piątek, 8 lutego 2019

Mechanizm lawiny



Eurowybory są kluczowe. Jeśli opozycja je wygra, złamie hegemonię PiS. I będzie faworytem kolejnych. Po stronie opozycji nastąpi dalsza integracja - mówi   publicysta,
współzałożyciel Krytyki Politycznej

Rozmawia Aleksandra Pawlicka 

NEWSWEEK: Czy uwiódł cię politycznie Robert Biedroń?
SŁAWOMIR SIERAKOWSKI: W pew­nym sensie tak. Polska klasa polityczna jest już naprawdę stara. U władzy wciąż mamy pokolenie Okrągłego Stołu, bra­kuje realnej konkurencji, to osłabia ten kraj. Nie mam wątpliwości, że Biedroń
jest potrzebnym zastrzykiem świeżości dla polskiej polityki.
Można wygrać wybory za pomocą zaklęcia: „Koniec duopolu PiS-PO”?
- Hasło, które ma nieść do zwycięstwa, nie może być zbyt skomplikowane. Na­rzekanie na duopol zaczęło się na długo przed Biedroniem. Myślę, że wśród tych,
którzy oddają głos na PiS i na PO, są lu­dzie podpisujący się pod tym hasłem. Bo ono jest prawdziwe, choć oczywiście nie jest wystarczające.
Wystarczające do czego? Żeby przekroczyć próg wyborczy?
Problem Biedronia nie polega na przekroczeniu progu wyborczego, ale na tym, że po ostatnich wyborach, w których PiS dostało większość zapew­niającą samodzielne rządy, ludzie zro­zumieli, jak działa ordynacja wyborcza. To, że faworyzuje duże partie i dopiero mniej więcej 15 proc. neutralizuje ordy­nację D’Hondta. Głosy oddane na partię o mniejszym poparciu są po części stra­cone, na czym zyskuje najsilniejszy. Ci, dla których priorytetem jest odsunięcie PiS od władzy, mogą nie mieć wyboru i głosować na najsilniejszą alternaty­wę, a Platformę będzie ciężko przego­nić. Biedroń ma wciąż duże szanse, żeby dojść do tych 15 proc. Wie, w jakiej jest sytuacji, i dobrze, że gra o wszystko. 10 proc. nic nikomu nie daje, a może i zabrać zwycięstwo nad Kaczyńskim.
A dogadanie się Biedronia ze Schetyną przed wyborami nie jest możliwe?
- Robert wykluczał to tyle razy, że takie rozwiązanie raczej nie wchodzi w grę. Komu partia Biedronia odbierze głosy: Schetynie czy Kaczyńskiemu?
- Gdybym był wierzący, powiedziałbym, że modlę się o to, żeby odebrała PiS.
A jako niewierzący?
- Trzymam kciuki. Istnieje dość po­wszechne przekonanie, że Biedroń od­bierze głosy Platformie, lecz z tego, co wiem, wokół Roberta jest masa ..biedroniowych moherów” i mówię to z całą sympatią dla starszych pań i pa­nów, którzy przychodzą na spotkania z Biedroniem i ulegają jego urokowi. To są osoby najczęściej dużo bardziej świa­dome politycznie niż młodzi wyborcy. Robert objeżdża miasta i miasteczka, więc mam nadzieję, że wśród jego sym­patyków będą też osoby, które dotych­czas ulegały urokowi Kaczyńskiego. Niektórzy wyborcy po tym, co zoba­czyli teraz w Gdańsku albo usłyszeli na taśmach, będą szukać alternatyw dla Kaczyńskiego. Może Biedroniowi uda się dotrzeć do tych ludzi ze swoim pro­gramem socjalnym? To byłby scena­riusz najlepszy.
A najgorszy jest taki, że Biedroń zabierze głosy Platformie, a nie dostanie się do Sejmu.
- Jest mało prawdopodobne, żeby nie przekroczył progu wyborczego. Około
10 procent to wynik zarezerwowany dla jakiejś lewicy: postkomunistycznej, Palikotowej... Nikt inny i tak nie miał do tych głosów dostępu.
Poradziłeś niedawno Biedroniowi, żeby zrobił to, co swego czasu Tusk albo Kwaśniewski: ograć tych, których trzeba ograć. Czyli kogo?
- Powiedziałem tak, gdy mnie pytano, czy Biedroń powinien szukać porozu­mienia z SLD, Razem i innymi partiami na lewo od PO. SLD i Razem zadeklaro­wały chęć wspólnego startu. Biedroń wy­brał inne rozwiązanie, czyli liczenie na efekt świeżości i nowości. Innym sposo­bem było pójście drogą, jaką do władzy doszli Kwaśniewski, Tusk czy Kaczyń­ski: pozbieranie partii, organizacji, ludzi, nazwisk i niech kieruje tym najlepszy. Polityczna skuteczność polega na wygry­waniu z konkurencją, najpierw na swo­im terenie, a potem w starciu z głównym konkurentem.
Czyli na pierwszy ogień powinni pójść Czarzasty i Zandberg?
- Na razie SLD i Razem nie mogą li­czyć na samodzielne wejście do Sejmu, a z Biedroniem wszyscy mieliby gwa­rancję. Stało się inaczej i SLD wzmocni Platformę Obywatelską. Jak ważne jest ciułanie procentów, widać po determi­nacji Kaczyńskiego, który na poziomie trzydziestu-czterdziestu procent i tak stara się zbierać każde środowisko, każ­dy okruch polityczny. Bez grymaszenia.
Kogo może skusić oferta Biedronia oprócz lewicy?
- Idealnie by było, gdyby Biedroń przy­prowadził nowych wyborców. O libe­ralnych walka będzie bardzo trudna, bo konserwatywna dotychczas PO zaczęła się zmieniać. Prawą stronę zabetonował Kaczyński i zamurował w niej Kościół, do którego PO nie ma już dostępu. Ze wszystkich badań wynika, że Polska jest już na ścieżce sekularyzacji. Gigantycz­na popularność filmu „Kler” albo ksią­żek takich jak „Zakonnice odchodzą po cichu” to nie jest przypadek, podobnie jak pierwszy wyrok sądu nakładający na Kościół milionową karę dla ofiary księ­dza pedofila.
Powiedziałeś, że siłą Biedronia jest jego świeżość. Coś jeszcze?
- Ma rzadki talent zjednywania sobie lu­dzi, przełamywania lodów od pierwsze­go spotkania. Ludzie na niego reagują doskonale. Musi tylko mniej przejmo­wać się krytyką, bo wtedy przestaje być sympatyczny, a to był dotąd jego ważny atut.
Czy świeżość i sympatyczność to nie za mało, by stać się politycznym liderem?
- Zrobił największą karierę z całego Ru­chu Palikota, ma lepsze notowania niż SLD. Reszty można nauczyć się tylko w praktyce. Wypominanie Biedronio­wi, że nic nie mówi o konkretach, nie ma sensu. Angela Merkel też nie znała się na polityce zagranicznej i wielu sprawach, zanim nie została kanclerzem. Lidera kształtuje sytuacja. Trzeba oczywiście być elokwentnym, wykształconym, mó­wić językami, a to Biedroń ma.
Co jest słabością Biedronia?
- Mogę powtórzyć to, co mówią nawet jego przyjaciele: niepotrzebnie banuje dziennikarzy albo obraża się na media. Dziennikarze nie rozmawiają z polityka­mi, żeby się z nimi zgadzać. Media nie są po to, by opowiadać, że jest super, partie są fajne, a urzędnicy wykazują się wzoro­wą uczciwością.
Złudzeniem czy wyrachowaniem była deklaracja Biedronia po zabójstwie prezydenta Adamowicza, że nie będzie bojkotował telewizji publicznej, jak zrobili to politycy partii opozycyjnych?
- To jest poważny problem. Sam nie chodzę do TVP, od kiedy nastali tam Jacek Kurski i jego kamaryla. Oczywi­ście politycy opozycyjni są w trochę in­nej sytuacji, bo nie chcą oddawać pola PiS i tracić kontaktu z widzami TVP. Gdańsk powinien być tu zasadniczą ce­zurą. Niech TVP będzie pełna PiS i tylko PiS i jeśli w programach uczestniczyć będzie jedynie prawica, to dla bar­dziej umiarkowanych widzów będzie to ostateczny koniec wiarygodności tych mediów.
Może Biedroń toruje sobie drogę do przyszłej koalicji rządowej niezależnie od tego, czy wygra Platforma, czy PiS? Taka nowa partia obrotowa?
- Nie wierzę w to. Tak nie będzie. Znam wielu ludzi, którzy pracują z Biedro­niem, to moi towarzysze z Krytyki Poli­tycznej, mogę sobie dać uciąć obie ręce, że nie mogliby iść razem z Kaczyńskim. To są najuczciwsi i najlepiej wykształce­ni ludzie, jakich znam.
Analizujesz politykę od lat. Jak wygrać Polskę w najbliższych wyborach?
- Nie mam większych wymagań niż ura­towanie tego kraju przed losem Węgier i samozniszczeniem. Opozycji sprzy­ja kalendarz wyborczy. Najpierw były wybory samorządowe, w których dała łupnia PiS. W maju będą wybory eu­ropejskie. w których koalicja Platfor­my oraz skazanych na współpracę z nią PSL i SLD jest faworytem. A po zamachu w Gdańsku, taśmach Kaczyńskiego i ze­znaniach Roberta Nowaczyka, jak pija­ny Mariusz Kamiński całuje się z psem, a jego koledzy zajmują się dziką pry­watyzacją, poparcie dla PiS raczej nie wzrośnie.
Na ile wybory europejskie będą prognostykiem dla parlamentarnych?
- Są kluczowe. Jeśli opozycja je wygra, złamie hegemonię PiS, pójdzie do na­stępnych już w innej atmosferze. W PiS zacznie się panika, bo oni tak nakradli, tak napsuli. Zaczną się pęknięcia, ucieczki, kłótnie, zaś po stronie opozycji nastąpi dalsza integracja. Ten, kto wygra eurowybory, będzie faworytem kolej­nych. Zadziała mechanizm lawiny.
A jeśli ta lawina okaże się za słaba?
- Kolejnych czterech lat rządów PiS de­mokracja liberalna nie przetrwa. Ka­czyński po reelekcji tak zorganizuje państwo, żeby wybory były już tylko formalnością jak na Węgrzech. Różni­ca między Węgrami i Polską polegała dotychczas na tym, że Orban otwarcie budował mafię, w której najważniejsi politycy są jego kolegami z podwórka, z ławki albo rodziną i to oni kontrolu­ją węgierski biznes. Kaczyński budował zakon, posłuszną armię, w której każdy może i kradnie na boku, ale wódz pozo­staje poza podejrzeniami. Teraz widzi­my, że myślenie węgierskie wcale nie jest obce ani PiS, ani samemu Kaczyń­skiemu. Władza jest potrzebna PiS do zbudowania finansowego imperium i za­pewnienia trwałej dominacji na scenie politycznej. Reelekcja PiS oznacza do­kończenie dzieła, czyli złamanie mediów prywatnych, które dziś są główną ostoją demokracji liberalnej. Następnie ograni­czenie władzy samorządów, niszczenie organizacji pozarządowych i instytucji kultury. I niszczenie opozycji. No i Za­chód znowu zapomni o Polsce.
Strategiczne sojusze, Unia Europejska, NATO nie będą miały już znaczenia?
- Zachód ze wzruszeniem ramion przy­zna, jednak z tymi Polakami to na dłużej się nie da. I to będzie faktyczny koniec III RP. Unia już się integruje poza nami w obrębie eurozony. Waszyngton wycofuje się z Europy milowymi kroka­mi, więc nie miejmy złudzeń, że za nas Waszyngton będzie pilnował demokra­cji liberalnej.
A wciąż mamy złudzenia?
- Żyjemy złudzeniami, że nic gorszego, niż jest teraz, już nam się nie może zda­rzyć. A może być dużo gorzej. Wszyst­ko, co jeszcze niedawno traktowaliśmy w polityce jako pewnik, Trybunał Kon­stytucyjny, przyjaźń z Ukrainą, sojusz z Brukselą, elementarne skrupuły w po­lityce, jakiś wstyd przed nepotyzmem, nachalną propagandą, tego już nie ma. Wciąż jednak wszystko jeszcze jest w na­szych rękach. W maju możemy to od­wrócić i w październiku się uratować. Więcej okazji nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz