły oczekiwanego efektu, bezczelnie nas zignorowano - i jak
to określił ordynariusz opolski biskup Andrzej Czaja - zdeptano naszą godność”.
Na końcu zwrócił się do kierowców, aby wszelkie zażalenia i pretensje
kierowali do polityków, którzy forsowali pomysł powiększenia miasta. Podał
numery telefonów m.in. Jakiego i Wiśniewskiego.
Przeciwko Kołbucowi Jaki uruchomił potężną machinę prokuratorsko-policyjną.
Mężczyzna został zatrzymany rano w swoim domu, zakuty w kajdanki i
przewieziony na komendę. Przeszukano jego mieszkanie. Żona i dzieci przeżyły
horror.
Prokuratura oskarżyła Kołbuca o publiczne nawoływanie do uporczywego
nękania. Ten nie przyznał się do winy, twierdząc, że zamieszczone numery
telefonów są numerami służbowymi Jakiego i Wiśniewskiego, podanymi w internecie,
i nie zachęcał do nękania polityków, ale do kulturalnego wyrażenia
niezadowolenia przez tych, którzy poczuli się dotknięci bezprawną procedurą
zmiany granic administracyjnych Opola.
„Wszystkie okoliczności w sprawie
zdają się wskazywać na pozamerytoryczny charakter wszczętego postępowania,
mającego cel jedynie represyjny, obliczony na wywołanie efektu »mrożącego«” -
mówił pełnomocnik oskarżonego mecenas Jacek Różycki.
Sąd uniewinnił Kołbuca.
Nietykalny
Bezczelny Jaki nasyła policję i
prokuraturę na Bogu ducha winnych ludzi, ale sam chowa się za immunitetem
poselskim. W jednym z wywiadów oskarżył działaczy mniejszości niemieckiej, że
oszukiwali, przeprowadzając konsultacje społeczne w sprawie zmiany granic
Opola. Krystyna Pietrek, sołtys Czarnowąsów, która była wolontariuszką,
pozwała Jakiego o naruszenie dóbr osobistych. Adwokat Jakiego domagał się od
sądu, aby odrzucił pozew z powodu chroniącego jego klienta immunitetu.
Utrzymywał, że Jaki, mówiąc o konsultacjach,
wypowiadał się jako poseł. Sąd Okręgowy w Opolu odmówił odrzucenia pozwu.
Stwierdził, że Jaki nie wykazał związku między jego działalnością poselską a
wywiadami, których dotyczy pozew. Nie jest bowiem członkiem sejmowej komisji,
która opiniowała pomysł powiększenia Opola, a sejmowy zespół ds. promocji
badmintona i zespół sportowy, w których działa, nie zajmowały się tą sprawą.
Wypowiedzi o działaniach, które podejmował jako „lobbysta” na rzecz wielkiego Opola, nie dotyczyły zaś jego działalności
poselskiej, którą chroni immunitet parlamentarny. Do procesu jednak nie
doszło, bo Jaki złożył zażalenie do Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, który
uznał, że jednak chroni go immunitet.
Pietrek, która postawiła się wpływowemu politykowi, drży ze strachu. W
rozmowie z lokalnym portalem Opowiecie.info powiedziała: „Ja się jeszcze
teraz boję. A co zrobili z Romkiem Kołbucem? Wystarczyło, że Jaki naskarżył:
skuli, zabrali na komendę, przeszukanie w mieszkaniu, kuratorzy przepytujący o
dzieci... Jakim prawem? I okazuje się, że niesłusznie. I co? Kołbucowi i
rodzinie zszargali nerwy i nic im za to nie będzie? Moja sprawa jest
zawieszona, dopóki Jakiego chroni immunitet. Ale ja czekam i pamiętam. Na pierwszej
rozprawie sama byłam w sądzie, bo mecenas wyznaczony przez gminę się
przestraszył. (...) W każdym razie zabrano mi spokojny sen. Nie wiadomo, kiedy
mi tu wjadą i zrobią, co zechcą. Może jakąś prowokację? Przy takich metodach ze
strony władzy wszystkiego można się spodziewać. Żyję tu od urodzenia i czuję
się zwyczajnie zaszczuta przez Patryka Jakiego i Wiśniewskiego. Gdybym się
czuła Niemką, to wyjechałabym stąd już w latach 90. Tymczasem ja wybrałam tutaj
swoją ojczyznę, a oni mi zaczynają korzenie podcinać. A ja wiem, czy mi domu
nie zabiorą? No bo w tej chwili jak oni uchwalają takie durnowate prawo, to
wszystko mogą uchwalić. A moim dzieciom w jakim ustroju przyjdzie żyć, jak to
jeszcze bardziej poprzewracają?”.
Tak wygląda prawdziwa twarz Jakiego, który nie zawaha się przed niczym,
aby tylko zdobyć władzę i czerpać z niej profity.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz