środa, 27 marca 2019

Sądy czekają na wyrok



Zagłuszane kampanijnym zgiełkiem nadchodzą ważne dni dla polskiego wymiaru sprawiedliwości. Decyduje się, czy sądy, w tym Sąd Najwyższy, będą niezawisłe.

Obywatele RP znowu stoją pod Sądem Najwyższym z banerem: „Zostańcie”. Swoje odej­ście ogłosił prezes Izby Karnej Stanisław Zabłocki. Nie wia­domo, czy za nim nie pójdą inni sędziowie. W sądzie atmosfera napiętego wyczekiwa­nia: co i kiedy orzeknie europejski Trybunał Sprawiedliwości? Co potem zrobi PiS?
   W Sądzie Najwyższym jest już jedna trze­cia (38) sędziów mianowanych przez nową Krajową Radę Sądownictwa, a więc takich, których prawo do orzekania można pod­ważać. Większość w nowych izbach: Dys­cyplinarnej i Kontroli Nadzwyczajnej. Nie mają relacji towarzyskich z sędziami in­nych izb. Ale to nie ewenement, bo sędzio­wie w SN zawsze kontaktowali się głównie w ramach własnych izb. Za to na pewno czują się sekowani, skoro pod koniec stycznia podjęli uchwałę protestacyjną przeciwko „rozproszeniu” Sądu Najwyż­szego i lokowaniu jego poszczególnych Izb winnych budynkach. Napisali, że tradycja, „a nade wszystko powaga Sądu Najwyższe­go wymaga tego, aby wszystkie Izby Sądu Najwyższego mieściły się w gmachu Sądu Najwyższego przy Placu Krasińskich”,
   Sąd rzeczywiście szuka miejsca dla dwóch nowych izb. Na razie wszyscy sędziowie są razem, myśli się raczej o prze­niesieniu części pracowników. A najwy­godniej byłoby, aby z siedziby wyprowadził się IPN - rozmowy są prowadzone.

Starzy i nowi
Trwa wyczekiwanie. Sędziowie są zmę­czeni ciągłym ostrzałem ze strony obozu władzy, stanem zawieszenia i niepewno­ści. Mają nadzieję, że sprawę nominatów KRS wyjaśni TSUE: za tydzień, 19 marca, rozprawa w sprawie zainicjowanej ich py­taniem prejudycjalnym. Trybunał będzie ustalał, czy sposób powołania Krajowej Rady Sądownictwa - wyłącznie przez poli­tyków - gwarantuje, że sędziowie (pytanie dotyczy Izby Dyscyplinarnej) nominowani przez tę Radę dają gwarancje niezawisło­ści, a więc czy Polska wywiązuje się z obo­wiązku zapewnienia skutecznej ochrony sądowej. Wyrok może być już w kwietniu.
   A wcześniej, 14 marca, polski Trybunał Konstytucyjny oceni sposób powołania KRS. A właściwie już ocenił, bo teraz bę­dzie tylko ogłoszenie wyroku, który zapadł wcześniej na posiedzeniu niejawnym. Wy­rok nie będzie niespodzianką, bo w pię­cioosobowym składzie jest troje sędziów, którzy w czerwcu 2017 r. orzekli, że sę­dziowie do KRS mogą być wybierani przez polityków. Niespodzianką jest natomiast to, że do składu dokooptowano dublera, Justyna Piskorskiego. W składzie, który wyznaczono pierwotnie (wyrok miał być 3 stycznia), żadnego dublera nie było.
   To może znaczyć, że PiS zostawia sobie furtkę do podważenia tego wyroku, w ra­zie gdyby TSUE orzekł, że sposób powo­łania KRS narusza unijny traktat.
   Czy PiS uzna europejski wyrok, jeśli oznaczałby konieczność powołania KRS na nowo i podważenie prawa do orzeka­nia nominowanych przez nią sędziów? Raz już się cofnął: uznał postanowienie tymczasowe TSUE, zawieszające prze­pisy w sprawie wcześniejszego posłania sędziów SN na emeryturę i przywracają­cą ich na stanowiska. Tylko że odkręcenie sprawy KRS oznaczałoby porażkę już całej pisowskiej „reformy” wymiaru sprawie­dliwości, której celem jest wprowadzenie i awansowanie jak największej liczby sę­dziów, do których partia ma zaufanie.
   Tymczasem nowe izby sądzą. W Izbie Dyscyplinarnej załatwiono 93 sprawy, z czego połowa to sprawy dyscyplinar­ne sędziów i prokuratorów. Ale jeszcze nie te najnowsze: za koszulki z napisem „KonsTytucJA”, uzasadnienia wyroków czy publiczne wypowiedzi. W Izbie Kon­troli Nadzwyczajnej załatwiono 189 spraw, w tym 9 skarg nadzwyczajnych. Nominaci nowej Krajowej Rady Sądownictwa nie byli natomiast wyznaczani do składów sądzą­cych w Izbach Karnej (1 sędzia) i Cywilnej (7) do czasu wyjaśnienia ich wątpliwego statusu. Z wyjątkiem Kamila Zaradkiewicza, który poskarżył się Izbie Dyscy­plinarnej na nieprzydzielanie mu spraw, a ta przyznała mu rację. Prezes Izby Cy­wilnej Dariusz Zawistowski to uszanował, ale koniec końców Zaradkiewicz nie stawił się na wyznaczoną mu sprawę i poszedł na miesięczne zwolnienie.

Prezydent wymusza
Na razie PiS odbija Sąd Najwyższy po ka­wałku. Umieścił w nim już jedną trzecią swoich sędziów, zwiększając do 120 liczbę miejsc. I liczy na biologię, o czym mówił prezydent Andrzej Duda podczas wręcza­nia w lutym nominacji prezesom nowych Izb. Dodawał im otuchy słówkami: „Proszę, żebyście to spokojnie wytrzymali. Nie ma innej drogi. Trzeba spokojnie zaczekać, aż odejdą”.
   Orzekać w SN można maksymalnie do 70. roku życia. W tej chwili sędziów po 65. roku życia jest w SN 20. Wcześniej siedmiu już odeszło na emeryturę, w tym dwóch miało powyżej 70 lat, a tylko jeden skorzystał z propozycji stuprocentowej pensji na emeryturze w zamian za zwol­nienie miejsca w SN. Teraz o przejściu w stan spoczynku zadecydował sędzia Za­błocki. Powodem jest wymuszenie przez prezydenta - za pomocą regulaminu SN - wyznaczania nominatów nowej KRS do orzekania. W piśmie do prezes Gersdorf sędzia Zabłocki napisał, że - w jego ocenie - nie może odmówić podporząd­kowania się regulaminowi, a jednocześnie „wykonanie rozporządzenia prezydenta nieuchronnie prowadzić będzie do głębo­kiej destrukcji Izby Karnej”.
   Pytanie: czy sam nie wywoła destruk­cji w Izbie Karnej, zwalniając miejsce dla kolejnej osoby mianowanej przez poli­tyczną KRS? W dodatku można przypusz­czać, że prezydent powoła tymczasowego „komisarza” do kierowania Izbą, czym odbierze sędziom możliwość wskazania własnych kandydatów. Decyzja sędziego Zabłockiego już wywołała popłoch w Izbie Karnej. I wśród pozostałych „starych” sędziów. Sędzia Zabłocki jest dla nich autorytetem, a po swoim przemówieniu w Senacie latem 2017 r., podczas uchwa­lania ustaw „sądowych”, stał się postacią ikoniczną dla ruchu sprzeciwu wobec polityzacji sądów. Wiele osób spodziewa­łoby się więc po nim, że raczej zastosuje obywatelskie nieposłuszeństwo, które - w wydaniu sędziego - wyraża się w for­mule Radbrucha: odmowy zastosowania bezprawnego prawa.
   Wybrał inaczej. Prezes Gersdorf ubłaga­ła go, by odroczył odejście do lata. Praw­dopodobnie ma nadzieję, że do tego czasu Trybunał Sprawiedliwości oceni legalność nominacji sędziów dokonanej przez nową KRS.
   A jeśli nie oceni? Kiedy opresja trwa wy­starczająco długo, uruchamiają się proce­sy przystosowawcze.
   Jak na razie sędziowie SN i prezes Gersdorf zachowują się, jakby nie zde­cydowali, czy uznają nowych ludzi w SN za pełnoprawnych sędziów, czy nie. Mimo że ich powoła nie wydaje się piętro­wo wręcz bezprawne i nadaje się w sam raz na zastosowanie formuły Radbrucha. Przecież sarn SN zakwestionował - w py­taniu prejudycjalnym - legalność powo­łania KRS i legalność jej decyzji w sprawie powołań sędziów. Zakwestionowana jest też przed Naczelnym Sądem Administra­cyjnym sarna procedura konkursowa, w której nominaci, dziś zasiadający w SN, zostali wybrani: brak kryteriów oceny, brak dokumentów pozwalających oce­niać dorobek kandydatów, brak - de fac­to - możliwości odwołania się od decyzji KRS. Mocno wątpliwa jest też ważność samych konkursów na sędziów, bo pre­zydent ogłosił je bez kontrasygnaty pre­miera, choć jeśli jakaś czynność nie jest prezydentowi wprost przypisana w kon­stytucji, kontrasygnata musi być.
   Mało tego: część z nowych sędziów, w tym wszystkich ośmioro wybranych do Izby Cywilnej i Karnej, prezydent mia­nował, mimo że ich mianowanie zawiesił Naczelny Sąd Administracyjny, rozpatru­jąc odwołania od przebiegu konkursów. Prezydent złamał konstytucję, lekcewa­żąc prawomocne rozstrzygnięcia sądu. Czy teraz SN uzna, że rozstrzygnięcia NSA są nieważne?
   Jeden z mianowanych tak sędziów - Aleksander Stępkowski, współzałożyciel Fundacji Ordo Iuris - pytany, dlaczego przyjął nominację prezydenta mimo pra­womocnego orzeczenia NSA, powiedział, że on tego orzeczenia nie akceptuje. Czy SN pójdzie jego tropem? Wydaje się, że tak, skoro te osoby są wyznaczane do składów. Z drugiej strony „starzy” sędziowie z nimi w tych składach nie zasiadają. Jak długo uda się utrzymać taką sytuację, żeby „sta­rzy” sędziowie, nie deklarując się, mogli unikać orzekania z nowymi? Za pośred­nie uznanie prawomocności orzekania przez nowych sędziów można potrakto­wać to, że prezes Izby Cywilnej uznał roz­strzygnięcie Izby Kontroli Nadzwyczajnej nakazujące wyznaczanie spraw Kamilo­wi Zaradkiewiczowi.
   Jako oficjalne uznanie za sędziów osób nominowanych przez nową KRS można też odczytać obecność Pierwszej Prezes SN w Pałacu Prezydenckim na uroczysto­ści wręczania nominacji prezesom no­wych izb. Prezes Gersdorf przyszła, żeby zademonstrować dobrą wolę, ale tym samym uwiarygodniła całą uroczystość. I pożałowała, bo musiała wysłuchać prze­mówienia prezydenta o „prześladowaniu” nowych sędziów w SN.

Przypadek sędziego Żurka
Nastroje w Sądzie Najwyższym dobrze ilustruje historia skargi sędziego Walde­mara Żurka - postaci symbolicznej dla sę­dziowskiego ruchu oporu wobec „dobrej zmiany”. W sierpniu ubiegłego roku pre­zeska „dobrej zmiany” Sądu Okręgowego w Krakowie Dagmara Pawelczyk-Woicka skorzystała z nowego pisowskiego prze­pisu i „zmieniła zakres obowiązków” sędziego, przenosząc go do innego wy­działu. Była to oczywista szykana, bo od­tąd miał podlegać przewodniczącemu wydziału, przeciwko kandydaturze któ­rego głosował, rozpatrywać inny rodzaj spraw (pierwszoinstancyjne, a nie odwo­ławcze) , nie miał sekretarki ani asystenta. W dodatku miał niedokończone sprawy w dotychczasowym wydziale. Mógł się odwołać tylko do KRS, której członkiem jest Dagmara Pawelczyk-Woicka. KRS na­wet nie rozpatrzyła jego skargi: umorzyła sprawę, uznając skargę za „niedopusz­czalną”. Więc poskarżył się do Izby Pracy SN - na to, że KRS zostawiła jego skargę bez rozpoznania. I prosił o zadanie pyta­nia prejudycjalnego TSUE, czy sytuacja, w której nie ma prawa do odwołania, nie narusza prawa do ochrony sądowej. A tak­że by zadała pytanie o to, czy KRS została właściwie obsadzona.
   Jego sprawę potraktowano jak gorący kartofel. Prezes Izby Pracy Józef Iwulski (którego wcześniej sędzia Żurek bronił) i Pierwsza Prezes SN zdecydowali, że skar­gę ma rozpatrzeć Izba Kontroli Nadzwy­czajnej. Mimo że w swojej skardze sędzia, kwestionując powołanie KRS, podważał także legalność orzekania sędziów tej izby. I mimo że sędziowie SN sami tę legalność zakwestionowali, kierując pytanie prejudycjalne w sprawie legalności działań KRS.
   Sędzia Żurek natychmiast zwrócił się o wyłączenie ze sprawy wszystkich sę­dziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej. Wnio­sek został przekazany do rozpatrzenia Izbie Cywilnej, a więc „starym” sędziom. Ci gorącego kartofla nie tykali przez blisko cztery miesiące. Posiedzenie wyznaczyli dopiero na 8 marca. Ale było już pozamia­tane, bo rankiem tego samego dnia skar­gę sędziego Żurka rozpatrzył Aleksander Stępkowski, którego prezydent mianował sędzią Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN dwa tygodnie wcześniej, a więc nie obej­mował go wniosek o wyłączenie.
    „Starzy” sędziowie SN przez blisko pół roku nie mogli się zdecydować, co zrobić ze skargą sędziego Żurka. A sędzia „dobrej zmiany” się nie certował. Do tego stop­nia, że sprawę - oczywiście na niekorzyść sędziego - rozpatrzył, nie mając orygina­łów akt, bo te miał przecież trzyosobowy skład Izby Cywilnej, który tego dnia miał orzekać w sprawie wniosku o wyłączenie sędziów. Nie krępował się też natychmiast powiadomić przyjaznych mediów, które (portal wpolityce.pl) doniosły o jego roz­strzygnięciu na kilka godzin przedtem, za­nim na stronie internetowej SN pojawił się o nim komunikat.
   Zdziwiona tym obrotem sprawy trój­ka sędziów, którzy mieli orzec w sprawie wniosku sędziego Żurka o wyłączenie, odroczyła sprawę do 20 marca. Pytanie: czy uznają rozstrzygnięcie Aleksandra Stępkowskiego za prawomocne? W sy­tuacji, gdy nie miał oryginałów akt i nawet nie wiadomo, czy miał kopie wszystkich dokumentów? Nie mówiąc już o wątpliwości, czy jest prawidłowo mianowanym sędzią? Z drugiej strony, skoro w Izbie Cy­wilnej wyznacza się sprawy sędziom „do­brej zmiany”, to dlaczego nie uznać prawa Stępkowskiego do orzekania?

Groźba wyborczego kryzysu
Tak to sędziowie SN stoją w rozkroku pomiędzy uznawaniem a nieuznawa­niem za prawomocne powołania nowych sędziów. I czekają wybawienia z Luksem­burga. Ale nawet jeśli TSUE orzeknie, że KRS działa sprzecznie z unijnym pra­wem, nie ma gwarancji, że PiS się do tego dostosuje. Jeśli ogłosi, że wyroku TSUE nie uznaje, sędziowie będą musieli zdecydo­wać, komu - czemu się podporządkują. Trudno dziś sobie wyobrazić, że nie pod­porządkują się wyrokowi Trybunału.
   Jeśli PiS nie uzna wyroku TSUE, z pew­nością bez jakichkolwiek dylematów dzia­łać będzie Izba Dyscyplinarna. I prędzej czy później osądzi sędziów ściganych dziś za orzeczenia (sędzia Igor Tuleja - za uzasadnienie postanowienia w spra­wie „głosowania kolumnowego” w Sejmie, sędzia Sławomir Jęksa - za uzasadnienie uniewinnienia żony prezydenta Poznania, która użyła na wiecu wulgarnego słowa), za noszenie koszulek z napisem „KonsTYtucJA” (m.in. sędzia Dorota Lutostańska z Sądu Okręgowego w Olsztynie), za za­danie pytań prejudycjalnych (sędzia Tu­leya, sędzia Ewa Maciejewska z SO w Ło­dzi, sędzia Kamil Jarocki z SO w Gorzowie Wielkopolskim), za akcje edukacyjne na Przystanku Woodstock i w szkołach, za publiczne wypowiedzi (m.in. sędzia Żurek) czy za przyjęcie Nagrody Równości z rąk prezydenta Gdańska (sędzia Dorota Zabłudowska z Sądu Rejonowego Gdańsk Południe). Kiedy pojawią się prawomocne orzeczenia o ukaraniu tych sędziów?
   Będzie też działać Izba Kontroli Nad­zwyczajnej. To ona orzeknie o ważności wyborów: tak wiosennych - do Parla­mentu Europejskiego, jak jesiennych - do Sejmu i Senatu. Gdyby TSUE orzekł, że działalność KRS, a więc i nominacje sę­dziowskie do tej izby są sprzeczne z pra­wem Unii, to czy orzeczenia o wyborach wydane przez wadliwie powołanych sę­dziów będą prawnie ważne? Niezależnie od wyniku wyborów będzie to realny pro­blem. Jeśli orzeczenie o wyborach zosta­nie uznane, to nie będzie można skutecz­nie zakwestionować prawa do orzekania innych sędziów nominatów nowej KRS. Jeśli nie zostanie uznane - grozi nam dra­matyczny kryzys demokracji.
Ewa Siedlecka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz