Spora część Polaków
musi żyć złudzeniami, by zachować tożsamość. Złudzeniami o niewinności dzieci,
które nie znają seksu, czy niewinności Polaków, którzy zawsze byli ofiarami, a
nigdy oprawcami mówi - filozofka Agata Bielik-Robson
Rozmawia Renata Kim
Newsweek: Pięć lat temu zapytałam
panią, dlaczego prawica boi się seksu. Pamięta pani swoją odpowiedź?
Agata Bielik-Robson: (śmiech) Ni pamiętam, ale przypuszczam, że dzisiaj mogłabym
powiedzieć to samo.
Mówiła pani, że prawicowi
politycy chcą odwrócić uwagę od skandali związanych z molestowaniem dzieci
przez księży.
- Nie zmieniłabym ani słowa. Cała
ta próba zlikwidowania edukacji seksualnej i stłumienia świadomości seksualnej
Polaków służy między innymi temu, by osłonić Kościół katolicki przed oskarżeniami
o różnego rodzaju nadużycia. Bo przecież te nadużycia można rozpoznać i
sklasyfikować tylko wtedy, kiedy się coś wie. Więc myślę, że taki jest nadal
plan polskiej prawicy, która doszła do władzy przy ogromnym poparciu Kościoła,
a w zamian mniej lub bardziej otwarcie obiecała mu, że rozwiąże kryzys związany
z przypadkami pedofilii wśród księży.
Jak?
- Całkowicie go wyciszając. A
częścią .tego planu jest utrzymywanie Polaków w stanie seksualnej
nieświadomości.
Tyle że strategia, która mogła być skuteczna pięć lat temu,
teraz nie ma sensu. Choćby dlatego, że Fundacja „Nie lękajcie się” opublikowała
raport na temat pedofilii wśród księży i
pokazała go papieżowi.
- Ta strategia nadal ma sens,
wcale nie mam wrażenia, że kwestia pedofilii w polskim Kościele jakoś
szczególnie ruszyła z miejsca. W zasadzie wszystkie inicjatywy papieża
Franciszka zmierzające do tego, by odsłonić bezmiar seksualnego bestialstwa,
które się w Kościele przez wieki nagromadziło, są przez rydzykową część
polskiego Kościoła oraz prawicę całkowicie odrzucane.
Pięć lat temu prawica straszyła
ideologią gender
i „pornografizacją”, teraz seksualizacją i
środowiskiem LGBT.
- U ideologów prawicy bardzo
często pojawia się argument, że osoby LGBT padły ofiarą przeseksualizowania,
bo określają się poprzez swoją seksualność. A to przeseksualizowanie musi
prowadzić do grzechu, perwersji i wypaczeń. To jest ciągle ten sam język, nic
się nie zmieniło. Episkopat wciąż brnie w te same obsesyjne androny, jak choćby
najnowsza rewelacja arcybiskupa Gądeckiego: „(...) tworzy się programy seksualizacji
dzieci, aby jak najwięcej zarobić na środkach antykoncepcyjnych i puścić w
ruch życie seksualne”. To już wizja globalnego spisku.
Czy gdzieś na świecie
straszenie edukacją seksualną było tak skuteczne jak w Polsce? Wielu rodziców
zabrania dzieciom chodzić na takie zajęcia.
- W USA, przede wszystkim w tzw.
pasie biblijnym, bardzo popularny jest „home schooling”, czyli
uczenie dzieci w domu, w dużej mierze właśnie z powodu protestów komitetów
rodzicielskich przeciwko edukacji seksualnej w państwowych szkołach. Polska
prawica nie od dziś przejmuje od amerykańskich fundamentalistów wszystkie
zasady wojny kulturowej.
Po co?
- Dochodzi tu do fundamentalnego
zderzenia cywilizacji: polska prawica to formacja antynowoczesna, tymczasem
Zachód poszedł drogą oświecenia. Uznał, że lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć.
Więc lepiej mieć wiedzę na temat seksualności dziecięcej, niż udawać, że
dziecko jest niewinnym aniołkiem, które nie wie, na czym polega masturbacja
albo zabawy w doktora. A skoro istnieje coś takiego jak seksualność dziecięca,
to trzeba wymyślić sposób, jak z dziećmi o niej rozmawiać.
Politycy PiS uważają, że taka
rozmowa spowoduje przedwczesne zainteresowanie seksem.
- Bzdura. Rekomendacje WHO, które tak niepokoją polityków prawicy, nie uczą dzieci
masturbacji. One zachęcają, by rozmawiać o masturbacji, która - jak wiemy z
nauki - jest faktem. Dzieci się onanizują, więc lepiej z nimi o tym rozmawiać.
Choćby po to, by nie miały poczucia winy, które potem może rzucić się cieniem
na ich seksualność i uczynić ją czymś mrocznym i zakazanym.
Gdzie tu zderzenie cywilizacji?
- Już tłumaczę. Kultura
przednowoczesna, która niechętnie patrzy na zasady oświecenia, idzie dokładnie
w przeciwną stronę. Uważa, że lepiej jest zbudować uproszczony, wyidealizowany
obraz niewinnego dzieciństwa, niż rozmawiać o tym, jakie ono jest naprawdę.
Stąd właśnie to charakterystyczne przekłamanie, jakoby z edukacji szkolnej
dzieci miały się dowiedzieć, że masturbacja w ogóle istnieje. I zechciałyby
się jej nauczyć. Albo odkryłyby, że istnieje homoseksualizm, i też by go
spróbowały.
To dopiero jest bzdura.
- Oczywiście, ale bzdura
wynikająca właśnie ze zderzenia cywilizacji, z tego, że my, Polacy, żyjemy
jakby na rowie tektonicznym, który przebiega przez nasze społeczeństwo: duża
jego część to wciąż kultura przednowoczesna, która musi żyć złudzeniami, by
zachować swoją tożsamość: złudzeniami na temat niewinności dzieci, które nie
znają seksu; niewinności Polaków, którzy zawsze byli ofiarami, a nigdy
oprawcami itd. Prawicowa polityka konsekwentnie otacza nas różnego rodzaju
bańkami iluzji, pozwala żyć w stanie zaprzeczenia. Więcej, stwarza wrażenie,
że jej wyborcy mają święte prawo do autoiluzji, bo jest to część ich
kulturowej tożsamości, a kto prawo to podważa, wykazuje się nietolerancją. To
bardzo ciekawe, ale i szalenie niebezpieczne, wrogie przejęcie tak zwanej polityki
tożsamości, która dotąd była raczej domeną liberalnej lewicy.
A co to dla nas jako społeczeństwa
oznacza?
- Kolejną odsłonę walki między nowoczesną
cywilizacją oświecenia a przednowoczesną cywilizacją iluzji. Każde przesłanie
Jarosława Kaczyńskiego i jego ekipy ma podprogowy przekaz: walczymy w imię
iluzji przeciwko oświeceniu i wiedzy. Rzecz jasna, nie można wypowiedzieć
tego wprost, bo wtedy czar iluzji zniknie. Przekaz jednak świetnie trafia do
tych Polaków, którzy przestraszyli się wiedzy na temat tego, czym są, czym
byli, czym była Polska, polska kultura i Kościół katolicki; przestraszyli się
odczarowania, jakie niesie ze sobą każde oświecenie. W Polsce odczarowanie
jest odbierane jako cios zadany idealnemu wyobrażeniu polskości, cios, którego
ta sienkiewiczowska polskość wymyślona „ku pokrzepieniu serc” nie będzie w
stanie przeżyć w konfrontacji z rzeczywistością. Stąd histeryczna mobilizacja
prawicy, by zachować życiodajną bankę iluzji, w której polskość idealna będzie
mogła przetrwać.
Jak długo można trzymać naród w
iluzji?
- To jest dobre pytanie, ale nie
mam odpowiedzi. Na naszych oczach wali się formacja oświecenia, liberalizmu,
zachodniej wiary w różnicę między prawdą a fałszem. Weźmy taką Anglię -
najstarsza demokracja świata padła pod napojem manipulacji probrexitowej, która była oparta na kłamstwach i właśnie dlatego okazała
się skuteczna. Wystarczyło Brytyjczykom obiecać powrót do wspaniałych
imperialnych czasów i doprowadzić kraj do kompletnej katastrofy. Ja bym bardzo
chciała wierzyć, że obóz oświecony jeszcze nie stracił wszelkich szans w walce z
łatwo dającą się ogłupić większością, ale nie jestem tego pewna.
A jak jest w Polsce?
A jak jest w Polsce?
- To, w jaki sposób Polacy kupują
kłamstwa prawicy, pokazuje, że są rozpaczliwie spragnieni głasków i
pieszczot. Kiedy polityka zaczyna kierować się zasadą przyjemności, a nie
rzeczywistości, oświecenie znika. Przez jakiś okres w naszej historii, zwany
zachodnią nowoczesnością, te proporcje się odwróciły i rzeczywistość
zwyciężyła nad przyjemnością. Tak powstała cywilizacja liberalna, ale być może
właśnie się kończy i wchodzimy w epokę, którą kilku myślicieli określiło jako
nowe średniowiecze. Znowu powróci zasada libido, czyli polityki jako
dziedziny, w której zaspokajamy swoje podstawowe pragnienia. A jednym z tych
pragnień jest dobre samopoczucie: „ja jako Polak katolik mam prawo być z siebie
dumny”. Polska prawica nauczyła się tego wszystkiego od amerykańskiej prawicy
rodem z pasa biblijnego, której podstawowym hasłem było „redneck and proud of it”. Czyli jestem karkiem, nie czytam, nie uczę się, odrzucam oświecenie,
a i tak mam prawo być z siebie zadowolony. Bo jest to święte prawo mojej
kulturowej tożsamości, dla której żądam tolerancji i szacunku.
Dlaczego polska prawica nie
uczyła się od angielskiej, która legalizuje małżeństwa osób tej samej płci i nie
ma problemu z edukacją seksualną?
- Torysi są liberałami, dbają o
prawa jednostki i w tym sensie nie mogą stanowić wzoru dla polskiej prawicy,
która jest antyliberalna: dla niej wspólnota zawsze stoi ponad prawami
jednostek.
A dlaczego prawicowi politycy
mają obsesję na punkcie seksu?
- Ta obsesja związana z grzechem
założycielskim formacji katolickiej, czyli celibatem księży. Z faktem, że
osoby decydujące o kształcie ideowym katolicyzmu są z zasady odcięte od
jakiejkolwiek zdrowej seksualnej aktywności. A jeżeli im się jakaś przydarza,
to w cieniu zakazu, przekroczenia i grzeszności. I stąd przeświadczenie, że
seksualność jest czymś mrocznym. D.H. Lawrence powiedział
kiedyś, że papież Kościoła katolickiego tyle wie o seksie co przeciętna
prostytutka. Diagnoza prowokacyjna, ale głęboko słuszna.
Nie rozumiem jej.
- Znaczy tyle, że ksiądz ma tak
samo ponure wyobrażenie o seksualności jak osoba, która styka się wyłącznie z
seksem jako pokątną perwersją, a nigdy z erotyzmem łączącym się z ucz ciem i otwarciem
na drugą osobę, odruchowo pojmuje seks jako coś strasznego. brzydkiego,
nieetycznego. To katolickie rozumienie seksualności przenosi się siłą rzeczy
na całą kulturę katolicką. W takiej formie nie występuje ono nawet w
najbardziej fundamentalistycznych odmianach judaizmu czy islamu.
To dlaczego prawicowi
publicyści z takim upodobaniem piszą powieści, w których roi się od scen
wyuzdanego seksu?
- Proszę zauważyć, że we
wszystkich opisywanych przez nich orgiach, w których płyny fizjologiczne leją się
strumieniami, biorą udział wyłącznie zepsuci liberałowie, czyli
przedstawiciele „cywilizacji śmierci”, w której jedynym przejawem życia jest
perwersyj na seksualność. Jak mówił św. Paweł, grzech ożywa przez związek z
przykazaniem. W tym też sensie ci nieszczęśni erotyczni grafomani nie są nawet
dobrymi chrześcijanami, bo zatrzymali się na etapie zakazu, który skupia ich
uwagę na „grzechu”, a przez to czyni sprawy seksu ważniejszymi, niż one w
istocie są. Mroczna aura zakazanego owocu otaczająca seks sprawia, że tym
bardziej się na nim fiksujemy. A to całkowicie uniemożliwia dojrzewanie - nie
tylko płciowe, ale w ogóle wszelką dorosłość.
Rezultat?
- Wszystkie niespełnione marzenia
erotyczne, nieustannie ożywiane przez zakaz, muszą się gdzieś urzeczywistnić.
Prawicowi publicyści właśnie po to piszą te książki, żeby dać upust własny fantazjom
seksualnym. Bo o żadnej ambicji literackiej chyba nie może tu być mowy. A
podobno to osoby LGBT są przeseksualizowane...
A jaki stosunek do seksualności
mają pani angielscy studenci?
- Na wydziale teologicznym w Nottingham
mamy studentów LGBT, ale też takich, którzy wywodzą się z fundamentalistycznych
wspólnot ewangelikalnych, gdzie od dzieciństwa im wmawiano, że Bóg jest
przeciwko gejom i lesbijkom. Ci studenci od czasu do czasu rzucają jakieś mało
tolerancyjne uwagi pod adresem swoich nieheteronormatywnych kolegów. Próbujemy
im wytłumaczyć, że są inne sposoby interpretacji Biblii. Absolutnie nie jest
tak, jak to przedstawia polska prawica, że na Zachodzie panuje terror jedynie
słusznych opinii. Wręcz przeciwnie, w liberalnej kul turze panuje zasada deliberacji,
czyli rozmowy, ciągłej „konwersacji ludzkości”. Ale gdyby pozbawić nas wiedzy,
choćby o seksie, gdyby pozbawić nas języka i możliwości artykulacji naszych stanowisk,
to deliberacja stanie się niemożliwa. I o to polskiej prawicy chodzi: żeby nie
było rozmowy, pluralizmu, różnicy - tylko jeden głos jednej wspólnoty,
nieustannie pielęgnującej złudzenia na swój temat.
Przecież w dobie internetu nie
da się narzucić jednej wizji świata, jednego sposobu myślenia.
- Nie jestem tego taka pewna.
Fundamentalizm w Ameryce ma się dobrze, ma swoje uczelnie, telewizje, stacje
radiowe, a nawet własny internet tożsamościowy. Myślę, że coś podobnego
dzieje się w Polsce: kiedy się raz wpadnie w bańkę tożsamości prawicowej, to
cała reszta świata jawi się już tylko jako wróg, którego trzeba zniszczyć, by
samemu przetrwać. Internet nie jest wcale narzędziem sprzyjającym oświeceniu.
Tak naprawdę sprzyja tylko wpadaniu w ideologiczne bańki, które pielęgnują
wszelkiego rodzaju postprawdy i manipulacje, żeby utrzymać ludzi w strefie
tożsamościowego samozadowolenia.
Wychodzenie poza tę strefę
boli.
- Tak jak boli oświecenie, bo jest
krytyczne. Thomas Bernhard powiedział: „im jaśniej, tym zimniej”. Krytyka zawsze
trochę boli, ale są ludzie, którzy się do tego przyzwyczaili i chcą żyć w
trochę zimniejszym świecie; w stadnym ciepełku iluzji zaczynają się dusić.
Duża część polskiej populacji nie może się jednak do tego zimna przyzwyczaić,
potrzebuje ciepła, nawet za cenę wiedzy i prawdy. Jarosław Kaczyński bardzo
świadomie żeruje na tym lęku przed nowoczesnością, bo wie, że to jest jego
zwycięska strategia. I będzie się jej trzymał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz