wtorek, 19 lutego 2019

Mecz życia Schetyny



Lider Platformy jest rozdarty bardzo chce pokonać PiS i rządzić, ale obawia się, że Donald Tusk wróci do kraju i to on będzie rozdawał karty. A teraz ma jeszcze na plecach Roberta Biedronia

Renata Grochal

Czwartkowe popołudnie w gabinecie Grze­gorza Schetyny na piątym piętrze ka­mienicy przy ulicy Wiejskiej. Szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer siada na skórzanej kanapie i pije coca-colę. To ich pierwsze spotkanie od grudnia, kiedy lider PO rozbił klub Nowoczesnej, przej­mując kilku posłów. Później obcesowo zagroził Lubnauer, że albo wraz z resztą klubu przejdzie do Platformy, albo będzie musiała wrócić na uczelnię, gdzie pracowała przed wejściem do parlamentu.
   Po takich słowach trudno usiąść do rozmów. Do spotkania trzeba ich namawiać, robią to m.in. prof. Leszek Balcerowicz i Włodzimierz Cimoszewicz, którzy od miesięcy wzywają do szerokiego porozumienia opozycji. Cimoszewicz ma być je­dynką na warszawskiej liście Koalicji Europejskiej w majo­wych wyborach do europarlamentu.
   Szefowa Nowoczesnej powinna wiedzieć, że w polityce nie ma sentymentów, bo sama ograła Ryszarda Petru, odbierając mu partię. Jest jed­nak rozgoryczona. Przed wyborami samorzą­dowymi wydawało jej się, że Schetyna traktuje ją po partnersku. Zaprosił ją do domu we Wroc­ławiu, poznała jego żonę.
   Teraz spotyka się z liderem PO, bo jest pod ścianą. Jej partia w sondażach nie przekra­cza progu wyborczego, koalicja z PO to jedyna szansa na przetrwanie.
   Schetyna posypuje głowę popiołem. Przy­znaje, że rozbicie Nowoczesnej było błędem. To przełamuje lody. Lubnauer chce tylko jed­nej jedynki na wspólnych listach do Parlamen­tu Europejskiego.

NIESPOTYKANIE CIERPLIWY CZŁOWIEK
Powstanie wielkiej koalicji jest praktycznie przesądzo­ne. Szef PO chce jak najszybciej sfinalizować ciągnące się tygo­dniami negocjacje z PSL, SLD, Nowoczesną, Inicjatywą Polska, Zielonymi i Krajową Partią Emerytów i Rencistów. Listy z kan­dydatami do Parlamentu Europejskiego mają być ustalone do 23 lutego, tak by od marca ruszyć z kampanią.
   - Najważniejsze jest zwycięstwo w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Chcemy pokazać, że PiS jest do pokonania przez zjednoczoną opozycję - mówi mi Schetyna.
   Ale najpierw musiał przekonać własnych działaczy, żeby ustą­pili miejsca na listach politykom z innych ugrupowań oraz że trzeba podzielić się z nimi pieniędzmi na kampanię, bo najwięk­sza Platforma wyłoży najwięcej.
   - Jak widzę cierpliwość Schetyny, to go nie poznaję - śmieje się szef klubu PO Sławomir Neumann. Najtrudniej było z PSL. Lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz zażądał aż czte­rech z 13 jedynek na listach w eurowyborach i ustalenia zasad wspólnego startu w jesiennych wyborach parlamentarnych. Chodzi o to, by zaklepać sobie parytet na listach, zanim do gry o wspólne listy do Sejmu ewentualnie wejdzie partia Roberta Biedronia.
   - Trzeba dać sygnał, że budujemy coś trwalszego niż listę na jedne wybory. Po eurowyborach będą wakacje i później zabrak­nie już czasu na kolejne negocjacje - tłumaczy Kosiniak-Kamysz. Lider PSL szachował Schetynę tym, że jeśli ludowcy nie dostaną tego, czego chcą, w PSL zwycięży koncepcja Marka Sa­wickiego, który jest przeciwko wspólnej liście opozycji. Otocze­nie Schetyny uważało, że to wyłącznie taktyka, by jak najwięcej wyciągnąć od Platformy.
   Tylko raz Schetyna był bliski utraty cierpliwości - gdy Kosi­niak-Kamysz próbował budować tzw. małą koalicję z Nowoczes­ną, Unią Europejskich Demokratów oraz SLD i zażądał miejsca na liście dla posła Unii Jacka Protasiewicza. To miał być wyraz niezgody na hegemonię Schetyny i spłacenie długu Protasiewiczowi, który z Michałem Kamińskim i Stefanem Niesiołowskim uratował PSL przed utratą klubu poselskiego. Jednak Schetyna szczerze go nie cierpi od kiedy w 2013 roku po­zbawił go (na polecenie Donalda Tuska) stano­wiska szefa dolnośląskiej Platformy. Gdy stanął na czele PO, wyrzucił Protasiewicza z partii.
   - Władek przekonywał Schetynę, żeby wziął przykład z Kaczyńskiego, który najpierw wyrzu­cił Ziobrę z PiS, a później zrobił go ministrem. Ale Grzesiek nie chce słyszeć o tym, żeby jego wróg miał dobre życie w Brukseli - twierdzi je­den z ludowców. Stanęło na tym, że Protasiewicz w eurowyborach nie wystartuje, a PSL dostanie trzy jedynki - na Mazowszu dla Jarosława Ka­linowskiego, w Lublinie dla Krzysztofa Het­mana i jeszcze jedną w którymś z regionów we wschodniej Polsce.
   Teraz trzeba to pogodzić z ambicjami wewnątrz PO, a także SLD, który chce dwóch albo trzech jedynek na listach koalicji.
   Jeśli Cimoszewicz będzie kandydował z pierwszego miejsca w Warszawie, z drugiego chce startować inna była premier Ewa Kopacz. Tyle że miejsce gwarantujące wyjazd do Brukseli ma też obiecane Kamila Gasiuk-Pihowicz. Ze Szczecina chce kandydo­wać Bartosz Arłukowicz, ale jedynkę ma tu dostać Bogusław Li­beradzki z SLD. A jeśli z województwa zachodniopomorskiego wystartuje Robert Biedroń, który obawia się starcia z Cimosze­wiczem w stolicy, to Arłukowicz z drugiego miejsca może nie do­stać mandatu.
   Jest też problem z Bronisławem Komorowskim, który co jakiś czas wspomina o Brukseli. Schetyna nie jest tym zachwycony, bo były prezydent kojarzony jest z wyborczą porażką sprzed czte­rech lat. Komorowski przekonuje liderów PO, że o klęsce w 2015 roku już wszyscy zapomnieli, a gdy spaceruje po Warszawie, to ludzie na niego bardzo pozytywnie reagują.

NIE ATAKOWAĆ BIEDRONIA
Zanim pojawiła się partia Roberta Biedronia, plan był prosty. Po jednej stronie w eurowyborach stanie szeroka pro­ europejska koalicja, po drugiej - antyeuropejskie PiS. Linią podziału będzie polexit, a że Polacy są w większości euroentuzjastami, koalicja ma duże szanse na sukces. Wejście do gry Wiosny i jej samodzielny start skomplikowały sytuację.
   Partia Biedronia wysforowała się w sondażach na trzecie miejsce i ostro atakuje Platformę. Jej lider publicznie zaczepia Schetynę, chociaż osobiście rozmawiać z nim nie chce. W tele­wizyjnym programie oświadczył, że po wyborach może zaofe­rować szefowi PO stanowisko wicepremiera, o ile Platforma w ogóle wejdzie do Sejmu.
   Ludzie Schetyny uważają, że Biedroń chce wciągnąć PO w spór i na tym sporze budować popularność swojego ugrupowania.
   Platforma na razie nie odpowiada na zaczepki, bo dla niej zasadniczy jest spór z PiS. Poza tym po co zrażać do siebie part­nera, z którym być może po eurowyborach trzeba będzie usiąść do stołu i negocjować wspólne listy do Sejmu.
   Schetyna zapewnia, że Wiosny nie lekceważy. - Biorąc pod uwagę dekompozycję lewicy, Biedroń może zbudować liczą­cą się partię po tamtej stronie. Pytanie, czy nie jest on za bar­dzo egotyczny do tej roli. Na razie widać, że ma z tym problem - ocenia lider PO. I zwraca uwagę, że media są bardzo wyrozu­miałe dla Biedronia i na razie dużo mu uchodzi.
   - Mówi, że wystartuje w wyborach, ale nie obejmie mandatu. I dziennikarze go za to nie krytykują. Cicho też o tym, że jego partner wystartuje z jedynki do europarlamentu. Gdyby ktoś z liderów PO chciał dać pierwsze miejsce na liście swojej żonie, zaraz pojawiłyby się zarzuty, że to nepotyzm - zauważa nie bez racji Schetyna.

PODGRYZANIE LIDERA
Według sondażu Instytutu Badań Samorządowych dla Radia Zet, pracowni, która jako jedyna przewidziała wygraną Rafa­ła Trzaskowskiego w Warszawie już w pierwszej turze, szeroka koalicja opozycji może wygrać eurowybory z PiS 42 do 38 proc. Wiosna Biedronia dostała w tym badaniu 8 proc. głosów.
   - Biedroń korzysta z efektu świeżości. Stał się jednym z głównych tematów, tak jak kiedyś KOD i Mateusz Kijow­ski, nazywany nowym Wałęsą, oraz Nowoczesna. Ale czy nowy projekt przetrwa? - zastanawia się wiceszef Platformy Tomasz Siemoniak.
   W PO liczą, że wygrana szerokiej koalicji w eurowyborach będzie przepustką do zwycięstwa w jesiennych wyborach parlamentarnych.
   Jednak poza piątym piętrem w kamienicy przy Wiejskiej można usłyszeć, że Grzegorz Schetyna nie nadaje się na lide­ra. W ostatnim sondażu firmy IBRiS dla „Rzeczpospolitej” aż 70 procent badanych powiedziało, że nie widzi go w fotelu pre­miera. Znacznie lepiej wypadł Kosiniak-Kamysz, który znalazł się na trzecim miejscu tuż za Mateuszem Morawieckim oraz Donaldem Tuskiem. W sondażach nieufności do polityków Schetyna prowadzi z Jarosławem Kaczyńskim.
   - Obaj jesteśmy bardzo wyrazistymi politykami, dlatego mamy wysoki elektorat negatywny - tłumaczy lider PO. - Chcę wygrać z PiS i sondaże nie spędzają mi snu z powiek - zapewnia.
   Co jakiś czas wracają plotki, że Donald Tusk wróci do Polski i to on będzie patrono­wał szerokiemu porozumieniu opozycji oraz środowisk obywatelskich. Zepchnęłoby to Schetynę na dalszy plan.

