Nie można skazać na
śmierć kogoś, kto nie popełnił przestępstwa. Kłamstwo może jakiś czas się
trzymać, ale w końcu runie tak jak każda dyktatura mówi - Stefan
Niesiołowski
Rozmawia Tomasz Lis
NEWSWEEK: Panie pośle, jak pan dzisiaj przyjechał z
Łodzi do Warszawy?
STEFAN NIESIOŁOWSKI: Pociągiem.
Jak ludzie reagują?
- Bardzo uprzejmie. Na sto sympatycznych uśmiechów, słów
poparcia, jedno, dwa są negatywne.
Jak wyglądają te
negatywne?
- Pukanie się w czoło. Zdanie „rozkradliście Polskę”. Coś
takiego.
A czasem są
personalnie negatywnie? Nawiązujące do ostatnich wydarzeń?
- O tym nie chciałbym mówić. Ale nie. Takich nie miałem. „O,
Niesiołowski” z takim ironicznym tonem to się zdarza, ale jedno na sto, może
osiemdziesiąt.
I co z panem teraz będzie?
- W jakim sensie?
Politycznym.
Zacznijmy od tego.
- Kandydować i tak już nie miałem zamiaru.
Eee tam.
- Ja już mam 75 lat...
W Ameryce Sanders ma
78 lat i chce mu się.
- To różnie się układa. A po drugie, nie ma listy, z której
mógłbym startować, bo przecież nie z listy Schetyny ani Kaczyńskiego. Innej
praktycznie nie ma.
Czyli jednak bardziej
to drugie?
- I to, i to. Wcześniej podjąłem decyzję, że nie kandyduję.
Miałem plan, żeby zrobić koalicję - PSL, Nowoczesna, SLD, UED i dopiero z
takiej pozycji rozmawiać ze Schetyną, ale praktycznie wszyscy liderzy tych
partii poszli na, moim zdaniem, gorszy wariant. Wygląda to tak, że Schetyna ma
decydujący wpływ na listy, skutek może być opłakany.
Zawsze ktoś je
układa. To jest partnerstwo, ale nie równie silnych podmiotów.
- Ale ten wariant jest zły dla Polski, bo oznacza dominację
jednego człowieka. A to źle, kiedy się walczy o demokrację.
To będziemy wiedzieć
w maju i październiku.
- Zgoda, ale byłoby lepiej, gdyby to była taka koalicja jak
w 1989 roku. Wałęsa i Geremek to byli ludzie zupełnie innego formatu.
Umieścili na listach swoich przeciwników ideowych, np. Marka Jurka czy Jana
Łopuszańskiego.
Ale pana kolega
Michał Kamiński, za którym przewodniczący Schetyna nie przepada, będzie na
liście koalicji.
- Doprawdy nie wiem, jak on to zrobił. Michał ma wielki talent...
Ale nie ma o czym mówić. Nie mam ochoty być najstarszym posłem, kiedyś trzeba
umieć odejść. Nie z polityki, ale z parlamentu. To nie to samo.
Nie powinien się pan
spodziewać po Schetynie miłego traktowania, bo jak się kogoś nazywa publicznie
„kreaturą”...
- Nazwałem go tak, bo kiedy mnie obrzygano w mediach, to
powiedział, że o tym od dawna mówiło się w Sejmie. To niesłychane. Pan
Schetyna był uprzejmy włączyć się w kampanię opluwania mnie przez przeciwników
politycznych na podstawie sfałszowanych i nielegalnych podsłuchów oraz
insynuacji i przecieków, które trafiały do pisowskieh gazet.
Ale wie pan, że się mówiło?
- Nie.
Popytałem ludzi w Platformie i
się o tym mówiło.
- Nic o tym nie wiedziałem.
Nikt panu nic takiego nie mówił
przez trzy lata?
- Jeśli poseł wie o przestępstwie,
zwłaszcza o korupcji, to zawiadamia prokuraturę. Dlaczego Schetyna tego nie
zrobił?
Ale postępowanie ruszyło
jeszcze za Platformy.
- O tę sprawę proszę pytać mojego
pełnomocnika mec. Kalisza. Ja wypowiedziałem się już kilka razy i więcej nie
mam zamiaru.
Ale trudno to całkowicie
pominąć...
- Te zarzuty są wyjątkowo
odrażające... te przecieki... kłamliwe i bezprawne zresztą. Jakaś korupcja...
Grosza nie wziąłem... jakieś łapówki... To wszystko pojawia się w pisowskich
mediach. I kolega z Platformy opowiada, że „mówiło się od dawna o tym”. A skąd
on wiedział?
Jeśli robiły to służby za
rządów Platformy...
- „Mówiło się...”. Kto mówił? Co
mówił? Jakbym powiedział, że pan coś ukradł... - no tak, mówiło się, że Lis
kradnie... przecież to obrzydliwe.
Jest pan spokojny o ten proces?
- Tak. Bo nie popełniłem żadnego
przestępstwa.
Pan mówi: „nie brałem
pieniędzy”. Ale oni tego panu nie zarzucają. Zarzucają panu „żywe” łapówki.
- Prowadzi pan rozmowę wyłącznie o
tej sprawie...
Od tego zaczynamy...
- Nie brałem żadnych pieniędzy,
nie korzystałem z żadnych łapówek i nie mam zamiaru o tym rozmawiać. To jest
podła insynuacja i poniżanie mojej rodziny. Coś obrzydliwego.
Skoro sam pan dotknął rodziny,
a zawsze takie rzeczy dotykają najbliższych... kiedy zadzwoniłem do pana,
odebrała żona. Zawsze odbiera teraz żona?
- Nie.
Myślałem, że to ze względu na
tę sprawę.
- Był taki okres, że mnie nękali
telefonami, więc żona odbierała i robiła sito.
W ciągu tych 30 lat był pan
poza Sejmem dwa razy. Co pan wtedy
robił?
- Byłem na uczelni.
A jak pan sobie teraz to życie
po życiu wyobraża? Bez polityki.
- Poradzę sobie.
Polityka, Sejm, to było pana
życie.
- Było. A wcześniej moim życiem
była biologia, opisywanie gatunków, badania. Ale nie wyłączam się z polityki.
Będę pisał teksty, komentował.
Kiedy był pan ostatnio w
Sejmie?
- Teraz nie byłem na dwóch
posiedzeniach, ale dlatego, że chodziło o sprawę mojego immunitetu. Nie
chciałem, żeby biegali za mną dziennikarze.
A kiedy jest następne
posiedzenie?
- Na początku kwietnia. Wtedy już
będę.
Nie boi się pan, że
dziennikarze będą za panem gonili?
- Poradzę sobie! Jak podejdzie
dziennikarz, to powiem mu, żeby poszedł sobie do mojego pełnomocnika. Tak mu to
powiem, że nie sądzę, by drugi raz się odezwał.
Jest pan w polityce chyba pół
wieku.
- Pierwsze publiczne wystąpienie
miałem w sprawie listu polskich biskupów do niemieckich w 1965 roku. Gomułka
organizował wiece potępiające ten list. Poszedłem z kolegą do akademika i
broniłem tego orędzia, chociaż groziło mi wyrzucenie ze studiów. Potem było
podziemie, Ruch, ROPCiO i Solidarność. Tak.
Ponad pół wieku. Oczywiście w
różnej formie, ale pobyt w więzieniu też jest w jakimś sensie polityką.
Jak najbardziej, szczególnie z
takiego paragrafu - obalenie przemocą ustroju socjalistycznego.
- W więzieniu i w podziemiu,
generalnie w Polsce Ludowej, byłem na wewnętrznej emigracji. Tak jak dzisiaj.
Nie oglądam pisowskiej telewizji, nie czytam pisowskich gazet, wyłączam Dudę za
każdym razem, jak go widzę, tak samo Kaczyńskiego. O takich głowaczach jak
Gryglas, Horała, Buda, Gliński czy Dworczyk nie wspomnę. Jak przemawia w Sejmie
Duda albo Morawiecki, natychmiast wychodzę. Wolę zajmować się owadami.
Co pana kręci w tych muchach?
- Muchówkach.
Muchach, muchówkach.
- Muchówkach. To nie jest to
samo...
Jaka jest różnica?
- Muchówki to jest rząd, Diplera
po łacinie, które mają wiele rodzin. I jedną z tych rodzin są muchy (Muscidae).
Ja zajmowałem się kilkoma rodzinami muchówek: Simuliidae - meszkami, i Empididae, po polsku
„wujkowate”. Larwy meszek żyją w wodzie, dorosłe są krwiopijne, wujkowate są
drapieżne, larwy żyją w ziemi, nieliczne w wodzie, larwy much żyją najczęściej
w szczątkach zwierzęcych i są najbardziej znane.
Ile pan miał lat, jak panu
przyszło do głowy, że muchówki pana kręcą?
- Na studiach. Ale już jako
dziecko hodowałem motyle, chrząszcze, kijanki. Bardzo trudno wyhodować żabę z
kijanki. Różne hodowałem zwierzęta, ale głównie bezkręgowce. Żadnych tam
chomików, świnek morskich, kotów i psów. Chociaż pies był, taki kudłaty, jak
byłem dzieckiem i mieszkaliśmy w Łodzi w baraku, potem wpadł pod samochód,
nazywał się Morwa.
Ja to było z wyrzuceniem
rodziny z domu?
- Nie pamiętam, urodziłem się w
1944 roku. Potem mieszkaliśmy w baraku i nie było tam niczego poza prądem.
Bieda była straszna. Nie tylko u nas. Graliśmy w piłkę i chłopaki w przerwach
jedli dzikie jabłka, szczaw. Dziś te owoce leżą w tych samych miejscach i nikt
ich nie rusza.
Te mirabelki nieszczęsne...
- Jakby był głód, toby nie leżały.
Jak wspomina pan więzienie?
- To już nie czasy stalinowskie,
niebyło mowy o znęcaniu się. Ale oczywiście było to nieprzyjemne. Najpierw 4,5
roku, potem rok internowania. Z całego demokratycznego parlamentu dłużej ode
mnie siedział tylko Kuroń. Jak zachorował, mówił: „Kostuś, teraz ty będziesz
liderem”.
Ta ostatnia emigracja
wewnętrzna zaczęła się w 2015 roku?
- Tak. Ona jest bardzo podobna do
tej w PRL.
Choć czasy jednak
nieporównywalne.
- Trudno porównywać Polskę Ludową
do obecnej przez pryzmat więzienia. Ale już PiS-owska propaganda jest gorsza.
Gorsza?
- Jednak ci komuniści mieli pewną
klasę. Małcużyński, Broniarek, Toeplitz, Groński i wielu innych... A teraz to
jest żałosna nędza propagandy, nieudolnej, natrętnej, prostackiej. Morawiecki
nawet nie sili się na jakieś pozory. Kłamie za każdym razem.
Kurskiego dobrze pan zna?
- Po imieniu z nim jestem. Ale to
dla mnie odrażająca postać.
Za kilka rzeczy w więzieniu
siedziałem. Żeby ludzie nie bali się tortur, bo bali się strasznie; żeby nie
było cenzury i obrzydliwej propagandy; żeby nie wyrzucano z pracy z pobudek
politycznych i żeby nie rządzili lojalni idioci, a o awansie nie decydował
stopień lizusostwa. Jak wszedłem w 1989 roku do Sejmu, to Geremek przywitał
mnie tak: „Kostuś - razem byliśmy w Jaworznie i Darłówku - co tu się
narobiło... i zobacz, już nigdy więcej nie będzie cenzury”. A dzisiaj jest
brutalna cenzura. Wróciły czystki. W TVP zostały same
lizusy, Polsat prawie spacyfikowany, jest jeszcze TVN, ale kogo oni tam zapraszają - Jackowskiego, Gryglasa,
Horałę, Jakubiaka? Jak można poważnie traktować Kukiza, Jakiego, Zalewską,
Andruszkiewicza i innych w tym rodzaju. A pomija się np. Kuczyńskiego. Takim
działaniem stacja też ponosi odpowiedzialność za Polskę.
Kukiz reprezentuje parę
procent...
- Korwin, Braun, Bubel, Międlar
też mogą reprezentować parę procent, a jeszcze więcej Polaków nie wierzy w
szczepionki, ewolucję i kulistość Ziemi. To ich też mamy zapraszać?
Widzów TVN24 ma różnych i trzeba zapraszać takich polityków, jacy są. To
nie TVN ich wybrał.
- Ale ich zaprasza. A jak się
poważnie traktuje jakichś lumpów czy antysemitów, to potem jest, jak jest. Nie
oczekuję od Rachonia czy Kurskiego, żeby zrobili coś dobrego dla Polski, ale w innych
mediach powinna być jakaś granica głupoty.
Chciałby pan, żeby TVN był TVP a rebours?
- Nie, żeby był na poziomie. I
żeby idiotów nie zapraszać.
Jak pan wymienił wszystko, o co
walczył, to przegrał pan na każdym froncie.
- No, nie! Jest cenzura, zwalnia
się z pracy z powodów politycznych, ale komuniści strzelali do protestujących.
Ci nie strzelają.
Cud 4 czerwca był niewyobrażalny,
myślałem, że to już jest raz na zawsze. I ten cud PiS wdeptało w szambo. I w
tym szambie teraz trzeba żyć.
W 2015 roku nie myślał pan, że
tak będzie?
- Że aż tak, to nie.
Dla mnie nic z tego, co się
dzieje, nie stanowi większego zaskoczenia.
- A ja myślałem, że będzie
podobnie jak w latach 2005-2007. Byłem naiwny. Ale myślałem też, że oni się
zderzą z narodem.
Co jest gorsze? Że oni robią z
Polski to, co robią, czy to, że naród
to tak spokojnie znosi?
- Gorsza dżuma czy cholera?
Głupota, strach czy egoizm? Nie wiem. Jest dla mnie przygnębiające, że ludzie
się nie zrywają, żeby zrzucić to jarzmo. Ale to efekt nieudanych powstań, wymordowania
inteligencji, ogłupiania, emigracji, zepchnięcia do nędzy. Eliminacja genów
odwagi, kultury, przyzwoitości i mamy wyjących posłów PiS, nową elitę. W1989
roku głosowało tylko 64 proc. wyborców. Reszta miała to gdzieś. To był potężny
sygnał ostrzegawczy.
Jak pan wspomina czasy, kiedy
razem z Kaczyńskim byliście po jednej stronie i popieraliście rząd
Olszewskiego?
- Kaczyński nie znosił
Olszewskiego, tam był konflikt. Ale relacje między nami były dobre. W filmie
Kurskiego widać, jak siedzę z tymi, co obalają rząd Olszewskiego, ale ja tam
przez pomyłkę trafiłem, do dzisiaj nie wiem, dlaczego strażnik sejmowy mnie
tam zaprosił.
Obalał pan rząd Olszewskiego
przez pomyłkę.
- Wszedłem, nie powiedziałem słowa
i po minucie wyszedłem. Czy to jest obalanie rządu?
Ale dlaczego się pan nie
odezwał?
- Nie wiedziałem w ogóle, co ja tu
robię i wyszedłem.
To pan trochę jak obywatel
Piszczyk przez chwilę?
- Trafiłem na nie moją naradę.
Trochę tak, jakbym dziś wszedł na zebranie PiS. Olszewski i Kaczyński to
wiedzieli, ale nie raczyli słowem się odezwać i zostałem głównym obalającym
rząd Olszewskiego. Chociaż to nie takie złe, bo to był bardzo zły rząd.
Kiedy ostatni raz
rozmawialiście?
- Z Kaczyńskim? Za czasów AWS. Ja
go po prostu nie chciałem znać więcej. Jest jakaś granica podłości. Kaczyński
mówił, że rząd Buzka to KPP, czyli Kompromitacja Polskiej Prawicy. Zmienił
zdanie, jak Buzek wziął jego brata na ministra sprawiedliwości.
Czyli to Jerzy Buzek był
poniekąd sprawcą nieszczęścia narodowego?
- Ostrzegałem go. Mówiłem, że oni
wszystko rozwalają. A Kaczyński to intrygant, szkodnik.
Mówił pan o Lechu czy o
Jarosławie?
- O jednym i drugim.
Na korytarzu w Sejmie
wymijaliście się bez słowa?
- Tak.
Na Andrzeja Dudę też ma pan
uczulenie?
- Ta jego nieludzka niewiedza. On
nic nie wie. Te miny, gesty, pozy. A Morawiecki? Jak on studia skończył i to
historię podobno?
Na PiS chyba ma pan większą
alergię niż na ten PRL w końcówce?
- Jaruzelski to był inteligentny
człowiek, z ziemiańskiej rodziny.
Czy pan ich nienawidzi?
- Brzydzę się nimi.
Za to z szacunkiem, a nawet
serdecznością mówi pan o adwersarzach sprzed lat -
Geremku, Kuroniu, Michniku.
- To byli demokraci, cierpieli dla
Polski, a dla kogo cierpiała pani Szydło lub Błaszczak? Najważniejszy dziś
podział nie polega na tym, czy ktoś jest wierzący, bo to jego sprawa, ale czy
jest przyzwoitym człowiekiem i demokratą. Jeżeli wygra Kaczyński, to będzie
straszna klęska dla Polski.
A dzisiejszy Kościół jak się
panu podoba?
- Mamy Kościół ponad prawem, ponad
państwem. Nie wszystkie kościoły, ale większość, są nieformalnymi biurami propagandy
PiS. Kościół z furią atakuje środowiska LGBT, ale popiera skandaliczną ustawę,
która każe rodzić kobietom dzieci, które umrą. Żadnej litości i empatii,
żadnego zrozumienia, a przecież pan Jezus umarł na krzyżu za innych ludzi. A
oni za kogo są gotowi umrzeć? Za swoje samochody? To są faryzeusze, może oni
wierzą w jakiegoś Boga, ale nie w tego, co kazał kochać nieprzyjaciół. Znaczna
część biskupów i księży w tzw. katolickich mediach jest parodią
chrześcijaństwa.
Chodzi pan do kościoła co
tydzień?
- Tak. Ale ten mój kościół jest
absolutnie apolityczny.
Ma pan szczęście.
- Zawsze miałem szczęście do
księży. Żadnego pedofila nie spotkałem. W ogóle nie przypuszczałem, że coś
takiego jest możliwe...
A nie dziwi pana, że partia
Kaczyńskiego akurat w wyborach europejskich próbuje wygrać na lękach?
- Próbują to wykorzystać. Wszystko
zależy od tego, czy druga strona znajdzie na to odtrutkę.
Może trzeba podjąć rękawicę i
zaatakować w imię walki o tolerancję, o prawa ludzi.
- I nigdy się nie bać. Błędem było
uciekać od terminu „totalna opozycja”. Tak, jesteśmy totalną opozycją przeciwko
kłamstwu i dyktaturze, a wobec tego totalnie wobec zła. Trzeba tym kłamcom i
obłudnikom powiedzieć w twarz to, co Pan Jezus w świątyni faryzeuszom: „Plemię
żmijowe”!
Mówi pan „obrzydliwe”,
„niesłychane”, to warto było się w to wszystko pakować?
- Przegrałem teraz, ale walczę. A
co? Mamy oddać Polskę PiS-owcom?
Jakie dziedzictwo pan zostawia
po sobie w polityce?
- Nie chcę podsumowywać, bo
nigdzie nie odchodzę.
Ale 50 lat to moment, kiedy coś
można podsumować...
- Jestem patriotą i dużo dla
Polski wycierpiałem. Moja rodzina wycierpiała od wielu pokoleń, w każdym
powstaniu ktoś z Niesiołowskich lub Myszkiewiczów brał udział. Tymoteusz
Niesiołowski za powstanie styczniowe pojechał na Sybir, a Tadeusz Łabędzki,
brat mojej matki, został zakatowany w 1946 roku przez UB. Dlatego nigdy nie
odejdę z polityki.
To jakie credo pan pisze sobie
i innym na przyszłość?
- Żeby nigdy nie rezygnować z
zasad demokratycznych. A jak ktoś je łamie, wtedy trzeba walczyć. Jak się
poddamy, to z czasem stracimy niepodległość. Uważam, że własnymi siłami tę
dyktaturę możemy obalić. W tym sensie ja nigdy się nie poddam.
Ta batalia, którą teraz pan
toczy, jest być może trudniejsza niż te dawne. Być może pierwszy raz w pana
życiu próbują panu zafundować śmierć cywilną.
- Próbują mnie opluć, ale to się
nie może udać...
Nie może?
- Nie, bo nie można skazać na śmierć
kogoś, kto nie popełnił przestępstwa, kłamstwo może jakiś czas się trzymać,
ale w końcu runie tak jak każda dyktatura.
6-7 kwietnia będzie posiedzenie
Sejmu.
- Nie widzę powodu, żeby mnie tam
nie było.
Wszyscy będą oceniać, czy
Niesiołowski się trzyma?
- Poradzę sobie. To na pewno
przyjemne nie jest, bo jak kogoś oplują, to widać pewnie. Ale to mnie nie
wyeliminuje z życia politycznego, bo nie ma podstaw. Nie wziąłem choćby jednej
złotówki. A kwestie obyczajowe... to chyba jednak powinienem tłumaczyć się
przed żoną, a nie przed CBA. To nie Iran czy Arabia Saudyjska.
A jak pan czyta „jurny Stefan”,
to pana szlag trafia?
- Przykre to jest, ale te
skurwysyny dostały prezent od CBA, bo w tych materiałach nic nie było. Ale takie
opluwanie zawsze ma jakieś granice. Już mnie oskarżali 15 lat temu, że byłem TW
Leopold i to w końcu zdechło, bo ile można pisać.
Pan jest życiowym optymistą?
- Oczywiście.
Wygra pan?
- Nie bardzo wiem, co mam wygrać,
bo ja już właściwie w dużym stopniu wygrałem. Pomimo wszystko...jednak komunizm
upadł.
Może żeby wygrać, zarzuty muszą
upaść w sądzie i sąd musi powiedzieć: niewinny.
- To nie ode mnie zależy. Oni to
mogą ciągnąć w nieskończoność.
Co to znaczy, że pan nigdy się
nie podda? Jak pan definiuje swoje zwycięstwo?
- Żeby upadło PiS. To wystarczy.
Nic więcej nie chcę. I żeby żadna inna dyktatura nie przyszła, tylko była
normalna, demokratyczna Polska.
Tomasz Lis
http://www.newsweek.pl/plus/temat-z-okladki/stefan-niesiolowski-klamstwo-mozna-zatrzymac-rozmowa,artykuly,436273,1,z.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz