Czego tu nie było? Królewski przepych, afery korupcyjne, oskarżenia o pedofilię, a ostatnio polityczny skandal z zaginionym księdzem w tle. Zdecydowanie w Gdańsku wierni nie mogą się nudzić
Miasto
nigdy nie mogło narzekać na brak znanych duchownych. Żeby wspomnieć takie nazwiska,
jak abp Tadeusz Gocłowski czy abp Sławoj Głódź albo ksiądz prałat Jankowski,
czy choćby kapelan Lecha Wałęsy ksiądz Franciszek Cybula.
Zresztą zmarły w zeszłym miesiącu
ks. Cybula mógł być symbolem dyskretnych wpływów tutejszych duszpasterzy.
„Zwykły” ksiądz został w 1980 r. spowiednikiem Lecha Wałęsy (młody przywódca
związkowy sam się o to do niego zwrócił). Od tej pory był przy Wałęsie i w
1990 r. został pierwszym w
wolnej Polsce oficjalnym kapelanem głowy państwa i był w jego najbliższym
otoczeniu. Skonfliktowani z Wałęsą bracia Kaczyńscy uważali, że ks. Cybula wraz
z Mieczysławem Wachowskim jest szarą eminencją, a właściwie - złym duchem
Belwederu. Niewątpliwie miał wpływ na wiele decyzji, a także interwencji
prezydenta.
W ostatnich tygodniach cała Polska emocjonuje się postaciami
dwóch gdańskich księży: Henryka Jankowskiego, którego pomnik został właśnie
zdemontowany, oraz Rafała Sawicza - księdza, który zniknął. To dla niego -
według zeznań biznesmena Geralda Birgfellnera, powinowatego Jarosława
Kaczyńskiego - była przeznaczona słynna koperta z gotówką.
Kim jest Sawicz? Historia tajemniczego księdza wiąże się z
najnowszym etapem działalności „gdańskiego oddziału korporacji Kościół”.
Etapem, kiedy nastąpiła zmiana szefa.
Dr Piotr Szeląg pamięta Rafała Sawicza z gdańskiego seminarium
duchownego. Sawicz był rok wyżej od niego. Mieszkali na jednym piętrze.
- Inteligentny, bystry, wyróżniający się wśród
kolegów, dobrze odbierany - charakteryzuje Sawicza, późniejszego kapelana
abp. seniora Tadeusza Gocłowskiego. - To był czas wizyty papieża, potem
przygotowań do Milenium. Abp Godowski dla młodych osób był autorytetem,
reprezentował klasę, kulturę osobistą.
Abp Gocłowski to postać na Pomorzu legendarna. Biskupem
został w 1984 r. Śmiało wsparł środowiska opozycyjne. Stał się pośrednikiem
między Solidarnością a Kościołem. Uczestniczył w rozmowach w Magdalence, w
przygotowaniach do Okrągłego Stołu. Towarzyszył narodzinom PO, udzielał ślubu
kościelnego Małgorzacie i Donaldowi Tuskom. Cieszył się ogromnym szacunkiem.
Dlatego seminaryjny kolega jest przekonany, że Rafał Sawicz funkcję kapelana
abp. Gocłowskiego przyjął jako wyróżnienie. Zadanie to powierzył mu nowy
metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź.
W kościelnym światku wielu jest przekonanych, że istota
nominacji była taka, że Sawicz miał być „człowiekiem Głódzia” przy Gocłowskim.
Desant
Dlaczego nowy metropolita miałby
wstawiać kogoś do otoczenia abp. Gocłowskiego, który zostawiał sprawy doczesne
i zaczynał żywot emeryta? Warto zwrócić uwagę na klimat zmiany kadrowej, która
wiosną 2008 r. dokonała się w gdańskim Kościele. A ten był fatalny.
Odchodził człowiek instytucja. Miał wśród lokalnych elit
potężny autorytet, a do tego znakomite stosunki z samorządowcami. Można mówić
nawet o gdańskim sojuszu tronu i ołtarza. Zbudowanym w oparciu o osobiste,
nieformalne relacje.
A Sławoj Głódź? Arcybiskup, generał WP, sybaryta. Już sama
plotka, że to on zostanie następcą, wywołała poruszenie. Po pierwsze, był postrzegany jako człowiek z drugiej strony politycznej
barykady. Patron sojuszu PiS z Samoobroną i LPR. Sympatyk ojca Rydzyka
(którego Gocłowski był krytykiem). Po drugie, nowy metropolita miał upodobanie
do blichtru. Abp Gocłowski wręcz przeciwnie. Był mało wymagający materialnie.
I jeśli nazywano go księciem, to nie ze względu na przepych, lecz arystokratyzm
ducha.
Jolanta Banach, wiceminister gospodarki w rządzie Leszka
Millera, w 2008 r. była gdańską radną. Uważa, że Kościół jako instytucja miał
niewielkie korzyści z niemerkantylnego sojuszu Gocłowskiego z lokalną władzą.
Może właśnie dlatego przysłał abp. Głódzia, cieszącego się opinią
zapobiegliwego gospodarza, z ręką do zarządzania finansami, do pozyskiwania
nieruchomości. Zbudował przecież siedzibę kurii warszawsko-praskiej. Umiał
dogadać się z PiS i SLD. Był przyzwyczajony, że polityczny mainstream wita go z otwartymi ramionami.
Według osób związanych z kurią gdańską za nominacją stały
typowe „korporacyjne” gry kadrowe. U podstaw był zamysł pozbycia się Głódzia ze
stolicy, by abp Kazimierz Nycz, świeżo mianowany metropolita warszawski, nie
miał konkurencji na prawym brzegu Wisły. Abp Głódź godził się na to z chęcią:
Gdańsk jest bardziej prestiżowy niż warszawska Praga.
Z dobrych źródeł wiadomo, że abp Gocłowski, zaskoczony,
kim ma być jego następca, zdecydował się na bezprecedensowy krok. Napisał
odręczny list do kardynała Tarcisio Bertone, wtedy sekretarza stanu Stolicy
Apostolskiej, z apelem, by jeszcze raz przemyśleć tę decyzję kadrową. Został
on osobiście wręczony kardynałowi. Ale nie przyniósł efektu. Tyle że przed
objęciem funkcji przez abp. Głódzia w nuncjaturze odbyła się rozmowa z udziałem
nuncjusza apostolskiego Józefa Kowalczyka i obu biskupów gdańskich - starego i
nowego.
Abp Głódź miał trudne początki swej posługi. Ingres 26
kwietnia 2008 r. zdominowali politycy PiS. Z prominentnych samorządowców był
tylko Paweł Adamowicz. Zaproszenie do Rzymu na uroczystość odebrania paliusza,
symbolu władzy metropolity, też zostało w dużej mierze zignorowane. Do tego
doszły dążenia emancypacyjne młodych radnych PO, mniej konserwatywnych,
czujących wiatr przemian społecznych i potrzebę odsunięcia tronu od ołtarza.
To była spora grupa wspierana przez posłankę Agnieszkę Pomaskę. W efekcie
abp Głódź spotkał się z niechęcią
- Gdańsk zranił arcybiskupa. I metropolita dał temu wyraz w wywiadach, mówiąc
np., że pokazywano go tu jak wilkołaka. Opór próbował przełamać po generalsku.
Zaraz po ingresie upomniał się o hektar Parku Oliwskiego. Poprzednik Głódzia
nie wyciągnął po park ręki, świadom, jak fatalny byłby społeczny odbiór.
Potem rozgorzał spektakularny spór o świątynię Jana Pawła
II, którą metropolita chciał zbudować w dzielnicy Łostowice. Miasto nie chciało
„drugiego Lichenia”. Projekt kościoła miał być z konkursu, ale ten, który
zwyciężył, nie przypadł do gustu metropolicie. Architekci i historycy sztuki
byli zachwyceni, ale arcybiskup miał skojarzenia z Lidlem czy Biedronką.
Radni stanęli okoniem. Nie zgodzili się na zmianę planu, by mógł powstać
okazały obiekt z wieżą wysoką na miarę pragnień arcypasterza.
Z czasem sprawy się nieco uładziły. - Paweł Adamowicz z
abp. Głódziem też starał się ułożyć stosunki, minio wszystko łagodzić nastroje
- mówi Bogdan Oleszek (PO), przez 17 lat przewodniczący rady miasta. - One
były raz lepsze, raz gorsze. A kuluarowo różne rzeczy o sobie mówili.
Wszyscy dostrzegają też zmianę, jaka dokonała się w abp.
Głódziu od czasu (czego nie ukrywano) choroby nowotworowej. - Stał się
bardziej stonowany, spokojniejszy - mówi Jacek Karnowski, prezydent Sopotu.
Adamowicz odwiedził go wtedy w Warszawie w szpitalu. Karnowski zresztą też. - Z
arcybiskupem Gocłowskim byliśmy zaprzyjaźnieni - mówi Karnowski. - Między
nami a arcybiskupem Głódziem na początku była nieufność. To dwa zupełnie inne
charaktery: zakonnik i generał. Rozmawiamy o współpracy, ale twardo, na gruncie
rozdziału Kościoła od państwa.
Karnowski podkreśla swoją wdzięczność dla metropolity, że
pochował jego przyjaciela, prezydenta Adamowicza, w Bazylice Mariackiej, że -
jak powiada - w tej sytuacji nie dzielił ludzi na tych, z którymi mu po drodze
i nie po drodze.
Widać ostrożność, wstrzemięźliwość w wypowiedziach na temat
metropolity. Ktoś tłumaczy, że teraz, za rządów PiS, do abp. Głódzia jeździ
się, gdy potrzebna jest przychylność administracji państwowej, na przykład
wojewody. On ma przełożenie na posłów, na niektórych polityków rządzącej
partii. Potrafi rugnąć i coś załatwić. - Dawny gdański sojusz -
konstatuje rozmówca - osłabł. Ale pojawił się ten nowy mechanizm. Dla
wspólnego dobra chcemy wykorzystać wszelkie możliwości.
Jankowski niezgody
Abp Gocłowski był szefem miękkim,
niektórzy mówili: matczynym. Zostawiał księżom dużą swobodę, ufał, bywał
łatwowierny. Co czasem skutkowało aferami. Jak sprawa kościelnego wydawnictwa
Stella Maris, które kantowało Skarb Państwa na podatkach, wystawiając faktury
za fikcyjne usługi doradcze.
Szefem Stelli Maris był ksiądz Z. B., były kapelan abp.
Tadeusza Gocłowskiego, poprzednik ks. Rafała Sawicza. Korzystając z
uprzywilejowania podatkowego Kościoła, wydawnictwo sprzedawało tzw. puste
faktury (łącznie na ponad 67 mln zł), pozwalające firmom zwiększyć koszty,
uszczuplić podatki i wyprowadzić spore sumy poza kasę przedsiębiorstwa. Proces
toczył się wiele lat - tak że gdy doszło do finału, mało kto pamiętał, o co
chodzi w całej sprawie. Sam abp Tadeusz Gocłowski dwukrotnie był
przesłuchiwany przez sąd. Tyle że nie na sali sądowej, ale w domowym zaciszu. W
końcu księdza B. skazano na więzienie w zawieszeniu i grzywnę.
Inna słynna sprawa to historia Domu Złota Jesień, gdzie seniorzy
walczyli z księdzem w sądzie, bo zainwestowali pieniądze i okazało się, że nie będą właścicielami opłaconych lokali.
Abp Gocłowski nie umiał szybko ucinać drażliwych spraw. Tak
było z różnymi ekscesami prałata Jankowskiego. Proboszcz Świętej Brygidy,
podobnie jak metropolita, był postacią ogromnie ważną dla Solidarności
(niezależnie od tego, co dziś mówi się o jego
współpracy z SB). Na początku lat 90. skupiło się wokół niego środowisko
bliskie Kościołowi radiomaryjnemu. To dodatkowo nie ułatwiało abp.
Gocłowskiemu przywoływania prałata do porządku. Przy każdej takiej próbie pod
Świętą Brygidą gromadziły się agresywne tłumy obrońców. I nie brakło inwektyw
pod adresem arcybiskupa. W końcu metropolita jakoś ks. Jankowskiego
zdyscyplinował. Sprawa oskarżeń o pedofilię rozmyła się w prokuratorskim
śledztwie z 2004 r.
Bunt na pokładzie
Gdy nastał abp Głódź, częściowo przywrócił
ks. Jankowskiego do łask. Nie na probostwo, ale do głoszenia kazań. Ale
kilkanaście miesięcy później prałat zmarł. Na pogrzebie ks. Jankowskiego
i z okazji odsłonięcia jego pomnika arcybiskup
wygłaszał peany ku czci. Teraz odbija się to rykoszetem i uderza w autorytet Kościoła.
Bo pojawiły się nowe oskarżenia i nowi potencjalni świadkowie. Dziś dla
środowisk walczących z pedofilią w Kościele ten pomnik, wcześniej zaakceptowany
(nawet Paweł Adamowicz dołożył 5 tys. zł), stał się symbolem i miejscem
manifestacji. Rozgorzały skrajne emocje. Abp Głódź, podobnie jak wielu
polskich purpuratów wykonywał unik za unikiem.
W ostatniej reakcji kurii na wręczony papieżowi raport
Fundacji Nie Lękajcie Się czytamy: „Co zaś dotyczy sprawy ks. Henryka J., trudno
odnieść się do czasów, gdy Pasterzem Archidiecezji Gdańskiej był Tadeusz
Gocłowski, Arcybiskup Metropolita Gdański”. A przecież abp Głódź musiał mieć
tę samą wiedzę, jaką miał jego poprzednik, bo miał dostęp do akt osobowych. No
i mógłby inaczej zareagować na nowych świadków. W wytycznych Konferencji
Episkopatu Polski z 8 października 2014 r., dotyczących sytuacji, gdy
oskarżenie dotyczy duchownego, który nie żyje, jest zapis: nie należy wszczynać
dochodzenia kanonicznego, chyba że zasadnym wydałoby się wyjaśnienie sprawy dla
dobra Kościoła”. Czyż nie mamy do czynienia z sytuacją, że dobro Kościoła
wymaga wyjaśnienia? Wobec braku reakcji abp. Głódzia inicjatywę przejęli radni
miasta wydając decyzję o demontażu pomnika, pozbawieniu prałata Jankowskiego
skweru i tytułu honorowego obywatela miasta.
Abp Głódź jest typem szefa twardego. W kręgach kościelnych
stawiano mu zarzuty o obcesowe traktowanie podwładnych, nieliczenie się z ich
godnością, nagradzanie tylko bezwzględnie posłusznych. Bunt przeciw temu księża
podnieśli w 2013 r. Poszli do mediów. Plonem były artykuły we „Wprost”,
eksponujące wątek pomiatania kapłanami. I w „Gazecie Wyborczej”, gdzie na
pierwszy plan wysunęły się kwestie finansowe - kopert, którymi proboszczowie
kupują sobie przychylność i spokojne trwanie.
Inne kwestie, które wzburzyły duchownych, niekoniecznie
robią wrażenie na świeckich. Na przykład to, że arcybiskup zbudował sobie
rezydencję w dzielnicy Orunia. I w niej zamieszkał, choć wszyscy biskupi
gdańscy mieszkali w kościelnym kompleksie przy katedrze i seminarium. Samorządowców
akurat oruńska rezydencja nie uwiera. To nie pałac w Głódziowej Bobrówce na
Podlasiu, z okazałym kolumnowym portykiem, tylko zabytek, dawne kolegium
jezuickie, odrestaurowane pod okiem konserwatora. A było w ruinie.
Po artykułach za abp. Głódziem ujęli się najbliżsi współpracownicy
wraz z dziekanami. Sam arcybiskup uznał się za pomówionego, ale zadeklarował
podjęcie dialogu z krytykami. Tymczasem ze skargą do nuncjusza abp. Celestino
Migliore udał się ks. prof. Adam Świeżyński, który z
gdańskiego seminarium przeniósł się na UKSW w Warszawie. Potwierdził m.in.
historię młodego księdza, który sekretarzowanie metropolicie przypłacił
załamaniem nerwowym. „Zdecydowałem się na spotkanie z nuncjuszem mimo
głębokiego przekonania, że i tak to niczego nie zmieni” - mówił potem ks.
Świeżyński „Dziennikowi Bałtyckiemu”.
- Rzecz w tym, że system kościelny zakłada dobrą wolę, dobry
charakter i szczere intencje tego, kto posiada władzę - konstatuje dr Piotr Szeląg. - Jeśli jest inaczej, to
ludzie są bezbronni. I prawo jest wtedy martwe. Bo mamy do czynienia z władzą
absolutną.
Szeląg, dr prawa kanonicznego, od 2014 r. poza stanem
kapłańskim, był konsultantem filmu „Kler”. Poza stanem kapłańskim znalazł się
też ks. Sawicz.
Ksiądz Rafał
W 2008 r. Rafał Sawicz został
wyznaczony przez nowego metropolitę na sekretarza arcybiskupa seniora. Młody
duchowny znalazł się niejako na styku płyt tektonicznych, między dwiema
silnymi, ale bardzo różnymi osobowościami, zupełnie inaczej ocenianymi przez
otoczenie. Na zewnątrz relacje Gocłowski - Głódź
były bardzo poprawne, choć za sobą nie przepadali.
Do tego dochodziły jednak sytuacje, jak podczas Gdańskiego
Areopagu (spotkania dyskusyjne wokół różnych problemów współczesnego świata),
że arcybiskupa seniora witano owacyjnie, a aktualnego arcypasterza z rezerwą.
Areopagu już nie ma. Jeden z jego współorganizatorów w 2014 r. wystąpił nie
tylko ze stanu kapłańskiego, ale także z Kościoła (produkuje dla TVN 24 „Arenę Idei”).
Jaką rolę realnie odgrywał Sawicz? Prawda jest taka, że
leciwy abp Gocłowski był w dużej mierze zdany na pomoc swego o ok. 45 lat młodszego przybocznego. Sawicz woził go autem,
był asystentem, sekretarzem i opiekunem w chorobie. Z czasem mógł się stać
powiernikiem - osoby niezwykłej, kiedyś ważnej i mającej wpływy, potem mającej wiedzę i wspomnienia.
Znamy fragmenty testamentu, odczytane 6 maja 2016 r. podczas
pogrzebu abp. Gocłowskiego: „Księdzu arcybiskupowi metropolicie Sławojowi
Leszkowi Głódziowi dziękuję, iż ze swej własnej woli przydzielił mi jako
kapelana księdza Rafała, który przez
lata dbał o moje zdrowie i to
profesjonalnie jako miłośnik medycyny. W sprawach społecznych różne były nasze
opinie, ale pięknie żeśmy się różnili. Dbał też o moje życie duchowe jako
kapłan. Bóg Ci zapłać, Rafale!”.
Dziękował mu „za dobroć” i czynił wykonawcą testamentu:
„Pamiętaj, by rodzinie przekazać albumy i portret rodziców?. Wszystko według
Twego uznania”.
Dla mediów ks. Sawicz stał się łakomym kąskiem dopiero po
trzech latach, w związku ze sprawą taśm Kaczyńskiego. Jako ten, który wszedł w
miejsce abp. Gocłowskiego do rady Fundacji Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego i
podpisał się pod dokumentami umożliwiającymi rozpoczęcie budowy dwóch wież
przez spółkę Srebrna.
Gerald Birgfellner zeznał w prokuraturze, że przekazał 50 tys. zł,
które miały trafić do księdza Sawicza za wspomniany już podpis. Reporterzy
wzięli duchownego na celownik. Okazało się, że jest zatrudniony w gdańskim magistracie
na szeregowym stanowisku urzędniczym. Przy okazji wyszło, że to człowiek dość
majętny.
„Gazeta Wyborcza”
odkryła, że jest właścicielem otoczonej lasem 1,5-hektarowej nieruchomości we
wsi Nadole nad Jeziorem Żarnowieckim, z piętrowym domem (120 m kw.) zbudowanym w 2009
r., rok po tym jak w Gdańsku nastał abp Głódź. Dziennikarze wycenili całość na
milion złotych. Ale 10 lat wcześniej jej wartość była nieporównanie mniejsza.
Widywano tu abp. Gocłowskiego, więc niektórzy miejscowi byli przekonani, że to
on był rzeczywistym właścicielem.
Urząd zamiast parafii
Sawicz milczy. Przebywa na
urlopie. W jego imieniu głos zabrał mecenas Janusz Masiak - jego klient życzy
sobie, by traktować go jako osobę prywatną. Nie chce rozmawiać z żadnymi
mediami. Niektóre fragmenty oświadczenia brzmią naiwnie („wchodząc w skład Rady
Fundacji uważał, że nie będzie to działalność publiczna i nadal tak uważa”).
Natomiast pytanie o 50 tys. zł z zeznań Birgfellnera pozostało bez odpowiedzi.
Mecenas Masiak to osoba nieprzypadkowa. Jest z kancelarii,
która pracowała dla kurii za czasów abp. Gocłowskiego. Za czasów jego następcy
w sprawie długów Stella Maris stała na straży dobrego imienia arcybiskupa
seniora wśród duchownych.
Ze strony kurii zniknęły wszystkie informacje dotyczące
Sawicza. Ale w internetowej wersji „Gościa Niedzielnego” zachowała się relacja
z 19 grudnia 2015 r, ze spotkania opłatkowego abp. Głódzia z kapłanami.
Wręczono wtedy nominacje kanonickie. W śród sześciu księży których spotkał ten
fawor, był ks. Rafał Sawicz. To tytuł honorowy, wyraz uznania, podkreślenie
znaczenia.
Pół roku po tym wyróżnieniu, i tuż po śmierci abp.
Gocłowskiego, ks. Sawicz zostanie skierowany jako wikary do parafii, gdzie
proboszczem jest ksiądz biznesmen, a którą duchowni traktują jako miejsce
zsyłki. Już tam nie dotrze...
***
Przez lata gdański Kościół ukrywał różne biznesowe sekrety,
personalne konflikty, etyczne nadużycia. Może dlatego, że tutaj władza duchowna
wyjątkowo często i mocno splatała się ze świecką.
Nie wiadomo, gdzie rozgrywa się akcja głośnego filmu
„Kler”. Ale chyba mogłaby tutaj.
Ryszarda Socha
Bardzo się cieszę, że mogę podzielić się z nami swoimi doświadczeniami. Nazywam się Brenda i byłem szczęśliwy. Dopóki mój mąż nie powiedział, że go zdradzam, oboje staliśmy się dokuczliwymi parami, nie mógł w to uwierzyć, ani nie zaufał moim słowom, więc złożyliśmy wniosek o rozwód, później zostaliśmy rozdzieleni i ślubowaliśmy, że nigdy się nie pogodzimy. Długo próbowałem iść dalej, ale nie mogłem pozostać bez niego, więc zacząłem poszukiwania powrotu męża, a potem skierowano mnie do Dr.IZOYA. Świetny człowiek, którego spotkałem, rzucił zaklęcie miłosne i zmusił mojego męża do powrotu w ciągu 24 godzin. dzięki temu jestem tutaj, aby udostępnić kontakt dr IZOYA, skontaktować się z nim poprzez drizayaomosolution@gmail.com. Jest naprawdę potężny i specjalizuje się w następujących sprawach ...
OdpowiedzUsuń(1) Kochaj zaklęcia wszelkiego rodzaju. (2) Przestań rozwodzić się. (3) Zakończ jałowość. (4) Potrzebujesz pomocy duchowej.