PLAN TUSKA
Kilka tygodni temu Grzegorz Schetyna z tysiącami gdańszczan szedł za trumną Pa­wła Adamowicza. Potem spotkał się na Sta­rym Mieście z Tuskiem. Rozmawiali półtorej godziny. Zgodzili się, że zamordowanie prezy­denta Gdańska to nie będzie moment zwrot­ny w polskiej polityce, od którego rozpocznie się sondażowy zjazd prawicy. Nie mają też złudzeń, że walka w wyborach w 2019 roku będzie zacięta, a jedyną siłą, która może od­sunąć PiS od władzy, jest szerokie porozumienie opozycji oraz wielka mobilizacja obywateli.
   Schetyna mówi, że jeśli opozycja przegra wybory do europarlamentu, to w wyborach parlamentarnych musi walczyć o większość w Senacie, a w 2020 roku o prezydenta, żeby - na wypadek wygranej PiS - blokować uchwalane przez partię Ka­czyńskiego ustawy. PiS porządzi tak dwa lata i będzie musiało rozpisać wcześniejsze wybory. Schetyna po raz kolejny propo­nuje Tuskowi walkę o prezydenturę, ale szef Rady Europejskiej nie składa żadnych deklaracji.
   Kilka tygodni później pojawiają się spekulacje, że Tusk bę­dzie patronował Ruchowi 4 Czerwca, który miałby powstać w rocznicę wyborów w 1989 roku. To może być Platforma bis na wypadek, gdyby PO nie wygrała wyborów do europarlamentu.
   Schetynie mocno podnosi to ciśnienie.
   - Grzesiek ciężko zasuwa, dopina szeroką koalicję, a na ko­niec przyjedzie Donald i to on będzie rozdawał karty - przy­znaje jeden z najbliższych ludzi Schetyny. W otoczeniu lidera PO ciągle wspominają, jak byli gnębieni kiedyś przez Tuska, który zesłał Schetynę do słynnej pieczary, czyli gabinetu szefa komisji spraw zagranicznych w bocznym budynku Sejmu.
   Po wyjeździe Tuska do Brukseli Schetyna podniósł się z po­piołów i poparcie PO wzrosło z 14 do 30 procent. Jednak zaufa­nia dawnych przyjaciół odbudować się nie udało. Kilka miesięcy temu zawarli zawieszenie broni, a Tusk - w miarę możliwości - ma wspierać swoją dawną partię w pokonaniu PiS. Schetynie doradza zresztą były PR-owiec Tuska Igor Ostachowicz.
   Jednak co jakiś czas w mediach pojawiają się spekulacje, które ludzie Schetyny odbierają jako dowód na to, że Tusk cią­gle „chce mieszać na krajowym podwórku”. Mogli na przykład przeczytać, że Tusk będzie kandydatem na prezydenta pod wa­runkiem, że po wygranych przez opozycję wyborach premie­rem będzie nie Schetyna, tylko Kosiniak-Kamysz. Albo o „liście Tuska” na eurowybory. Gdy szef Rady Europejskiej spotkał się w Brukseli z prezydentem Warszawy Rafałem Trzaskowskim i p.o. prezydent Gdańska Aleksandrą Dulkiewicz, dziennikarze zaczęli spekulować, że spotkanie dotyczyło powołania nowego Ruchu 4 Czerwca, a oni będą jego twarzami. Jednak jeden z prezydentów zapewnia, że to bzdura. Pojechali do Brukseli, żeby rozma­wiać w Komisji Europejskiej o pieniądzach dla miast z nowego budżetu UE. Przy okazji odwiedzili Tuska, żeby zasygnalizować mu problem. Tematem były też obchody 4 czerw­ca, ale o żadnej nowej partii nie było mowy.
   Bliski współpracownik szefa RE przyzna­je, że Tuskowi nie wszystko, co robi opozy­cja, się podoba. Był zirytowany, gdy Schetyna - zamiast zaprezentować szeroką koalicję na eurowybory - ogłosił ją tylko z byłymi pre­mierami, co zostało nazwane przez media koalicją dinozaurów. Ale - jak zapewnia mój rozmówca - Tusk nie zrobi nic przeciwko PO, bo zdaje sobie sprawę, że bez niej nie da się odsunąć PiS od władzy.
   Prezydent Sopotu Jacek Karnowski mówi, że jeśli powsta­nie Ruch 4 Czerwca oparty na samorządowcach, to będzie on wsparciem dla Platformy i innych partii opozycyjnych, a nie konkurencją. Nawet gdyby PO przegrała eurowybory.
   - Jeżeli drużyna przegrywa wybory, to nie znaczy, że trzeba ją rozwiązywać czy zmieniać generała. Trzeba ją wzmocnić. I my, samorządowcy, chcemy wzmocnić Platformę. Sytuacja w kraju jest poważna, jest niszczona demokracja, jesteśmy wyciągani z Unii. 4 czerwca, w rocznicę bezkrwawej rewolucji, jest dobry moment, żeby zaprosić do Gdańska wszystkich, którzy chcą da­lej budować demokrację - podkreśla prezydent Sopotu.
   Schetyna wie, że jeśli szeroka koalicja wygra eurowybory, to on będzie rozdawał karty, a nie Tusk. I nikomu nie będzie już przeszkadzać jego „brak charyzmy”. Ale jeśli wybory przegra, wtedy przeciwnicy rzucą mu się do gardła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz