Eurowybory są
kluczowe. Jeśli opozycja je wygra, złamie hegemonię PiS. I będzie faworytem
kolejnych. Po stronie opozycji nastąpi dalsza integracja - mówi publicysta,
współzałożyciel
Krytyki Politycznej
Rozmawia Aleksandra Pawlicka
NEWSWEEK: Czy uwiódł cię politycznie Robert Biedroń?
SŁAWOMIR SIERAKOWSKI: W pewnym sensie tak. Polska klasa polityczna jest już
naprawdę stara. U władzy wciąż mamy pokolenie Okrągłego Stołu, brakuje realnej
konkurencji, to osłabia ten kraj. Nie mam wątpliwości, że Biedroń
jest potrzebnym zastrzykiem
świeżości dla polskiej polityki.
Można wygrać wybory za pomocą
zaklęcia: „Koniec duopolu PiS-PO”?
- Hasło, które ma nieść do
zwycięstwa, nie może być zbyt skomplikowane. Narzekanie na duopol zaczęło się
na długo przed Biedroniem. Myślę, że wśród tych,
którzy oddają głos na PiS i na PO,
są ludzie podpisujący się pod tym hasłem. Bo ono jest prawdziwe, choć
oczywiście nie jest wystarczające.
Wystarczające do czego? Żeby
przekroczyć próg wyborczy?
Problem Biedronia nie polega na
przekroczeniu progu wyborczego, ale na tym, że po ostatnich wyborach, w których
PiS dostało większość zapewniającą samodzielne rządy, ludzie zrozumieli, jak
działa ordynacja wyborcza. To, że faworyzuje duże partie i dopiero mniej więcej
15 proc. neutralizuje ordynację D’Hondta. Głosy oddane na partię
o mniejszym poparciu są po części stracone, na czym
zyskuje najsilniejszy. Ci, dla których priorytetem jest odsunięcie PiS od
władzy, mogą nie mieć wyboru i głosować na
najsilniejszą alternatywę, a Platformę będzie ciężko przegonić. Biedroń ma
wciąż duże szanse, żeby dojść do tych 15 proc. Wie, w jakiej jest sytuacji, i
dobrze, że gra o wszystko. 10 proc. nic nikomu nie daje, a może i zabrać zwycięstwo nad Kaczyńskim.
A dogadanie się Biedronia
ze Schetyną przed wyborami nie jest możliwe?
- Robert wykluczał to tyle razy,
że takie rozwiązanie raczej nie wchodzi w grę. Komu partia Biedronia
odbierze głosy: Schetynie czy Kaczyńskiemu?
- Gdybym był wierzący,
powiedziałbym, że modlę się o to, żeby odebrała PiS.
A jako niewierzący?
- Trzymam kciuki. Istnieje dość powszechne
przekonanie, że Biedroń odbierze głosy Platformie, lecz z tego, co wiem, wokół
Roberta jest masa ..biedroniowych moherów” i mówię to z całą sympatią dla
starszych pań i panów, którzy przychodzą na spotkania z Biedroniem i ulegają
jego urokowi. To są osoby najczęściej dużo bardziej świadome politycznie niż
młodzi wyborcy. Robert objeżdża miasta i miasteczka, więc mam nadzieję, że
wśród jego sympatyków będą też osoby, które dotychczas ulegały urokowi
Kaczyńskiego. Niektórzy wyborcy po tym, co zobaczyli teraz w Gdańsku albo
usłyszeli na taśmach, będą szukać alternatyw dla Kaczyńskiego. Może Biedroniowi
uda się dotrzeć do tych ludzi ze swoim programem socjalnym? To byłby scenariusz
najlepszy.
A najgorszy jest taki, że
Biedroń zabierze głosy Platformie, a nie dostanie się do Sejmu.
- Jest mało prawdopodobne, żeby
nie przekroczył progu wyborczego. Około
10 procent to wynik zarezerwowany
dla jakiejś lewicy: postkomunistycznej, Palikotowej... Nikt inny i tak nie miał
do tych głosów dostępu.
Poradziłeś niedawno
Biedroniowi, żeby zrobił to, co swego czasu Tusk albo Kwaśniewski: ograć tych,
których trzeba ograć. Czyli kogo?
- Powiedziałem tak, gdy mnie
pytano, czy Biedroń powinien szukać porozumienia z SLD, Razem i innymi
partiami na lewo od PO. SLD i Razem zadeklarowały chęć wspólnego startu.
Biedroń wybrał inne rozwiązanie, czyli liczenie na efekt świeżości i nowości.
Innym sposobem było pójście drogą, jaką do władzy doszli Kwaśniewski, Tusk czy
Kaczyński: pozbieranie partii, organizacji, ludzi, nazwisk i niech kieruje tym
najlepszy. Polityczna skuteczność polega na wygrywaniu z konkurencją, najpierw
na swoim terenie, a potem w starciu z głównym konkurentem.
Czyli na pierwszy ogień powinni
pójść Czarzasty i Zandberg?
- Na razie SLD i Razem nie mogą liczyć
na samodzielne wejście do Sejmu, a z Biedroniem wszyscy mieliby gwarancję.
Stało się inaczej i SLD wzmocni Platformę Obywatelską. Jak ważne jest ciułanie
procentów, widać po determinacji Kaczyńskiego, który na poziomie
trzydziestu-czterdziestu procent i tak stara się zbierać każde środowisko, każdy
okruch polityczny. Bez grymaszenia.
Kogo może skusić oferta
Biedronia oprócz lewicy?
- Idealnie by było, gdyby Biedroń
przyprowadził nowych wyborców. O liberalnych walka będzie bardzo trudna, bo
konserwatywna dotychczas PO zaczęła się zmieniać. Prawą stronę zabetonował
Kaczyński i zamurował w niej Kościół, do którego PO nie ma już dostępu. Ze
wszystkich badań wynika, że Polska jest już na ścieżce sekularyzacji. Gigantyczna
popularność filmu „Kler” albo książek takich jak „Zakonnice odchodzą po cichu”
to nie jest przypadek, podobnie jak pierwszy wyrok sądu nakładający na Kościół
milionową karę dla ofiary księdza pedofila.
Powiedziałeś, że siłą Biedronia
jest jego świeżość. Coś jeszcze?
- Ma rzadki talent zjednywania
sobie ludzi, przełamywania lodów od pierwszego spotkania. Ludzie na niego
reagują doskonale. Musi tylko mniej przejmować się krytyką, bo wtedy przestaje
być sympatyczny, a to był dotąd jego ważny atut.
Czy świeżość i sympatyczność to
nie za mało, by stać się politycznym liderem?
- Zrobił największą karierę z
całego Ruchu Palikota,
ma lepsze notowania niż SLD. Reszty można nauczyć się tylko w praktyce.
Wypominanie Biedroniowi, że nic nie mówi o konkretach, nie ma sensu. Angela Merkel też nie znała się na polityce zagranicznej i wielu
sprawach, zanim nie została kanclerzem. Lidera kształtuje sytuacja. Trzeba
oczywiście być elokwentnym, wykształconym, mówić językami, a to Biedroń ma.
Co jest słabością Biedronia?
- Mogę powtórzyć to, co mówią
nawet jego przyjaciele: niepotrzebnie banuje dziennikarzy albo obraża się na
media. Dziennikarze nie rozmawiają z politykami, żeby się z nimi zgadzać.
Media nie są po to, by opowiadać, że jest super, partie są fajne, a urzędnicy
wykazują się wzorową uczciwością.
Złudzeniem czy wyrachowaniem
była deklaracja Biedronia po zabójstwie prezydenta Adamowicza, że nie będzie
bojkotował telewizji publicznej, jak zrobili to politycy partii opozycyjnych?
- To
jest poważny problem. Sam nie chodzę
do TVP, od kiedy nastali tam Jacek Kurski i jego kamaryla. Oczywiście
politycy opozycyjni są w trochę innej sytuacji, bo nie chcą oddawać pola PiS i
tracić kontaktu z widzami TVP. Gdańsk powinien być tu zasadniczą
cezurą. Niech TVP będzie pełna PiS i tylko PiS i jeśli w programach
uczestniczyć będzie jedynie prawica, to dla bardziej umiarkowanych widzów
będzie to ostateczny koniec wiarygodności tych mediów.
Może Biedroń toruje sobie drogę
do przyszłej koalicji rządowej niezależnie od tego, czy wygra Platforma, czy
PiS? Taka nowa partia obrotowa?
- Nie wierzę w to. Tak nie będzie.
Znam wielu ludzi, którzy pracują z Biedroniem, to moi towarzysze z Krytyki
Politycznej, mogę sobie dać uciąć obie ręce, że nie mogliby iść razem z
Kaczyńskim. To są najuczciwsi i najlepiej wykształceni ludzie, jakich znam.
Analizujesz politykę od lat.
Jak wygrać Polskę w najbliższych wyborach?
- Nie mam większych wymagań niż
uratowanie tego kraju przed losem Węgier i samozniszczeniem. Opozycji sprzyja
kalendarz wyborczy. Najpierw były wybory samorządowe, w których dała łupnia
PiS. W maju będą wybory europejskie. w których koalicja Platformy oraz
skazanych na współpracę z nią PSL i SLD jest faworytem. A po zamachu w Gdańsku,
taśmach Kaczyńskiego i zeznaniach Roberta Nowaczyka, jak pijany Mariusz
Kamiński całuje się z psem, a jego koledzy zajmują się dziką prywatyzacją,
poparcie dla PiS raczej nie wzrośnie.
Na ile wybory europejskie będą
prognostykiem dla parlamentarnych?
- Są kluczowe. Jeśli opozycja je
wygra, złamie hegemonię PiS, pójdzie do następnych już w innej atmosferze. W
PiS zacznie się panika, bo oni tak nakradli, tak napsuli. Zaczną się pęknięcia,
ucieczki, kłótnie, zaś po stronie opozycji nastąpi dalsza integracja. Ten, kto
wygra eurowybory, będzie faworytem kolejnych. Zadziała mechanizm lawiny.
A jeśli ta lawina okaże się za
słaba?
- Kolejnych czterech lat rządów
PiS demokracja liberalna nie przetrwa. Kaczyński po reelekcji tak zorganizuje
państwo, żeby wybory były już tylko formalnością jak na Węgrzech. Różnica
między Węgrami i Polską polegała dotychczas na tym, że Orban otwarcie budował
mafię, w której najważniejsi politycy są jego kolegami z podwórka, z ławki albo
rodziną i to oni kontrolują węgierski biznes. Kaczyński budował zakon,
posłuszną armię, w której każdy może i kradnie na boku, ale wódz pozostaje
poza podejrzeniami. Teraz widzimy, że myślenie węgierskie wcale nie jest obce
ani PiS, ani samemu Kaczyńskiemu. Władza jest potrzebna PiS do zbudowania
finansowego imperium i zapewnienia trwałej dominacji na scenie politycznej.
Reelekcja PiS oznacza dokończenie dzieła, czyli złamanie mediów prywatnych,
które dziś są główną ostoją demokracji liberalnej. Następnie ograniczenie
władzy samorządów, niszczenie organizacji pozarządowych i instytucji kultury. I
niszczenie opozycji. No i Zachód znowu zapomni o Polsce.
Strategiczne sojusze, Unia
Europejska, NATO nie będą miały już znaczenia?
- Zachód ze wzruszeniem ramion
przyzna, jednak z tymi Polakami to na dłużej się nie da. I to będzie faktyczny
koniec III RP. Unia już się integruje poza nami w obrębie eurozony. Waszyngton
wycofuje się z Europy milowymi krokami, więc nie miejmy złudzeń, że za nas
Waszyngton będzie pilnował demokracji liberalnej.
A wciąż mamy złudzenia?
- Żyjemy złudzeniami, że nic
gorszego, niż jest teraz, już nam się nie może zdarzyć. A może być dużo
gorzej. Wszystko, co jeszcze niedawno traktowaliśmy w polityce jako pewnik,
Trybunał Konstytucyjny, przyjaźń z Ukrainą, sojusz z Brukselą, elementarne
skrupuły w polityce, jakiś wstyd przed nepotyzmem, nachalną propagandą, tego
już nie ma. Wciąż jednak wszystko jeszcze jest w naszych rękach. W maju możemy
to odwrócić i w październiku się uratować. Więcej okazji nie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz