czwartek, 7 marca 2019

Wykadrowany



W wyniku zderzenia historii z polityką z wystawy „Polska droga do NATO" usunięto kadr z Bronisławem Geremkiem. Przypominamy więc, jak naprawdę było 20 lat temu, kiedy wchodziliśmy do NATO.

Stolik, przy którym podpisywano protokół potwierdzający akcesję Polski, Czech i Węgier do NATO, był mały. Nad większymi meblami miał jednak tę przewagę, że to przy nim pre­zydent Harry Truman podpisał dokumenty wprowadzające w życie „doktrynę Trumana”, bez której nie wyklułoby się NATO.
   Truman złożył podpis 12 marca 1947 r. Do­kładnie 52 lata później przy tym stoliku zasiadł prof. Bronisław Geremek, minister spraw zagranicznych RP. Nic w tym wyda­rzeniu nie było przypadkiem, bo Amerykanie wiedzą, jaką siłę mają symbole. I symbolika sprawiła, że zdjęcie z tego wydarzenia zniknęło z wystawy „Polska droga do NATO”, którą przygotowano z okazji szczytu NATO w Warszawie w lipcu 2016 r.

Show
Kuba Ostałowski do Stanów Zjednoczonych leciał jako do­świadczony fotoreporter „Rzeczpospolitej”. W podróż wybrał się po polsku, z pętem kabanosów w torbie. Kabanosy wiózł dla spragnionego polskości korespondenta „Rzepy". Zabrali mu je już na lotnisku w Nowym Jorku. I nie był to jego ostatni kontakt ze stróżami prawa za oceanem.
   Rzut oka na cztery rolki filmów zrobionych w miejscowości Independence daje pojęcie o frustracji, którą musiał przeżywać na miejscu. Płasko, pusto, trudno powiedzieć, że ładnie. Przy­klejona do Kansas City miejscowość swoją niezależność tery­torialną utrzymała dzięki historycznym zasługom. W Indepen­dence formowano karawany osadników wyruszające na podbój Zachodniego Wybrzeża. Pozycję miasteczka ugruntował Harry Truman, którego ojciec był handlarzem koni. Rodzina często zmieniała miejsce zamieszkania. Kiedy przyszedł czas puścić Harry’ego do szkoły, mieszkali akurat w Independence. Tru­man na tyle zżył się z miastem, że to właśnie w nim u fundował swoją bibliotekę. A że społeczność naznaczona była mormońską prostotą i oszczędnością, do obiektu „przyklejono" jeszcze lokalną szkołę podstawową.
   W efekcie rządowe delegacje, które przybyły do Independen­ce 12 marca 1999 r., dostały do dyspozycji szkolne sale z minia­turowymi krzesełkami, małymi ławeczkami i wykładzinami w misie. Mierzący 198 cm Ostałowski mebelkami się nie przej­mował, nie miał czasu, żeby usiąść. Na miejscu był jedynym fotografem z Polski. Wiele redakcji czekało na jego zdjęcia. Mu­siał się uwijać. Tym bardziej że pod względem fotograficznym wydarzenie było wyzwaniem, bo sama uroczystość sprawiała wrażenie przygotowanej naprędce. Dziennikarska intuicja go nie zawiodła. W pierwszej wersji podpisanie protokołu miało być czystą formalnością, zrealizowaną na poziomie ambasa­dorów w zaciszu Departamentu Stanu.
   Strona polska naciskała, żeby podnieść rangę wydarzenia. Rząd AWS potrzebował ogrzać się w świetle tego sukcesu. Amerykanom nie było to na rękę. Administracja prezydenta Billa Clintona, osłabionego przez aferę z Moniką Lewinsky, nie chciała, żeby ktoś skradł mu show przygotowywany na kwiet­niowy szczyt NATO w Waszyngtonie. Independence znalazło się pośrodku drogi.

Klatka
Scenariusz uroczystości był skromny. Najpierw krótko prze­mawiali poszczególni ministrowie spraw zagranicznych: Pol­ski, Czech, Węgier. Później złożyli podpisy. Ustalono, że symbo­liczny moment, od którego będzie biegł czas w NATO, wyznaczy podniesienie przez Madeleine Albright trzech teczek z komple­tem dokumentów7. Krótko po południu Polska była już w NATO.
   W Warszawie, ze względu na siedmiogodzinne przesunięcie w czasie, było już po 19.00. W sam raz, żeby uroczyste pod­niesienie flagi NATO na maszcie przed Grobem Nieznanego Żołnierza pokazać w wieczornych „Wiadomościach".
   A Ostałowski musiał jeszcze wysłać zdjęcia do redakcji. Warunki były spartańskie, czasy przed rewolucją cyfrową. Zdjęcia robiło się na kliszach. Razem z kolegą z Czech poszli do szkolnej łazien­ki, żeby wywołać filmy. Najpierw przeszkodzili im tam uczniowie ze szkoły. A krótko później policjanci z obstawy konwoju Made­leine Albright. W łazience zastali dwóch facetów z suszarkami w rękach, którzy suszyli klisze. Tak ich to rozbawiło, że dali im spokój.

Karta
Na jednej spośród 144 klatek zrobionych 12 marca 1999 r. przez Ostałowskiego widać polskiego oficera, który wnosi biało-czerwony sztandar. Zaszczyt symbolicznego wprowa­dzenia Polski do NATO majorowi Tadeuszowi Bukowi trafił się przypadkiem. Akurat był na studiach wojskowych w pobliskim Leavenworth w Kansas. A organizatorzy przypomnieli sobie, że uroczystość dobrze byłoby ozdobić wojskowym gestem. Ma­jor Buk był pod ręką. Przez kolejnych 11 lat wydawało się, że jest człowiekiem urodzonym pod szczęśliwą gwiazdą. W 2004 r. był już generałem. Pięć lat później dowódcą wojsklądowych. Szczę­śliwa karta odwróciła się 10 marca 2010 r. nad Smoleńskiem.

Szczyt (głupoty)
Po 20 latach Kuba Ostałowski nie ma wątpliwości, że było to najważniejsze zdjęcie, jakie zrobił w wieloletniej karierze. Zobaczył je w podręcznikach do historii swoich synów. Na 15. rocznicę wstąpienia Polski do NATO historyczny kadr kupi­ło Ministerstwo Obrony Narodowej. Użyło go w okazjonalnym folderze. Rok później zdjęcie zostało powiększone do rozmiarów dwuskrzydłowych drzwi i miało być częścią wystawy „Polska droga do NATO". Nawet zawisło na korytarzu Stadionu Narodo­wego w Warszawie. Wtedy sprawą zainteresował się wiceminister obrony narodowej Wojciech Fałkowski, odpowiedzialny w re­sorcie za politykę historyczną. Zgodnie z nową linią polityczną zdjęcie z prof. Geremkiem zniknęło z wystawy. Postanowiono je zastąpić kadrem z Lechem Kaczyńskim. Okazało się, że naj­mocniejszym ogniwem łączącym byłego prezydenta z NATO był jego udział w szczycie Sojuszu w Rydze. Trudno było jednak zna­leźć zdjęcia, na których Lech Kaczyński byłby w odpowiedniej rozdzielczości. Ostatecznie pomogli komputerowi graficy. Ich wysiłek najbardziej docenił minister obrony narodowej Łotwy, który bardzo się wzruszył zdjęciami z Rygi. Przypomniało mu się, że też odegrał ważną rolę w tym szczycie. Był na nim obecny jako ochroniarz.

Krok po kroku do Sojuszu

1 lipca 1991 r. Oficjalne rozwiązanie wojskowych i cywilnych struktur Układu Warszawskiego. Na miejsce symbolicznego pogrzebu wybrano Pragę, jedno z dwóch miast, w których żołnierze Układu Warszawskiego pokazali „stan gotowości do działania". Zaledwie 36-letni w dniu po­grzebu Układ Warszawski żegnany był bez żalu.

24 sierpnia 1993 r. W czasie oficjalnej wizyty w Warszawie prezydent Borys Jelcyn stwierdza, że Rosja nie będzie sprzeciwiała się wstąpieniu Polski do NATO.
Dzień później strona rosyjska próbowała wykreślić te słowa z oficjalnego dokumentu podsumowującego wizytę. Na oso­biste żądanie Jelcyna usunięty zapis miał być przywrócony. Ostatecznie sporny fragment został ręcznie dopisany do do­kumentu przez ministra spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego. Zaledwie miesiąc później Jelcyn wystoso­wał tajny list do prezydenta USA, w którym kategorycznie przeciwstawił się idei rozszerzenia NATO na Wschód.

1 września 1993 r. Prezydent Lech Wałęsa w liście do sekretarza generalnego NATO Manfreda Wórnera stwierdza, że członkostwo w Pakcie jest jednym z priorytetów polskiej polityki zagranicznej. List jedno­znacznie ucinał różnego rodzaju pomysły na Polską suweren­ność, w tym lansowane przez samego Wałęsę (np. koncepcja NATO bis, które miało zostać stworzone przez kraje aspirujące do NATO, ale z nim niestowarzyszone).

17 września 1993 r. Oficjalne pożegnanie ostatniego transportu żołnierzy rosyjskich, którzy opuszczali bazy w Polsce po 50 latach stacjonowania na te­renie naszego kraju. Rzeczpospolita stała się militarnie su­werenna. Ale niezdolna do obrony własnych granic. W nowej rzeczywistości, w której na obronę nie wydawano już niemal 20 proc. PKB, armia istniała tylko dzięki temu, że redukowała stan osobowy z 450 do 250 tys. w zaledwie kilka lat. Na doda­tek polskie czołgi, samoloty i okręty były o jedną generację starsze od sprzętu zachodniego.

Styczeń 1994 r. Do Warszawy przyjeżdżają Madeleine Albright, ówczesna ambasador USA przy ONZ, i amerykański generał John Shalikashvili, przewodniczący Kolegium Szefów Połączonych Sztabów.
Ich misja polegała na przekonaniu Polaków do wejścia do NATO przez kuchenne drzwi, czyli do programu „Partner­stwo dla Pokoju”. „PdP” miało być sposobem na łagodne włą­czanie wojsk państw aspirujących do NATO z tymi, które juz w nim były. Polacy dobrze przygotowali się do wizyty. Ustalili, że ojciec Shalikashviliego po rewolucji październikowej wal­czył z bolszewikami w I Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskie­go. W archiwach odnaleziono meldunek, jaki złożył przeło­żonym o narodzinach swojego syna. Amerykański generał dostał kopię tego dokumentu. Podobno był pod wrażeniem porządku, jaki panował w dokumentach polskiej armii.

12 Stycznia 1994 r. W czasie wizyty w Pradze Billa Clintona prezydenci Czech, Węgier i Polski oficjalnie akceptują udział w programie „Partnerstwo dla Pokoju”. Pierwsze wspólne ćwiczenia NATO i wojsk byłego Układu Warszawskiego odbyły się na poligonie w Biedrusku pod Po­znaniem. Uznane zostały za umiarkowany sukces. Głównie             ze względu na gigantyczną barierę językową. W 1990 r, w polskiej armii służył jeden generał mówiący płynnie po angielsku.

Kwiecień 1994 r. Ambasadorem Polski w USA mianowany zostaje Jerzy Koźmiński. Na placówkę jedzie z poleceniem zbudowania dobrego klimatu wokół wejścia Polski do NATO. Roczny budżet ambasady na promocję wynosił 30 tys. doi. Rumuni, którzy nie byli nawet brani pod uwagę przy pierwszych przymiarkach do poszerzenia Soju­szu, na promocję swojej obecności w Pakcie wydawali milion dolarów rocznie. Polacy mieli jednak po swojej stronie do­radcę amerykańskich prezydentów Zbigniewa Brzezińskiego i Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Oraz niemal 10-milionową Polonię, która w sprawie wstąpienia do NATO była wyjąt­kowo jednogłośna i skuteczna. W kluczowych momentach Polonusi potrafili zarzucić biura kongresmenów 30 tys. listów w miesiąc.

Wrzesień 1995 r. Pod wpływem działań strony amerykańskiej NATO przyjmuje „Studium na temat rozszerzenia NATO”, zwane później od nazwiska amerykańskiego sekretarza obrony Kryteriami Perry'ego.
Kraje kandydujące do sojuszu musiały wykazać się postępami w reformach gospodarczych, budowaniem struktur demokra­tycznych i mieć cywilną kontrolę nad armią. Musiały również wykazać chęć wzmacniania swoich sił zbrojnych i dopasowy­wania ich do struktur Sojuszu. Z tym ostatnim Polska ciągle radziła sobie średnio. Zaledwie dwa lata wcześniej kinowym hitem był film „Samowolka" o niezrozumiałym z perspektywy zachodnich armii zjawisku fali.

19 listopada 1995 r. W drugiej turze wyborów prezy­denckich z niemal 3,5-proc. przewagą wygrywa Aleksan­der Kwaśniewski. Jan Nowak-Jeziorański, który oficjalnie poparł Wałęsę, w czasie debaty prezydenckiej zapytał kontr­kandydata, czy zdaje sobie sprawę, że „jeśli wygra wybory, to Polska nigdy nie zostanie przyjęta do NATO". Kiedy w maju 1996 r. Kwaśniewski pojechał z oficjalną wizytą do USA, zapy­tał prezydenta Billa Clintona, jak chciałby zapisać się w global­nej polityce, skoro Reagan obalił komunizm, a Bush zjednoczył Niemcy. Podobno powiedział Clintonowi: - Zostało panu tylko rozszerzenie NATO.

29 Stycznia 1996 r. Sekretarz generalny NATO Javier Solana oficjalnie zaprasza polski rząd do rozpoczęcia dialogu indywidualnego w sprawie akcesji do NATO. Solana, wywodzący się z Partii Socjali­stycznej, świetnie rozumiał, że rozszerzenie Sojuszu to szan­sa dla krajów aspirujących, ale i dla „starych” członków, któ­rzy po upadku ZSRR dywagowali, czy dalsze funkcjonowanie Paktu ma jeszcze sens.

Maj 1996 r. Do Polski przylatuje delegacja z Pentagonu, która ma za zadanie dokonać „rzeczywistej oceny stanu polskiej armii”. Przylot Amerykanów zbiegł się w czasie z materiałami prasowymi o fali zatruć w wojsku, których przyczyną była zepsuta żywność. Analityków dziwiło również, dlaczego żołnierze owijają nogi onucami, zamiast założyć skarpety. Wnioski z raportu zostały zastrzeżone, jednak jego negatywny oddźwięk odbił się szerokim echem w Waszyngtonie. Polscy negocjatorzy w ramach przeku­wania porażek w sukces zorganizowali kampanię na temat zakupów, jakich dokonają w amerykańskich koncernach zbrojeniowych. A Kongres przyjął tzw. trzecią poprawkę Browna, przewidującą pomoc materialną dla sił zbrojnych krajów kandydujących do NATO.

22 października 1996 r. Prezydent Bill Clinton w przemówieniu wygłoszonym w Detroit w czasie kampanii o reelekcję po raz pierwszy podaje konkretną datę powiększenia NATO. Oświadczył, że pierwsi nowi członkowie spośród krajów Europy Środkowej i Wschodniej powinni być przyjęci do Sojuszu Atlantyckiego najpóźniej w 1999 r., czyli na 50-lecie Sojuszu. Miesiąc wcześniej podobną deklarację zło­żył republikański kandydat na prezydenta Bob Dole, który liczył na głosy Polonii. Clinton zwlekał prawie miesiąc z określeniem się w tej sprawie, bo czekał na wynik wyborów w Rosji. Nie chciał osłabiać szans Jelcyna na wygraną. W Rosji sprawa rozszerzenia NATO wywoływała jednoznaczny sprzeciw.

27 maja 1997 r. Po latach intensywnych zabiegów Rosjanie doprowadzają do uregulowania kwestii rozszerzenia NATO na Wschód. W czasie specjalnego szczy­tu w Paryżu, powołując się na obietnice dane Gorbaczowowi jeszcze przez prezydenta Busha seniora, domagają się gwa­rancji, że na terenie nowych państw członkowskich nie będzie rozbudowywana infrastruktura militarna Sojuszu. Nie będzie tam też rozmieszczana i składowana broń jądrowa. Podpisany wówczas The Founding Act normował zasady współpracy pomiędzy Rosją a NATO.

8 lipca 1997 r. Szczyt szefów państw i rządów NATO w Madrycie. Podjęto na nim decyzję o zaproszeniu Polski, Czech i Węgier do rozmów w sprawie członkostwa w Sojuszu.

9 października 1997 r. Trzecia i chyba najtrud­niejsza sesja rozmów akcesyjnych Polski z NATO. Poświę­cona w całości sprawom finansowym. A konkretnie planom finansowania polskiej armii i wysokości stawki do wojskowe­go i cywilnego budżetu NATO. Ostatecznie Polska przyjęła na siebie zobowiązanie w wysokości 2,48 proc. wpływów do Sojuszu. Mniej konkretne były rozmowy w sprawie wyjścia z zapaści finansowej polskiej armii. W planach budżetowych na 1999 r. strona polska deklarowała pozyskanie m.in. nowego typu samolotu myśliwskiego. Ostatecznie udało się wygenero­wać na ten cel 109 min zł, czyli 38 min doi. Kwota ta starczała wówczas na zakup jednego samolotu F/A-18.

14 listopada 1997 r. Bronisław Geremek, minister spraw zagranicznych, przekazuje sekretarzowi generalnemu NATO list wyrażający wolę przystąpienia Rzeczpospolitej do Traktatu Północnoatlantyckiego. Dokument potwierdzał gotowość przyjęcia obowiązków związanych z członkostwem. Architekci rozszerzenia NATO na Wschód przytomnie przyjęli w pewnych dziedzinach nawet 10-letnią perspektywę czasową. Życie pokazało, że byli wielkimi optymistami.

16 grudnia 1997 r. Ministrowie spraw zagranicznych państw NATO podpisują w Brukseli protokoły akcesyjne dla Polski, Czech i Węgier. Protokoły te przez cały kolejny rok stanowiły przedmiot ratyfikacji w 16 krajach Sojuszu. Kanada była pierwszym krajem, który ratyfikował dokumenty i już 4 lutego 1998 r. przekazał je do Departamentu Stanu USA, który jest depozytariuszem Traktatu Północnoatlantyckiego, sporządzonego 4 kwietnia 1949 r. w Waszyngtonie.

17 lutego 1999 r. Polski Sejm, a następnie tego samego dnia Senat przyjęły ustawę o ratyfikacji.

12 marca 1999 r. W Independence, w stanie Missouri, prof. Bronisław Geremek przekazuje na ręce sekretarz stanu USA Madeleine Albright akt przystąpienia Polski do Traktatu Północnoatlantyckiego. Polska stała się formal­nie członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego. Miesiąc później kraj, w którym formalnie zawiązany został Układ Warszawski, świętował 50-lecie NATO.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz