Status samca alfa
polskiej polityki zapewniły Tuskowi nie tyle sukcesy, ile sposób, w jaki
podnosił się z kolejnych porażek projektów, którym dawał twarz.
4 czerwca 1992 r.: o godzinie 22 rozpoczyna się niejawne spotkanie u prezydenta Lecha
Wałęsy. Przywódca liberałów Donald Tusk wyróżnia się na tle starszych od
niego politycznych wyjadaczy - gęsta, jasna
czupryna, smukła sylwetka, chłopięcy wdzięk, zatroskana mina nie pasują do
niego. Siadają przy owalnym stole, Tusk między Wałęsą a liderem Unii Demokratycznej
Tadeuszem Mazowieckim.
Odwołanie rządu Jana Olszewskiego jeszcze tej nocy jest przesądzone.
Politycy ustalają skład przyszłego rządu.
„Panowie, na kogo moja nominacja
ma być? - denerwuje się Wałęsa. - Czy przejdzie Pawlak?”.
Mazowiecki odmawia teki wicepremiera. Spierają się dłuższą chwilę,
wreszcie dyskusję przecina Tusk: „Panowie, policzmy głosy; KPN, PSL, SLD, mała
koalicja. Według mojej wiedzy SLD nie wstrzyma się i będzie za odwołaniem.
- Za odwołaniem tak, ale czy będzie głosowała za Pawlakiem - dopytuje
szef KPN Leszek Moczulski”.
Tusk do lidera PSL: „Waldek, ty twierdziłeś, że tak”.
Zdrajca po raz pierwszy
Narada u Wałęsy wyznaczyła granicę
politycznego sporu w obozie postsolidarnościowym, który trwa do dzisiaj, bo
szefem Porozumienia Centrum, z którego wywodził się odwołany nocą z 4 na 5
czerwca premier Olszewski, był Jarosław Kaczyński. Jedna noc zdeterminowała
kariery uczestników narady.
- Dobrze się stało, że w 1992 r. Tusk postawił na mnie, a ja na niego -
ocenia dziś Lech Wałęsa.
Wówczas spór dotyczył lustracji. Minister spraw wewnętrznych w rządzie
Olszewskiego, Antoni Macierewicz, wykonując uchwałę Sejmu przygotował listę
nazwisk czołowych polityków figurujących w archiwach UB i SB jako tajni
współpracownicy. 4 czerwca rano przewodniczący sejmowych klubów i marszałkowie
otrzymali szare koperty z listą nazwisk 66 polityków, posłów i senatorów.
Kryzys wokół lustracji trwał już od kilku dni.
„Rozpoczynamy grę, ona się
skończy źle dla wszystkich uczestników tej zabawy” - ostrzegał Jacek Kuroń.
„To będzie bezprawnie skazanie na
infamię” - uważał Jan Rokita, wówczas poseł Unii Demokratycznej.
Skrajnie odmienna była opinia Stefana Niesiołowskiego, w 1992 r. kolegi
partyjnego Macierewicza z ZChN, koalicjanta PC. „Wracają czasy nadziei, gdy
konfidenci i odpowiedzialni za zbrodnie nie będą mogli pełnić funkcji
publicznych” - mówił w jednym z programów
telewizyjnych.
Okazało się, że na liście Macierewicza znalazło się nazwisko prezesa
jego własnej partii, Wiesława Chrzanowskiego. To wówczas prawica po raz
pierwszy publicznie oskarżyła o współpracę z SB także Lecha Wałęsę. Czerwcowy
„zamach” na rząd Olszewskiego stał się kamieniem milowym w formowaniu środowiska
skupionego wokół Jarosława Kaczyńskiego.
- Tak zwana „nocna zmiana” była dobrą zmianą. Ale przegraliśmy narrację
i to było moje pierwsze doświadczenie dziś oczywistej prawdy, że w polityce
wrażenia, odczucia i emocje bywają ważniejsze od faktów - ocenia dziś Donald
Tusk w rozmowie z „TP”. - Odwołanie rządu Olszewskiego obrosło bałamutną
legendą. Kaczyńscy wiele razy przyznawali w prywatnych rozmowach, że był on
fatalny, a sam Olszewski nie nadawał się na premiera. W typowy dla siebie
sposób stosowali leninowską zasadę: „Kto nie z nami, ten przeciw nam”. I tak
liberałowie z upragnionych sojuszników (Bielecki miał być u Olszewskiego
wicepremierem od gospodarki!) stali się „aferałami”, Wałęsa z wymarzonego
prezydenta agentem.
Jako uczestnik narady u prezydenta, Tusk po raz pierwszy nazwany został
przez nich „zdrajcą”.
Większy pokój w akademiku
Dzięki kryzysowi rządowemu w 1992
r. 35-letni Tusk stał się rozpoznawalny dla opinii publicznej. Wcześniej był
dobrze znany działaczom podziemia.
- Poznałem
go w 1979 r., gdy wspólnie z Antonim Mężydło zwołaliśmy zebranie studenckiej
grupy samokształceniowej - wspomina Bogdan Borusewicz, organizator
sierpniowego strajku w Stoczni Gdańskiej. - Odbywało się w jednym z pokoi
akademika przy ul. Polanki w Gdańsku. Przyszło tyle osób, że się nie mieścili.
I wtedy wstał student historii i zaproponował, żeby przenieść się do niego
obok, bo ma większy, małżeński pokój. To był Donald Tusk. On kończył studia,
żona pracowała w bibliotece Uniwersytetu Gdańskiego, w kącie stało łóżeczko,
a w nim brykało dziecko, Michał. Zapraszając nas do siebie narażał rodzinę,
oboje z żoną pokazali charakter.
W1980 r. Tusk był jednym z liderów Niezależnego Zrzeszenia Studentów, potem
szefem „S” w Wydawnictwie Morskim, pisał do tygodnika „Samorządność”, którego
naczelnym był działacz kaszubski i pierwszy rzecznik „S” Lech Bądkowski.
Niemal przez całe lata 80. utrzymywał się z fizycznej pracy w założonej przez
Macieja Płażyńskiego spółdzielni Świetlik.
- Dla mnie to weteran z czasów, gdy działaliśmy w podziemiu. To jemu
przekazałem maszynę drukarską, on wykonywał tę drukarską robotę jeszcze w
1988 r., to świadczy o charakterze. W podziemiu niewielu nas było - mówi Jacek Merkel, uczestnik strajku w stoczni, członek władz „S”, internowany
w stanie wojennym.
Inną opinię o podziemnej działalności Tuska ma Piotr Semka, w gdańskim
podziemiu współpracownik Ruchu Młodej Polski, dziś publicysta prawicowego tygodnika
„Do Rzeczy”: - Nie był internowany w grudniu 1981 r., a jednak gdy podobny
zarzut stawia się Jarosławowi Kaczyńskiemu, Tusk akceptuje ten typ propagandy.
Niewątpliwie w końcu lat 80. istniało w Gdańsku silne środowisko liberałów i
wśród nich był też Tusk, ale on nie był autentycznym, wyrazistym liderem. Tak
naprawdę nie miał do końca skrystalizowanego zrębu poglądów. Nie do końca
wiedział, czy chce być politykiem, czy też stać się kimś w rodzaju
intelektualnego lidera swojego środowiska. Aktywnym politykiem stał się dopiero
w 1992 r. Jest współodpowiedzialny za to, co się wydarzyło w czerwcu, za
odwołanie rządu Olszewskiego. To był jego chrzest bojowy.
Trampolina Bieleckiego
W podziemiu gdańscy liberałowie
wydawali „Przegląd Polityczny”, tworzyli Towarzystwo Społeczno-Gospodarcze
„Kongres Liberałów”. Trzon grupy stanowili Jan Krzysztof Bielecki, Janusz
Lewandowski, Jacek Merkel
i Tusk. Pozostali chyba jedynym środowiskiem
polityczno-towarzyskim, które się nie rozpadło i wspiera do dziś. Dopiero w
końcu czerwca 1990 r. powołali partię - Kongres Liberalno-Demokratyczny, jej
pierwszym przewodniczącym został Lewandowski. Mimo że opowiadali się za szybką
prywatyzacją i stawiali na wolny rynek, w wyborach prezydenckich poparli nie
Mazowieckiego, tylko Wałęsę. Ten się odwdzięczył -w styczniu 1991 r. premierem
ostatniego rządu powołanego przez jeszcze PRL-owski Sejm X kadencji został Jan
Krzysztof Bielecki. Lewandowski został ministrem przekształceń
własnościowych, Tusk teki nie otrzymał, za to już cztery miesiące później
został przewodniczącym KLD.
- Dopiero nominacja Bieleckiego na premiera dała temu środowisku
możliwość
prawdziwego awansu - uważa Semka.
- Na tym premierostwie zbudowali
swoją pozycję. Bielecki dostał swoją szansę za zasługi w działalności w
podziemiu, zwłaszcza w najtrudniejszym okresie na początku lat 80.
Mało kto pamięta, że początkowo KLD formalnie była częścią...
Porozumienia Centrum, które funkcjonowało jako federacja. Ich drogi rozeszły
się dopiero wiosną 1991 r., gdy Jarosław Kaczyński postanowił przekształcić PC
w jednolitą partię chadecką.
Teraz na Tusku jako przewodniczącym KLD spoczywała odpowiedzialność za
przygotowanie partii do pierwszych w pełni wolnych wyborów. Wystartowali z
hasłem „Ani w prawo, ani w lewo, tylko prosto do Europy” i zdobyli ponad 7
proc. głosów - 37 miejsc w Sejmie i 6 w Senacie. Tusk został posłem.
Był to niezły wynik, gdyż Sejm I kadencji był wyjątkowo rozdrobniony.
KLD znalazł się w tzw. wielkiej piątce partii prawicowych. Ostatecznie nie
weszli do koalicji, ale powołany w grudniu 1991 r. gabinet Jana Olszewskiego był
rządem mniejszościowym i nieraz skutecznie zabiegał o poparcie Tuska. Pamięć
wspólnych solidarnościowych korzeni była jeszcze bardzo silna. Tąpnięcie i
ostateczny rozłam wywołała dopiero „lista Macierewicza”.
Urok starych ulic
W czerwcu 1992 r. Pawlakowi nie
udało się sformować rządu, dopiero miesiąc później dokonała tego Hanna
Suchocka z UD. Kongres wszedł do koalicji, w gabinecie znaleźli się Lewandowski, Bielecki i Michał Boni. Ale
również rząd Suchockiej działał krótko. Jesienią 1993 r. odbyły się
przedterminowe wybory, do których KLD postanowił wystartować samodzielnie. To
był zimny prysznic - hasło wyborcze „milion nowych miejsc pracy” tylko
drażniło zmęczonych reformami gospodarczymi ludzi. To wówczas zaczęło
funkcjonować określenie „aferałowie”. KLD nie przekroczył progu wyborczego,
zdobywając niecałe 4 proc. głosów.
- Jeśli coś kształtowało Donalda jako polityka, którego dzisiaj znamy,
to chyba porażki - uważa Janusz Lewandowski.
- Przegrane go hartowały, w
pierwszej kolejności przegrana Kongresu w 1993 r.
- Po porażce wyraźnie dojrzał - mówi Bogdan Borusewicz. - Dostrzegł
popełnione błędy. Na listach KLD znalazła się oczywiście zwarta grupa ludzi
znających się z podziemia, ludzi, których łączyła nie tylko polityka, ale też
trwałe, prywatne związki. Ale na swoje listy dobrali też różnych
przedsiębiorców, jak się okazało, ludzi przypadkowych. Tusk zawsze był sympatyczny,
dowcipny, po tej klęsce stał się twardy. Potem, po każdej kolejnej porażce był
coraz twardszy.
- Przegrana KLD była nokautem - przyznaje Tusk. - Najdotkliwsze było
poczucie, od razu po przegranej, otaczającej mnie pustki. Czułem, że
kwarantanna może potrwać bardzo długo. To była ważna lekcja, także w wymiarze
prywatnym. Stało się dla mnie jasne, że zasada „raz na wozie, raz pod wozem”
obowiązuje z polityce ze szczególną mocą.
Pomocną dłoń do Kongresu wyciągnął Tadeusz Mazowiecki - w kwietniu 1994
r. KLD połączył się z Unią Demokratyczną tworząc Unię Wolności. Tusk został
wiceprzewodniczącym nowej partii. Szybko okazało się, że nie jest to
małżeństwo z miłości.
- W UW dochodziło do walki na noże - mówi
Aleksander Hall, w podziemiu lider Ruchu Młodej Polski, potem minister w
pierwszym rządzie Mazowieckiego, poseł UD. - To ugrupowanie pękało na UD i KLD.
Borusewicz: - Problemem UW było to, że środowisko liberałów cały czas
stanowiło odrębną zwartą grupę. Popierali się nawzajem, okazywali sobie
lojalność. Tę grupę usiłował rozmontować Bronisław Geremek, ale bez rezultatów.
Bezczynny politycznie Tusk zajął się wydawaniem albumów z serii „Był
sobie Gdańsk” - starannie opracowanych archiwalnych fotografii międzywojennego
i XIX-wiecznego miasta. W PRL historia niemieckiego
Gdańska była fałszowana lub przemilczana. Teraz gdańszczanie mogli zobaczyć,
jak wyglądały niegdyś znane im ulice.
- Żeby nie przepaść z kretesem, trzeba umieć się odnaleźć w świecie bez
polityki, zbudować samodzielność, uniknąć upokarzającej roli klienta - mówi
Tusk.
- Wydałem wiele książek,
osiągnąłem sukces i finansową niezależność i nauczyłem się czekać. W polityce
umiejętność bezcenna.
- Było w tych wydawnictwach dużo jego autentycznych emocji, ale była to
też inwestycja w zmianę wizerunku - uważa Hall. - Wydaje mi się, że to nie
było bez kalkulacji politycznej.
Leniuch pokazał kły
Po wyborach 1997 r. Tusk dostał
się do Senatu, został jego wicemarszałkiem, a UW weszła do koalicji
wspierającej rząd Jerzego Buzka. Miał wówczas 40 lat i wciąż chłopięcy wygląd,
co nijak nie pasowało do piastowanego przez niego stanowiska. W oczach opinii
publicznej ugruntował się wizerunek beztroskiego, nieskorego do działań
senatora.
- W Senacie był dość bierny - przyznaje Hall.
- Rzeczywiście ciążył na nim stereotyp leniwego senatora - mówi Lewandowski.
- Ale mało kto wie, że Donald w tym okresie dużo czasu spędzał w terenie i okazało
się, że ma bardzo dobry kontakt z ludźmi. Że jest przekonującym, świetnym
mówcą To było dla niego doświadczenie nie do przecenienia.
Semka: - Uważano go za lenia, ale pamiętano ostre ząbki. No i w końcu
leniuch pokazał kły.
Pod koniec III kadencji Sejmu notowania rządu AWS były tak niskie, że
dla wszystkich stało się jasne, że nie ma szans na kolejną kadencję. UW wyszła
z koalicji już w 2000 r., ale jej notowania również były słabe. Po
postsolidarnościowej stronie sceny politycznej musiało dojść do przetasowań. W
grudniu 2000 r. Tusk usiłował jeszcze przejąć władzę w Unii, ale w starciu z
Bronisławem Geremkiem przegrał stosunkiem głosów 336 do 261. Odszedł z partii
w styczniu następnego roku, wraz z nim niemal wszyscy dawni działacze KLD.
- W pewnym momencie zrozumiał po prostu, że w Unii Wolności nie ma miejsca
dla liberałów - mówi Janusz Lewandowski. - Grudniowy kongres to już było
wzajemne wycinanie się tych dwóch skrzydeł. Moim zdaniem Geremek wygrał
jedynie dzięki poparciu partyjnych elit, bo gdyby decydować mieli szeregowi
członkowie, to wynik starcia byłby zupełnie inny.
Secesja liberałów osłabiła Unię, równie silnym ciosem, było
przeciągnięcie do poświeżo powołanej Platformy niemal całej młodzieżówki UW -
Młodych Demokratów. Ich szef Sławomir Nowak stał się odtąd przybocznym,
niemal ochroniarzem Tuska.
A on sam po raz kolejny został okrzyknięty zdrajcą, tym razem przez
środowiska okołopolityczne i medialne, wspierające dotychczasowy model budowy
III RP. Nie było wówczas wcale jasne, czy Tusk nie dokonał właśnie
definitywnego skoku w polityczny niebyt.
Tenor był tylko jeden
24 stycznia 200r r. podczas
hucznej konwencji w gdańskiej Hali Olivii powstała Platforma Obywatelska.
Nową jakość w polskiej polityce obiecało Polakom „trzech tenorów” - Andrzej
Olechowski, który rok wcześniej uzyskał dobre, drugie miejsce w wyborach
prezydenckich, popularny marszałek Sejmu Maciej Płażyński i Donald Tusk.
- Donald uparł się, że to musi być duże wydarzenie - opowiada Jacek Merkel.
- Chciał, żebym tam był, i na jego
prośbę pomagałem w sprawach organizacyjnych z postanowieniem, że wkrótce
wycofam się z polityki. Triumwirat był ważny, ale dla mnie od początku było
jasne jak słońce, że liderem jest Donald.
Hall: - PO powstała w wyniku absolutnej niemocy AWS i rozłamu w UW. Inicjatywa
wyszła ze środowiska Kongresu. Olechowski i Płażyński kupili pomysł. Przyznaję,
byłem początkowo entuzjastą tej inicjatywy, choć Płażyński jako pierwszy
przywódca Platformy okazał się niestety marionetkowy.
Borusewicz: - W PO Tusk od początku wyraźnie się wybijał. Był najlepszym
organizatorem.
Dwa miesiące później Jarosław Kaczyński powołał pierwszy, lokalny
komitet Prawa i Sprawiedliwości w
Białymstoku. Lokomotywą tej partii był popularny minister sprawiedliwości Lech
Kaczyński.
We wrześniowych wyborach 2001 r. obie prawicowe partie nie miały jeszcze
szans na zwycięstwo, Polacy byli zbyt zmęczeni czteroletnią kadencją AWS. Jednak
obie nowe formacje uzyskały dobry wynik. Kaczyńscy wprowadzili do parlamentu
44 posłów, Tusk 56, co oznaczało, że PO będzie największym klubem opozycyjnym.
Jako lider Platformy Tusk był już zupełnie innym politykiem niż Tusk - senator
z czasów AWS. Energiczny, celnie punktujący każdą wpadkę rządu Leszka Millera,
a potem Marka Belki. Jednocześnie odpowiedzialny - w sprawie akcesji Polski do
Linii Europejskiej wspierał Millera. Bardzo pomógł mu umiejętny dobór współpracowników
- Zyta Gilowska celnie krytykowała politykę ministra finansów Grzegorza
Kołodki, a Jan Rokita błyszczał w komisji sejmowej wyjaśniającej „aferę
Rywina”. Skutecznie współpracował także z PiS - już w wyborach 2001 r. obie
partie wystawiły wspólną listę do Senatu, a rok później również wspólnie obie
partie wygrały wybory samorządowe. Tak narodził się PO-PiS.
Faktyczne przywództwo Tuska w Platformie stało się faktem, gdy w 2003
r. partię opuścił Maciej Płażyński (Olechowski odszedł w 2009 r.).
Koalicji nie będzie
Po „aferze Rywina” stało się
jasne, że SLD idzie na dno i w wyborach jesienią 2005 r. liczyć się będą dwie
partie - PO i PiS. Sondaże dawały przewagę Platformie, ale wielu wyborców
wahało się, na którą partię zagłosować, wszak po zwycięstwie i tak miały
utworzyć wspólny rząd.
Kampania, początkowo spokojna, pod koniec nabrała rumieńców. Gdański polityk
PiS Jacek Kurski ujawnił, że dziadek Tuska podczas wojny służył w Wehrmachcie.
Informację zaczerpnął ze... wstępu do jednego z albumów lidera PO. Informacja,
że Józef Tusk zgłosił się do niemieckiej armii na ochotnika, była kłamstwem,
ale wybrzmiała w przestrzeni publicznej. Sam Tusk również zaatakował PiS,
wskazując na różnice programowe obu partii, czym zaskoczył Jarosława Kaczyńskiego.
„Słuchając takich słów mam wrażenie, że zatraciliśmy pewne poczucie wspólnoty
kulturowej, która nas łączyła z Platformą” - skomentował lider PiS.
Wybory wygrał PiS, a Tusk przegrał nawet rywalizację o fotel
prezydencki z Lechem Kaczyńskim, choć w pierwszej turze miał lepszy wynik.
Obie partie rozpoczęły transmitowane w telewizji rozmowy o zawiązaniu
koalicji, które zakończyły się fiaskiem. Tusk nie miał zamiaru po raz kolejny
występować w roli petenta, tak jak za czasów członkostwa w UW.
- Teatr z montowaniem koalicji był na użytek publiczności. Z chwilą
ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich Tusk podjął decyzję, że żadnej
koalicji z PiS nie będzie - mówi Hall. -I to była dobra
decyzja, wykazał się dobrą intuicją.
- Po porażce w wyborach prezydenckich 2005 r. stał się już absolutnym
samcem alfa w swoim środowisku - mów Janusz Lewandowski. - Wtedy narodził się
polityk skuteczny
O sympatycznym, trochę leniwym senatorze nikt już nie wspominał.
Rozpoczęła się „plemienna wojna”. Po odejściu z Platformy najpierw Zyty
Gilowskiej, a potem Jana Rokity, Tuska zaczęto postrzegać jako polityka
ambitnego, skutecznego, ale też bezwzględnego.
Po latach Jan Rokita tak wspominał koalicyjne negocjacje z PiS: „Tusk
zażądał ode mnie symulowania negocjacji. (...) Jest na pewno wyjątkową postacią
polskiej polityki ze względu na to, że skuteczną intrygą polityczną i taką
bezwzględną, czasem dziecinnie wyglądającą potrzebą dominacji osiągnął swoje
polityczne cele”.
- Z pewnością nie jest typem drapieżnika - uważa Jacek Merkel. - A mieć pretensje do polityka, że jest ambitny, to jak
mieć pretensje do orkiestry, że jest muzykalna.
Sam Tusk ujmuje to inaczej: - Porażki nauczyły mnie woli walki do ostatniego
gwizdka, a kiedy trzeba - bezwzględności.
- Nawet jeśli jest w nim rys bezwzględności, który moim zdaniem szkodzi
mu jako politykowi i szkodził partiom, w których był, to jest w polskiej
polityce potrzebny - mówi Aleksander Hall.
Po dwóch latach rządów PiS Platforma z wyraźną przewagą wygrała kolejne,
przedterminowe wybory, a Tusk został najdłużej urzędującym premierem w historii
III RP. Stał na czele rządu przez 2502 dni.
Marek Wąs
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz