piątek, 15 marca 2019

Fundamentalizm fasadowy



Powstało na wsi przekonanie, że Brukselkę trzeba wycisnąć jak cytrynę, ale wara od naszych, swojskich wartości - socjolog prof. Maria Halamska opowiada o tym, jaka jest dziś polska wieś

Jacek Tomczuk

NEWSWEEK: Dlaczego wieś głosuje na PiS?
PROF. MARIA HALAMSKA: Tu nie ma prostej odpowiedzi, ale wiązałabym to z rewolucją 1989 roku. Politycznym zmianom towarzyszyło wielkie roz­chwianie i zmiany w systemach war­tości. Narracja PiS obiecuje powrót do wartości znanych, a przez to bezpiecz­nych. Osią narracji jest naród i jego bohaterskie cechy, niepodległość rozu­miana jako swojskość. PiS samo zacho­wuje się jak niegdysiejsi chłopi. Nikt mu nie będzie mówił, co jest dobre. Waż­nym elementem są obiecywane i roz­dzielane pieniądze. Badania pokazują, że na wsi postawy materialistyczne są silne. Niektórzy socjologowie twierdzą nawet, że konsumpcjonizm polskie­go społeczeństwa związany jest z jego chłopską genealogią.
Jaki jest najczęstszy mit na temat polskiej wsi?
- Że żyją tam tylko rolnicy. Najliczniej­szą mieszkającą obecnie na wsi grupą są robotnicy pracujący na wsi oraz w po­bliskich miastach i miasteczkach, sta­nowią około połowy mieszkańców wsi. Grupa rolników systematycznie się kurczy. Za to coraz liczniejsza staje się tzw. klasa średnia, wykształceni urzęd­nicy i właściciele firm usługowych, któ­re wkraczają na wieś. Rolnicy dominują jedynie na wsiach położonych daleko od ośrodków miejskich. Patrzenie na wieś tylko przez pryzmat rolników to błąd. Inny mit to dochody wsi. Przez lata rze­czywiście były one znacząco niższe niż ludności miejskiej, ale po wejściu do UE realne dochody na wsi wrosły szybciej niż w mieście. Ale mówiąc o dochodach, już nie wspomina się, że koszty utrzy­mania w dużych miastach są o ponad połowę wyższe niż na wsi. Poza tym tam żyje spora grupa ludzi, która nie pła­ci podatków oraz inna, ubezpieczona w KRUS. Ja też bym chciała płacić 400 złotych na kwartał.
Pani chce im to zabrać?
- Skąd. Ale warto o tym mówić, miesz­kańcom wsi i całemu społeczeństwu, że obecna sytuacja jest wynikiem pew­nego kompromisu politycznego zawar­tego w latach 90. Uchwalono ustawę o specjalnym systemie ubezpieczeń społecznych dla rolników (czyli KRUS) i przyjęto ustawę o PIT, z której wyłą­czono rolników. To miało sens, bo wte­dy rolnicy byli biedni.
Minęło 25 lat, a umowa dalej obowiązuje?
- Tak i ma to nie tylko finansowe kon­sekwencje społeczne. Ja bym chciała, by rolnicy poczuli się bardziej obywate­lami tego kraju, a nie ma szans na wy­kształcenie postaw obywatelskich ktoś, kto nie uczestniczy w pełni w utrzyma­niu państwa, chociażby poprzez płace­nie podatków.
Jaki jest stosunek wsi do państwa?
- Skomplikowany, bo państwo zawsze było opresyjne dla wsi. Najpierw były zabory, potem okupacja, komuniści...
W PRL gospodarstwo było w szcze­gólnej sytuacji - chłopi pozostawa­li w symbiozie z gospodarką centralnie sterowaną, a jednocześnie trwali w mi­cie, że przechowują ziemię, własność i wiarę. Ten stosunek przejawia się dziś w bardzo niskim poparciu dla demokra­tycznych instytucji: Sejmu czy sądów. Za to wielkim autorytetem na wsi cie­szą się struktury skrajnie hierarchicz­ne: wojsko, Kościół. No ale też Jerzy Owsiak i Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.
W Diagnozie Społecznej Janusza Cza­pińskiego ze zdaniem „Demokracja ma przewagę nad innymi formami rządów” zgodziło się tylko 19 proc. mieszkań­ców wsi. Za to ze zdaniem „Nie ma zna­czenia, czy rząd jest demokratyczny” - 21 proc. Ale chyba najbardziej nie­pokoi, że 40 proc. zaznaczyło punkt: „Trudno odpowiedzieć”, czyli było im wszystko jedno.
Według wszystkich badań na wsi jest dużo większe niż w mieście przyzwolenie na postawy autorytarne i ksenofobię.
