Powstało na wsi
przekonanie, że Brukselkę trzeba wycisnąć jak cytrynę, ale wara od naszych,
swojskich wartości - socjolog prof. Maria Halamska opowiada o tym, jaka jest
dziś polska wieś
Jacek Tomczuk
NEWSWEEK: Dlaczego wieś głosuje na PiS?
PROF.
MARIA HALAMSKA: Tu nie ma prostej
odpowiedzi, ale wiązałabym to z rewolucją 1989 roku. Politycznym zmianom
towarzyszyło wielkie rozchwianie i zmiany w systemach wartości. Narracja PiS
obiecuje powrót do wartości znanych, a przez to bezpiecznych. Osią narracji
jest naród i jego bohaterskie cechy, niepodległość rozumiana jako swojskość.
PiS samo zachowuje się jak niegdysiejsi chłopi. Nikt mu nie będzie mówił, co
jest dobre. Ważnym elementem są obiecywane i rozdzielane pieniądze. Badania
pokazują, że na wsi postawy materialistyczne są silne. Niektórzy socjologowie
twierdzą nawet, że konsumpcjonizm polskiego społeczeństwa związany jest z jego
chłopską genealogią.
Jaki jest najczęstszy mit na
temat polskiej wsi?
- Że żyją tam tylko rolnicy.
Najliczniejszą mieszkającą obecnie na wsi grupą są robotnicy pracujący na wsi
oraz w pobliskich miastach i miasteczkach, stanowią około połowy mieszkańców
wsi. Grupa rolników systematycznie się kurczy. Za to coraz liczniejsza staje
się tzw. klasa średnia, wykształceni urzędnicy i właściciele firm usługowych,
które wkraczają na wieś. Rolnicy dominują jedynie na wsiach położonych daleko
od ośrodków miejskich. Patrzenie na wieś tylko przez pryzmat rolników to błąd.
Inny mit to dochody wsi. Przez lata rzeczywiście były one znacząco niższe niż
ludności miejskiej, ale po wejściu do UE realne dochody na wsi wrosły szybciej
niż w mieście. Ale mówiąc o dochodach, już nie wspomina się, że koszty utrzymania
w dużych miastach są o ponad połowę wyższe niż na wsi. Poza tym tam żyje spora
grupa ludzi, która nie płaci podatków oraz inna, ubezpieczona w KRUS. Ja też
bym chciała płacić 400 złotych na kwartał.
Pani chce im to zabrać?
- Skąd. Ale warto o tym mówić,
mieszkańcom wsi i całemu społeczeństwu, że obecna sytuacja jest wynikiem pewnego
kompromisu politycznego zawartego w latach 90. Uchwalono ustawę o specjalnym
systemie ubezpieczeń społecznych dla rolników (czyli KRUS) i przyjęto ustawę o PIT, z której wyłączono rolników. To miało sens, bo wtedy
rolnicy byli biedni.
Minęło 25 lat, a umowa dalej
obowiązuje?
- Tak i ma to nie tylko finansowe
konsekwencje społeczne. Ja bym chciała, by rolnicy poczuli się bardziej
obywatelami tego kraju, a nie ma szans na wykształcenie postaw obywatelskich
ktoś, kto nie uczestniczy w pełni w utrzymaniu państwa, chociażby poprzez
płacenie podatków.
Jaki jest stosunek wsi do
państwa?
- Skomplikowany, bo państwo zawsze
było opresyjne dla wsi. Najpierw były zabory, potem okupacja, komuniści...
W PRL gospodarstwo było w szczególnej
sytuacji - chłopi pozostawali w symbiozie z gospodarką centralnie sterowaną, a
jednocześnie trwali w micie, że przechowują ziemię, własność i wiarę. Ten
stosunek przejawia się dziś w bardzo niskim poparciu dla demokratycznych
instytucji: Sejmu czy sądów. Za to wielkim autorytetem na wsi cieszą się
struktury skrajnie hierarchiczne: wojsko, Kościół. No ale też Jerzy Owsiak i
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.
W Diagnozie Społecznej Janusza Czapińskiego
ze zdaniem „Demokracja ma przewagę nad innymi formami rządów” zgodziło się
tylko 19 proc. mieszkańców wsi. Za to ze zdaniem „Nie ma znaczenia, czy rząd
jest demokratyczny” - 21 proc. Ale chyba
najbardziej niepokoi, że 40 proc. zaznaczyło punkt: „Trudno odpowiedzieć”,
czyli było im wszystko jedno.
Według wszystkich badań na wsi
jest dużo większe niż w mieście przyzwolenie na postawy autorytarne i
ksenofobię.
- Tak. Ma to związek z
wykształceniem. Rozwiązania autorytarne odpowiadają ludziom, którzy poszukują
prostych recept na świat. Tolerancja dla „innego” (osób LGBT czy emigranta)
jest dużo niższa. To kult swojskości, na wsi nie lubi się innych, obcych. Z
takiego obrazu wyłamuje się wiejska młodzież, ale co ciekawe, nawet jak ktoś
wyjedzie na naukę czy do pracy do większego miasta, ale wróci na wieś, to z
czasem przejmuje wartości i postawy wiejskie.
Skąd takie niskie poparcie
dla demokracji?
- Polskie społeczeństwo nie ma
długich tradycji demokratycznych. Polscy politycy po roku 1989 nie mieli
pomysłu na wieś, gdzie bardzo silne wpływy miała ideologia agraryzmu. Głosiła
ona, że chłop to sól ziemi, archetyp obywatela tworzącego naród, który będzie
bronił ziemi. A trudno pożenić agraryzm z liberalizmem, według którego
przebiegały gospodarcze reformy i transformacja.
Nikt nie potrafił powiedzieć
wsi, że nie jest wyjątkowa?
- Z grupy o liberalnej orientacji
raczej nie. Natomiast już w latach 90. zaczęto mówić o neoagraryzmie. I nie byli to „liberałowie”.
Nie pomogło nawet wejście do
UE.
- Gorzej. Przed referendum akcesyjnym
wszyscy chcieli się podlizać wsi i rolnikom, żeby ci tylko zgodzili się zagłosować
za przystąpieniem do wspólnoty. Ze strachu przed wsią nie mówiło się o Unii w
kontekście wartości europejskich, ale właśnie korzyści finansowych. I
powstało na wsi przekonanie, że Brukselkę trzeba wycisnąć jak cytrynę, ale
wara od naszych, swojskich wartości.
Mija 15 lat Polski w UE. Czy
gigantyczne pieniądze z Unii zmieniły wieś, czy raczej ją zakonserwowały?
- W pierwszym okresie pieniądze z
Unii były formą socjalnej pomocy. Ale jak sytuacja się poprawiła, środki można
było wydać inaczej, na projekty związane z ochroną środowiska, dobrostanem
zwierząt, edukacją, budowaniem społeczeństwa obywatelskiego, inwestowaniem w
ludzi.
Tysiące ludzi ze wsi wyjeżdżają
pracować do Niemiec, Holandii, Włoch, Norwegii, Szwecji... Czy zdobyte tam
doświadczenia zmieniają polską wieś?
- Badania, prowadzone niedawno w
naszym Instytucie Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN, w zasadzie mówiły, że nie. Mam
tu pewną hipotezę. Przez kilka lat mieszkałam w Kopenhadze i spotykałam na
promie Polaków jadących do pracy. Kiedy jechali z Polski do Danii, bagażniki
samochodów były pełne ziemniaków, mięsa i chleba, czyli polskiego jedzenia...
Badania wśród mieszkańców wsi mówią, że na emigracji nie uczą się języka
obcego, żyją w polskich enklawach, czują się tam jak obcy. Co z takiego życia
można przywieźć do Polski?
Pieniądze.
- Tak. Za nie urządzają się tutaj,
czasami stawiają chałupy, jakie widzieli tam, gdzie zarabiają. Ale też
przywożą poczucie, że ten Zachód jest jakiś dziwny, niezrozumiały,
niepokojący.
Znam badania pokazujące, że na
południu Francji polscy pracownicy sezonowi wypierają robotników z Maghrebu.
Polska siła robocza była tańsza, bo Polacy nie domagali się żadnych świadczeń
socjalnych.
Robiłem ostatnio reportaż
o wsi pod Sierpcem. Dom mojego rozmówcy wyglądał
niczym z warszawskiego osiedla. A
jednocześnie dowiedziałem się, że na tej wsi nie ma miejsca na osoby LGBT czy
trudne pytania o pozycję Kościoła katolickiego.
- Bo łatwiej zmienić umeblowanie
kuchni niż stosunek wobec świata, system wartości.
Kiedyś osią wiejskich wartości
były ziemia i rodzina?
- Jeszcze dla mojego pokolenia
ziemia ma wartość emocjonalną, niemal sakralną. Ale dla wielu młodych ludzi
już tylko materialną. Sama wychowałam się w niewielkim gospodarstwie pod
Krakowem. I kiedy pojawił się w rodzinie pomysł, żeby sprzedać ziemię, to mimo
że mieszkam w Warszawie od prawie 50 lat, było mi żal. W wiejskim systemie
wartości wielką cnotą była pracowitość...
Leon Tarasewicz mówił, że w
rodzinnej wsi na Białostocczyźnie jego przodkowie też byli tytanami pracy.
A dzisiaj ich dzieci i wnuki nie wychodzą na pole,
bo mają dotacje.
- To nie tylko kwestia dopłat.
Widziałam mapę, która przedstawiała procent użytków rolnych, na które rolnicy
pobierają dopłaty w danej gminie. Są na niej miejsca ciemne, gdzie wnioski o dopłaty
dotyczą prawie całego obszaru gruntów w gminie, ale na południowym wschodzie
mapa była prawie biała. Tam użytkownikom nawet nie chce się złożyć wniosku o
dopłatę, bo byłoby to zobowiązanie do utrzymania tego kawałka ziemi w dobrej
kondycji, wycięcia chwastów.
Stosunek Polaków do wartości, nie
tylko mieszkańców wsi, jest niezwykle złożony. Prof. Adam
Podgórecki nazywał go fasadowym fundamentalizmem. Także ludzie na wsi, kiedy
mówią o wartościach, są rygorystyczni, pryncypialni. Ale łagodnieją, kiedy
przychodzi do stosowania ich w swoim życiu. Rozmawiałam kiedyś z gospodynią,
zadeklarowaną katoliczką, która stosowała środki antykoncepcyjne, co według
Kościoła jest niedopuszczalne. Kiedy zapytałam, jak to godzi, usłyszałam, że
ona po prostu bierze tabletki na uregulowanie okresu, to nie jest
antykoncepcja. Postawa PiS jest podobna: co innego deklaruje się z
politycznej mównicy, a co innego robi. PiS bardzo dobrze wpasowało się w ten
fasadowy fundamentalizm.
PiS traktuje wieś
instrumentalnie?
- Oczywiście. Politycy tej partii
przyjeżdżają na dożynki albo inne imprezy, chwalą chłopów, że są solą
polskiej ziemi, zatańczą, zjedzą rosół z makaronem, spróbują twarożku. Nie
pojawia się żaden trudny temat. Wieś na razie myśli: ale nas szanują.
Czyli nikomu nie zależy na
zmianie wsi.
- Ta zmiana się dokonuje
spontanicznie. Ale inicjatywa powinna wyjść od państwa, to ono musi nakreślić
wizje takich zmian, które wykraczają poza utrzymanie poparcia dla partii
władzy.
W interesie PiS nie jest, żeby
na wsi pojawiały się postawy emancypacyjne, nowoczesne?
- Pielęgnuje ten elektorat poprzez
system różnych bonusów, nie tylko finansowych, ale też symbolicznych. Kiedy
minister Witold Waszczykowski w wywiadzie dla niemieckiej prasy mówi, że
„musimy wyleczyć Polskę z kilku chorób”, np. wegetarianizmu, ateizmu czy jazdy
na rowerze, to jest ukłon w stronę wiejskich, polskich wartości: tradycji,
wiary w Boga, niedzielnego rosołu i schabowego. PiS gra na nucie swojskości i
nieufności wobec obcego, ciągle znaczących w systemie wartości sporej liczby
mieszkańców wsi.
Prof. Maria Halamska - Jest
socjologiem, pracuje w Instytucie Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN. Autorka książek
poświęconych Polskiej wsi, prowadziła też badania we Francji, Kanadzie,
Brazylii, Portugalii, Tunezji, Rumunii, Czechach, na Słowacji i Węgrzech
Bardzo się cieszę, że mogę podzielić się z nami swoimi doświadczeniami. Nazywam się Brenda i byłem szczęśliwy. Dopóki mój mąż nie powiedział, że go zdradzam, oboje staliśmy się dokuczliwymi parami, nie mógł w to uwierzyć, ani nie zaufał moim słowom, więc złożyliśmy wniosek o rozwód, później zostaliśmy rozdzieleni i ślubowaliśmy, że nigdy się nie pogodzimy. Długo próbowałem iść dalej, ale nie mogłem pozostać bez niego, więc zacząłem poszukiwania powrotu męża, a potem skierowano mnie do Dr.IZOYA. Świetny człowiek, którego spotkałem, rzucił zaklęcie miłosne i zmusił mojego męża do powrotu w ciągu 24 godzin. dzięki temu jestem tutaj, aby udostępnić kontakt dr IZOYA, skontaktować się z nim poprzez drizayaomosolution@gmail.com. Jest naprawdę potężny i specjalizuje się w następujących sprawach ...
OdpowiedzUsuń(1) Kochaj zaklęcia wszelkiego rodzaju. (2) Przestań rozwodzić się. (3) Zakończ jałowość. (4) Potrzebujesz pomocy duchowej.