„Błogosław młodzież,
utwierdź rodziny. Weź w swą opiekę polskie dziewczyny” – śpiewa Sławomir
Świerzyński, lider Bayer Full. Dawniej chciał podbijać rynek Chińskiej
Republiki Ludowej. Teraz ma plany polityczne na prawicy.
Małgorzata Święchowicz
Mógłbym
dostać jedynkę na liście do europarlamentu. Z jakiej partii? Nie mogę
powiedzieć. Obiecałem, że nie zdradzę - tłumaczy Sławomir Świerzyński.
Twierdzi, że odmówił. Nie chce jechać
do Brukseli, źle by się tam czuł.
- Zbyt mało się znam na
europejskich sprawach. Co innego polski Sejm, tu wiedziałbym, o co chodzi -
zapewnia lider Bayer Full, najstarszego zespołu disco polo, który w
swoim żelaznym repertuarze ma „Majteczki w kropeczki, ło ho, ho, ho”.
Świerzyński, który przez ćwierć wieku należał do PSL i chętnie
występował na festynach razem z ludowcami, teraz ma inne ciekawe perspektywy w
polityce. Na razie może powiedzieć tylko tyle, że są z prawej strony.
ROZDWOJENIE
8 marca, Dzień
Kobiet. Dla zespołów disco polo
czas żniw. Jest takie zapotrzebowanie, że gra się - jak w sylwestra - po dwa
koncerty. Zenek Martyniuk (ten od hitu „Przez twe oczy zielone”) pędzi najpierw
do Tomaszowa Mazowieckiego, stamtąd do Bełchatowa. A Sławomir („Miłość w Zakopanem”)
spina się, żeby po występie w Tomaszowie zdążyć do łódzkiej Atlas Areny. Lider
Bayer Full, stary wyjadacz w branży, nie jeździ jak opętany z miejsca w
miejsce. Odkrył inny sposób. Dawniej Bayer to był zespół sześcioosobowy, w dużej
mierze rodzinny, poza Świerzyńskim występowało - robiąc za chórek - troje jego dorosłych
już dzieci. Po koncercie ojciec się z nimi rozliczał. Teraz z jednego zespołu
zrobili dwa. Zanim na scenę łódzkiej Atlas Areny wyjdzie Świerzyński, czyli Bayer
Full, wychodzą dzieci Świerzyńskiego czyli Baby Full. Nie ma już, że cała
rodzina śpiewa razem, za jedną stawkę.
A stawki w tej branży to, jak mówi Świerzyński, 25-30 tys. zł za
koncert.
SŁAWOMIR I SŁAWOMIR
Jest za kwadrans 20, zaraz ma się zacząć „Dzień Kobiet w
rytmie disco”. Zagrają cztery zespoły. Przed wejściem ostatni maruderzy
dopalają papierosy. Kilka dziewczyn popija z butelki owiniętej w reklamówkę. -
Może ktoś chce się przyłączyć? - pytają. I chichoczą. Jedna mówi, że zawsze
chciała zobaczyć Sławomira. To znaczy widziała w telewizji, ale to nie to
samo.
- Ty, ale którego Sławomira? - dopytują koleżanki, bo wystąpić ma i ten
z wąsem, od „Miłości w Zakopanem”, i ten bez wąsa, od „Majteczek w kropeczki”.
I zaczyna się licytacja, który
Sławomir lepiej śpiewa.
Obok dwie pary (panowie rozpijają małpkę): - Ostatnio ponoć takie kwasy się między Sławomirami
porobiły że ani przed koncertem, ani po słowem się do siebie nie odzywają.
- Zazdrość.
- Ten od „Miłości w Zakopanem” ma więcej koncertów i sklep internetowy.
- No ale weź, co on śpiewa: „Dużo jesz, mało wiesz. Mordę od rana
drzesz. Nigdy nie pukasz w drzwi. Loda nie robisz mi”.
- Ha, ha, ha. Ostatnio zagrał w reklamie. Kosi tyle, że sobie najął
ochronę. Nie wpuszcza nikogo do garderoby. Gdzieś czytałem, że ten z Bayer
Full ma pretensje, bo prawdziwi discopolowcy tak się nie
odcinają.
- Mówię: zazdrość. Zresztą, o czym mieliby ze sobą rozmawiać? Skoro
jeden robi biznes, a drugi próbuje robić politykę?
KÓŁKA I WĘŻE
Pierwszy na scenę wchodzi zespół Baby Full! Na widowni
nastolatki, rodzice z dziećmi i sporo Ludzi starszych, nawet o lasce. Córka
Świerzyńskiego i dwaj jego synowie próbują wszystkich rozruszać.
- Można podejść bliżej, pod sceną!
Można tańczyć! – zachęcają.
- I do góry lewa! Klaszczemy! Gdy
śpiewają że chcą wierzyć w miłość, pod sceną kiwa się ze dwa tysiące osób. Najpierw
lekko, nieśmiało, później część już w parach, a w końcu - jak na weselu -
tworzą się kółka, robią się węże. Jakby to nie był pierwszy piątek Wielkiego
Postu, dwa dni po Środzie Popielcowej.
Komu nie udało się przed imprezą trochę wypić, może kupić na miejscu
piwo w plastikowych półlitrowych kubkach. Przy refrenach i gdy węże zmieniają
kierunek, trochę tego piwa wylewa się na podłogę, lecą też puste kubki, trzeba
uważać, żeby się na nich nie przejechać.
Superimpreza! - krzyczy brodaty chłopak, który przyszedł z dziewczyną i
dwiema innymi parami (później się okaże, że studiuje logistykę). Trochę mu było
trudno zapłacić 50 zł za bilet, ale jednak nie żałuje. - Grają naprawdę
pięknie.
- Grają? - dziwię się. Czy naprawdę nie zauważył, że ani w zespole Baby
Full, który przed
chwilą zszedł ze sceny, ani w
Bayer Full, który właśnie na scenę wszedł, nikt nawet nie trzyma instrumentu?
Są mikrofony, kolorowe światła, trochę dymu i laptop.
- Puszczają podkład z komputera? No i dobra - macha ręką chłopak. Wypili
z kolegami już trochę piwa, jest radośnie, jest pięknie. Dziewczynom też się
podoba. Dostały od chłopaków plastikowe królicze uszy na bateryjkę i te uszy
świecą i falują na ich głowach w rytm tego, co śpiewa Świerzyński. Początkowo
nawet się nie orientują, że śpiewa o Matce Boskiej.
- Ty, no weź, to
jest naprawdę o Maryi i pielgrzymce na Jasną Górę - jedna dziewczyna
przystaje. Za nią przystaje druga. Wsłuchują się w „Błogosław młodzież,
utwierdź rodziny. Weź w swą opiekę polskie dziewczyny”... Stoją zdziwione, ale
obok ludzie podrygują wesoło, jakby Bayer Full śpiewał „Majteczki w
kropeczki”. A zaraz, uwaga, uwaga całkiem nowa piosenka!
O chłopaku, który żegna Mazury, bo
jedzie z kolegami w góry.
To będzie hit - ogłasza Świerzyński.
Jest przekonany, że przyćmi Sławomira i tę jego „Miłość, miłość w Zakopanem, polewamy się
szampanem...” - przebój ostatnich sylwestrów, który ma na YouTubie 192 miliony
wyświetleń. Dlatego też, żeby ludzie lepiej wbili sobie do głowy jego nową
piosenkę - śpiewają dwa razy.
No to później ten drugi Sławomir, jak już wyjdzie na scenę, dwa razy
zaśpiewa „Miłość w Zakopanem”. I będzie ostrzej, głośniej, bo Sławomir (Cześć,
tu Sławomir) ma ze sobą perkusistę, gitarzystów, sekcję dętą. A po koncercie -
żeby fani jeszcze dłużej go pamiętali - rozdaje autografy. Pilnuje go
ochroniarz. Gdy ktoś próbuje zrobić sobie selfie ze Sławomirem, ochroniarz
krzyczy: „Tylko bez fleszy!”. Jakby Sławomir był cennym eksponatem muzealnym.
Od fanów poza ochroniarzem dzielą go barierki. Składa podpisy na zdjęciach ze
swoją twarzą (które najpierw, zanim mu się je podsunie do podpisu, trzeba
kupić, 5 zł sztuka), na płytach (po 40 zł), na koszulkach (za 50 zł).
KILKA PODEJŚĆ
- Jestem już za stary
żubr, żeby tak gonić za pieniądzem, jak, on goni - mówi Świerzyński
o Sławomirze. - Poza tym nigdy w życiu bym nie chciał, żeby mnie wszędzie było
tak dużo jak jego. Otwierasz szafę, Sławomir, otwierasz lodówkę, Sławomir.
- Raz mówi, że go przyćmi, a raz, że nie chce się z nim ścigać na popularność? Dobre sobie. Przecież widać, że aż
go ciśnie. Chciałby być bardziej popularny, niż jest, chciałby coś ugrać na
tym, że disco polo znów jest na fali - mówi działacz PSL, który zna
Świerzyńskiego. Lider Bayer Full przez 25 lat zrósł się z ludowcami. W1995, gdy
Waldemar Pawlak startował na prezydenta RP, śpiewał: „Na wybory, Polacy.
by nie głodował nikt. Nie z prawicy, lecz z pracy, dobrobyt jeste i był”.
Mówił o sobie, że czuje i rozumie wieś - mieszka w Woli Łąckiej,
niedaleko Gostynina. Poza tym, że ma duży dom i jacht motorowy, którymi lubi
się chwalić, ma też pociąg do uprawy ziemi, do koni, do powożenia. I do tego,
by być jakoś politycznie umocowanym, mieć znajomości wśród polityków.
Aż niedawno, nikomu z ludowców nic nie mówiąc, wystąpił na konwencji
PiS. A ostatnio całkiem rozstał się z PSL, oddał legitymację. Powiedział, że
nie jest mu po drodze z ugrupowaniem, które chce iść do wyborów w Koalicji
Europejskiej, razem z PO, Nowoczesną, SLD, Zielonymi i Teraz. Na Facebooku napisał:
„Partia, której hymnem jest Rota, idzie razem z aborcjonistami, lewakami i
komunistami”.
I natychmiast stał się bohaterem prawicy. A jeszcze większym po tym, jak
w RMF FM skarżył się, że mając 11 lat, był molestowany przez kogoś, kto jest
teraz blisko środowiska Platformy Obywatelskiej. W TVP Info
nazwał Koalicję Europejską targowicą i spiskiem.
W „Gazecie Polskiej” opowiadał, że nie mógłby być z tymi, którzy popierają
aborcję, bo chodzi co niedziela do kościoła i przyjmuje komunię świętą (dali go
na okładkę). - Płynie na fali. Dużo go w mediach, które sprzyjają obecnej
władzy. Odszedł od nas nie tyle z powodów światopoglądowych, ile koniunkturalnych.
Chciał się zameldować po stronie PiS - mówi poseł Piotr Zgorzelski z PSL. Gdy
słyszy, jak Świerzyński w mediach narzeka, że ludowcy, przystępując do
Koalicji Europejskiej, robią z zielonej koniczyny tęczową, mówi z sarkazmem: -
Teraz jasne, że dla niego ważniejsze od koniczyny okazały się majteczki w
kropeczki.
Świerzyński od dawna miał ambicje sięgające poza scenę disco polo. W
ostatnich wyborach startował z okręgu płockiego. Zdobył 600 głosów i to była
jego czwarta, nieudana próba wejścia do parlamentu z list PSL. Gdyby - jak mówi
- faktycznie dostał propozycję z prawej strony, może by w końcu dostał się do Sejmu?
RYNEK CHIŃSKI
Gdy pytam
dziennikarzy muzycznych,
co sądzą o Świerzyńskim, migają się bo co tu powiedzieć?
Że to, co śpiewa jest złe? Banał. Że nie byli w stanie przesłuchać żadnej z
jego płyt? To zaraz będzie skąd wiedzą, że to niedobre? Jeden mówi, że to, co
śpiewa Świerżyński nie jest interesujące, ale on sam, w jakimś sensie, owszem. Zjawisko samo w sobie. Choć wielu próbowało sił w disco
polo, to raczej traktowali to jak epizod, pojawiali się, znikali. A Świerzyński
trwa. I próbuje realizować jakieś inne ambicje. Niektórzy mówią o nim: ikona
gatunku. On sam o sobie: cesarz disco polo. Kilka lat temu zaczął śpiewać swoje
piosenki po mandaryńsku i oznajmił, że rusza na podbój Chin. Później
zakomunikował, że podpisał kontrakt gwarantujący sprzedaż 67 milionów płyt. Od
tamtej pory regularnie chwali się, że w Chinach odnosi sukcesy, jest nazywany
Baifu - dający szczęście. I że rozpoznają go tam, wielbią, udziela mnóstwa
wywiadów.
Weronika Truszczyńska, która studiuje sinologię na szanghajskim
Uniwersytecie Doughua i prowadzi na YouTubie popularny kanał o życiu w
Chinach, nigdy nie natknęła się tam na ślad wielkiej sławy Bayer Full.
- 67 mln płyt? W Chinach już chyba nikt, oprócz kolekcjonerów, nie
kupuje krążków. Chińczycy, tak samo jak i Polacy, oszaleli na punkcie
streamingu, dzięki czemu już za równowartość kilku złotych miesięcznie można mieć
dostęp do całej muzyki świata - tłumaczy Weronika Truszczyńska. Gdy sprawdza
na Wangyi Musie, jednej z najpopularniejszych chińskich aplikacji do streamowania,
czy ktoś tam śledzi twórczość Bayer Fuli, okazuje się, że 9 osób, przy czym
wybierają piosenki śpiewane po polsku, więc - jak podejrzewa - to Polacy
mieszkający w Chinach.
Ale gdy pytam Świerzyńskiego, jak mu idzie podbój Chin, mówi radośnie,
że doskonale. Wybiera się uświetnić 70. rocznicę powstania Chińskiej Republiki
Ludowej. - Mieliśmy ruszyć w trasę koncertową już w marcu, jednak z uwagi na
aferę z Huawei i to całe polityczne zawirowanie, trzeba było przesunąć wyjazd
na październik - mówi. Poza tym przygotowuje nową płytę, z tą nową piosenką,
która ma być hitem większym niż ten Sławomira, „Miłość w Zakopanem”.
- Pokonam go - mówi. - Pokonam na 100 procent!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz