piątek, 22 lutego 2019

Gdzie są dywizje Biedronia



Najbliższe otoczenie Jarosława Kaczyńskiego pokłada w partii Roberta Biedronia ogromne nadzieje. Czy jednak pojawienie się Wiosny rzeczywiście oznacza klęskę opozycji?

Palikot, Kukiz, Petru. Każda z tych inicjatyw startowa­ła z ogromnymi nadzieja­mi, gdy mogło się wydawać, że duopol PiS-PO się wy­czerpuje, Każdej przewodził charyzma­tyczny lider i wszystkie skończyły się totalnymi porażkami.
   Charyzma liderów miała swoje gra­nice (każdy z nich był tykającą bombą, głównie z powodu nadmiaru narcyzmu), a wprowadzeni przez nich do polityki lu­dzie okazali się: totalnie niekompeten­tni i łatwi do rozegrania. Zarówno „nowi brzydcy z prowincji” Palikota i Kukiza, jak też „nowi ładni i wykształceni z wiel­kich miast" Petru. Wreszcie elektorat wszystkich tych przedsięwzięć, szybko i skutecznie zmobilizowany na „chary­zmę”, „event” i „projekt”, równie szybko się zniechęcał.
   Czy Robert Biedroń ma szansę przeła­mać to fatum?


DŁUGIE TRWANIE W POLITYCE
Jarosław Flis, socjolog analizu­jący zachowania elektoratu, zapyta­ny przez „Newsweek” o potencjał do przełamania duopolu PiS-PO wska­zuje, że ten podział głęboko się zako­rzenił. Na mapie polskich powiatów wyniki drugiej tury wyborów prezyden­ckich z 2005 roku (Donald Tusk - Lech Kaczyński) powtórzyły się dzie­sięciu latach (Bronisław Komorowski
   - Andrzej Duda), aż w 97 probantach. A przecież jedna trzecia wyborców de­klarowała, że zmieniła swoje preferen­cje wyborcze, większość zaś twierdziła, że czeka na zmianę. W dodatku to właś­nie w czasie dekady 2005-2015 pojawili się Palikot, Kukiz i Petru.
   Jednak konflikt polityczny, kulturo­wy, wręcz cywilizacyjny, dzielący Pol­skę bardziej liberalną i zorientowaną na Zachód (kojarzoną z PO) od Polski anty- liberalnej i eurosceptycznej (reprezen­towanej przez PiS) okazał się podziałem trwalszym i silniej organizującym emo­cje Polaków. I to do niego musiały się dopasować także nowe* antysystemowe ugrupowania.
   Palikot werbował w elektoracie Plat­formy i SLD, Kukiz podbierał młodzież PiS, a Petru przejmował młodszych wyborców PO. Flis twierdzi, że także Biedroń jest całkowicie odcięty od elek­toratu prawicy, również socjalnego. Po­zostaje mu wyłącznie wielkomiejski liberalny wyborca.
   Politolog Rafał Chwedoruk mówi „Newsweekowi”, że w chwili startu Wiosny skończył się mit Biedronia jako polskiego Macrona. - Francuski prezy­dent już w momencie startu wchłonął zarówno większą część Partii Socjali­stycznej, jak i centroprawicowych gaullistów. Tymczasem Biedroń grasuje tylko na jednym, liberalnym podwórku - twierdzi Chwedoruk.

WYBORCA, KTÓRY SIĘ WAHA
Za każdym razem antysystemowe inicjatywy bazują na elektoracie młodszym, mniej zdecydowanym, bardziej przepływowym. Liderzy Wiosny nazywają go elektoratem nadziei i zmiany. Jarosław Flis mówi o tych wyborcach z ogromną dozą sceptycyzmu „elektorat zgrywy”.
- Od dziecka są ukształtowani przez me­dia społecznościowe, podatni na mody, unoszeni przez fale entuzjazmu i hejtu. Łatwo ich zmobilizować, ale prawie niemożliwie jest utrzymanie tej mobilizacji
   - Rafał Chwedoruk potencjalnych wy­borców charyzmatycznych liderów rozszerza na elektorat zgrywy i buntu. Ograniczony wiekowo do nieco ponad 20 lat i wyjątkowo niestabilny. - Pali­kot stał się; początkowo bogiem dla elek­toratu zgrywy i buntu, bo jako jedyny polityk tak mocno postawił postulat le­galizacji marihuany. Później jednak ci najmłodsi wyborcy, którzy mieli bardzo różne i bardzo płynne poglądy na gospo­darkę, nacjonalizm czy imigrantów, bez problemu przepłynęli do Pawła Kukiza. Dziś część z nich patrzy z zainteresowa­niem na inicjatywę Biedronia, jednak to nie oni są głównym adresatem mar­ketingowego przekazu Wiosny - mówi Chwedoruk.
   Jego zdaniem Wiosna zabiega prze­de wszystkim o elektorat korpo, Nieco starszy, do 35 lat, wychowany nie tylko przez Facebooka, lecz także przez pracę w korporacjach i coaching. Czyli lepiej wychowany, łagodniejszy, ale i bardziej zdyscyplinowany niż elektorat zgrywy i buntu. Nauczony tego, aby konflikt opakowywać w profesjonalny język negocja­cji i porozumienia. A nawet, jak nieco złośliwie dodaje Chwedoruk: „żeby ludzi wyrzucanych przez korporację z pracy żegnać miłym uśmiechem i życzeniami, by im się w dalszym życiu powiodło”.
   Na elektoracie zgrywy i buntu urośli Palikot i Kukiz. Z elektoratu korpo czer­pał Ryszard Petru. I to jest także główny cel Biedronia i Jakuba Bierzyńskiego (specjalisty od reklamy i marketingu, który w 2015 roku odpalał inicjatywę Ryszarda Petru, a dziś pracuje dla Wios­ny). Chwedoruk twierdzi, że nie tylko warszawska konwencja Biedronia, ale także jego spotkania w większych pol­skich miastach przypominają korpora­cyjne zjazdy integracyjne czy szkolenia bankowców średniego szczebla. Z cha­rakterystycznym dla takich imprez prze­rostem formy nad treścią, a także bardzo profesjonalnie kontrolowanym scena­riuszem i entuzjazmem.
   Chwedorukowi przeszkadza infantylizacja przekazu obecna już w samej na­zwie formacji. - Unia Wolności, Unia Pracy, Platforma Obywatelska, Prawo i Sprawiedliwość, Sojusz Lewicy Demo­kratycznej... wszystkie te ugrupowania, nawet jeśli z praktyką bywało różnie, przynajmniej w samej nazwie niosły pewną treść, sygnalizowały jakieś idee - mówi politolog. - Wiosna to nazwa kompletnie infantylna, charakterystycz­na właśnie dla korporacyjnego języka, który cechuje pustosłowie mające jed­nak tworzyć dobrą atmosferę i mobilizo­wać do pracy.

POLOWANIE NA SIEROTY PO NOWOCZESNEJ
Podstawowym celem Biedronia wcale nie jest elektorat lewicy. Tak­że elektorat socjalny to raczej hasło niż prawdziwy adresat przekazu Wiosny. Lewicowy socjolog Maciej Gdula stoją­cy na scenie obok Roberta Biedronia, ale grzecznie wykonujący cały rytuał korpo­racyjnego coachingu, jest raczej wielko­miejskim inteligentem niż łącznikiem pomiędzy Wiosną i ludem.
   Jak twierdzi Jarosław Flis, działa­cze partii Biedronia są społecznie wraż­liwi raczej na sposób protekcjonalny i paternalistyczny bez realnego dostę­pu do faktycznego elektoratu socjal­nego na prowincji czy w blokowiskach. Jego zdaniem spośród wszystkich no­wych liderów tylko Janusz Palikot po­trafił przejmować tradycyjny elektorat lewicy uzyskując na samym początku doskonałe wyniki w Sosnowcu, Bydgosz­czy i paru innych matecznikach SLD. Ale Palikot był wizerunkowo twardszy od Biedronia, nie udawał też symetryzmu wobec PiS, przeciwnie, wobec całej pol­skiej prawicy był wyjątkowo agresywny, co zapewniło mu początkowy przepływ tradycyjnego elektoratu SLD.
   Biedronia z tradycyjnym wyborcą SLD nie łączy zupełnie nic. I jego prawdziwy cel nie skupia się wcale na przejęciu le­wicowego wyborcy, ale - jak mówi Rafał Chwedoruk - na przechwyceniu wybor­ców Nowoczesnej, którzy wracali do PO, lecz bez entuzjazmu.
   Faktycznie, projekt Grzegorza Schetyny polegał na ponownym skonsolidowa­niu elektoratu Platformy Obywatelskiej z 2007 roku, tego bardziej liberalnego i bardziej konserwatywnego, starszego i młodszego, co podobnie jak wówczas miałoby zapewnić zwycięstwo nad PiS.   Realizacji tego celu służyło nawet dość brutalne rozegranie Petru i Katarzyny Lubnauer czy zaproszenie do współpracy Barbary Nowackiej.
   Wyborcy Nowoczesnej powoli wra­cali do PO czy też do tworzonej wokół Platformy koalicji. Wybory samorządo­we pokazały skuteczność tej strategii. Później jednak doszło do zbyt pospiesz­nej próby wchłonięcia Nowoczesnej, która tak naprawdę opóźniła i skom­plikowała projekt powtórnego jedno­czenia centrowego elektoratu. A teraz pojawił się Biedroń, który może powrót wyborców Nowoczesnej do PO zablo­kować totalnie. I to jest jego absolutny polityczny priorytet, a nie wchłonięcie SLD czy Partii Razem z jej śladowym elektoratem. Chwedoruk zwraca uwagę na to, że ludzie Biedronia bardzo kon­sekwentnie unikają nawet słowa „lewi­ca”. Przedstawiają się jako progresywni, bo to słowa nie płoszy liberalnych wyborców, którzy w 2015 roku postawili na Petru.

PiS CHŁODZI SZAMPANA
Podzielenie centrowego elektora­tu, podobne do tego, jakie za sprawą No­woczesnej wydarzyło się w 2015 roku, na pewno zwiększa szanse Kaczyńskiego: na utrzymanie się u władzy. Liderzy PiS do­brze to rozumieją. Podczas gdy najgłupsi ludzie prawicy, rycerze kulturowych wo­jen atakują Biedronia w sposób zupełnie furiacki (nazywając go lewakiem, a na­wet Stalinem), najbliższe otoczenie Ja­rosława Kaczyńskiego, w tym pracujący nad strategiami wyborczymi Adam Bie­lan i Jacek Kurski, pokładają w jego par­tii ogromne nadzieje.
   Po pierwsze dlatego, że symetrystyczny Biedroń chętnie wbija szpile w PO i Schetynę, ale prawie nigdy nie wymie­nia z nazwiska Kaczyńskiego. W końcu o dawnych wyborców Nowoczesnej nie walczy się z PiS, ale właśnie z Platformą, PO drugie, Biedroń nie ma żadnej szan­sy choćby na zbliżenie się do socjalnego elektoratu PiS. Ten jest trwale zoriento­wany na prawo w wymiarze kulturowym. Jak mówi Rafał Chwedoruk: „w całej Europie kiedyś w pierwszych rzędach w kościele siedzieli bogaci, a dziś siedzą biedni”. A dla polskiego ludowego Koś­cioła geje, związki partnerskie czy libe­ralizacja aborcji to synonim szatana.
   Maciej Gdula ma nadzieję, że kulturo­wą przepaść pomiędzy Biedroniem i so­cjalnymi wyborcami PiS da się zasypać pieniędzmi. Ale stratedzy Kaczyńskiego nie bardzo w to wierzą.
   Czy jednak pojawienie się Biedronia rzeczywiście oznacza klęskę opozycji? Grzegorz Schetyna ma kłopoty z przebi­ciem się do młodszego elektoratu. Cięż­ko: mu też wystawić ekipę, atrakcyjną wizerunkowo. Grupa premierów i szefów MSZ, którzy jako pierwsi poparli bu­dowaną wokół PO Koalicję Europejską, na tle młodych twarzy za plecami Bie­dronia przypomina raczej - jak napi­sał złośliwie Michał Szułdrzyński - listę ugrupowania Jesień.
   Jeśli jednak - jak twierdzą Flis i Ch­wedoruk - Platformie uda się stworzyć: choćby fasadę koalicji i utrzymać prze­wagę w sondażach, to taka koalicja stanie się w oczach całego centrowego elekto­ratu jedyną gwarancją na odsunięcie Ka­czyńskiego od władzy. A wówczas także część potencjalnych wyborców Biedro­nia uzna, że zapewnienie jego ludziom miejsc w Brukseli za cenę czterech kolej­nych lat rządów PiS w Warszawie to zbyt wielkie ryzyko.
   Potwierdza to najnowszy sondaż In­stytutu Spraw Publicznych, w którym samodzielnie startująca PO ma wciąż kilka punktów straty do PiS, a Biedroń otrzymuje prawie 12 procent poparcia. Jednak jeśli tę samą próbkę Polaków pyta się o poparcie dla szerokiej Koali­cji Europejskiej budowanej wokół PO, to wygrywa ona z PiS, a Wiosna dostaje: led­wie 8 procent głosów.
   Dla lego. jak mówi Rafał Chwedoruk, choć po starcie inicjatywy Biedronia po­litycy PiS chłodzą już szampana, to z jego otwieraniem powinni poczekać.
Cezary Michalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz