Kaczyński stał się
zakładnikiem Ziobry. Ziobro czai się na Morawieckiego.
Brudziński poczeka na
swoją szansę w Brukseli. Obóz władzy jeszcze nie był w takim kryzysie
Renata Grochal
W piątek
15 lutego Jarosław Kaczyński wezwał premierą na
rozmowę w cztery oczy.
- Oskarżył Morawieckiego o organizowanie „irańskiego
szczytu” za plecami prezesa. Dowiedział się dopiero wtedy, gdy przygotowania
szły pełną parą i nie dało się odwołać szczytu - mówi ważny polityk PiS.
Kaczyński, tak jak opozycja, jest przekonany, że szczyt
był klapą. Polacy zapamiętają ponaglenia amerykańskich polityków dotyczące
restytucji mienia żydowskiego i zdanie szefa izraelskiego MSZ o Polakach,
którzy „wyssali antysemityzm z mlekiem matki”.
Według źródeł „Newsweeka” po raz pierwszy, odkąd Morawiecki
objął funkcję, jego premierostwo wisiało na włosku. W PiS krążyły nawet
nazwiska następców - minister pracy Elżbiety Rafalskiej, szefa MSWiA Joachima
Brudzińskiego i marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego.
Prawicowe media donosiły o naradzie na Nowogrodzkiej,
podczas której najbliżsi współpracownicy Kaczyńskiego mieli żądać głowy
premiera.
Morawiecki bronił się, zwalając winę na Jacka Czaputowicza.
To szef MSZ miał przywieźć pomysł szczytu z USA, zauroczony tym, że mógł
spotkać się tam na kolacji z sekretarzem stanu Mikiem Pompeo. Kalkulacja była
taka, że w zamian za szczyt w Warszawie Amerykanie zwiększą liczbę swoich
żołnierzy w Polsce.
Jednak Pentagon wydał komunikat, że żadne ustalenia w tej
sprawie nie zapadły.
- Wokół premiera do tego stopnia zrobiło się pusto, że
nawet jego najbliższy stronnik Jarosław Gowin zaczął rozpowiadać wśród swoich
ludzi, że Morawiecki jest obciążeniem dla Zjednoczonej Prawicy - opowiada
polityk PiS. Przy Morawieckim, który wciąż nie zbudował w PiS własnej frakcji,
trwa właściwie tylko Piotr Gliński. Ale taki sojusznik to raczej osłabienie niż
wsparcie. Nie dość, że minister kultury ma słabiutką pozycję w partii, to w PiS
są na niego wściekli, bo zamiast u progu kampanii wyborczej zamykać konflikty,
Gliński generuje kolejne. Najnowsze dotyczą Europejskiego Centrum Solidarności
i nieprzedłużenia kontraktu dyrektora Muzeum Historii Żydów Polskich Polin.
ZIOBRO ROŚNIE
Na trzy miesiące
przed eurowyborami, które będą
przygrywką do jesiennej walki o utrzymanie władzy w PiS zapanował największy
chaos w historii partii.
- Co chwilę wybuchają afery z których coraz trudniej wytłumaczyć
się wyborcom - mówi mój rozmówca z władz PiS.
Po aferze w KNF trzeba było
świecić oczami za wysokie pensje w NBP, którym zarządza Adam Glapiński, jeden z
najbliższych ludzi Kaczyńskiego jeszcze z czasów jego pierwszej partii Porozumienie
Centrum. Później była afera z chrześniakiem wiceprezesa PiS Adama Lipińskiego,
który zdaniem kontrolerów w KGHM próbował ustawiać przetargi w kombinacie. I
zatrzymanie byłego szefa gabinetu politycznego Antoniego Macierewicza
Bartłomieja M.
A jakby tego było mało, wybuchła afera z taśmami Kaczyńskiego,
którego austriacki biznesmen oskarżył o oszustwo. Te nagrania uderzyły w samo
serce PiS, czyli w wizerunek prezesa.
Kaczyński, który do tej pory
kontrolował wszystko w partii, całe godziny spędza teraz na naradach, jak
wybrnąć z kryzysu taśmowego.
- Jarosław nie wie, co jeszcze jest na nagraniach, i to poczucie
niepewności go rozwala. Musimy jak najszybciej to przeciąć - przyznaje bliski
współpracownik prezesa.
Kaczyński stracił pewność siebie, rośnie za to w siłę Zbigniew
Ziobro. Los prezesa jest w jego rękach. Od decyzji prokuratury, którą minister
sprawiedliwości kontroluje, zależy czy zostanie wszczęte śledztwo w sprawie
taśm. Ziobro poczuł się tak pewnie, że to Kaczyński pojechał do ministra, a nie
minister do prezesa jak dotychczas. I nie była to wizyta utrzymana w
tajemnicy bo zdjęcia od razu opublikował „Fakt”.
Wykorzystując słabość Morawieckiego, Ziobro postanowił
zaatakować. Od wielu miesięcy wojuje z premierem o wpływy w spółkach skarbu
państwa. Obsadził swoimi ludźmi PZU i Pekao SA. Morawiecki próbował przejąć kontrolę
nad tymi firmami, ale Kaczyński mu nie pozwolił. Premier robił wszystko, żeby
zesłać Ziobrę do Parlamentu Europejskiego, ale poniósł kolejną porażkę.
Ludzie ministra rozpowiadają w PiS i wśród dziennikarzy, że
premier nie spełnił nadziei. Nie otworzył partii na centrowy elektorat, nie
zażegnał konfliktu z Brukselą, co było jego głównym zadaniem. Sondaże PiS
miały iść w górę, tymczasem ostatni - pracowni IBPiS dla Radia Zet - jest dla
partii wręcz fatalny. Zjednoczona opozycja wygrywa w nim z PiS wybory do Parlamentu
Europejskiego 38,5:34,7. A na dodatek w kampaniach wyborczych opozycja
przypomni Morawieckiemu taśmy, na których - jeszcze jako prezes banku BZ WBK -
chwali kanclerz Niemiec Angelę Merkel i mówi, że ludzie powinni
obniżyć oczekiwania, bo gdy „po wojnie i w jej trakcie zapierdalali za miskę ryżu, to gospodarka się rozwijała”. To nie
przysporzy PiS głosów.
Dokonania jego rządu są niewielkie. Gdzie jest ten milion
elektrycznych samochodów, który obiecał? Rozbudził oczekiwania, jeżdżąc po
kraju i opowiadając, jak świetnie rozwija się gospodarka. Nic więc dziwnego, że
nauczyciele strajkują i chcą podwyżek. Obraża media, mówiąc, że ich propagandy
nie po wstydziłby się Jerzy Urban - wylicza
grzechy premiera człowiek Ziobry.
Morawiecki podpadł też Kaczyńskiemu, biorąc do rządu byłego
szefa Młodzieży Wszechpolskiej Adama Andruszkiewicza. Przeciwko tej nominacji
protestował American Jewish
Commitee, organizacja wspierająca Żydów na
całym świecie.
- Andruszkiewicz to była osobista decyzja Morawieckiego. On
sam ma poglądy mocno narodowe i chce budować zaplecze w oparciu o narodowców -
mówi mi polityk Zjednoczonej Prawicy. I dodaje, że ojciec premiera Kornel
Morawiecki namawiał niedawno korwinowców i Marka Jakubiaka, byłego posła Kukiz’15,
do założenia partii, która w przyszłości mogłaby być zapleczem dla
Morawieckiego juniora. Zaufany człowiek premiera przyznaje, że to z otoczenia
ojca premiera i jego dawnych współpracowników z Solidarności Walczącej wyszła
sugestia, żeby wziąć Andruszkiewicza do rządu. To kolejny kłopot dla PiS, bo za
Andruszkiewiczem ciągnie się skandal związany z fałszowaniem podpisów na
listach poparcia Młodzieży Wszechpolskiej w wyborach samorządowych w 2014
roku.
Współpracownik szefa rządu twierdzi, że Ziobro szuka haków
na premiera. Dlatego prokuratura sięga po sprawy gospodarcze, które można
przykleić do Morawieckiego. Śledczy ze Szczecina sprawdzają kredyty walutowe
udzielane przez BZ WBK za czasów Morawieckiego. Prokuratura wciąż bada prywatyzację Ciechu, w której pośredniczył dom
maklerski BZ WBK. Spółkę kupił Jan Kulczyk.
W ubiegłym tygodniu CBA zatrzymała Adama P., byłego prezesa PKP Cargo. Zarzut dotyczy wykupienia spółki z siedzibą w Amsterdamie za
kwotę zawyżoną o połowę. Były szef PKP SA Jakub Karnowski nazwał to zatrzymanie
skandalem i polityczną hucpą. Przypomniał,
że transakcję, której dotyczą zarzuty, chwalił Morawiecki, wówczas doradca
Donalda Tuska, a działania wspierał dom maklerski PKO BP. Bankiem kieruje
przyjaciel premiera Zbigniew Jagiełło. Wśród ludzi Ziobry słychać, że
Morawiecki powinien się wytłumaczyć, dlaczego chwalił tę transakcję.
- Ziobro chce stanąć na czele Zjednoczonej Prawicy, a Morawiecki
jest jego głównym rywalem. Dlatego chce go osłabić przy pomocy haków i prokuratury.
Kaczyński powinien to przeciąć, ale nie jest w stanie, bo wskutek afery
taśmowej stał się zakładnikiem Ziobry - mówi zaufany premiera. Jako dowód
wzmocnienia się ministra podaje fakt, że forsuje on ustawę antylichwiarską,
którą Morawiecki przez wiele miesięcy blokował, twierdząc, że ogranicza
działanie firm pożyczkowych, a wzmacnia SKOK-i, z którymi środowisko Ziobry
jest związane.
Jednak Ziobrze nie uda się utrącić Morawieckiego. Nie jest
nawet członkiem PiS. Kaczyński nie chce go przyjąć do partii, bo nie zapomniał
mu zdrady z przeszłości.
Uznał, że lepszych kandydatów nie ma, a Morawiecki całkiem
dobrze sprawdził się w kampanii samorządowej. Współpracownicy premiera liczą,
że po eurowyborach zrobi on rekonstrukcję rządu i będzie mógł wreszcie
poukładać gabinet po swojemu. A wtedy PiS złapie drugi oddech i wygra kolejne
wybory, co otworzy Morawieckiemu drogę do stanowiska premiera w drugiej kadencji,
a w przyszłości także do przywództwa na prawicy.
POCZEKALNIA BRUDZIŃSKIEGO
Do walki o stołek
premiera mógłby stanąć szef MSWlA Joachim
Brudziński, wiceprezes PiS i druga osoba w partii. Startuje jednak do
Parlamentu Europejskiego, co wywołało zaskoczenie nawet w PiS. Czy oznacza to
wycofanie się z rywalizacji o przywództwo na prawicy i o fotel premiera po
wyborach? Bliski doradca Kaczyńskiego mówi mi, że Brudziński został kandydatem
w okręgu zachodniopomorsko-lubuskim w ostatniej chwili, bo prezes uznał, że bez
mocnych nazwisk PiS może przegrać ze zjednoczoną opozycją eurowybory. A porażka
w maju może oznaczać przegraną w jesiennych wyborach parlamentarnych i odsunięcie
PiS od władzy. Dlatego na listy wpisano tak wiele znanych postaci, co wcale
nie oznacza, że jeśli zdobędą mandaty, to wyjadą do Brukseli. Mogą - wzorem
Roberta Biedronia - zostać w kraju, bo partia będzie potrzebować znanych
twarzy także na listy do Sejmu.
Ale może być też inny powód startu Brudzińskiego.
Kaczyński tłumaczył w partii, że szef MSWiA sam chciał kandydować, a jako powód
podał „względy osobiste”. Odczytano to jako chęć zabezpieczenia przyszłości
swojej i rodziny, bo pensja w Brukseli jest
dużo wyższa niż posła z ulicy Wiejskiej. Bliski współpracownik Brudzińskiego
przekonuje jednak, że minister wcale nie wycofał się z walki o przywództwo w
PiS. Nadal będzie kontrolował partyjne struktury, a w Brukseli będzie miał na
to więcej czasu, niż będąc w rządzie.
Brudziński kalkuluje, że skoro prezes postawił na
Morawieckiego, to były prezes banku ponownie stanie na czele rządu, jeśli PiS
wygra wybory. Dlatego postanowił usunąć się w cień, zdobyć europejskie
doświadczenie i kontakty, które mu się przydadzą, jeśli myśli o najwyższych
funkcjach w państwie.
Co innego, gdyby w następnej kadencji Kaczyński musiał robić
koalicję np. z Kukizem i potrzebował silnego premiera. Wtedy Brudziński z
pewnością nie odmówi. Pytany, czy będzie europosłem pełną kadencję,
odpowiedział wymijająco. „Zamierzam ciężko i odpowiedzialnie pracować dla
Polski i Unii Europejskiej” - napisał na
Twitterze. Właśnie w takiej kolejności, bo dla niego i jego partii „zawsze w pierwszej kolejności jest Polska”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz