Lider Platformy jest
rozdarty bardzo chce pokonać PiS i rządzić, ale obawia się, że Donald Tusk
wróci do kraju i to on będzie rozdawał karty. A teraz ma jeszcze na plecach
Roberta Biedronia
Renata Grochal
Czwartkowe
popołudnie w gabinecie Grzegorza Schetyny na piątym piętrze kamienicy przy
ulicy Wiejskiej. Szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer siada na skórzanej
kanapie i pije coca-colę. To ich pierwsze spotkanie od grudnia, kiedy lider PO
rozbił klub Nowoczesnej, przejmując kilku posłów. Później obcesowo zagroził
Lubnauer, że albo wraz z resztą klubu przejdzie do Platformy, albo będzie
musiała wrócić na uczelnię, gdzie pracowała przed wejściem do parlamentu.
Po takich słowach trudno usiąść do rozmów. Do spotkania trzeba ich namawiać,
robią to m.in.
prof. Leszek Balcerowicz i Włodzimierz Cimoszewicz, którzy od miesięcy wzywają do
szerokiego porozumienia opozycji. Cimoszewicz ma być jedynką na warszawskiej
liście Koalicji Europejskiej w majowych wyborach do europarlamentu.
Szefowa Nowoczesnej powinna wiedzieć, że w polityce nie ma sentymentów,
bo sama ograła Ryszarda Petru, odbierając mu partię. Jest jednak rozgoryczona.
Przed wyborami samorządowymi wydawało jej się, że Schetyna traktuje ją po
partnersku. Zaprosił ją do domu we Wrocławiu, poznała jego żonę.
Teraz spotyka się z liderem PO, bo jest pod ścianą. Jej partia w
sondażach nie przekracza progu wyborczego, koalicja z PO to jedyna szansa na
przetrwanie.
Schetyna posypuje głowę popiołem. Przyznaje, że rozbicie Nowoczesnej
było błędem. To przełamuje lody. Lubnauer chce tylko jednej jedynki na
wspólnych listach do Parlamentu Europejskiego.
NIESPOTYKANIE CIERPLIWY CZŁOWIEK
Powstanie wielkiej
koalicji jest praktycznie przesądzone. Szef PO chce jak najszybciej
sfinalizować ciągnące się tygodniami negocjacje z PSL, SLD, Nowoczesną,
Inicjatywą Polska, Zielonymi i Krajową Partią Emerytów i Rencistów. Listy z kandydatami
do Parlamentu Europejskiego mają być ustalone do 23 lutego, tak by od marca
ruszyć z kampanią.
- Najważniejsze jest zwycięstwo w
wyborach do Parlamentu Europejskiego. Chcemy pokazać, że PiS jest do pokonania
przez zjednoczoną opozycję - mówi mi Schetyna.
Ale najpierw musiał przekonać własnych działaczy, żeby ustąpili miejsca
na listach politykom z innych ugrupowań oraz że trzeba podzielić się z nimi
pieniędzmi na kampanię, bo największa Platforma wyłoży najwięcej.
- Jak widzę cierpliwość Schetyny, to go nie poznaję - śmieje się szef
klubu PO Sławomir Neumann.
Najtrudniej było z PSL. Lider ludowców
Władysław Kosiniak-Kamysz zażądał aż czterech z 13 jedynek na listach w
eurowyborach i ustalenia zasad wspólnego startu w jesiennych wyborach
parlamentarnych. Chodzi o to, by zaklepać sobie parytet na listach, zanim do
gry o wspólne listy do Sejmu ewentualnie wejdzie partia Roberta Biedronia.
- Trzeba dać sygnał, że budujemy coś trwalszego niż listę na jedne
wybory. Po eurowyborach będą wakacje i później zabraknie już czasu na kolejne
negocjacje - tłumaczy Kosiniak-Kamysz. Lider PSL szachował Schetynę tym, że
jeśli ludowcy nie dostaną tego, czego chcą, w PSL zwycięży koncepcja Marka Sawickiego,
który jest przeciwko wspólnej liście opozycji. Otoczenie Schetyny uważało, że
to wyłącznie taktyka, by jak najwięcej wyciągnąć od Platformy.
Tylko raz Schetyna był bliski utraty cierpliwości - gdy Kosiniak-Kamysz
próbował budować tzw. małą koalicję z Nowoczesną, Unią Europejskich Demokratów
oraz SLD i zażądał miejsca na liście dla posła Unii Jacka Protasiewicza. To
miał być wyraz niezgody na hegemonię Schetyny i spłacenie długu Protasiewiczowi,
który z Michałem Kamińskim i Stefanem Niesiołowskim uratował PSL przed utratą
klubu poselskiego. Jednak Schetyna szczerze go nie cierpi od kiedy w 2013 roku
pozbawił go (na polecenie Donalda Tuska) stanowiska szefa dolnośląskiej
Platformy. Gdy stanął na czele PO, wyrzucił Protasiewicza z partii.
- Władek przekonywał Schetynę, żeby wziął przykład z Kaczyńskiego, który
najpierw wyrzucił Ziobrę z PiS, a później zrobił go ministrem. Ale Grzesiek
nie chce słyszeć o tym, żeby jego wróg miał dobre życie w Brukseli - twierdzi
jeden z ludowców. Stanęło na tym, że Protasiewicz w eurowyborach nie
wystartuje, a PSL dostanie trzy jedynki - na Mazowszu dla Jarosława Kalinowskiego,
w Lublinie dla Krzysztofa Hetmana i jeszcze jedną w którymś z regionów we
wschodniej Polsce.
Teraz trzeba to pogodzić z ambicjami
wewnątrz PO, a także SLD, który chce dwóch albo trzech jedynek na listach
koalicji.
Jeśli Cimoszewicz będzie kandydował z pierwszego miejsca w Warszawie, z
drugiego chce startować inna była premier Ewa Kopacz. Tyle że miejsce
gwarantujące wyjazd do Brukseli ma też obiecane Kamila Gasiuk-Pihowicz. Ze
Szczecina chce kandydować Bartosz Arłukowicz, ale jedynkę ma tu dostać
Bogusław Liberadzki z SLD. A jeśli z województwa zachodniopomorskiego
wystartuje Robert Biedroń, który obawia się starcia z Cimoszewiczem w stolicy,
to Arłukowicz z drugiego miejsca może nie dostać mandatu.
Jest też problem z Bronisławem Komorowskim, który co jakiś czas wspomina
o Brukseli. Schetyna nie jest tym zachwycony, bo były prezydent kojarzony jest
z wyborczą porażką sprzed czterech lat. Komorowski przekonuje liderów PO, że o
klęsce w 2015 roku już wszyscy zapomnieli, a gdy spaceruje po Warszawie, to
ludzie na niego bardzo pozytywnie reagują.
NIE ATAKOWAĆ BIEDRONIA
Zanim pojawiła się
partia Roberta Biedronia, plan
był prosty. Po jednej stronie w eurowyborach stanie szeroka pro europejska
koalicja, po drugiej - antyeuropejskie PiS. Linią podziału będzie polexit, a że Polacy są w większości
euroentuzjastami, koalicja ma duże szanse na sukces. Wejście do gry Wiosny i
jej samodzielny start skomplikowały sytuację.
Partia Biedronia wysforowała się w sondażach na trzecie miejsce i ostro
atakuje Platformę. Jej lider publicznie zaczepia Schetynę, chociaż osobiście
rozmawiać z nim nie chce. W telewizyjnym programie oświadczył, że po wyborach
może zaoferować szefowi PO stanowisko wicepremiera, o ile Platforma w ogóle
wejdzie do Sejmu.
Ludzie Schetyny uważają, że Biedroń chce wciągnąć PO w spór i na tym
sporze budować popularność swojego ugrupowania.
Platforma na razie nie odpowiada na zaczepki, bo dla niej zasadniczy
jest spór z PiS. Poza tym po co zrażać do siebie partnera, z
którym być może po eurowyborach trzeba będzie usiąść do stołu i negocjować wspólne listy do Sejmu.
Schetyna zapewnia, że Wiosny nie lekceważy. - Biorąc pod uwagę
dekompozycję lewicy, Biedroń może zbudować liczącą się partię po tamtej
stronie. Pytanie, czy nie jest on za bardzo egotyczny do tej roli. Na razie
widać, że ma z tym problem - ocenia lider PO.
I zwraca uwagę, że media są bardzo wyrozumiałe dla Biedronia i na razie dużo
mu uchodzi.
- Mówi, że wystartuje w wyborach, ale nie obejmie mandatu. I
dziennikarze go za to nie krytykują. Cicho też o tym, że jego partner
wystartuje z jedynki do europarlamentu. Gdyby ktoś z liderów PO chciał dać
pierwsze miejsce na liście swojej żonie, zaraz pojawiłyby się zarzuty, że to
nepotyzm - zauważa nie bez racji Schetyna.
PODGRYZANIE LIDERA
Według sondażu Instytutu
Badań Samorządowych dla Radia Zet,
pracowni, która jako jedyna przewidziała wygraną Rafała Trzaskowskiego w
Warszawie już w pierwszej turze, szeroka koalicja opozycji może wygrać
eurowybory z PiS 42 do 38 proc. Wiosna Biedronia dostała w tym badaniu 8 proc.
głosów.
- Biedroń korzysta z efektu świeżości. Stał się jednym z głównych
tematów, tak jak kiedyś KOD i Mateusz Kijowski, nazywany nowym Wałęsą, oraz
Nowoczesna. Ale czy nowy projekt przetrwa? - zastanawia się wiceszef Platformy
Tomasz Siemoniak.
W PO liczą, że wygrana szerokiej koalicji w eurowyborach będzie
przepustką do zwycięstwa w jesiennych wyborach parlamentarnych.
Jednak poza piątym piętrem w kamienicy przy Wiejskiej można usłyszeć, że
Grzegorz Schetyna nie nadaje się na lidera. W ostatnim sondażu firmy IBRiS dla
„Rzeczpospolitej” aż 70 procent badanych powiedziało, że nie widzi go w fotelu
premiera. Znacznie lepiej wypadł Kosiniak-Kamysz, który znalazł się na trzecim
miejscu tuż za Mateuszem Morawieckim oraz Donaldem Tuskiem. W sondażach
nieufności do polityków Schetyna prowadzi z Jarosławem Kaczyńskim.
- Obaj jesteśmy bardzo wyrazistymi politykami, dlatego mamy wysoki
elektorat negatywny - tłumaczy lider PO. - Chcę wygrać z PiS i sondaże nie
spędzają mi snu z powiek - zapewnia.
Co jakiś czas wracają plotki, że Donald Tusk wróci do Polski i to on
będzie patronował szerokiemu porozumieniu opozycji oraz środowisk
obywatelskich. Zepchnęłoby to Schetynę na dalszy plan.
PLAN TUSKA
Kilka tygodni temu
Grzegorz Schetyna z tysiącami
gdańszczan szedł za trumną Pawła Adamowicza. Potem spotkał się na Starym
Mieście z Tuskiem. Rozmawiali półtorej godziny. Zgodzili się, że zamordowanie
prezydenta Gdańska to nie będzie moment zwrotny w polskiej polityce, od
którego rozpocznie się sondażowy zjazd prawicy. Nie mają też złudzeń, że walka
w wyborach w 2019 roku będzie zacięta, a jedyną siłą, która może odsunąć PiS
od władzy, jest szerokie porozumienie opozycji oraz wielka mobilizacja
obywateli.
Schetyna mówi, że jeśli opozycja przegra wybory do europarlamentu, to w
wyborach parlamentarnych musi walczyć o większość
w Senacie, a w 2020 roku o prezydenta, żeby - na wypadek wygranej PiS -
blokować uchwalane przez partię Kaczyńskiego ustawy. PiS porządzi tak dwa lata
i będzie musiało rozpisać wcześniejsze wybory. Schetyna po raz kolejny proponuje
Tuskowi walkę o prezydenturę, ale szef Rady Europejskiej nie składa żadnych
deklaracji.
Kilka tygodni później pojawiają się spekulacje, że Tusk będzie
patronował Ruchowi 4 Czerwca, który miałby powstać w rocznicę wyborów w 1989
roku. To może być Platforma bis na wypadek, gdyby PO nie wygrała wyborów do
europarlamentu.
Schetynie mocno podnosi to ciśnienie.
- Grzesiek ciężko zasuwa, dopina szeroką koalicję, a na koniec
przyjedzie Donald i to on będzie rozdawał karty - przyznaje jeden z
najbliższych ludzi Schetyny. W otoczeniu lidera PO ciągle wspominają, jak byli
gnębieni kiedyś przez Tuska, który zesłał Schetynę do słynnej pieczary, czyli
gabinetu szefa komisji spraw zagranicznych w bocznym budynku Sejmu.
Po wyjeździe Tuska do Brukseli Schetyna podniósł się z popiołów i
poparcie PO wzrosło z 14 do 30 procent. Jednak zaufania dawnych przyjaciół
odbudować się nie udało. Kilka miesięcy temu zawarli zawieszenie broni, a Tusk
- w miarę możliwości - ma wspierać swoją dawną
partię w pokonaniu PiS. Schetynie doradza zresztą były PR-owiec Tuska Igor
Ostachowicz.
Jednak co jakiś czas w mediach pojawiają się spekulacje, które ludzie
Schetyny odbierają jako dowód na to, że Tusk ciągle „chce mieszać na krajowym
podwórku”. Mogli na przykład przeczytać, że Tusk będzie kandydatem na
prezydenta pod warunkiem, że po wygranych przez opozycję wyborach premierem
będzie nie Schetyna, tylko Kosiniak-Kamysz. Albo o „liście Tuska” na
eurowybory. Gdy szef Rady Europejskiej spotkał się w Brukseli z prezydentem
Warszawy Rafałem Trzaskowskim i p.o. prezydent Gdańska Aleksandrą Dulkiewicz, dziennikarze
zaczęli spekulować, że spotkanie dotyczyło powołania nowego Ruchu 4 Czerwca, a
oni będą jego twarzami. Jednak jeden z prezydentów zapewnia, że to bzdura.
Pojechali do Brukseli, żeby rozmawiać w Komisji Europejskiej o pieniądzach dla
miast z nowego budżetu UE. Przy okazji odwiedzili Tuska, żeby zasygnalizować mu
problem. Tematem były też obchody 4 czerwca, ale o żadnej nowej partii nie
było mowy.
Bliski współpracownik szefa RE przyznaje, że Tuskowi nie wszystko, co
robi opozycja, się podoba. Był zirytowany, gdy Schetyna - zamiast zaprezentować szeroką koalicję na eurowybory -
ogłosił ją tylko z byłymi premierami, co zostało nazwane przez media koalicją
dinozaurów. Ale - jak zapewnia mój rozmówca - Tusk nie zrobi nic przeciwko PO,
bo zdaje sobie sprawę, że bez niej nie da się odsunąć PiS od władzy.
Prezydent Sopotu Jacek Karnowski mówi, że jeśli powstanie Ruch 4
Czerwca oparty na samorządowcach, to będzie on wsparciem dla Platformy i innych
partii opozycyjnych, a nie konkurencją. Nawet gdyby PO przegrała eurowybory.
- Jeżeli drużyna przegrywa wybory, to nie znaczy, że trzeba ją
rozwiązywać czy zmieniać generała. Trzeba ją wzmocnić. I my, samorządowcy,
chcemy wzmocnić Platformę. Sytuacja w kraju jest poważna, jest niszczona
demokracja, jesteśmy wyciągani z Unii. 4 czerwca, w rocznicę bezkrwawej
rewolucji, jest dobry moment, żeby zaprosić do Gdańska wszystkich, którzy chcą
dalej budować demokrację - podkreśla prezydent Sopotu.
Schetyna wie, że jeśli szeroka koalicja wygra eurowybory, to on będzie
rozdawał karty, a nie Tusk. I nikomu nie będzie już przeszkadzać jego „brak
charyzmy”. Ale jeśli wybory przegra, wtedy przeciwnicy rzucą mu się do gardła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz