niedziela, 17 marca 2019

Pokątne konta


Z Konstytucji RP: „Finansowanie partii politycznych jest jawne”. A jednak „taśmy Kaczyńskiego” nasuwają pytanie, ile naprawdę jest tej jawności, a ile kombinatorstwa.

Z dolnośląskiego oddziału PCK, którym kierowali po­litycy PiS, wyprowadzono nie tylko 1,1 mln zł, ale także przekazywane dla ubogich jedzenie. Śledczy, którzy od kilku lat prześwietlają sprawę, nie mogą się doliczyć 46 ton darów. Według świadków rozda­wano je przy okazji kampanii wyborczej polityków PiS. Jeden z głównych podejrzanych w tej sprawie zeznał prokuratorom, że 7 tys. zł z ukradzionych PCK pieniędzy wpłacił na rzecz kampanii wyborczej obecnej minister edukacji Anny Zalewskiej. PKW zatwierdziła finansowe sprawozdanie wyborcze PiS, bo nie ma uprawnień weryfikowania prawdziwości przedstawionych rozliczeń. Jednak wszystko wska­zuje na nielegalne finansowanie kampanii wyborczej.
   W tym roku wiosną mija 18 lat, od kiedy Sejm w 2001 r. uchwalił rewolucyjne, jak na tamte czasy, przepisy o finansowaniu partii politycznych. Ustawa o partiach politycznych jest precyzyjna (art. 24): majątek partii politycznej powstaje ze składek człon­kowskich, darowizn, spadków oraz z dotacji (budżetowy zwrot pieniędzy wydanych na kampanię) i subwencji (budżetowa, coroczna). Ustawa miała być lekarstwem na patologie z lat 90. W tamtych czasach partie prowadziły działalność gospodarczą, posiadały udziały w spółkach i zbierały kasę, nie spowiadając się, od kogo. Dziś już nie mogą. Jednak z perspektywy czasu widać, że te regulacje są dziurawe, a partie znajdują sposoby, aby w ukry­ty sposób finansować swoją działalność i wyprowadzać publiczne pieniądze na partyjne cele.
   Dotacje dostają te partie i komitety wyborcze, które zdobyły mandaty parlamentarne. Po ostatnich wyborach przysługiwały czterem ugrupowaniom parlamentarnym (PO, PSL, PiS, N), w su­mie ponad 60 mln zł. Ponieważ Kukiz'15 nie jest partią, pieniądze ze zwrotu kosztów jego kampanii wyborczej - ponad 2,3 mln zł - trafiły do wskazanej przez Pawła Kukiza Fundacji Potrafisz Pol­sko. Partie, które nie dostały się do parlamentu, ale w wyborach uzyskały co najmniej 3 proc. głosów lub w koalicji 6 proc,., mogą liczyć na subwencję. Po wyborach 2015 r. wszystkim partiom przysługiwało łącznie 58 mln zł co roku. 18,5 mln rocznie otrzymuje PiS. 3 mln mniej wpływa na konto PO. Przed utratą dofinansowania na ponad 6 mln mogła liczyć Nowoczesna. Po 4 mln dostają SLD i PSL, tyle też do niedawna dostawał KORWiN (stracił subwencję w związku z zawiłościami prawnymi dotyczącymi rejestracji nazwy partii). 3 mln otrzymuje Razem, najmniej dawni koalicjanci partii SLD: Unia Pracy (500 tys. zł) i Zieloni (123 tys. zł).
   Na pierwszym miejscu wśród źródeł finansowania partii ustawa wymienia składki członkowskie. Ich znaczenie znacząco spadło, kiedy partie zaczęły otrzymywać zastrzyk z budżetu państwa. Dziś posiadacze partyjnych legitymacji płacą symbolicznie od 5 do 15 zł miesięcznie. PiS w 2017 r. zebrało od członków ze składek i daro­wizn 930 tys. zł, Platforma prawie 1,5 mln zł, a SLD ponad milion. Najbardziej zaangażowani są działacze spod zielonego sztandaru, którzy przekazali PSL ponad 2 mln zł. Widać jednak, że gdyby par­tie chciały się oprzeć tylko na zaangażowaniu swoich działaczy, to na niewiele by im starczyło.

Z partyjnych funkcji
Do partyjnych kas wpływają też tzw. podatki vip. Opodatkowani są wszyscy, którzy z rekomendacji partii pełnią funkcję w samorzą­dach, instytucjach ogólnokrajowych i międzynarodowych. W PO, SLD i PiS są to odpowiednio 10,7 i 5 proc. miesięcznego wynagro­dzenia. Z uchwały SLD z maja 2016 r. wynika, że zawodowi parla­mentarzyści (których Sojusz chwilowo nie ma) mają płacić 700 zł miesięcznie, a europosłowie 2 tys. zł. Ustawowo wszystkie składki członkowskie od jednej osoby nie mogą jednak przekraczać wcią­gu roku 16-krotnośc, i minimalnego wynagrodzenia za pracę (dziś to 2250 zł brutto miesięcznie), czyli 36 tys. zł. W 2016 r. Mateusz Morawiecki zrobił na rzecz partii cztery przelewy po 999 zł każdy. Nowoczesna, pozbawiona w wyniku błędu w rozliczeniu partyjnym subwencji, ratowała swój budżet składką 3 tys. za miejsce na liście wyborczej do sejmiku wojewódzkiego. O tych opłatach było głośno już przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r. „Jedynki” na li­stach Nowoczesnej musiały wpłacić na rzecz partii 30 tys. zł. Jak ujawniło Razem, prawie miliona złotych miała zażądać od niego Wiosna Roberta Biedronia-w zamian za jedną jedynkę na listach w eurowyborach. Z jednej strony to oczywiste, że partie muszą składać się na kampanię, ale z drugiej niezbyt ładnie zapachniało z tej politycznej kuchni.

Z darowizn i od Unii
Partyjne składki i daniny nie są polskim wynalazkiem. Podob­ne funkcjonują w Niemczech czy we Francji. Jednak takie daniny sprzyjają upolitycznieniu funkcji publicznych i tworzeniu partiokracji. Widać to na przykładzie partii Solidarna Polska - przystawki PiS. Z pieniędzmi jest krucho, bo decydując się na przytulenie do Kaczyńskiego pod parasolem Zjednoczonej Prawicy, politycy SP zrzekli się subwencji: 18 mln zł z budżetu popłynęło w zeszłym roku tylko do PiS. Jednak dzięki funkcjonowaniu w rządowej koalicji tak Ziobro, jak i Gowin mają możliwości zadbania o swoje ekipy, z czego rzeczywiście obaj chętnie korzysta ją, i to z wzajemnością. Na przykład na liście darczyńców znajdujemy Łukasza Kroplewskiego. Ten związany z SP były asystent Beaty Kempy awansował na wiceprezesa PGNiG i przelał na konto Solidarnej Polski jednego roku aż 30 tys. zł. Wśród ofiarodawców partii Ziobry jest też Paweł Śliwa, adwokat, który budował SP w Gorlicach i został wybrany na sędziego Trybunału Stanu. W 2017 r. został też wiceprezesem zarządu PGE i przekazał na rzecz SP 18 tys. zł darowizny.
   Eksperci, z którymi rozmawiamy, wskazują, że choć zgodne z prawem, to jednak nie do końca etyczne jest też obsadzanie pań­stwowych stanowisk ludźmi, którzy wystawiają faktury partii. Je­den z partnerów gdańskiej kancelarii, którą zatrudnia PiS (w 2017 r. partia płaciła im co miesiąc 39 360 zł), zasiada w radzie nadzorczej PGE, odkąd partia przejęła władzę. - Może być tak, że w normalnych tynkowych warunkach taka kancelaria, pobierałaby od partii wyż­szą. miesięczną opłatę. Ugrupowanie, dając partnerowi kancelarii stanowisko w państwowej spółce, może odwdzięczać się za. niższą fakturę - opowiada nasz rozmówca.
   Dziennikarze „Gazety Wyborczej” opisali w marcu 2017 r., na­zwany przez szefową komisji kontroli budżetowej w PE, „zaawan­sowany model ewentualnej korupcji” - zaawansowany, bo zgodny z prawem. Polegał na tym, że kilka firm, które były na liście płac PiS, przekazało do 12 tys. euro każda na rzecz New Direction. To think tank z zaplecza Sojuszu Konserwatystów i Reformatorów w Europie (ACRE), do którego należy min. PiS. W 2015 r. (w roku wyborczym w Polsce) z Polski przekazano łącznie na europejską rodzinę poli­tyczną PiS ponad 200 tys. euro.
   Dla ACRE i fundacji New Direction (ND) darczyńcy są ważni. Eu­ropejskie partie i fundacje dostają unijne pieniądze na działalność zgodnie z zasadą: wykładają 15 proc. z własnych środków, dostają 85 proc. z Unii. W 2015 r. ACRE i ND dostały łącznie 3,2 mln euro z funduszy UE. Z tych pieniędzy PiS dostał 100 tys. euro na orga­nizację w 2015 r. konwencji „Polska Wielki Projekt”. Prezydium PE uznało jednak, że pieniądze te nie mogą być wydawane na partyjne imprezy krajowe. Ostatecznie sprawę zamknięto dopiero po tym, jak ACRE z własnych pieniędzy zwróciło PE nienależną PiS kwotę.
   Czy wpłaty na ND są formą rewanżu za zlecenia z PiS? Trudno powiedzieć. Ale pewne jest to, co wynika z wyciągów z kont banko­wych PiS, które przeanalizowaliśmy w PKW, że niektóre z tych firm sporo zarobiły w partii Kaczyńskiego. Chodzi m.in. o rzeszowską firmę Media Film Dariusza Gąsiora. Jej właściciel przelał na konto New Direction 10 tys. euro. W 2016 r. PiS zasilił jego konto kwo­tą ponad 600 tys. zł. Z tego m.in. 278 tys. zł zapłacił za obsługę techniczną rocznicy smoleńskiej 10 kwietnia 2016 r. oraz 36 tys. zł za „organizację uroczystości” 6. rocznicy pogrzebu pary prezydenc­kiej w Krakowie. W2017 r. za organizację kongresu PiS w Przysusze z partyjnego konta przelano firmie Gąsiora 196 tys. zł.
   Pozyskaniem z budżetu UE pieniędzy przeznaczonych na wyda­rzenia współorganizowane przez partie w Polsce zainteresowali się krajowi śledczy. W ramach śledztwa badają nie tylko wspomnianą imprezę partyjną PiS, ale też koordynowany przez PO i PSL Kongres Europejskiej Partii Ludowej, który odbył się w 2009 r., i współorga­nizowany przez SLD II Kongres Lewicy z listopada 2016 r. Proku­ratorzy przyglądają się też konferencji Solidarnej Polski z czerwca 2013 r. Frakcja Parlamentu Europejskiego MELD (Ruch na rzecz Eu­ropy Wolności i Demokracji) miała przekazać SP około 40 tys. euro na organizację konferencji klimatycznej w Krakowie. Ta okazała się konwencją wyborczą partii pod hasłem „Nowe państwo, nowa konstytucja”, której przewodniczył lider Zbigniew Ziobro.

Ze spółek satelickich
Eksperci, z którymi rozmawiamy, zwracają też uwagę na niefor­malne przejmowanie zadań promowania partii przez podmioty inne niż np. komitety wyborcze. Robią to różnego rodzaju insty­tuty, stowarzyszenia, fundacje, ale także firmy i osoby fizyczne. Te podmioty zaczynają odgrywać ważną rolę w przekonywaniu wyborców do danej partii. Koszty tych działań nie są ujawniane w sprawozdaniach finansowych ugrupowania. Budzi to poważne obawy o przestrzeganie zasady jawności finansowania partii czy kampanii wyborczych. Najświeższym przykładem takich działań są rozmowy z „taśm Kaczyńskiego”. Grzegorz Jacek Tomaszew­ski, kuzyn prezesa, jest członkiem rady nadzorczej spółki Srebrna, a zarazem prezesem powiązanej z nią spółki Forum, wydającej sprzyjającą PiS „Gazetę Polską Codziennie”. Srebrna należy do Fun­dacji Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego. Fundacją rządzą ludzie związani z prezesem PiS, a sam Jarosław Kaczyński zasiada w jej radzie i nieformalnie wszystkim zarządza. Z nagranych rozmów wynika, że Michał Krupiński, prezes Pekao SA, miał ratować „Ga­zetę Polską Codziennie”. „Straciłem płynność w Forum, nie wiem, trzeba będzie gazety zamykać. Tylko że to jest przed wyborami, kiepsko. Wiesz, Krupiński, musiałem go ze trzy razy wydzwaniać. Mimo że tam coś zadeklarował...” - ujawnia Tomaszewski. Srebrna, o czym pisaliśmy w POLITYCE, płaci m.in. za wynajmowanie domu w sąsiedztwie prezesa PiS, aby dbać o jego komfort, bo - jak mówią w partii - prezes jest ich największym dobrem. Gdyby poważnie podchodzić do jawności finansowania partii, to właśnie PiS, a nie spółka Srebrna, powinien płacić za wynajem tych domów.

Z partyjnych fundacji
Do 2002 r. partie mogły podnajmować własne lokale, co np. dla Stronnictwa Demokratycznego, a także dla PSL, które zachowały nieruchomości z czasów PRL, było sporym zastrzykiem finanso­wym. Kiedy ludowcy po wejściu wżycie nowych przepisów, wbrew prawu, nadal wynajmowali nieruchomości, PKW ukarała ich ode­braniem budżetowych subwencji za trzy lata. Teraz partie mogą tylko sprzedawać nieruchomości. SLD za siedzibę przy Rozbrat w Warszawie zarobiło 32 mln zł. SD pod wodzą Pawła Piskor­skiego miało wreszcie wejść do wielkiej polityki dzięki sprzedaży nieruchomości wartych ponad 100 mln, ale lewar okazał się mało skuteczny, bo w sprawie pieniędzy nie mogli się dogadać skłóceni działacze. Nieruchomości ludowców przejęła partyjna Fundacja Rozwoju, którą wiele lat zarządzał Waldemar Pawlak. Fundacja wynajmuje partii lokale, w których od lat mieszczą się biura PSL. Za wynajem ludowcy płacą prawie 80 tys. zł miesięcznie. Szefem Fundacji Rozwoju jest Marcin Horyń, członek Komitetu Wykonaw­czego PSL. Wszystko zostaje więc w zielonej rodzinie.
   Zastanawiająca, jeśli chodzi o jawność finansowania, jest też rela­cja między Ruchem Narodowym a kierowaną przez jego wiceszefa Krzysztofa Bosaka fundacją Europa Media. Ich siedziby mają jeden adres, w którym znalazło się jeszcze miejsce dla biura poselskie­go Roberta Winnickiego. Tabliczka przed wejściem głosi, że lokal jest wynajmowany od Warszawy na preferencyjnych zasadach dla organizacji pozarządowych. Decyzję z 2014 r. o wynajęciu go poza konkursem na trzy lata można znaleźć w miejskim BTR Narodowcy utrzymują, że nie korzystają na uprzejmości miasta wobec trze­ciego sektora. - To jest wspólny najem partii, biura poselskiego i fundacji - mówi skarbnik partii Michał Wawer. - Musiało być tak, że po pojawieniu się partii i biura poselskiego umowa została zmie­niona i one płacą normalną stawkę, a fundacja obniżoną. Umowy pokazać jednak nie chce. Trudno też dociec, czym obecnie zajmuje się fundacja Bosaka. W mediach o niej cicho, strony internetowej nie ma. Sam Bosak twierdzi, że „działalnością pozarządową”, od­mawiając nam podania konkretów.
   Wiele pytań pojawia się też wokół finansowania partii Wiosna Roberta Biedronia. Blisko związana z nią fundacja Instytut Myśli Demokratycznej (IMD) w 2017 r. zebrała od artystów, biznesme­nów i prawników 170 tys. zł na swoją działalność. Prawo pozwala nie ujawnić listy darczyńców fundacji, pozostają oni anonimowi. Nakłada za to obowiązek informowania, kto i ile daje na partie. To fundacja, a nie partia Biedronia (od czerwca 2018 r. o nazwie Kocham Polskę) organizowała Burze Mózgów i ona zapłaciła fak­turę za konwencję na Torwarze, za co Wiosna zwróciła jej potem pieniądze. Od kogo IMD miał na to środki, tego się nie dowiemy.
- Podkreślamy, że działalność statutowa Fundacji IMD jest cał­kowicie niezależna i niezwiązana z działalnością jakiejkolwiek partii politycznej - czytamy w przesłanym nam oświadczeniu. Wiosnę i IMD łączy jednak unia personalna. W zarządzie fun­dacji jest Marcin Anaszewicz, Krzysztof Śmiszek i Monika Gotlibowska, czyli odpowiednio wiceprezes partii Wiosna, jej ekspert (oraz partner Biedronia) i skarbniczka. Organem nadzoru jest zaś fundator - Biedroń. - Problem nie leży w polityczności organizacji pozarządowych, tylko w tym, że są one używane instrumentalnie i służą partiom de facto do omijania prawa - komentuje dr Grze­gorz Makowski z forum Idei Fundacji Batorego i Collegium Civitas. Sugeruje, że dobrym pomysłem byłoby przejście na system nie­miecki. Partie mają w nim oficjalnie związane ze sobą fundacje, co zwiększa transparentność.

Z rządowej kasy
W każdej kampanii politycy próbują budować przewagę, agitując przed ogłoszeniem wyborów. Weźmy ostatnie wybory samorządo­we: kandydaturę Rafała Trzaskowskiego ogłoszono dziewięć, a Pa­tryka Jakiego cztery miesiące przed zarządzeniem elekcji. Partie omijają w ten sposób reżim finansowania kampanii, bo na każdą mogą wydać tylko określoną kwotę, nie więcej. Według Marcina Waszaka z Fundacji Batorego pewnym remedium byłoby wydłużenie okresu kampanii do pół roku, co zmniejszałoby pokusę nadużyć. W majowych eurowyborach z list PiS wystartuje czworo ministrów i tyleż wiceministrów. Urlopów na czas kampanii raczej nie we­zmą i faktycznie to podatnicy będą płacić za ich promocję. - Jeśli ktoś jest ministrem i jeździ na spotkania służbowym samochodem, to nie ma organu, który może to wytknąć. Jest kontrola polegająca na tym, że PKW i biegli rewidenci sprawdzają, czy raporty komite­tów wyborczych są poprawnie przygotowane, nie konfrontując ich z informacjami z innych źródeł - mówi Waszak.
   Eksperci zwracają uwagę, że pomogłoby zwiększenie jawności przepływu pieniędzy, np. przez publikowanie informacji o przy­chodach, w tym niepieniężnych, i wydatkach na stronach inter­netowych partii. Brak transparentności jest jednak tylko jednym z problemów. Prawo jest zupełnie bezradne choćby w kwestii wykorzystywania przez polityków mediów publicznych jako tuby propagandowej. PiS osiągnęło w tej kwestii wyżyny. Formalnie partia np. z „Wiadomościami” nie ma nic wspólnego, ale wszyscy widzą, że serwis informacyjny TVP można klasyfikować w zasadzie jako codzienny spot promocyjny PiS. Trzeba dodać, że do budżetu publicznych mediów dopiero co został dosypany ponad miliard złotych z budżetu państwa.
   W innych sferach regulacje są z kolei zbyt ostre - jeden błędny przelew (nie na to partyjne konto, co trzeba było) dokonany przez skarbnika Nowoczesnej w dużym stopniu przyczynił się do mar­ginalizacji tego znaczącego kiedyś ugrupowania. W efekcie karane są nieścisłości formalne, a cała sfera korzystania przez rządzącą partię z wielkich państwowych pieniędzy na swoje cele wyborcze, wizerunkowe pozostaje poza jakąkolwiek kontrolą i sankcją. Poza wszystkim powoduje to zasadniczą nierównowagę sił, której do­świadczają zwłaszcza formacje wchodzące dopiero na politycz­ną scenę.
   Oprócz reformy zasad finansowania konieczne są zmiany w spo­sobie prowadzenia kontroli partyjnych finansów. Jedną z podsta­wowych kwestii jest to, że Krajowe Biuro Wyborcze nie sprawdza finansowania w trakcie kampanii, tylko po wyborach. Utrudnia to - jeśli nie uniemożliwia - porównywanie deklarowanych wydat­ków z tym, co komitet za nie uzyskał. Przydałaby się więc bieżąca kontrola. Do tego konieczne byłoby osobowe wzmocnienie PKW. Dziś sprawozdaniami wyborczymi i rozliczeniami subwencji zaj­muje się zaledwie kilka osób! Niestety, choć PKW wiele razy zwra­cała się do parlamentarzystów o załatanie luk w przepisach, nie otrzymywała odpowiedzi.
   Zdaje się, że politykom po prostu na tym nie zależy.
Anna Dąbrowska, Ryszard Łuczyn

1 komentarz:

  1. Bardzo się cieszę, że mogę podzielić się z nami swoimi doświadczeniami. Nazywam się Brenda i byłem szczęśliwy. Dopóki mój mąż nie powiedział, że go zdradzam, oboje staliśmy się dokuczliwymi parami, nie mógł w to uwierzyć, ani nie zaufał moim słowom, więc złożyliśmy wniosek o rozwód, później zostaliśmy rozdzieleni i ślubowaliśmy, że nigdy się nie pogodzimy. Długo próbowałem iść dalej, ale nie mogłem pozostać bez niego, więc zacząłem poszukiwania powrotu męża, a potem skierowano mnie do Dr.IZOYA. Świetny człowiek, którego spotkałem, rzucił zaklęcie miłosne i zmusił mojego męża do powrotu w ciągu 24 godzin. dzięki temu jestem tutaj, aby udostępnić kontakt dr IZOYA, skontaktować się z nim poprzez drizayaomosolution@gmail.com. Jest naprawdę potężny i specjalizuje się w następujących sprawach ...
    (1) Kochaj zaklęcia wszelkiego rodzaju. (2) Przestań rozwodzić się. (3) Zakończ jałowość. (4) Potrzebujesz pomocy duchowej.

    OdpowiedzUsuń