Rozmowa nagrana w
restauracji Sowa i Przyjaciele - dziś premier, a wówczas doradca gospodarczy
relacje z ludźmi ówczesnej władzy, dziś oskarżanej
Kilka wtedy i
dziś) Zbigniewa Jagiełły, Krzysztofa Kiliana, przyjaciela Donalda Tuska, a
przed kilku laty szefa państwowej spółki PGE i jego zastępczyni Bogusławy
Matuszewskiej z Mateuszem Morawieckim weszło do obiegu medialnego i stało się
kłopotem dla premiera. Zwłaszcza że trwa kampania samorządowa, w której twarzą
PiS jest właśnie szef rządu.
Pierwsza sprawa to dyskusja o tym, jak pomóc Aleksandrowi
Gradowi, ministrowi skarbu w latach 2007-11. Rozmówcy wyraźnie za nim nie
przepadają, ale jednocześnie trochę się go obawiają. Morawiecki charakteryzuje
go tak: „Znam, ku...a, takich. Raz ci strasznie pomoże, a raz wywali mur w
połowie zamku i nie masz gdzie mieszkać”.
Ostatecznie sam proponuje rozwiązanie: „Zapytajcie go tak
po cichu. Ja bym spróbował tak bardziej jednorazowo. Pięć dych czy siedem, czy
stówkę mu damy na jakieś badania czy na coś”. Prof. Bogusława
Grabowskiego, pomysłodawcę Rady Gospodarczej przy premierze Tusku, ta oferta
Morawieckiego, którą usłyszał na taśmach, szokuje najmocniej. - Istota
przekrętów vatowskich,
z którymi chce walczyć premier Morawiecki,
polegała na wystawianiu fałszywych faktur na niewystępujące przepływy
dóbr i usług. Premier, który publicznie chwali się
ściganiem mafii vatowskiej, na tych taśmach oferuje
dokładnie ten sam proceder. To się w głowie nie mieści - mówi prof. Grabowski.
Niewygodna przeszłość
Drugi wątek też dotyczy pomocy
koledze. Tym razem chodzi o znalezienie pracy
dla Przemysława Czarneckiego (dziś poseł PiS, syn europosła Ryszarda
Czarneckiego). Przemysław był krótko stażystą w PKO BP, ale z relacji Jagiełły
wynika, że niezbyt udanym: „Zmieniłem mu najpierw życiorys, żeby wyglądał
normalnie. Później dałem go Justynie Borkiewicz, żeby popracowała nad nim,
żeby zrobić z niego nie jakiegoś gościa, który nie, że będzie się woził, tylko
żeby do roboty. I się zmęczył, że dużo pracy i że on by się chciał czymś innym
zajmować w życiu”. Morawiecki dzwoni wtedy do Ryszarda Czarneckiego, krótko
relacjonuje opinię Jagiełły i radzi, by europoseł pogadał z synem „tak po
piwku”. W trakcie rozmowy okazuje się też, że Morawiecki miał propozycję, by
zostać ministrem skarbu w rządzie Tuska po Mikołaju Budzanowskim. I że
kontaktował się z Tomaszem Arabskim, szefem Kancelarii Premiera za Tuska, który
dla PiS jest współodpowiedzialny za katastrofę smoleńską.
Czy ta nielegalnie podsłuchana rozmowa sprzed pięciu lat zaszkodzi
premierowi? Nie ma dowodów na to, by Grad dostał jakieś pieniądze z BZ WBK. Nie
przyspieszyła kariera biznesowa Przemysława Czarneckiego. Wydaje się - pod
warunkiem że niewidzialna ręka dysponująca nagraniami nie podrzuci kolejnych
materiałów - że najgroźniejsze dla
Morawieckiego jest przypomnienie jego okołoplatformerskiej przeszłości, a także
kilka dwuznacznych wypowiedzi, których nigdy nie sformułowałby publicznie. Być
może części wyborców nie spodoba się obrotowość premiera, który przez jakiś
czas flirtował jednocześnie z PiS i PO. Bo kim był Morawiecki za rządów PO-PSL?
Utajonym pisowcem, który oszukiwał znajomych z PO? Czy po prostu ważnym
bankierem, prezentującym najzupełniej mainstreamowe poglądy?
Wojciech Myślecki, prawa ręka Kornela Morawieckiego w Solidarności
Walczącej, który opiekował się rodziną przyjaciela, gdy senior ukrywał się
przed bezpieką, twierdzi, że „jedną z największych zalet Mateusza jest ten typ
inteligencji, który pozwala piłkarzowi biec nie tam, gdzie jest piłka, tylko tam, gdzie ta piłka za parę chwil się
znajdzie”.
Nieoczekiwana zmiana zdania
Morawiecki wszedł do Rady
Gospodarczej przy Tusku na miesiąc przed katastrofą smoleńską. Radę
kompletował jeden z najbliższych doradców premiera Jan Krzysztof Bielecki.
Myślecki tłumaczy, że chodziło o zagwarantowanie ochrony rządu dla banków w
czasie kryzysu finansowego. I że jak kryzys po półtora roku się skończył, to
Morawiecki odszedł z rady.
Rada działała do kolejnych wyborów, przegranych przez PiS,
a Morawiecki opuścił ją razem z prezesem PZU Andrzejem Klesykiem. Dlaczego?
Aleksandra Wiktorow, była prezes ZUS: - Nie chodziło o jakieś inne od reszty
członków rady poglądy pana Morawieckiego, bo on nigdy nie wyrażał odmiennego
zdania. Zapadła decyzja, że muszą odejść funkcyjni, aby nie było zarzutów,
że przez radę załatwiają interesy spółek, którymi
zarządzają. Dodaje, że Mateusz Morawiecki
pozostał w bardzo dobrych relacjach z członkami rady i chętnie uczestniczył w
jej nieformalnych spotkaniach. - Niestety, jak się później okazało,
zdradził nie tylko nas, swoich zawodowych znajomych, ale co ważniejsze swoje
ekonomiczne poglądy - mówi Wiktorow.
- W 2013 r., kiedy już podjąłem decyzję o odejściu z
rządu, proponowałem Morawieckiemu, aby został moim następcą, ale odmówił mi,
bez żadnego tłumaczenia. Jednak już sam fakt, że złożyłem mu wówczas
propozycję, to najlepszy dowód na to, jak on ukrywał wtedy poglądy, z którymi
dzisiaj się afiszuje. Pytanie, czy był nieszczery wtedy, czy dziś? Myślę, że
jeśli chodzi o jego „społeczne oblicze", to właśnie dzisiaj manipuluje
- mówi były minister finansów Jacek Rostowski. Prof. Bogusław
Grabowski, były członek Rady Polityki Pieniężnej, zwraca uwagę, że Morawiecki
ma wykształcenie biznesowe, a nie ekonomiczne, więc może dlatego nieczęsto
zabierał głos na comiesięcznych posiedzeniach, ale zgadzał się z tym, co rada
wypracowała. Dlatego Grabowski mocno się zdziwił po wejściu Morawieckiego do
rządu PiS: - Popierał wszystkie dokonania III RP i działania liberalizujące
gospodarkę. Teraz krytykuje to totalnie, zaprzecza wszystkiemu, co wcześniej
głosił. Takiego człowieka, jak żyję, nie spotkałem.
Morawiecki ze Zbigniewem Jagiełłą znają się od czasów Solidarności
Walczącej. Jagiełło z poparciem SW organizował wrocławskie demonstracje
młodzieży. Ich przyjaźń trwa do dziś. Już w wolnej Polsce wspólnie próbowali
swoich sił w biznesie, handlowali czym się dało, w tym: artykułami medycznymi
i ogrodniczymi, ale bez sukcesów. Ich promotorem był Myślecki. Gdy junior
- już po upadku PRL - skończył studia i obronił pracę
magisterską („Geneza i pierwsze lata SW”), Myślecki zdecydował, że wycofa się z
działalności politycznej, ale będzie organizował nowoczesne formy kształcenia
dla najzdolniejszych młodych z SW. „Między innymi Mateusz też ukończył na
politechnice amerykańską szkołę zarządzania i uzyskał dyplom Central
Connecticut State University.
Doradzałem mu też, żeby
zrobił drugi
fakultet o ukierunkowaniu ekonomicznym. I
uzyskał MBA na wrocławskiej Akademii Ekonomicznej” - mówił Myślecki w rozmowie
z „Krytyką Polityczną”. Połowę grupy stanowili ludzie z SW, w tym Jagiełło.
Po drodze Morawiecki odbył staż w Niemieckim Banku Federalnym.
Za rządów AWS w 1997 r. szef Komitetu Integracji Europejskiej - Ryszard
Czarnecki - zatrudnił młodego Morawieckiego w departamencie negocjacji, bo
dobrze radził sobie z angielskim i niemieckim. Może dlatego na taśmach
usłyszeliśmy także wątek Czarneckich - ojca Ryszarda i pierworodnego
Przemysława, dziś posła PiS. Może Morawiecki spłaca dług wdzięczności wobec
europosła PiS?
Jak twierdzi Myślecki, aby „dostać się na kierownicze stanowisko
w Banku Zachodnim, potrzebne były silne rekomendacje i naciski, gdyż był opór
ze strony powiązanego z SLD zarządu tego banku”. Czarnecki opowiada, że to on
wstawił się wtedy, w 1998 r., za kandydaturą Morawieckiego do rady nadzorczej
Banku Zachodniego. Choć dolnośląscy politycy PO twierdzą, że większą rolę
odegrał ówczesny prezes banku Jacek Kseń. Na początku minionej dekady, kiedy
Irlandczycy zdecydowali się połączyć Wielkopolski Bank Kredytowy z wrocławskim
Bankiem Zachodnim, gabinet prezesa oddali Morawieckiemu. Jeden z bankowców
opowiada, że Morawiecki sprawnie zarządzał, a przez fuzję z hiszpańskim
Santanderem wprowadził BZ WBK na trzecią pozycję wśród banków na krajowym
rynku.
Patron Bielecki
Paweł Graś, jeden z najbliższych
współpracowników Tuska, nie chce dziś rozmawiać na temat taśm Morawieckiego, a
pytany o to, jak to się stało, że ten trafił do rady, mówi: - Odpowiedzialność
za nominację bierze Jan Krzysztof Bielecki, bo on ją organizował. Inni
politycy PO też nie mają wielkiej wiedzy na temat tego, co Morawiecki robił w
orbicie PO. - Był „złotym dzieckiem” Jana Krzysztofa Bieleckiego,
założyciela Kongresu Liberalno-Demokratycznego, byłego premiera, przyjaciela
Tuska. Tusk miał do decyzji Bieleckiego - również personalnych - wielkie
zaufanie - mówi polityk PO, który też
bardzo blisko współpracował z Tuskiem. Jeden ze znajomych Bieleckiego nie
dziwi się, że ten nie chce dziś o tym rozmawiać: - Jako przewodniczący Rady
Partnerów Ernst&Young, międzynarodowego giganta usług doradczych i
audytorskich, woli trzymać się od tego wszystkiego z daleka, bo z jednej strony
może to zaszkodzić firmie, a z drugiej nie chce psuć relacji z Morawieckim.
Ekonomista z Rady Gospodarczej Tuska uważa, że klucz do zrozumienia
dobrych relacji Bielecki-Morawiecki leży we wspólnocie bankowych doświadczeń
prezesów. Bliżej poznali się, kiedy obaj zasiadali w Związku Banków Polskich.
Bielecki był przez prawie siedem lat prezesem Pekao SA i dobrze wie, ile tak
naprawdę może prezes w starciu z zagranicznym właścicielem.
- Obaj prezesi tych banków,
których zarządy mieściły się głównie za granicą, tak naprawdę mają bardzo
ograniczoną decyzyjność, co ich frustrowało
- mówi ekonomista.
Zagraniczni inwestorzy narzucali
Morawieckiemu kierunki działania i wyznaczali strategię, za to dawali mu wolną
rękę w wydawaniu pieniędzy na mecenaty i reklamę. A korzystał z tego hojnie.
Jak wynika z taśm, był gotów obdarowywać polityka Aleksandra Grada z PO,
wiadomo, że dał na koncert „Ludzie wolności” na 25-lecie III RP zorganizowany
przez TVN i „Gazetę Wyborczą”, a także na projekty bliskie PiS, bo
dał pieniądze na badania DNA żołnierzy wyklętych na Łączce i na Szkołę
Przywództwa Instytutu Wolności Igora Jankego.
Socjolog Ireneusz Krzemiński, który pracował z nim w Radzie
Gospodarczej, jest wdzięczny Morawieckiemu: - Kiedy zarządzał bankiem, to
pomógł wydać moją książkę „Liberalizm polski”, wybór tekstów z „Przeglądu
Politycznego”, pisma tzw. gdańskich liberałów. Moi koledzy nie chcieli wyłożyć
na to wydawnictwo 20 tys. zł, a prezes Morawiecki dał te pieniądze.
Co jest grane?
PiS zaangażował w obronę
Morawieckiego duże siły, co sugeruje, że poważnie traktuje zagrożenie. W „Wiadomościach”
wystąpił sam Jarosław Kaczyński. Żeby uspokoić wyborców PiS, Kaczyński po raz
pierwszy publicznie przyznał, że Morawiecki współpracował z jego partią już
przed katastrofą smoleńską, a gdy otrzymał propozycję stanowiska wicepremiera w
rządzie Tuska, poinformował o tym szefa PiS. Mocna mowa obrończa, ale można
domniemywać, że Kaczyński nie był najszczęśliwszy, będąc zmuszonym do jej
wygłoszenia.
Sam Morawiecki w kilku wywiadach podkreślał, że sprawa nagrania
jest stara, a wypływa teraz z powodu kampanii wyborczej i walki z mafią
vatowską. Rozmowę o stażu Czarneckiego tłumaczył tym, że za rządów PO starał
się pomagać ludziom z PiS, którzy mieli trudno na rynku pracy.
W obozie władzy nie ma zgody co do tego, czy afera
zaszkodzi Morawieckiemu i obozowi władzy. Nie wszyscy w PiS dali się przy tym
uwieść oficjalnej wersji, że za publikacją nagrań stoi „niemiecki Onet” w
zmowie z Sądem Najwyższym i że nie było przypadku w tym, że krótko przed nią
Grzegorz Schetyna rozmawiał w Niemczech z Angelą Merkel. - Mówi
się po cichu, że to nasze wewnętrzne sprawy - twierdzi poseł PiS. Te
„wewnętrzne sprawy” to wskazówka, że część PiS podejrzewa o nagłośnienie afery
Zbigniewa Ziobrę. Z kolei „Gazeta Wyborcza” lansuje tezę, że może to być
robota koordynatora służb Mariusza Kamińskiego. Dowodów brakuje, ale plotki
świadczą o zdenerwowaniu i pewnej bezradności PiS. Wciąż nie wiadomo, ile
nagrań jeszcze istnieje, kto na nich jest i kto nimi dysponuje.
Anna Dąbrowska, Wojciech Szacki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz