Zagłuszane
kampanijnym zgiełkiem nadchodzą ważne dni dla polskiego wymiaru
sprawiedliwości. Decyduje się, czy sądy, w tym Sąd Najwyższy, będą niezawisłe.
Obywatele
RP znowu stoją pod Sądem Najwyższym z banerem: „Zostańcie”. Swoje odejście
ogłosił prezes Izby Karnej Stanisław Zabłocki. Nie wiadomo, czy za nim nie
pójdą inni sędziowie. W sądzie atmosfera napiętego wyczekiwania: co i kiedy
orzeknie europejski Trybunał Sprawiedliwości? Co potem zrobi PiS?
W Sądzie Najwyższym jest już jedna trzecia (38) sędziów
mianowanych przez nową Krajową Radę Sądownictwa, a więc takich, których prawo
do orzekania można podważać. Większość w nowych izbach: Dyscyplinarnej i
Kontroli Nadzwyczajnej. Nie mają relacji towarzyskich z sędziami innych izb.
Ale to nie ewenement, bo sędziowie w SN zawsze kontaktowali się głównie w
ramach własnych izb. Za to na pewno czują się sekowani, skoro pod koniec
stycznia podjęli uchwałę protestacyjną przeciwko „rozproszeniu” Sądu Najwyższego
i lokowaniu jego poszczególnych Izb winnych budynkach. Napisali, że tradycja,
„a nade wszystko powaga Sądu Najwyższego wymaga tego, aby wszystkie Izby Sądu
Najwyższego mieściły się w gmachu Sądu Najwyższego przy Placu Krasińskich”,
Sąd rzeczywiście szuka miejsca dla dwóch nowych izb. Na
razie wszyscy sędziowie są razem, myśli się raczej o przeniesieniu części
pracowników. A najwygodniej byłoby, aby z siedziby wyprowadził się IPN -
rozmowy są prowadzone.
Starzy i
nowi
Trwa wyczekiwanie. Sędziowie są
zmęczeni ciągłym ostrzałem ze strony obozu władzy, stanem zawieszenia i
niepewności. Mają nadzieję, że sprawę nominatów KRS wyjaśni TSUE: za tydzień,
19 marca, rozprawa w sprawie zainicjowanej ich pytaniem prejudycjalnym.
Trybunał będzie ustalał, czy sposób powołania Krajowej Rady Sądownictwa -
wyłącznie przez polityków - gwarantuje, że sędziowie (pytanie dotyczy Izby
Dyscyplinarnej) nominowani przez tę Radę dają gwarancje niezawisłości, a więc
czy Polska wywiązuje się z obowiązku zapewnienia skutecznej ochrony sądowej. Wyrok
może być już w kwietniu.
A wcześniej, 14 marca, polski Trybunał Konstytucyjny oceni
sposób powołania KRS. A właściwie już ocenił, bo teraz będzie tylko ogłoszenie
wyroku, który zapadł wcześniej na posiedzeniu niejawnym. Wyrok nie będzie
niespodzianką, bo w pięcioosobowym składzie jest troje sędziów, którzy w czerwcu 2017 r. orzekli, że sędziowie
do KRS mogą być wybierani przez polityków. Niespodzianką jest natomiast to, że
do składu dokooptowano dublera, Justyna Piskorskiego. W składzie, który wyznaczono
pierwotnie (wyrok miał być 3 stycznia), żadnego dublera nie było.
To może znaczyć, że PiS zostawia sobie furtkę do podważenia
tego wyroku, w razie gdyby TSUE orzekł, że sposób powołania KRS narusza
unijny traktat.
Czy PiS uzna europejski wyrok, jeśli oznaczałby konieczność
powołania KRS na nowo i podważenie prawa do orzekania nominowanych przez nią
sędziów? Raz już się cofnął: uznał postanowienie tymczasowe TSUE, zawieszające
przepisy w sprawie wcześniejszego posłania sędziów SN na emeryturę i
przywracającą ich na stanowiska. Tylko że odkręcenie sprawy KRS oznaczałoby
porażkę już całej pisowskiej „reformy” wymiaru sprawiedliwości, której celem
jest wprowadzenie i awansowanie jak największej liczby sędziów, do których
partia ma zaufanie.
Tymczasem nowe izby sądzą. W Izbie Dyscyplinarnej
załatwiono 93 sprawy, z czego połowa to sprawy dyscyplinarne sędziów i
prokuratorów. Ale jeszcze nie te najnowsze: za koszulki z napisem
„KonsTytucJA”, uzasadnienia wyroków czy publiczne wypowiedzi. W Izbie Kontroli
Nadzwyczajnej załatwiono 189 spraw, w tym 9 skarg nadzwyczajnych. Nominaci
nowej Krajowej Rady Sądownictwa nie byli natomiast wyznaczani do składów sądzących
w Izbach Karnej (1 sędzia) i Cywilnej (7) do czasu wyjaśnienia ich wątpliwego
statusu. Z wyjątkiem Kamila Zaradkiewicza, który poskarżył się Izbie Dyscyplinarnej
na nieprzydzielanie mu spraw, a ta przyznała mu rację. Prezes Izby Cywilnej
Dariusz Zawistowski to uszanował, ale koniec końców Zaradkiewicz nie stawił się
na wyznaczoną mu sprawę i poszedł na miesięczne zwolnienie.
Prezydent
wymusza
Na razie PiS odbija Sąd Najwyższy
po kawałku. Umieścił w nim już jedną trzecią swoich sędziów, zwiększając do
120 liczbę miejsc. I liczy na biologię, o czym mówił prezydent Andrzej Duda
podczas wręczania w lutym
nominacji prezesom nowych Izb. Dodawał im otuchy słówkami: „Proszę, żebyście to
spokojnie wytrzymali. Nie ma innej drogi. Trzeba spokojnie zaczekać, aż
odejdą”.
Orzekać w SN można maksymalnie do 70. roku życia. W tej
chwili sędziów po 65. roku życia jest w SN 20. Wcześniej siedmiu już odeszło na
emeryturę, w tym dwóch miało powyżej 70 lat, a tylko jeden skorzystał z
propozycji stuprocentowej pensji na emeryturze w zamian za zwolnienie miejsca
w SN. Teraz o przejściu w stan spoczynku zadecydował sędzia Zabłocki. Powodem
jest wymuszenie przez prezydenta - za pomocą regulaminu SN - wyznaczania nominatów nowej KRS do orzekania. W piśmie do
prezes Gersdorf sędzia Zabłocki napisał, że - w jego ocenie - nie może odmówić podporządkowania się
regulaminowi, a jednocześnie „wykonanie rozporządzenia prezydenta nieuchronnie
prowadzić będzie do głębokiej destrukcji Izby Karnej”.
Pytanie: czy sam nie wywoła destrukcji w Izbie Karnej,
zwalniając miejsce dla kolejnej osoby mianowanej przez polityczną KRS? W
dodatku można przypuszczać, że prezydent powoła tymczasowego „komisarza” do
kierowania Izbą, czym odbierze sędziom możliwość wskazania własnych kandydatów.
Decyzja sędziego Zabłockiego już wywołała popłoch w Izbie Karnej. I wśród
pozostałych „starych” sędziów. Sędzia Zabłocki jest dla nich autorytetem, a po
swoim przemówieniu w Senacie latem 2017 r., podczas uchwalania ustaw
„sądowych”, stał się postacią ikoniczną dla ruchu sprzeciwu wobec polityzacji
sądów. Wiele osób spodziewałoby się więc po nim, że raczej zastosuje obywatelskie nieposłuszeństwo, które - w wydaniu sędziego - wyraża się w formule Radbrucha:
odmowy zastosowania bezprawnego prawa.
Wybrał inaczej. Prezes Gersdorf ubłagała go, by odroczył
odejście do lata. Prawdopodobnie ma nadzieję, że do tego czasu Trybunał
Sprawiedliwości oceni legalność nominacji sędziów dokonanej przez nową KRS.
A jeśli nie oceni? Kiedy opresja trwa wystarczająco długo,
uruchamiają się procesy przystosowawcze.
Jak na razie sędziowie SN i prezes Gersdorf zachowują się,
jakby nie zdecydowali, czy uznają nowych ludzi w SN za pełnoprawnych sędziów,
czy nie. Mimo że ich powoła nie wydaje się piętrowo wręcz bezprawne i nadaje
się w sam raz na zastosowanie formuły Radbrucha. Przecież sarn SN zakwestionował
- w pytaniu prejudycjalnym - legalność powołania KRS i legalność jej decyzji
w sprawie powołań sędziów. Zakwestionowana jest też przed Naczelnym Sądem
Administracyjnym sarna procedura konkursowa, w której
nominaci, dziś zasiadający w SN, zostali wybrani: brak kryteriów oceny, brak
dokumentów pozwalających oceniać dorobek kandydatów, brak - de facto - możliwości
odwołania się od decyzji KRS. Mocno wątpliwa jest też ważność samych konkursów
na sędziów, bo prezydent ogłosił je bez kontrasygnaty premiera, choć jeśli jakaś
czynność nie jest prezydentowi wprost przypisana w konstytucji, kontrasygnata
musi być.
Mało tego: część z nowych sędziów, w tym wszystkich ośmioro
wybranych do Izby Cywilnej i Karnej, prezydent mianował, mimo że ich
mianowanie zawiesił Naczelny Sąd Administracyjny, rozpatrując odwołania od
przebiegu konkursów. Prezydent złamał konstytucję, lekceważąc prawomocne
rozstrzygnięcia sądu. Czy teraz SN uzna, że rozstrzygnięcia NSA są nieważne?
Jeden z mianowanych tak sędziów - Aleksander Stępkowski, współzałożyciel Fundacji Ordo Iuris
- pytany, dlaczego przyjął nominację prezydenta mimo prawomocnego orzeczenia
NSA, powiedział, że on tego orzeczenia nie akceptuje. Czy SN pójdzie jego
tropem? Wydaje się, że tak, skoro te osoby są wyznaczane do składów. Z drugiej
strony „starzy” sędziowie z nimi w tych składach nie zasiadają. Jak długo uda
się utrzymać taką sytuację, żeby „starzy” sędziowie, nie deklarując się, mogli
unikać orzekania z nowymi? Za pośrednie uznanie prawomocności orzekania przez
nowych sędziów można potraktować to, że prezes Izby Cywilnej uznał rozstrzygnięcie
Izby Kontroli Nadzwyczajnej nakazujące wyznaczanie spraw Kamilowi
Zaradkiewiczowi.
Jako oficjalne uznanie za sędziów osób nominowanych przez
nową KRS można też odczytać obecność Pierwszej Prezes SN w Pałacu Prezydenckim
na uroczystości wręczania nominacji prezesom nowych izb. Prezes Gersdorf
przyszła, żeby zademonstrować dobrą wolę, ale tym samym uwiarygodniła całą
uroczystość. I pożałowała, bo musiała wysłuchać przemówienia prezydenta o
„prześladowaniu” nowych sędziów w SN.
Przypadek
sędziego Żurka
Nastroje w Sądzie Najwyższym
dobrze ilustruje historia skargi sędziego Waldemara Żurka - postaci
symbolicznej dla sędziowskiego ruchu oporu wobec „dobrej zmiany”. W sierpniu
ubiegłego roku prezeska „dobrej zmiany” Sądu Okręgowego w Krakowie Dagmara
Pawelczyk-Woicka skorzystała z nowego pisowskiego przepisu i „zmieniła zakres
obowiązków” sędziego, przenosząc go do innego wydziału. Była to oczywista
szykana, bo odtąd miał podlegać przewodniczącemu wydziału, przeciwko kandydaturze którego głosował,
rozpatrywać inny rodzaj spraw (pierwszoinstancyjne, a nie odwoławcze) , nie
miał sekretarki ani asystenta. W dodatku miał niedokończone sprawy w
dotychczasowym wydziale. Mógł się odwołać tylko do KRS, której członkiem jest
Dagmara Pawelczyk-Woicka. KRS nawet nie rozpatrzyła jego skargi: umorzyła
sprawę, uznając skargę za „niedopuszczalną”. Więc poskarżył się do Izby Pracy
SN - na to, że KRS zostawiła jego skargę bez rozpoznania. I prosił o zadanie
pytania prejudycjalnego TSUE, czy sytuacja, w której nie ma prawa do odwołania,
nie narusza prawa do ochrony sądowej. A także by zadała pytanie o to, czy KRS
została właściwie obsadzona.
Jego sprawę potraktowano jak gorący kartofel. Prezes Izby
Pracy Józef Iwulski (którego wcześniej sędzia Żurek bronił) i Pierwsza Prezes
SN zdecydowali, że skargę ma rozpatrzeć Izba Kontroli Nadzwyczajnej. Mimo że
w swojej skardze sędzia, kwestionując powołanie KRS, podważał także legalność
orzekania sędziów tej izby. I mimo że sędziowie SN sami tę legalność zakwestionowali,
kierując pytanie prejudycjalne w sprawie legalności działań KRS.
Sędzia Żurek natychmiast zwrócił się o wyłączenie ze sprawy wszystkich sędziów Izby Kontroli
Nadzwyczajnej. Wniosek został przekazany do rozpatrzenia Izbie Cywilnej, a
więc „starym” sędziom. Ci gorącego kartofla nie tykali przez blisko cztery
miesiące. Posiedzenie wyznaczyli dopiero na 8 marca. Ale było już pozamiatane,
bo rankiem tego samego dnia skargę sędziego Żurka rozpatrzył Aleksander
Stępkowski, którego prezydent mianował sędzią Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN
dwa tygodnie wcześniej, a więc nie obejmował go wniosek o wyłączenie.
„Starzy” sędziowie
SN przez blisko pół roku nie mogli się zdecydować, co zrobić ze skargą sędziego
Żurka. A sędzia „dobrej zmiany” się nie certował. Do tego stopnia, że sprawę -
oczywiście na niekorzyść sędziego - rozpatrzył, nie mając oryginałów akt, bo
te miał przecież trzyosobowy skład Izby Cywilnej, który tego dnia miał orzekać
w sprawie wniosku o wyłączenie sędziów. Nie krępował się też natychmiast
powiadomić przyjaznych mediów, które (portal wpolityce.pl) doniosły
o jego rozstrzygnięciu na kilka godzin przedtem, zanim na stronie
internetowej SN pojawił się o nim komunikat.
Zdziwiona tym obrotem sprawy trójka sędziów, którzy mieli
orzec w sprawie wniosku sędziego Żurka o wyłączenie, odroczyła sprawę do 20
marca. Pytanie: czy uznają rozstrzygnięcie Aleksandra Stępkowskiego za
prawomocne? W sytuacji, gdy nie miał oryginałów akt i nawet nie wiadomo, czy miał kopie wszystkich dokumentów? Nie
mówiąc już o wątpliwości, czy jest prawidłowo mianowanym sędzią? Z drugiej
strony, skoro w Izbie Cywilnej wyznacza się sprawy sędziom „dobrej zmiany”,
to dlaczego nie uznać prawa Stępkowskiego do orzekania?
Groźba wyborczego kryzysu
Tak to sędziowie SN stoją w
rozkroku pomiędzy uznawaniem a nieuznawaniem za prawomocne powołania nowych
sędziów. I czekają wybawienia z Luksemburga. Ale nawet jeśli TSUE orzeknie, że
KRS działa sprzecznie z unijnym prawem, nie ma gwarancji, że PiS się do tego
dostosuje. Jeśli ogłosi, że wyroku TSUE nie uznaje, sędziowie będą musieli
zdecydować, komu - czemu się podporządkują. Trudno dziś sobie wyobrazić, że
nie podporządkują się wyrokowi Trybunału.
Jeśli PiS nie uzna wyroku TSUE, z pewnością bez
jakichkolwiek dylematów działać będzie Izba Dyscyplinarna. I prędzej czy
później osądzi sędziów ściganych dziś za orzeczenia (sędzia Igor Tuleja
- za uzasadnienie postanowienia w sprawie „głosowania kolumnowego” w
Sejmie, sędzia Sławomir Jęksa - za uzasadnienie uniewinnienia żony prezydenta
Poznania, która użyła na wiecu wulgarnego słowa), za noszenie koszulek z
napisem „KonsTYtucJA” (m.in. sędzia Dorota Lutostańska z Sądu Okręgowego w
Olsztynie), za zadanie pytań prejudycjalnych (sędzia Tuleya, sędzia Ewa
Maciejewska z SO w Łodzi, sędzia Kamil Jarocki z SO w Gorzowie Wielkopolskim), za akcje edukacyjne na
Przystanku Woodstock
i w szkołach, za publiczne wypowiedzi (m.in.
sędzia Żurek) czy za przyjęcie Nagrody Równości z rąk prezydenta Gdańska
(sędzia Dorota Zabłudowska z Sądu Rejonowego Gdańsk Południe). Kiedy pojawią
się prawomocne orzeczenia o ukaraniu tych sędziów?
Będzie też działać Izba Kontroli Nadzwyczajnej. To ona
orzeknie o ważności wyborów: tak wiosennych - do Parlamentu Europejskiego, jak
jesiennych - do Sejmu i Senatu. Gdyby TSUE
orzekł, że działalność KRS, a więc i nominacje sędziowskie do tej izby są
sprzeczne z prawem Unii, to czy orzeczenia o wyborach wydane przez wadliwie
powołanych sędziów będą prawnie ważne? Niezależnie od wyniku wyborów będzie to
realny problem. Jeśli orzeczenie o wyborach zostanie uznane, to nie będzie
można skutecznie zakwestionować prawa do orzekania innych sędziów nominatów
nowej KRS. Jeśli nie zostanie uznane - grozi nam dramatyczny kryzys
demokracji.
Ewa Siedlecka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz