W PiS złośliwie mówią
o nim „Andrzejek”. Nie ma żadnych własnych projektów politycznych ani pomysłu
na prezydenturę. Ale bardzo lubi być prezydentem
Renata Grochal
Obchody setnej rocznicy odzyskania przez
Polskę niepodległości to miał być punkt kulminacyjny prezydentury Andrzeja
Dudy. Miało być referendum na temat zmian w konstytucji i obchody z wielką
pompą. Ale PiS prezydenckie referendum utrąciło. A gdy okazało się, że nie ma
pomysłu na żadne spektakularne wydarzenia, które Polacy mogliby zapamiętać na
lata, Duda zaczął negocjacje z narodowcami.
Chciał stanąć na
czele Marszu Niepodległości. Jednak narodowcy odmówili, tłumacząc, że nie
zamierzają oddać swojego marszu. Wtedy rzecznik prezydenta oświadczył, że Duda
nie pójdzie w marszu, bo „od rana do wieczora będzie na uroczystościach”. W
kancelarii zdecydowano nawet, że prezydent powinien wyjechać na ten czas z
Warszawy - miał się pojawić wieczorem na uroczystościach w Gorzowie
Wielkopolskim.
Nieoczekiwanie
prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz zakazała marszu narodowców. I Duda
mógł na cztery dni przed rocznicą ogłosić, że organizuje wraz z premierem
państwowy marsz w rocznicę niepodległości.
- To, co oni zrobili z tym stuleciem niepodległości, to jest
rekord świata. Przygotowywać się dwa lata, wydać 200 milionów złotych i na
końcu, żeby tego się do kupy nie dało zebrać, to jest niezwykłe! - nie może się
nadziwić były prezydent Aleksander Kwaśniewski.
Dodaje, że Duda mógł zaprosić do
Warszawy światowych przywódców i zorganizować duże uroczystości. - Gdyby miał
trochę prestiżu w świecie, zrobiłby wielkie wydarzenie 10 listopada, z
udziałem kanclerz Merkel,
prezydenta Macrona, bo 11 odbędą się w Paryżu
obchody setnej rocznicy zakończenia I wojny światowej - twierdzi Kwaśniewski.
11 listopada to dla Dudy data symboliczna. Dokładnie cztery
lata temu podczas rocznicowych uroczystości w Krakowie prezes PiS Jarosław
Kaczyński ogłosił, że Duda będzie kandydatem partii na prezydenta. Duda
deklarował, że jego prezydentura „będzie dynamiczna, aktywna w polityce zagranicznej
i będzie to prezydentura łączenia tutaj, w Polsce”. Dzisiaj te słowa brzmią jak
żart. Prezydent zalicza gafę za gafą, na arenie międzynarodowej się nie liczy,
a Polska nigdy nie była tak bardzo podzielona.
LIGA POWIATOWA RZĄDZI
Bliski współpracownik
Dudy, pytany o nastroje w
Kancelarii Prezydenta, odpowiada krótko: - Bezwład.
Jest koniec października. Duda na forum polsko-niemieckim w
Berlinie oskarża UE o deficyt demokracji, bo
zakazała sprzedaży zwykłych żarówek i można kupić tylko energooszczędne.
Ludzie prezydenta wiedzą, że głupio chlapnął i zaraz zostanie bohaterem memów.
Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier, który siedzi obok Dudy, demonstracyjnie
odwraca wzrok, a obecni na sali zaczynają buczeć. Internauci nazywają głowę
państwa polskim Januszem za granicą.
Jeden z moich rozmówców w pałacu prezydenckim przyznaje, że
przykład z żarówkami nie był najszczęśliwszy, ale Duda chciał zwrócić uwagę na
to, że wiele spraw w Unii jest przeregulowanych. Jednak żaden z prezydenckich
ministrów nie próbował tłumaczyć w mediach, o co chodziło głowie państwa.
Powinien to robić rzecznik prezydenta Błażej Spychalski, ale on jest nowy i nie
wyczuwa jeszcze, które miny trzeba szybko rozbroić. Szef gabinetu prezydenta
Krzysztof Szczerski, który ma największe doświadczenie polityczne w
kancelarii, woli się nie wychylać. Otoczenie prezydenta nie reaguje też na
wpisy Dudy na Twitterze, chociaż kilku rozmówców przyznaje, że prezydent sobie
szkodzi, wdając się w pyskówki z dziennikarzami.
Kiedy Duda nazywa „uroczym” zdjęcie przywódców Rosji, Niemiec,
Turcji i Francji trzymających się za ręce po szczycie w sprawie konfliktu w
Syrii, internauci piszą, że poważny polityk byłby na tym spotkaniu, a nie
komentował je w internecie. Ale - jak twierdzi mój rozmówca - Duda jest
przekonany, że liberałów i tak do siebie nie przekona, a jego elektoratowi
wpisy w stylu Trumpa mogą się spodobać.
- Szczerski nie chce mówić Dudzie, że popełnia błędy, żeby
się nie narazić, a reszta ministrów jest bardziej pochłonięta promowaniem
siebie albo wewnętrznymi wojenkami niż kreowaniem polityki głowy państwa -
przyznaje osoba z otoczenia prezydenta.
I przytacza anegdotę, żeby
zobrazować klimat panujący w pałacu. Jest cotygodniowe spotkanie kierownictwa
kancelarii. Za stołem zasiadają szefowa kancelarii Halina Szymańska i
ministrowie Krzysztof Szczerski, Wojciech Kolarski oraz Paweł Mucha. Mają
ustalić kalendarz spotkań prezydenta. Głównym tematem staje się kwestia
koronacji obrazu Matki Boskiej w jednej z parafii na Pomorzu Zachodnim. Stamtąd
pochodzą Mucha i Szymańska, radni w lokalnym sejmiku. Mucha przekonuje, że ktoś
z kancelarii musi być na uroczystości. A jeśli nie, to trzeba przynajmniej
wysłać list.
- To nie jest kancelaria Kwaśniewskiego, która funkcjonowała
najlepiej, bo byli tam doświadczeni, pierwszoplanowi gracze. To jest liga
powiatowa - przyznaje bez ogródek mój rozmówca. Mucha rywalizuje ze Szczerskim,
nie chcąc, żeby za bardzo urósł. Najchętniej sam zostałby szefem kancelarii.
Bliski znajomy Dudy przyznaje, że nie potrafi on
egzekwować od współpracowników wykonywania poleceń. Przygotowanie obchodów
stulecia niepodległości prezydent powierzył Kolarskiemu, przyjacielowi jeszcze
z czasów harcerstwa. Kolarski, jak mówią w pałacu, jest przemiły, ale nie
wymyślił nic wielkiego. Poza tym nie ma kontaktów międzynarodowych, trudno
byłoby mu ściągnąć do Polski światowych przywódców. Gdy Duda zorientował się,
że będzie klapa, to się wkurzył i wymyślił, że wraz z prezydentową wyślą
Polakom ponad 40 tysięcy biało-czerwonych flag. Kłopot jest tylko taki, że
Poczta Polska może nie zdążyć ich dostarczyć do 11 listopada.
PREZYDENCKIE BŁYSKOTKI
Po odejściu
Krzysztofa Łapińskiego, prezydenckiego
rzecznika, w pałacu nie ma stratega z politycznym instynktem, który mógłby
doradzić Dudzie, co powinien robić.
- Łapiński odszedł, bo zrozumiał, że Duda nie jest zdolny do
uprawiania realnej polityki. Jak jesteś prezydentem, to nie możesz się
angażować na pół gwizdka. Kwaśniewski ciągle robił politykę, wpływał na rząd.
Duda zadowala się błyskotkami władzy - podkreśla jeden z moich rozmówców.
Dodaje, że prawie cały sierpień Duda spędził w prezydenckim ośrodku w Juracie,
gdzie pływał na jet
ski i czytał książki. Do Warszawy przyjechał
tylko na obchody Święta Wojska Polskiego i wtedy, gdy leciał do Australii
podpisać list intencyjny w sprawie zakupu fregat dla polskiej armii. Ale podróż
zakończyła się klapą, bo rząd w ostatniej chwili wycofał się z transakcji. Z
drogiej wycieczki na koszt podatnika została wpadka prezydenta, który w
przemówieniu dwukrotnie pomylił Nową Zelandię z Irlandią.
Wolny czas Duda chętnie spędza w willi Promnik w Rudzie Tarnowskiej,
niedaleko od Warszawy. Jest tam hala z basenem, jacuzzi, siłownią, sauną, kortem
tenisowym, a nawet lądowisko dla helikopterów. Z kolei zimą Duda namiętnie
jeździ na nartach. Na pytania „Newsweeka”, ile dni prezydent spędził w ciągu
trzech lat w Juracie, willi Promnik i zimowej rezydencji w Wiśle, Kancelaria
Prezydenta nie odpowiedziała.
- Jemu się ta prezydentura naprawdę spodobała. Zarabia mniej
niż europoseł, ale wszystko ma podane pod nos. Jeden telefon i wszyscy w
Juracie czekają. Obsługa zrobi zakupy, ugotuje najbardziej wymyślne potrawy.
Andrzejek świat sobie pozwiedza. Może zaprosić do pałacu znajomych z Krakowa i
elegancko ich ugościć - opowiada ważny polityk PiS. Dodaje, że dworskie życie
bardzo wciągnęło i Dudę, i jego małżonkę, która towarzyszy mu w zagranicznych
podróżach.
MURZYŃSKIE STOSUNKI Z USA
Nawet w PiS przyznają,
że funkcja prezydenta przerosła Dudę.
Nie ma żadnych własnych projektów politycznych ani pomysłu na
prezydenturę.
- On w ogóle zrezygnował z budowania własnej pozycji - ocenia
ważny polityk PiS. 500+ i obniżenie wieku emerytalnego to były wspólne projekty
Dudy i rządu. Prezydent obiecał pomoc frankowiczom, ale ustawy w tej sprawie
nie udało się uchwalić.
Dla najwierniejszych druhów Kaczyńskiego, np. Joachima
Brudzińskiego czy Mariusza Błaszczaka, Duda pozostał posłem z trzeciego szeregu,
który znalazł się w pałacu prezydenckim tylko dzięki prezesowi. W PiS
złośliwie mówią o Dudzie „Andrzejek”, co ma podkreślać, że nie jest
samodzielnym politykiem.
Aleksander Kwaśniewski dorzuca, że w polityce zagranicznej
Duda jest niewidoczny. Nie przyjął propozycji Kaczyńskiego, by reprezentował
Polskę na posiedzeniach Rady Europejskiej, chociaż mógł na tym zbudować swoją
pozycję. Gdy kilka tygodni temu w Leżajsku prezydent nazwał UE wyimaginowaną
wspólnotą, z której niewiele wynika, Kwaśniewski nie wytrzymał i napisał do
niego list otwarty. Przestrzegał, że takie stwierdzenia są nie tylko
nieprawdziwe, ale i nieodpowiedzialne, bo spychają Polskę na margines.
Według Kwaśniewskiego Duda jest najgorszym prezydentem
Polski po 1989 r. - Z każdym stanowiskiem można zrobić więcej, jeśli się wie,
co chce się robić. W przypadku Dudy jest kłopot, bo on nie wie. Do niedawna
wydawało się, że jego główną słabością jest charakter. Ale po jego ostatnich
wypowiedziach trzeba powiedzieć, że i z głową nie jest najlepiej - mówi były
prezydent.
Współpracownicy Dudy liczyli, że wzmocni go wizyta w
Waszyngtonie i spotkanie z prezydentem Trumpem. Ale po przyjeździe do Polski
Duda zorientował się, że w kraju jest krytykowany za podpisywanie porozumienia
na stojąco przy siedzącym Trumpie i wpadł w szał. Zaatakował na Twitterze
dziennikarkę „Gazety Wyborczej” Dominikę Wielowieyską za to, że nie docenia
jego osiągnięć.
- Oglądałem przypadkowo rosyjską telewizję i tam też to
eksploatowali jako przykład słabej pozycji Polski wobec Stanów Zjednoczonych.
Zdjęcie stojącego Dudy było dowodem, że nasze stosunki są - jak mówił Sikorski
- murzyńskie - wspomina Kwaśniewski.
JĘZYK SIŁY KACZYŃSKIEGO
Znajomi Dudy uważają, że
jego prezydenturę zdefiniowało nocne zaprzysiężenie sędziów dublerów do
Trybunału Konstytucyjnego, wymuszone przez Kaczyńskiego.
I Duda - nawet gdyby chciał - to
nie zdoła zmienić już wizerunku PiS-owskiego prezydenta, który podpisuje
wszystko, jak leci.
- Gdy na początku kadencji Duda nie poparł Szydło, prezes
zrozumiał, że on jest miękki - mówi mi polityk PiS. Opowiada, że tuż po
wygranych wyborach politycy z tzw. zakonu PC namawiali Kaczyńskiego, żeby to
on został premierem. Szydło siedziała w gabinecie obok i łkała załamana. Jej
współpracownicy poprosili wtedy Dudę, by wygłosił orędzie, w którym jasno
powie, że powierzy Szydło misję tworzenia rządu. Jednak prezydent się na to nie
zdecydował, mimo że Szydło była szefową jego kampanii.
- Nie chciał się narazić prezesowi i popsuć swoich relacji z
PiS. On nie lubi konfliktów i ma mocno zakorzenioną potrzebę autorytetu -
ocenia bliski współpracownik prezydenta. Profesor Jan Zimmermann, były szef
Dudy w katedrze prawa administracyjnego na Wydziale Prawa i Administracji UJ,
uważa, że on jest za słaby, żeby walczyć i ma osobowość zależną. Zawsze musiał
mieć kogoś nad sobą. Kiedyś to był dominujący ojciec, a dziś żona i Kaczyński.
Ludwik Dorn, który głosował na Dudę w wyborach prezydenckich,
mówi, że jest on dla niego wielkim rozczarowaniem.
- To jest prezydentura całkowicie miałka, nijaka, bez żadnej
koncepcji, poza jedną: będę robił dokładnie to, czego oczekuje pan Kaczyński.
Pod jednym warunkiem - że moje kompetencje nie będą uszczuplane na korzyść tego
czy innego ministra. I niech prezes Kaczyński publicznie nie ujawnia, że mnie
nie szanuje i się ze mną nie liczy - mówi Dorn.
Im bliżej wyborów, tym częściej Duda i jego żona nie panują
nad emocjami. Alergicznie reagują na osoby w koszulkach z napisem
„konstytucja”, które podążają za
nimi podczas podróży po kraju i za granicą. W pałacu pierwsza dama ma opinię
humorzastej. Z tego powodu miała odejść z jej biura zaufana współpracownica,
wiceszefowa gabinetu pierwszej damy Dorota Skrzypek, wdowa po byłym szefie NBP
Sławomirze Skrzypku.
- Agata jest apodyktyczna i trudna we współpracy. Jako nauczycielka
jest przyzwyczajona, że nikt nie podważa jej zdania. Nikogo nie słucha.
Skrzypkowa miała tego dość - opowiada znajomy prezydenta.
Duda obawia się, że PiS może go nie poprzeć na drugą kadencję,
a do wyborów zostało zaledwie półtora roku. Co prawda Kaczyński publicznie
deklarował, że Duda będzie kandydatem PiS, ale zastrzegł, że to będzie decyzja
władz partii. Bliski doradca prezesa mówi, że gafy Dudy coraz bardziej irytują
Kaczyńskiego. Prezydent wie, że jeśli jego notowania będą słabe, to prezes bez
mrugnięcia okiem zmieni kandydata i wskaże np. Mateusza Morawieckiego albo
Beatę Szydło.
A w sondażach prezydenta widać wyraźną tendencję spadkową.
W rankingu zaufania CBOS Duda co prawda wciąż prowadzi, ale jego notowania
spadły z 74 procent w styczniu do 68 procent we wrześniu. Nieufność do głowy
państwa w styczniu deklarowało 17 procent badanych, a we wrześniu już 22
procent. W pałacu bardziej od startu w wyborach Donalda Tuska obawiają się
tego, że Koalicja Obywatelska wystawi Rafała Trzaskowskiego. Do tej pory większość
sondaży dawała urzędującemu prezydentowi wygraną z Tuskiem, a sukces
Trzaskowskiego w Warszawie był spektakularny. Współpracownicy Dudy pocieszają
się, że Warszawa to nie jest cała Polska i wskazują,
że prezydent jest mocny na prowincji. Jednak to może nie wystarczyć do
wygranej, a wybory samorządowe pokazały, że duże miasta są poza zasięgiem PiS.
Również z rankingu zaufania do polityków wynika, że prezydent najgorsze
notowania ma w wielkich miastach. Na razie jedynym pomysłem na kampanię Dudy
są podróże po powiatach i przypominanie, że to dzięki 500+ poprawił się poziom
życia wielu Polaków.
Andrzej Duda nie tylko nie zbudował przez trzy lata
samodzielnej pozycji, ale totalnie podporządkował się PiS. Stał się zakładnikiem
polityki prowadzonej przez partię rządzącą. A zatem los Dudy będzie zależał od
losu PiS. Jeśli PiS wygra wybory, to jego szansa na zostanie prezydentem będzie
duża. Jeśli jednak PiS przegra albo wygra, ale nie stworzy koalicji, to Duda
będzie krytykowany przez nowy rząd i będą mu groziły wnioski do Trybunału
Stanu. A wtedy reelekcja może nie być jego największym problemem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz