Zgodnie z diagnozą
Jerzego Giedroycia Polaków po 1918 r. najmocniej dzielił stosunek do
Piłsudskiego i Dmowskiego, a potem do ich trumien. W III RP jest pod tym
względem podobnie. Żaden z politycznych czy ideowych konfliktów nie był sporem
lewicy z prawicą
Osobiste
ambicje i urazy Romana Dmowskiego oraz Józefa Piłsudskiego sięgały 1905 r.,
gdy wybrali różne drogi odbudowy polskiej suwerenności i różnych sojuszników.
Piłsudski planował insurekcję, skierowaną głównie przeciw Rosji, z polityczną i
militarną pomocą Austrii i Niemiec. Dmowski
wybrał współpracę z Rosją. Ta różnica była ważniejsza niż abstrakcyjne
afiliacje do światowej lewicy albo prawicy.
PPS, SANACJA, ENDECJA
Piłsudski zaczął „wysiadać na przystanku niepodległość z pociągu socjalizmu”
już wtedy, gdy on i jego ludzie powołali w 1906 r. PPS Frakcję Rewolucyjną,
nawiązującą bardziej do polskiej tradycji insurekcyjnej niż do socjalistycznej
międzynarodówki. Z kolei Dmowski od początku opowiadał się za radykalnymi
reformami społecznymi, które miały unarodowić polskich robotników i chłopów. W
tym wymiarze nie był więc prawicowcem, a tradycyjni konserwatyści uważali go wręcz za niebezpiecznego rewolucjonistę.
Zarówno Piłsudski, jak i Dmowski nigdy nie
byli „Polakami katolikami”. Ten pierwszy długo był zwolennikiem sekularyzacji,
a nawet laicyzacji państwa. Dopiero praktyka rządzenia katolicką Polską
skłoniła go do udziału w uroczystościach religijnych i pokazywania się z
hierarchami Kościoła. Podobnie Dmowski, który w młodości był darwinistą i
antyklerykałem, uznał potem katolicyzm za skuteczne narzędzie
nacjonalistycznej polityki.
Uważał, że jednolitość
religijnego wyznania będzie najlepszym sojusznikiem etnicznego ujednolicenia
Polski. Jego nawrócenie się na łożu śmierci to zapewne tylko legenda
pozwalająca „ochrzcić” tego upartego materialistę.
Po krótkiej współpracy w momencie
odzyskiwania niepodległości obaj panowie rzucili się sobie do gardeł. Ale
podzieliła się też polska lewica w swym stosunku do Piłsudskiego. Jeszcze w
czasie zamachu majowego 1926 r. działacze Komunistycznej Partii Polski i PPS
organizowali strajki, uniemożliwiając dotarcie do Warszawy żołnierzy wiernych
obalanemu przez Piłsudskiego rządowi centroprawicy. KPP szybko się z tej współpracy
wycofała, jednak wielu działaczy PPS zostało ministrami, rządowymi urzędnikami
albo działaczami tworzonej przez Piłsudskiego partii, nazwanej Bezpartyjnym
Blokiem Współpracy z Rządem; m.in. pierwszy socjalistyczny premier RP Jędrzej
Moraczewski został ministrem robót publicznych i pozostał wierny Piłsudskiemu
także wtedy, gdy działacze PPS zaczęli trafiać do sanacyjnych więzień. Socjalistyczni
spółdzielcy i etatyści długo uważali, że Piłsudski ze swymi wezwaniami do
silnej obecności państwa w gospodarce, z programem budowy Gdyni i Centralnego
Okręgu Przemysłowego wyraża ich ideowe ambicje.
Ludzi o poglądach socjalistycznych i PPS-owskiej przeszłości można było jednak znaleźć zarówno
w sanacyjnych rządach i administracji, jak i na ławach oskarżonych w procesie
brzeskim i w celach Berezy Kartuskiej - najbrutalniejszego politycznego
więzienia sanacyjnej Polski. Także skupione wokół „Wiadomości Literackich”
środowisko liberalnej inteligencji, pomimo krytykowania nadużyć dyktatorskiej
władzy, uważało Piłsudskiego za męża opatrznościowego, który broni praw
etnicznych i religijnych mniejszości, modernizuje Polskę i ratuje ją przed
dużo gorszą dyktaturą endecji.
Tak jak Piłsudski w ogóle nie grał w grę
lewica-prawica, podobnie nie interesowało to Dmowskiego. Polityczny program
obozu narodowego wyznaczały populizm społeczny, etatyzm (narodowe państwo miało
rugować z Polski prywatną własność Żydów i Niemców), a wreszcie „ludowy
katolicyzm” konserwatywnych proboszczów i hierarchów.
Gdy sanacyjny rząd w 1933 r.
zdelegalizował Obóz Wielkiej Polski, narodowcy powołali Obóz
Narodowo-Radykalny, który chciał reformy rolnej i interwencji państwa w
gospodarce. W swoim programie społeczno-gospodarczym radykalni narodowcy
inspirowali się faszyzmem, co do którego też długo nie było pewności, czy jest
lewicowy, czy prawicowy.
DEMOKRACJA KONTRA CZERWONY
SZTANDAR
Również w PRL lewicowość i prawicowość nie były główną linią
politycznego podziału. Podczas gdy część socjalistów wstąpiła do PZPR, inni
trafili do stalinowskich więzień. Także endecy podzielili się na tych, którzy
tworzyli zbrojne podziemie antykomunistyczne, i na tych, którzy uznali PRL za
skuteczne narzędzie budowania jednolitego etnicznie państwa.
Podobnie po roku 1989 żaden ważny polityczny
konflikt nie rozgrywał się na linii lewica-prawica. Postkomuniści kontra
postsolidarnościowcy, obóz Wałęsy i Mazowieckiego
w czasie wojny na górze, wreszcie podział na zwolenników (PO) i przeciwników (PiS) transformacji - we wszystkich tych
sporach mieszali się ze sobą prawicowcy i lewicowcy.
Najważniejsi liderzy postkomunistów -
Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller i Włodzimierz Cimoszewicz - okazali się bardziej
konsekwentnymi zwolennikami integracji Polski z UE i NATO niż mający za sobą
antykomunistyczną przeszłość Marek Jurek czy Antoni Macierewicz. W czasie
solidarnościowej wojny na górze w obozie Tadeusza Mazowieckiego było wielu
ludzi nawiązujących do PPS-owskiej tradycji, byli też jednak konserwatyści jak
Aleksander Hall czy Marcin Król. Lech Wałęsa użył wówczas przeciw Mazowieckiemu
całego arsenału populizmu, jednak po swym zwycięstwie chronił Balcerowicza,
uważając, że odbudowa wolnego rynku jest wartością, której nie wolno poświęcić
na ołtarzu osobistej władzy.
Donald Tusk wywodził się ze środowiska
gospodarczych liberałów KLD. Jednak walcząc z Jarosławem Kaczyńskim, starał
się zbudować jak najszerszy obóz prodemokratyczny. Do PO lub w okolice tej
partii trafili znaczący politycy lewicowi (Rosati, Borowski, Arłukowicz), a
pełnomocnikiem ds. równego traktowania w rządzie Tuska została feministka Małgorzata
Fuszara.
Także Jarosław Kaczyński stosował różne
strategie i zakładał różne maski. W czasach Porozumienia Centrum udawał
Piłsudskiego, dziś prowadzi politykę Dmowskiego. Walcząc o poparcie inteligencji,
podawał się za zwolennika zachodniej modernizacji. Dziś, mobilizując wieś
przeciw liberalnym miastom, obiecuje bronić Polskę przed „europejską chorobą”.
Podział na lewicę i prawicę jest
w Polsce całkowicie niefunkcjonalny. Zastępuje go podział zupełnie inny, typowy
dla krajów peryferyjnych - od Węgier po Turcję. Jest to podział na zwolenników
integracji z Zachodem, którym przeciwstawiają się obrońcy lokalnej odrębności.
W Polsce ten konflikt ciągnie się co najmniej od czasów oświecenia, gdy
reformatorzy Sejmu Wielkiego, twórcy Konstytucji 3 maja, zderzyli się z
sarmackimi tradycjonalistami spod znaku targowicy. Piłsudski i Dmowski, Tusk
i Kaczyński, Koalicja Obywatelska i PiS - chcąc nie chcąc, fatalistycznie
odtwarzają ten spór, ponieważ Polacy wciąż autentycznie go przeżywają.
Na wojnę lewicy z prawicą nie ma tu miejsca.
Cezary Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz