czwartek, 4 października 2018

Prawdziwy Oploak



Choć kampania samorządowa jesz­cze się oficjalnie nie rozpoczęła, to pod-Ziobro nie marnuje czasu i ruszył z grubej rury do walki o stołek pre­zydenta Warszawy. Złożył już pierw­sze obietnice. Wybuduje 50 żłobków i przedszkoli oraz podziemne parkingi.

Półsłoik
Warszawiacy! Zanim wybierzecie Patryka Jakiego na prezydenta stolicy, zobaczcie, co wyprawia w Opolu.
Cwany Jaki kreuje się na jednego z 1,5 miliona tzw. przyjezdnych war­szawiaków - ludzi, którzy przyjechali do stolicy w poszukiwaniu lepszego życia. Nie wspomina jednak o tym, że w Warszawie znalazł się tylko dlatego, że został posłem. Nie musiał szukać pracy, mieszkania, martwić się, jak przeżyć kolejny miesiąc. Wszystko miał podstawione pod nos. Na koszt podatników.
   Jaki twierdzi, że kocha stolicę, jed­nak serce i interesy trzymają go w ro­dzinnym Opolu, gdzie sprawuje nie­formalne rządy.
   W 2014 r. Jaki był murowanym kan­dydatem na prezydenta Opola. Nie­oczekiwanie zrezygnował. Ku zdumie­niu mieszkańców poparł wroga i byłe­go działacza Platformy Obywatelskiej Arkadiusza Wiśniewskiego.
Jaki tak tłumaczył woltę: „To było w podjęciu tej decyzji najtrudniej­sze. Nie ukrywam, że wiele lat przy­gotowywałem się do startu w tych wyborach, nawet zdobycie mandatu poselskiego było tylko środkiem do tego celu. (...) Całe moje środowi­sko i wszystkie zasoby, jakie mam, będę chciał włączyć w tę kampanię wyborczą. Sam też będę doradzał Arkadiuszowi, jak zaprezentować jego sukcesy i jak walczyć o prezy­denturę. Zaangażuję w to całą swoją wiedzę i doświadczenie. A ponieważ w ostatnich latach dużo się nauczy­łem, zapewniam, że kampania wy­borcza będzie zaskakująca. Walczę o przyszłość mojego miasta, w któ­rym mają mieszkać moje dzieci, dla­tego będę działał w myśl zasady: wszystkie ręce na pokład. (...) Plan kampanii mamy rozpisany w dużych szczegółach i idziemy po historycz­ne zwycięstwo. Zapraszamy wszyst­kich opolan na nasz pokład”.
   Panowie zawarli dil. W zamian za wsparcie w trakcie kampanii Wi­śniewski obiecał swojemu protek­torowi podział politycznych łupów i współudział w rządach. „To była gra polityczna, której nie powstydziłby się Frank Underwood” - mówił z za­chwytem Jaki.
   Tatuś Jakiego dostał stołek wicepre­zesa spółki Wodociągi i Kanalizacja (WiK), by po kilku miesiącach zostać prezesem. Posady w ratuszu przypa­dły kolesiom Jakiego, którzy nie za­łapali się na stołki w spółkach skarbu państwa i agendach rządowych.

Zaborca
Jaki, który kreuje się na wyrazicie­la głosu ludu i obrońcę uciśnionych, przeprowadził jedną z najbardziej bezczelnych grabieży, depcząc przy okazji samorządność i demokrację. Razem z Wiśniewskim wpadli na cwa­ny pomysł, jak bez zbędnego wysiłku uratować finanse zadłużonego po uszy Opola. Postanowili zaanektować te­reny sąsiadujących z miastem gmin, gdzie swoje siedziby mają firmy pła­cące duże podatki, m.in. Elektrownia Opole. Liczyli na stały zastrzyk go­tówki - nawet 200 mln zł. Całą ope­rację pilotował Jaki, który przekonał rząd, aby szybko wydał stosowną zgo­dę na powiększenie Opola. Nie pyta­jąc samorządowców sąsiednich gmin i mieszkańców o zdanie i wbrew ich woli. Ci wpadli we wściekłość. Nie po to przez lata zabiegali o rozwój swo­ich wsi, wykładali ciężkie pieniądze na budowę dróg, kanalizacji, przygo­towywanie terenów inwestycyjnych, żeby teraz jakiś facet zbił na tym kapi­tał polityczny. Na nic zdały się liczne protesty. Kilka tysięcy osób demon­strowało m.in. w czasie Festiwalu Pio­senki Polskiej w Opolu i w Warszawie przed siedzibą Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
   Przy okazji skoku na kasę Jaki chciał też się rozprawić ze znienawi­dzoną mniejszością niemiecką, która współrządzi w podopolskich gminach. Po włączeniu tych terenów do wiel­kiego Opola „problem” Niemców na­turalnie by zniknął. Przeciwko takim chamskim zagrywkom zaprotestował Związek Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce, wysyłając listy protestacyjne m.in. do prezydenta Dudy, premier Szydło i rzecznika praw obywatelskich Ada­ma Bodnara. Zgodnie bowiem z pra­wem krajowym i między- narodowym zabrania się stosowania jakikolwiek środków (w tym administracyjnych) mających na celu zmianę proporcji narodowościowych lub etnicznych na obszarach zamieszkałych przez mniejszości.

Mściciel
W listopadzie 2016 r. kilkuosobowa grupa przeciwników zmiany granic przyszła do biura poselskiego Jakiego. Domagali się spotkania i rozmowy. Dyrektorka biura Małgorzata Wilkos, która jest też radną i wiceprzewod­niczącą Rady Miasta Opola, wezwała policję, a ta brutalnie usunęła pokojo­wo nastawionych ludzi. Mściwy Jaki stwierdził, że było to nielegalne zgro­madzenie i zażądał ścigania intruzów, którzy byli wzywani na wielogodzin­ne przesłuchania. Sprawa trafiła do sądu. Przeciwnikom powiększenia Opola za rzekome zakłócenie porząd­ku publicznego groziła kara aresztu, ograniczenia wolności lub grzywny. Sąd nie dopatrzył się jednak ich winy. „Zachowanie obwinionych przy uwzględnieniu kontekstu sytuacyj­nego związanego ze zmianą admini­stracyjnych granic Opola, to jest sil­nego i emocjonalnego zaangażowa­nia mieszkańców sołectw graniczą­cych z miastem, którzy sprzeciwiali się włączeniu ich miejscowości do Opola, nie może być potraktowa­ne jako wybryk” - stwierdził sędzia. Jak by tego było mało, działająca na zamówienie polityczne policja nie przedstawiła jakiegokolwiek dowodu, który by wskazywał, że mieszkańcy uniemożliwili prawidłowe funkcjono­wanie biura poselskiego.
    „To bardzo przykre, że wicemini­ster chce nas ciągać po sądach tylko dlatego, że odważyliśmy się z nim spotkać. Mimo opresji władzy nie studzi to naszej determinacji, ponie­waż powiększenie Opola było procedowane z naruszeniem prawa. A na to nigdy naszej zgody nie będzie” - tłumaczył Janusz Piontkowski, sołtys wsi Kup w gminie Dobrzeń Wielki.
   Jakiemu podpadł też Roman Kołbuc. Gdy podczas blokady obwodnicy Opola utworzył się wielokilometrowy korek, mężczyzna zamieścił wpis na facebookowym profilu „Nie dla rozdzielenia Gminy Dobrzeń Wielki”, w którym po­prosił kierowców o wyrozumiałość, pi­sząc m.in.: „Wiele razy apelowaliśmy, składaliśmy dziesiątki pism i apeli do władz z tysiącami podpisów, było kil­kadziesiąt pokojowych manifestacji w Opolu, a nawet w Warszawie i sze­reg innych działań, które nie przynio­sły oczekiwanego efektu, bezczelnie nas zignorowano - i jak to określił ordynariusz opolski biskup Andrzej Czaja - zdeptano naszą godność”. Na końcu zwrócił się do kierowców, aby wszelkie zażalenia i pretensje kierowali do polityków, którzy forsowali pomysł powiększenia miasta. Podał numery te­lefonów m.in. Jakiego i Wiśniewskiego.
   Przeciwko Kołbucowi Jaki uru­chomił potężną machinę prokuratorsko-policyjną. Mężczyzna został zatrzymany rano w swoim domu, za­kuty w kajdanki i przewieziony na ko­mendę. Przeszukano jego mieszkanie. Żona i dzieci przeżyły horror.
   Prokuratura oskarżyła Kołbuca o publiczne nawoływanie do uporczy­wego nękania. Ten nie przyznał się do winy, twierdząc, że zamieszczone numery telefonów są numerami służ­bowymi Jakiego i Wiśniewskiego, po­danymi w internecie, i nie zachęcał do nękania polityków, ale do kultural­nego wyrażenia niezadowolenia przez tych, którzy poczuli się dotknięci bez­prawną procedurą zmiany granic ad­ministracyjnych Opola.
    „Wszystkie okoliczności w spra­wie zdają się wskazywać na pozame­rytoryczny charakter wszczętego postępowania, mającego cel jedynie represyjny, obliczony na wywołanie efektu »mrożącego«” - mówił pełno­mocnik oskarżonego mecenas Jacek Różycki.
   Sąd uniewinnił Kołbuca.

Nietykalny
Bezczelny Jaki nasyła policję i pro­kuraturę na Bogu ducha winnych lu­dzi, ale sam chowa się za immunite­tem poselskim. W jednym z wywia­dów oskarżył działaczy mniejszości niemieckiej, że oszukiwali, prze­prowadzając konsultacje społeczne w sprawie zmiany granic Opola. Kry­styna Pietrek, sołtys Czarnowąsów, która była wolontariuszką, pozwała Jakiego o naruszenie dóbr osobi­stych. Adwokat Jakiego domagał się od sądu, aby odrzucił pozew z powo­du chroniącego jego klienta immu­nitetu. Utrzymywał, że Jaki, mówiąc o konsultacjach, wypowiadał się jako poseł. Sąd Okręgowy w Opolu odmó­wił odrzucenia pozwu. Stwierdził, że Jaki nie wykazał związku między jego działalnością poselską a wywiadami, których dotyczy pozew. Nie jest bo­wiem członkiem sejmowej komisji, która opiniowała pomysł powiększe­nia Opola, a sejmowy zespół ds. pro­mocji badmintona i zespół sportowy, w których działa, nie zajmowały się tą sprawą. Wypowiedzi o działaniach, które podejmował jako „lobbysta” na rzecz wielkiego Opola, nie dotyczyły zaś jego działalności poselskiej, któ­rą chroni immunitet parlamentarny. Do procesu jednak nie doszło, bo Jaki złożył zażalenie do Sądu Apelacyjne­go we Wrocławiu, który uznał, że jed­nak chroni go immunitet.
   Pietrek, która postawiła się wpły­wowemu politykowi, drży ze strachu. W rozmowie z lokalnym portalem Opowiecie.info powiedziała: „Ja się jeszcze teraz boję. A co zrobili z Rom­kiem Kołbucem? Wystarczyło, że Jaki naskarżył: skuli, zabrali na ko­mendę, przeszukanie w mieszkaniu, kuratorzy przepytujący o dzieci... Jakim prawem? I okazuje się, że nie­słusznie. I co? Kołbucowi i rodzinie zszargali nerwy i nic im za to nie bę­dzie? Moja sprawa jest zawieszona, dopóki Jakiego chroni immunitet. Ale ja czekam i pamiętam. Na pierw­szej rozprawie sama byłam w sądzie, bo mecenas wyznaczony przez gmi­nę się przestraszył. (...) W każdym razie zabrano mi spokojny sen. Nie wiadomo, kiedy mi tu wjadą i zrobią, co zechcą. Może jakąś prowokację? Przy takich metodach ze strony wła­dzy wszystkiego można się spodzie­wać. Żyję tu od urodzenia i czuję się zwyczajnie zaszczuta przez Patryka Jakiego i Wiśniewskiego. Gdybym się czuła Niemką, to wyjechałabym stąd już w latach 90. Tymczasem ja wybrałam tutaj swoją ojczyznę, a oni mi zaczynają korzenie podcinać. A ja wiem, czy mi domu nie zabiorą? No bo w tej chwili jak oni uchwalają ta­kie durnowate prawo, to wszystko mogą uchwalić. A moim dzieciom w jakim ustroju przyjdzie żyć, jak to jeszcze bardziej poprzewracają?”.
   Tak wygląda prawdziwa twarz Ja­kiego, który nie zawaha się przed ni­czym, aby tylko zdobyć władzę i czer­pać z niej profity.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz