Z Konstytucji RP: „Finansowanie partii politycznych jest jawne”. A jednak „taśmy Kaczyńskiego” nasuwają pytanie, ile naprawdę jest tej jawności, a ile kombinatorstwa.
Z dolnośląskiego
oddziału PCK, którym kierowali politycy PiS, wyprowadzono nie tylko 1,1 mln
zł, ale także przekazywane dla ubogich jedzenie. Śledczy, którzy od kilku lat
prześwietlają sprawę, nie mogą się doliczyć 46 ton darów. Według świadków rozdawano
je przy okazji kampanii wyborczej polityków PiS. Jeden z głównych podejrzanych
w tej sprawie zeznał prokuratorom, że 7 tys. zł z ukradzionych PCK pieniędzy
wpłacił na rzecz kampanii wyborczej obecnej minister edukacji Anny Zalewskiej.
PKW zatwierdziła finansowe sprawozdanie wyborcze PiS, bo nie ma uprawnień
weryfikowania prawdziwości przedstawionych rozliczeń. Jednak wszystko wskazuje
na nielegalne finansowanie kampanii wyborczej.
W tym roku wiosną mija 18 lat, od kiedy Sejm w 2001 r.
uchwalił rewolucyjne, jak na tamte czasy, przepisy o finansowaniu partii
politycznych. Ustawa o partiach politycznych jest precyzyjna (art. 24): majątek partii politycznej powstaje ze składek członkowskich,
darowizn, spadków oraz z dotacji (budżetowy zwrot pieniędzy wydanych na
kampanię) i subwencji (budżetowa, coroczna). Ustawa miała być lekarstwem na
patologie z lat 90. W tamtych czasach partie prowadziły działalność
gospodarczą, posiadały udziały w spółkach i zbierały kasę, nie spowiadając się,
od kogo. Dziś już nie mogą. Jednak z perspektywy czasu widać, że te regulacje
są dziurawe, a partie znajdują sposoby, aby w ukryty sposób finansować swoją
działalność i wyprowadzać publiczne pieniądze na partyjne cele.
Dotacje dostają te partie i komitety wyborcze, które zdobyły
mandaty parlamentarne. Po ostatnich wyborach przysługiwały czterem ugrupowaniom
parlamentarnym (PO, PSL, PiS, N), w
sumie ponad 60 mln zł. Ponieważ Kukiz'15 nie jest partią, pieniądze ze zwrotu
kosztów jego kampanii wyborczej - ponad 2,3 mln zł - trafiły do wskazanej przez Pawła Kukiza Fundacji Potrafisz
Polsko. Partie, które nie dostały się do parlamentu, ale w wyborach uzyskały
co najmniej 3 proc. głosów lub w koalicji 6 proc,., mogą liczyć na subwencję.
Po wyborach 2015 r. wszystkim partiom przysługiwało łącznie 58 mln zł co roku.
18,5 mln rocznie otrzymuje PiS. 3 mln mniej wpływa na konto PO. Przed utratą
dofinansowania na ponad 6 mln mogła liczyć Nowoczesna. Po 4 mln dostają SLD i
PSL, tyle też do niedawna dostawał KORWiN (stracił subwencję w związku z
zawiłościami prawnymi dotyczącymi rejestracji nazwy partii). 3 mln otrzymuje
Razem, najmniej dawni koalicjanci partii SLD: Unia Pracy (500 tys. zł) i
Zieloni (123 tys. zł).
Na pierwszym miejscu wśród źródeł finansowania partii
ustawa wymienia składki członkowskie. Ich znaczenie znacząco spadło, kiedy
partie zaczęły otrzymywać zastrzyk z budżetu państwa. Dziś posiadacze
partyjnych legitymacji płacą symbolicznie od 5 do 15 zł miesięcznie. PiS w 2017
r. zebrało od członków ze składek i darowizn 930 tys. zł, Platforma prawie 1,5
mln zł, a SLD ponad milion. Najbardziej zaangażowani są działacze spod
zielonego sztandaru, którzy przekazali PSL ponad 2 mln zł. Widać jednak, że
gdyby partie chciały się oprzeć tylko na zaangażowaniu swoich działaczy, to na
niewiele by im starczyło.
Z partyjnych funkcji
Do partyjnych kas wpływają też
tzw. podatki vip. Opodatkowani są wszyscy, którzy z rekomendacji partii pełnią
funkcję w samorządach, instytucjach ogólnokrajowych i międzynarodowych. W PO,
SLD i PiS są to odpowiednio 10,7 i 5 proc. miesięcznego wynagrodzenia. Z
uchwały SLD z maja 2016 r. wynika, że zawodowi parlamentarzyści (których
Sojusz chwilowo nie ma) mają płacić 700 zł miesięcznie, a europosłowie 2 tys.
zł. Ustawowo wszystkie składki członkowskie od jednej osoby nie mogą jednak przekraczać
wciągu roku 16-krotnośc, i minimalnego wynagrodzenia za pracę (dziś to 2250 zł
brutto miesięcznie), czyli 36 tys. zł. W 2016 r. Mateusz Morawiecki zrobił na
rzecz partii cztery przelewy po 999 zł każdy. Nowoczesna, pozbawiona w wyniku
błędu w rozliczeniu partyjnym subwencji, ratowała swój budżet składką 3 tys. za
miejsce na liście wyborczej do sejmiku wojewódzkiego. O tych opłatach było
głośno już przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r. „Jedynki” na listach
Nowoczesnej musiały wpłacić na rzecz partii 30 tys. zł. Jak ujawniło Razem,
prawie miliona złotych miała zażądać od niego Wiosna Roberta Biedronia-w zamian
za jedną jedynkę na listach w eurowyborach. Z jednej strony to oczywiste, że
partie muszą składać się na kampanię, ale z drugiej niezbyt ładnie zapachniało
z tej politycznej kuchni.
Z darowizn i od Unii
Partyjne składki i daniny nie są
polskim wynalazkiem. Podobne funkcjonują w Niemczech czy we Francji. Jednak
takie daniny sprzyjają upolitycznieniu funkcji publicznych i tworzeniu partiokracji.
Widać to na przykładzie partii Solidarna Polska - przystawki PiS. Z pieniędzmi
jest krucho, bo decydując się na przytulenie do Kaczyńskiego pod parasolem
Zjednoczonej Prawicy, politycy SP zrzekli się subwencji: 18 mln zł z budżetu
popłynęło w zeszłym roku tylko do PiS. Jednak dzięki funkcjonowaniu w rządowej
koalicji tak Ziobro, jak i Gowin mają możliwości zadbania o swoje ekipy, z
czego rzeczywiście obaj chętnie korzysta ją, i to z wzajemnością. Na przykład
na liście darczyńców znajdujemy Łukasza Kroplewskiego. Ten związany z SP były
asystent Beaty Kempy awansował na wiceprezesa PGNiG i przelał na konto
Solidarnej Polski jednego roku aż 30 tys. zł. Wśród ofiarodawców partii Ziobry
jest też Paweł Śliwa, adwokat, który budował
SP w Gorlicach i został wybrany na sędziego Trybunału Stanu. W 2017 r. został
też wiceprezesem zarządu PGE i przekazał na rzecz SP 18 tys. zł darowizny.
Eksperci, z którymi rozmawiamy, wskazują, że choć zgodne z
prawem, to jednak nie do końca etyczne jest też obsadzanie państwowych
stanowisk ludźmi, którzy wystawiają faktury partii. Jeden z partnerów
gdańskiej kancelarii, którą zatrudnia PiS (w 2017 r. partia płaciła im co
miesiąc 39 360 zł), zasiada w radzie nadzorczej PGE, odkąd partia przejęła władzę.
- Może być tak, że w normalnych tynkowych warunkach taka kancelaria,
pobierałaby od partii wyższą. miesięczną opłatę. Ugrupowanie, dając partnerowi
kancelarii stanowisko w państwowej spółce, może odwdzięczać się za. niższą
fakturę - opowiada nasz rozmówca.
Dziennikarze „Gazety Wyborczej” opisali w marcu 2017 r., nazwany przez
szefową komisji kontroli budżetowej w PE, „zaawansowany model ewentualnej
korupcji” - zaawansowany, bo zgodny z prawem. Polegał na tym, że kilka firm,
które były na liście płac PiS, przekazało do 12 tys. euro każda na rzecz New Direction. To think tank z zaplecza Sojuszu Konserwatystów i Reformatorów w
Europie (ACRE), do którego należy min. PiS. W 2015 r. (w roku wyborczym w
Polsce) z Polski przekazano łącznie na europejską rodzinę polityczną PiS ponad
200 tys. euro.
Dla ACRE i fundacji New Direction (ND) darczyńcy są ważni. Europejskie partie i fundacje
dostają unijne pieniądze na działalność zgodnie z zasadą: wykładają 15 proc. z
własnych środków, dostają 85 proc. z Unii. W 2015 r. ACRE i ND dostały łącznie 3,2 mln euro z funduszy UE. Z tych
pieniędzy PiS dostał 100 tys. euro na organizację w 2015 r. konwencji „Polska
Wielki Projekt”. Prezydium PE uznało jednak, że pieniądze te nie mogą być
wydawane na partyjne imprezy krajowe. Ostatecznie sprawę zamknięto dopiero po
tym, jak ACRE z własnych pieniędzy zwróciło PE nienależną PiS kwotę.
Czy wpłaty na ND są formą rewanżu za zlecenia z PiS? Trudno
powiedzieć. Ale pewne jest to, co wynika z wyciągów z kont bankowych PiS, które
przeanalizowaliśmy w PKW,
że niektóre z tych firm sporo zarobiły w
partii Kaczyńskiego. Chodzi m.in. o rzeszowską firmę Media Film Dariusza
Gąsiora. Jej właściciel przelał na konto New Direction 10
tys. euro. W 2016 r. PiS zasilił jego konto kwotą ponad 600 tys. zł. Z tego
m.in. 278 tys. zł zapłacił za obsługę techniczną rocznicy smoleńskiej 10
kwietnia 2016 r. oraz 36 tys. zł za „organizację uroczystości” 6. rocznicy
pogrzebu pary prezydenckiej w Krakowie. W2017 r. za organizację kongresu PiS w
Przysusze z partyjnego konta przelano firmie Gąsiora 196 tys. zł.
Pozyskaniem z budżetu UE pieniędzy przeznaczonych na wydarzenia
współorganizowane przez partie w Polsce zainteresowali się krajowi śledczy. W
ramach śledztwa badają nie tylko wspomnianą imprezę partyjną PiS, ale też
koordynowany przez PO i PSL Kongres Europejskiej Partii Ludowej, który odbył
się w 2009 r., i współorganizowany przez SLD II Kongres Lewicy z listopada
2016 r. Prokuratorzy przyglądają się też konferencji Solidarnej Polski z czerwca
2013 r. Frakcja Parlamentu Europejskiego MELD (Ruch na rzecz Europy Wolności i
Demokracji) miała przekazać SP około 40 tys. euro na organizację konferencji
klimatycznej w Krakowie. Ta okazała się konwencją wyborczą partii pod hasłem
„Nowe państwo, nowa konstytucja”, której przewodniczył lider Zbigniew Ziobro.
Ze spółek satelickich
Eksperci, z którymi rozmawiamy,
zwracają też uwagę na nieformalne przejmowanie zadań promowania partii przez
podmioty inne niż np. komitety wyborcze. Robią to różnego rodzaju instytuty,
stowarzyszenia, fundacje, ale także firmy i osoby fizyczne. Te podmioty
zaczynają odgrywać ważną rolę w przekonywaniu wyborców do danej partii. Koszty
tych działań nie są ujawniane w sprawozdaniach finansowych ugrupowania. Budzi
to poważne obawy o przestrzeganie zasady jawności finansowania partii czy
kampanii wyborczych. Najświeższym przykładem takich działań są rozmowy z „taśm
Kaczyńskiego”. Grzegorz Jacek Tomaszewski, kuzyn prezesa, jest członkiem rady
nadzorczej spółki Srebrna, a zarazem prezesem powiązanej z nią spółki Forum,
wydającej sprzyjającą PiS „Gazetę Polską Codziennie”. Srebrna należy do Fundacji
Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego. Fundacją rządzą ludzie związani z prezesem
PiS, a sam Jarosław Kaczyński zasiada w jej radzie i nieformalnie wszystkim
zarządza. Z nagranych rozmów wynika, że Michał Krupiński, prezes Pekao SA, miał
ratować „Gazetę Polską Codziennie”. „Straciłem płynność w Forum, nie wiem,
trzeba będzie gazety zamykać. Tylko że to jest przed wyborami, kiepsko. Wiesz,
Krupiński, musiałem go ze trzy razy wydzwaniać. Mimo że tam coś
zadeklarował...” - ujawnia Tomaszewski. Srebrna, o czym pisaliśmy w POLITYCE, płaci m.in. za wynajmowanie domu
w sąsiedztwie prezesa PiS, aby dbać o jego komfort, bo - jak mówią w partii -
prezes jest ich największym dobrem. Gdyby poważnie podchodzić do jawności
finansowania partii, to właśnie PiS, a nie spółka Srebrna, powinien płacić za
wynajem tych domów.
Z partyjnych fundacji
Do 2002 r. partie mogły
podnajmować własne lokale, co np. dla Stronnictwa Demokratycznego, a także dla
PSL, które zachowały nieruchomości z czasów PRL, było sporym zastrzykiem
finansowym. Kiedy ludowcy po wejściu wżycie nowych przepisów, wbrew prawu,
nadal wynajmowali nieruchomości, PKW ukarała ich odebraniem budżetowych
subwencji za trzy lata. Teraz partie mogą tylko sprzedawać nieruchomości. SLD
za siedzibę przy Rozbrat w Warszawie zarobiło 32 mln zł. SD pod wodzą Pawła
Piskorskiego miało wreszcie wejść do wielkiej polityki dzięki sprzedaży nieruchomości
wartych ponad 100 mln, ale lewar okazał się mało skuteczny, bo w sprawie
pieniędzy nie mogli się dogadać skłóceni działacze. Nieruchomości ludowców
przejęła partyjna Fundacja Rozwoju, którą wiele lat zarządzał Waldemar Pawlak.
Fundacja wynajmuje partii lokale, w których od lat mieszczą się biura PSL. Za
wynajem ludowcy płacą prawie 80 tys. zł miesięcznie. Szefem Fundacji Rozwoju
jest Marcin Horyń, członek Komitetu Wykonawczego PSL. Wszystko zostaje więc w
zielonej rodzinie.
Zastanawiająca, jeśli chodzi o jawność finansowania, jest
też relacja między Ruchem Narodowym a kierowaną przez jego wiceszefa
Krzysztofa Bosaka fundacją Europa Media. Ich siedziby mają jeden adres, w
którym znalazło się jeszcze miejsce dla biura poselskiego Roberta Winnickiego.
Tabliczka przed wejściem głosi, że lokal jest wynajmowany od Warszawy na
preferencyjnych zasadach dla organizacji pozarządowych. Decyzję z 2014 r. o
wynajęciu go poza konkursem na trzy lata można znaleźć w miejskim BTR Narodowcy
utrzymują, że nie korzystają na uprzejmości miasta wobec trzeciego sektora. - To
jest wspólny najem partii, biura poselskiego i fundacji - mówi
skarbnik partii Michał Wawer. - Musiało być tak, że po pojawieniu się partii
i biura poselskiego umowa została zmieniona i one płacą normalną stawkę, a
fundacja obniżoną. Umowy pokazać jednak nie chce. Trudno też dociec, czym
obecnie zajmuje się fundacja Bosaka. W mediach o niej cicho, strony
internetowej nie ma. Sam Bosak twierdzi, że „działalnością pozarządową”, odmawiając
nam podania konkretów.
Wiele pytań pojawia się też wokół finansowania partii
Wiosna Roberta Biedronia. Blisko związana z nią fundacja Instytut Myśli
Demokratycznej (IMD) w 2017 r. zebrała od artystów, biznesmenów i prawników
170 tys. zł na swoją działalność. Prawo pozwala nie ujawnić listy darczyńców
fundacji, pozostają oni anonimowi. Nakłada za to obowiązek informowania, kto i
ile daje na partie. To fundacja, a nie partia Biedronia (od czerwca 2018 r. o
nazwie Kocham Polskę) organizowała Burze Mózgów i ona zapłaciła fakturę za
konwencję na Torwarze,
za co Wiosna zwróciła jej potem pieniądze. Od
kogo IMD miał na to środki, tego się nie dowiemy.
- Podkreślamy, że działalność
statutowa Fundacji IMD jest całkowicie niezależna i niezwiązana z
działalnością jakiejkolwiek partii politycznej - czytamy w przesłanym nam oświadczeniu. Wiosnę i IMD łączy
jednak unia personalna. W zarządzie fundacji jest Marcin Anaszewicz, Krzysztof
Śmiszek i Monika Gotlibowska, czyli odpowiednio wiceprezes partii Wiosna, jej
ekspert (oraz partner Biedronia) i skarbniczka. Organem nadzoru jest zaś
fundator - Biedroń. - Problem nie leży w polityczności organizacji
pozarządowych, tylko w tym, że są one używane instrumentalnie i służą partiom
de facto do omijania prawa - komentuje dr Grzegorz Makowski z forum Idei
Fundacji Batorego i Collegium Civitas. Sugeruje, że dobrym pomysłem
byłoby przejście na system niemiecki. Partie mają w nim oficjalnie związane ze
sobą fundacje, co zwiększa transparentność.
Z rządowej kasy
W każdej kampanii politycy próbują
budować przewagę, agitując przed ogłoszeniem wyborów. Weźmy ostatnie wybory
samorządowe: kandydaturę Rafała Trzaskowskiego ogłoszono dziewięć, a Patryka
Jakiego cztery miesiące przed zarządzeniem elekcji. Partie omijają w ten sposób
reżim finansowania kampanii, bo na każdą mogą wydać tylko określoną kwotę, nie
więcej. Według Marcina Waszaka z Fundacji Batorego pewnym remedium byłoby
wydłużenie okresu kampanii do pół roku, co zmniejszałoby pokusę nadużyć. W
majowych eurowyborach z list PiS wystartuje czworo ministrów i tyleż wiceministrów. Urlopów na czas kampanii raczej nie wezmą
i faktycznie to podatnicy będą płacić za ich promocję. - Jeśli ktoś jest
ministrem i jeździ na spotkania służbowym samochodem, to nie ma organu, który
może to wytknąć. Jest kontrola polegająca na tym, że PKW i biegli rewidenci
sprawdzają, czy raporty komitetów wyborczych są poprawnie przygotowane, nie
konfrontując ich z informacjami z innych źródeł - mówi Waszak.
Eksperci zwracają uwagę, że pomogłoby zwiększenie jawności
przepływu pieniędzy, np. przez publikowanie informacji o przychodach, w tym
niepieniężnych, i wydatkach na stronach internetowych partii. Brak
transparentności jest jednak tylko jednym z problemów. Prawo jest zupełnie
bezradne choćby w kwestii wykorzystywania przez polityków mediów publicznych
jako tuby propagandowej. PiS osiągnęło w tej kwestii wyżyny. Formalnie partia
np. z „Wiadomościami” nie ma nic wspólnego, ale wszyscy widzą, że serwis
informacyjny TVP można klasyfikować w zasadzie jako codzienny spot
promocyjny PiS. Trzeba dodać, że do budżetu publicznych mediów dopiero co
został dosypany ponad miliard złotych z budżetu państwa.
W innych sferach regulacje są z kolei zbyt ostre - jeden
błędny przelew (nie na to partyjne konto, co trzeba było) dokonany przez
skarbnika Nowoczesnej w dużym stopniu przyczynił się do marginalizacji tego
znaczącego kiedyś ugrupowania. W efekcie karane są nieścisłości formalne, a
cała sfera korzystania przez rządzącą partię z wielkich państwowych pieniędzy
na swoje cele wyborcze, wizerunkowe pozostaje poza jakąkolwiek kontrolą i
sankcją. Poza wszystkim powoduje to zasadniczą nierównowagę sił, której doświadczają
zwłaszcza formacje wchodzące dopiero na polityczną scenę.
Oprócz reformy zasad finansowania konieczne są zmiany w sposobie
prowadzenia kontroli partyjnych finansów. Jedną z podstawowych kwestii jest
to, że Krajowe Biuro Wyborcze nie sprawdza finansowania w trakcie kampanii,
tylko po wyborach. Utrudnia to - jeśli nie uniemożliwia - porównywanie
deklarowanych wydatków z tym, co komitet za nie uzyskał. Przydałaby się więc
bieżąca kontrola. Do tego konieczne byłoby osobowe wzmocnienie PKW. Dziś
sprawozdaniami wyborczymi i rozliczeniami subwencji zajmuje się zaledwie kilka
osób! Niestety, choć PKW wiele razy zwracała się do parlamentarzystów o
załatanie luk w przepisach, nie otrzymywała odpowiedzi.
Zdaje się, że politykom po prostu na tym nie zależy.
Anna Dąbrowska, Ryszard Łuczyn
Bardzo się cieszę, że mogę podzielić się z nami swoimi doświadczeniami. Nazywam się Brenda i byłem szczęśliwy. Dopóki mój mąż nie powiedział, że go zdradzam, oboje staliśmy się dokuczliwymi parami, nie mógł w to uwierzyć, ani nie zaufał moim słowom, więc złożyliśmy wniosek o rozwód, później zostaliśmy rozdzieleni i ślubowaliśmy, że nigdy się nie pogodzimy. Długo próbowałem iść dalej, ale nie mogłem pozostać bez niego, więc zacząłem poszukiwania powrotu męża, a potem skierowano mnie do Dr.IZOYA. Świetny człowiek, którego spotkałem, rzucił zaklęcie miłosne i zmusił mojego męża do powrotu w ciągu 24 godzin. dzięki temu jestem tutaj, aby udostępnić kontakt dr IZOYA, skontaktować się z nim poprzez drizayaomosolution@gmail.com. Jest naprawdę potężny i specjalizuje się w następujących sprawach ...
OdpowiedzUsuń(1) Kochaj zaklęcia wszelkiego rodzaju. (2) Przestań rozwodzić się. (3) Zakończ jałowość. (4) Potrzebujesz pomocy duchowej.