- Tak. Ma to związek z wykształceniem. Rozwiązania autorytarne odpowiada­ją ludziom, którzy poszukują prostych recept na świat. Tolerancja dla „innego” (osób LGBT czy emigranta) jest dużo niższa. To kult swojskości, na wsi nie lubi się innych, obcych. Z takiego obra­zu wyłamuje się wiejska młodzież, ale co ciekawe, nawet jak ktoś wyjedzie na naukę czy do pracy do większego mia­sta, ale wróci na wieś, to z czasem przej­muje wartości i postawy wiejskie.
Skąd takie niskie poparcie dla demokracji?
- Polskie społeczeństwo nie ma długich tradycji demokratycznych. Polscy poli­tycy po roku 1989 nie mieli pomysłu na wieś, gdzie bardzo silne wpływy mia­ła ideologia agraryzmu. Głosiła ona, że chłop to sól ziemi, archetyp obywatela tworzącego naród, który będzie bronił ziemi. A trudno pożenić agraryzm z li­beralizmem, według którego przebiega­ły gospodarcze reformy i transformacja.
Nikt nie potrafił powiedzieć wsi, że nie jest wyjątkowa?
- Z grupy o liberalnej orientacji raczej nie. Natomiast już w latach 90. zaczę­to mówić o neoagraryzmie. I nie byli to „liberałowie”.
Nie pomogło nawet wejście do UE.
- Gorzej. Przed referendum akcesyj­nym wszyscy chcieli się podlizać wsi i rolnikom, żeby ci tylko zgodzili się za­głosować za przystąpieniem do wspól­noty. Ze strachu przed wsią nie mówiło się o Unii w kontekście wartości euro­pejskich, ale właśnie korzyści finanso­wych. I powstało na wsi przekonanie, że Brukselkę trzeba wycisnąć jak cy­trynę, ale wara od naszych, swojskich wartości.
Mija 15 lat Polski w UE. Czy gigantyczne pieniądze z Unii zmieniły wieś, czy raczej ją zakonserwowały?
- W pierwszym okresie pieniądze z Unii były formą socjalnej pomocy. Ale jak sy­tuacja się poprawiła, środki można było wydać inaczej, na projekty związane z ochroną środowiska, dobrostanem zwierząt, edukacją, budowaniem spo­łeczeństwa obywatelskiego, inwestowa­niem w ludzi.
Tysiące ludzi ze wsi wyjeżdżają pracować do Niemiec, Holandii, Włoch, Norwegii, Szwecji... Czy zdobyte tam doświadczenia zmieniają polską wieś?
- Badania, prowadzone niedawno w na­szym Instytucie Rozwoju Wsi i Rolni­ctwa PAN, w zasadzie mówiły, że nie. Mam tu pewną hipotezę. Przez kilka lat mieszkałam w Kopenhadze i spo­tykałam na promie Polaków jadących do pracy. Kiedy jechali z Polski do Da­nii, bagażniki samochodów były pełne ziemniaków, mięsa i chleba, czyli pol­skiego jedzenia... Badania wśród miesz­kańców wsi mówią, że na emigracji nie uczą się języka obcego, żyją w pol­skich enklawach, czują się tam jak obcy. Co z takiego życia można przywieźć do Polski?
Pieniądze.
- Tak. Za nie urządzają się tutaj, czasa­mi stawiają chałupy, jakie widzieli tam, gdzie zarabiają. Ale też przywożą po­czucie, że ten Zachód jest jakiś dziwny, niezrozumiały, niepokojący.
Znam badania pokazujące, że na połu­dniu Francji polscy pracownicy sezono­wi wypierają robotników z Maghrebu. Polska siła robocza była tańsza, bo Po­lacy nie domagali się żadnych świad­czeń socjalnych.
Robiłem ostatnio reportaż o wsi pod Sierpcem. Dom mojego rozmówcy wyglądał niczym z warszawskiego osiedla. A jednocześnie dowiedziałem się, że na tej wsi nie ma miejsca na osoby LGBT czy trudne pytania o pozycję Kościoła katolickiego.
- Bo łatwiej zmienić umeblowanie kuch­ni niż stosunek wobec świata, system wartości.
Kiedyś osią wiejskich wartości były ziemia i rodzina?
- Jeszcze dla mojego pokolenia ziemia ma wartość emocjonalną, niemal sa­kralną. Ale dla wielu młodych ludzi już tylko materialną. Sama wychowałam się w niewielkim gospodarstwie pod Krakowem. I kiedy pojawił się w ro­dzinie pomysł, żeby sprzedać ziemię, to mimo że mieszkam w Warszawie od prawie 50 lat, było mi żal. W wiejskim systemie wartości wielką cnotą była pracowitość...
Leon Tarasewicz mówił, że w rodzinnej wsi na Białostocczyźnie jego przodkowie też byli tytanami pracy. A dzisiaj ich dzieci i wnuki nie wychodzą na pole, bo mają dotacje.
- To nie tylko kwestia dopłat. Widzia­łam mapę, która przedstawiała pro­cent użytków rolnych, na które rolnicy pobierają dopłaty w danej gminie. Są na niej miejsca ciemne, gdzie wnioski o dopłaty dotyczą prawie całego obsza­ru gruntów w gminie, ale na południo­wym wschodzie mapa była prawie biała. Tam użytkownikom nawet nie chce się złożyć wniosku o dopłatę, bo byłoby to zobowiązanie do utrzymania tego ka­wałka ziemi w dobrej kondycji, wycię­cia chwastów.
Stosunek Polaków do wartości, nie tyl­ko mieszkańców wsi, jest niezwykle złożony. Prof. Adam Podgórecki nazy­wał go fasadowym fundamentalizmem. Także ludzie na wsi, kiedy mówią o war­tościach, są rygorystyczni, pryncypial­ni. Ale łagodnieją, kiedy przychodzi do stosowania ich w swoim życiu. Rozma­wiałam kiedyś z gospodynią, zadeklaro­waną katoliczką, która stosowała środki antykoncepcyjne, co według Kościoła jest niedopuszczalne. Kiedy zapytałam, jak to godzi, usłyszałam, że ona po pro­stu bierze tabletki na uregulowanie okresu, to nie jest antykoncepcja. Po­stawa PiS jest podobna: co innego de­klaruje się z politycznej mównicy, a co innego robi. PiS bardzo dobrze wpaso­wało się w ten fasadowy fundamenta­lizm.
PiS traktuje wieś instrumentalnie?
- Oczywiście. Politycy tej partii przy­jeżdżają na dożynki albo inne impre­zy, chwalą chłopów, że są solą polskiej ziemi, zatańczą, zjedzą rosół z makaro­nem, spróbują twarożku. Nie pojawia się żaden trudny temat. Wieś na razie myśli: ale nas szanują.
Czyli nikomu nie zależy na zmianie wsi.
- Ta zmiana się dokonuje spontanicz­nie. Ale inicjatywa powinna wyjść od państwa, to ono musi nakreślić wizje takich zmian, które wykraczają poza utrzymanie poparcia dla partii władzy.
W interesie PiS nie jest, żeby na wsi pojawiały się postawy emancypacyjne, nowoczesne?
- Pielęgnuje ten elektorat poprzez sy­stem różnych bonusów, nie tylko finan­sowych, ale też symbolicznych. Kiedy minister Witold Waszczykowski w wy­wiadzie dla niemieckiej prasy mówi, że „musimy wyleczyć Polskę z kilku cho­rób”, np. wegetarianizmu, ateizmu czy jazdy na rowerze, to jest ukłon w stro­nę wiejskich, polskich wartości: trady­cji, wiary w Boga, niedzielnego rosołu i schabowego. PiS gra na nucie swojskości i nieufności wobec obcego, ciągle znaczących w systemie wartości sporej liczby mieszkańców wsi.
Prof. Maria Halamska - Jest socjologiem, pracuje w Instytucie Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN. Autorka książek poświęconych Polskiej wsi, prowadziła też bada­nia we Francji, Kanadzie, Brazylii, Portugalii, Tunezji, Rumunii, Cze­chach, na Słowacji i Węgrzech

1 komentarz:

  1. Bardzo się cieszę, że mogę podzielić się z nami swoimi doświadczeniami. Nazywam się Brenda i byłem szczęśliwy. Dopóki mój mąż nie powiedział, że go zdradzam, oboje staliśmy się dokuczliwymi parami, nie mógł w to uwierzyć, ani nie zaufał moim słowom, więc złożyliśmy wniosek o rozwód, później zostaliśmy rozdzieleni i ślubowaliśmy, że nigdy się nie pogodzimy. Długo próbowałem iść dalej, ale nie mogłem pozostać bez niego, więc zacząłem poszukiwania powrotu męża, a potem skierowano mnie do Dr.IZOYA. Świetny człowiek, którego spotkałem, rzucił zaklęcie miłosne i zmusił mojego męża do powrotu w ciągu 24 godzin. dzięki temu jestem tutaj, aby udostępnić kontakt dr IZOYA, skontaktować się z nim poprzez drizayaomosolution@gmail.com. Jest naprawdę potężny i specjalizuje się w następujących sprawach ...
    (1) Kochaj zaklęcia wszelkiego rodzaju. (2) Przestań rozwodzić się. (3) Zakończ jałowość. (4) Potrzebujesz pomocy duchowej.

    OdpowiedzUsuń