piątek, 9 listopada 2018

W niewoli trumien



Zgodnie z diagnozą Jerzego Giedroycia Polaków po 1918 r. najmocniej dzielił stosunek do Piłsudskiego i Dmowskiego, a potem do ich trumien. W III RP jest pod tym względem podobnie. Żaden z politycznych czy ideowych konfliktów nie był sporem lewicy z prawicą

Osobiste ambicje i urazy Ro­mana Dmowskiego oraz Józefa Piłsudskiego się­gały 1905 r., gdy wybra­li różne drogi odbudowy polskiej suwerenności i różnych sojusz­ników. Piłsudski planował insurekcję, skierowaną głównie przeciw Rosji, z polityczną i militarną pomocą Austrii i Niemiec. Dmowski wybrał współpra­cę z Rosją. Ta różnica była ważniejsza niż abstrakcyjne afiliacje do światowej lewicy albo prawicy.

PPS, SANACJA, ENDECJA
Piłsudski zaczął „wysiadać na przy­stanku niepodległość z pociągu socja­lizmu” już wtedy, gdy on i jego ludzie powołali w 1906 r. PPS Frakcję Rewolu­cyjną, nawiązującą bardziej do polskiej tradycji insurekcyjnej niż do socjalistycz­nej międzynarodówki. Z kolei Dmowski od początku opowiadał się za radykalny­mi reformami społecznymi, które miały unarodowić polskich robotników i chło­pów. W tym wymiarze nie był więc pra­wicowcem, a tradycyjni konserwatyści uważali go wręcz za niebezpiecznego rewolucjonistę.
   Zarówno Piłsudski, jak i Dmowski ni­gdy nie byli „Polakami katolikami”. Ten pierwszy długo był zwolennikiem seku­laryzacji, a nawet laicyzacji państwa. Do­piero praktyka rządzenia katolicką Polską skłoniła go do udziału w uroczystościach religijnych i pokazywania się z hierarcha­mi Kościoła. Podobnie Dmowski, który w młodości był darwinistą i antykleryka­łem, uznał potem katolicyzm za skutecz­ne narzędzie nacjonalistycznej polityki.
Uważał, że jednolitość religijnego wy­znania będzie najlepszym sojusznikiem etnicznego ujednolicenia Polski. Jego na­wrócenie się na łożu śmierci to zapew­ne tylko legenda pozwalająca „ochrzcić” tego upartego materialistę.
   Po krótkiej współpracy w momencie odzyskiwania niepodległości obaj pano­wie rzucili się sobie do gardeł. Ale podzie­liła się też polska lewica w swym stosunku do Piłsudskiego. Jeszcze w czasie zama­chu majowego 1926 r. działacze Komuni­stycznej Partii Polski i PPS organizowali strajki, uniemożliwiając dotarcie do War­szawy żołnierzy wiernych obalanemu przez Piłsudskiego rządowi centroprawicy. KPP szybko się z tej współpracy wycofała, jednak wielu działaczy PPS zo­stało ministrami, rządowymi urzędni­kami albo działaczami tworzonej przez Piłsudskiego partii, nazwanej Bezpar­tyjnym Blokiem Współpracy z Rządem; m.in. pierwszy socjalistyczny premier RP Jędrzej Moraczewski został ministrem robót publicznych i pozostał wierny Pił­sudskiemu także wtedy, gdy działacze PPS zaczęli trafiać do sanacyjnych wię­zień. Socjalistyczni spółdzielcy i etatyści długo uważali, że Piłsudski ze swymi wezwaniami do silnej obecności pań­stwa w gospodarce, z programem budowy Gdyni i Centralnego Okręgu Przemysło­wego wyraża ich ideowe ambicje.
   Ludzi o poglądach socjalistycznych i PPS-owskiej przeszłości można było jednak znaleźć zarówno w sanacyjnych rządach i administracji, jak i na ławach oskarżonych w procesie brzeskim i w ce­lach Berezy Kartuskiej - najbrutalniejszego politycznego więzienia sanacyjnej Polski. Także skupione wokół „Wiado­mości Literackich” środowisko liberal­nej inteligencji, pomimo krytykowania nadużyć dyktatorskiej władzy, uważało Piłsudskiego za męża opatrznościowego, który broni praw etnicznych i religijnych mniejszości, modernizuje Polskę i ratu­je ją przed dużo gorszą dyktaturą endecji.
   Tak jak Piłsudski w ogóle nie grał w grę lewica-prawica, podobnie nie intereso­wało to Dmowskiego. Polityczny program obozu narodowego wyznaczały populizm społeczny, etatyzm (narodowe państwo miało rugować z Polski prywatną włas­ność Żydów i Niemców), a wreszcie „lu­dowy katolicyzm” konserwatywnych proboszczów i hierarchów.
Gdy sanacyjny rząd w 1933 r. zdelega­lizował Obóz Wielkiej Polski, narodow­cy powołali Obóz Narodowo-Radykalny, który chciał reformy rolnej i interwen­cji państwa w gospodarce. W swoim programie społeczno-gospodarczym radykalni narodowcy inspirowali się fa­szyzmem, co do którego też długo nie było pewności, czy jest lewicowy, czy prawicowy.

DEMOKRACJA KONTRA CZERWONY SZTANDAR
Również w PRL lewicowość i prawicowość nie były główną linią politycznego podziału. Podczas gdy część socjalistów wstąpiła do PZPR, inni trafili do stalinow­skich więzień. Także endecy podzielili się na tych, którzy tworzyli zbrojne podzie­mie antykomunistyczne, i na tych, którzy uznali PRL za skuteczne narzędzie budo­wania jednolitego etnicznie państwa.
   Podobnie po roku 1989 żaden ważny polityczny konflikt nie rozgrywał się na linii lewica-prawica. Postkomuniści kon­tra postsolidarnościowcy, obóz Wałęsy i Mazowieckiego w czasie wojny na górze, wreszcie podział na zwolenników (PO) i przeciwników (PiS) transformacji - we wszystkich tych sporach mieszali się ze sobą prawicowcy i lewicowcy.
   Najważniejsi liderzy postkomunistów - Aleksander Kwaśniewski, Leszek Mil­ler i Włodzimierz Cimoszewicz - okazali się bardziej konsekwentnymi zwolenni­kami integracji Polski z UE i NATO niż mający za sobą antykomunistyczną prze­szłość Marek Jurek czy Antoni Maciere­wicz. W czasie solidarnościowej wojny na górze w obozie Tadeusza Mazowie­ckiego było wielu ludzi nawiązujących do PPS-owskiej tradycji, byli też jednak konserwatyści jak Aleksander Hall czy Marcin Król. Lech Wałęsa użył wówczas przeciw Mazowieckiemu całego arsena­łu populizmu, jednak po swym zwycię­stwie chronił Balcerowicza, uważając, że odbudowa wolnego rynku jest wartoś­cią, której nie wolno poświęcić na ołtarzu osobistej władzy.
   Donald Tusk wywodził się ze środowi­ska gospodarczych liberałów KLD. Jed­nak walcząc z Jarosławem Kaczyńskim, starał się zbudować jak najszerszy obóz prodemokratyczny. Do PO lub w okolice tej partii trafili znaczący politycy lewico­wi (Rosati, Borowski, Arłukowicz), a peł­nomocnikiem ds. równego traktowania w rządzie Tuska została feministka Mał­gorzata Fuszara.
   Także Jarosław Kaczyński stosował różne strategie i zakładał różne maski. W czasach Porozumienia Centrum uda­wał Piłsudskiego, dziś prowadzi politykę Dmowskiego. Walcząc o poparcie inteli­gencji, podawał się za zwolennika zachod­niej modernizacji. Dziś, mobilizując wieś przeciw liberalnym miastom, obiecuje bronić Polskę przed „europejską chorobą”.
Podział na lewicę i prawicę jest w Polsce całkowicie niefunkcjonalny. Zastępuje go podział zupełnie inny, typowy dla kra­jów peryferyjnych - od Węgier po Turcję. Jest to podział na zwolenników integra­cji z Zachodem, którym przeciwstawiają się obrońcy lokalnej odrębności. W Pol­sce ten konflikt ciągnie się co najmniej od czasów oświecenia, gdy reformato­rzy Sejmu Wielkiego, twórcy Konstytucji 3 maja, zderzyli się z sarmackimi tradycjo­nalistami spod znaku targowicy. Piłsud­ski i Dmowski, Tusk i Kaczyński, Koalicja Obywatelska i PiS - chcąc nie chcąc, fatalistycznie odtwarzają ten spór, ponieważ Polacy wciąż autentycznie go przeżywają.
   Na wojnę lewicy z prawicą nie ma tu miejsca.
Cezary Michalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz