Polityka rodzinna
mieści się dziś między hasłami: „Gówniarzu, co się będziesz mądrzył!” a
„Zamknij się w końcu ty lewacka kurwo!”.
Jak żyć, kiedy
polityka dzieli nawet rodziny? Spytaliśmy małżonków, siostrzeńców albo braci na
krawędzi kłótni.
CO SIĘ STAŁO Z WUJKIEM?
To pytanie nurtuje Beatę,
prawniczkę z Kalisza, która głosowała na PO i przez to trudno jej się
dogadać z rodziną: - Na imieniny ojca, Franciszka, na
początku grudnia zjechała się cała rodzina. Prawie sami PiS-owcy, wyznawcy Radia
Maryja. Masakra. Ja, mój brat i ojciec to według nich lewactwo. „Będziecie
pracować do usranej śmierci i dobrze wam tak”, co chwila takie teksty. Brat
się wkurzył, poszedł do swojego pokoju, niby pracować.
Pół rodziny działa w radzie
parafialnej, czytają Pismo Święte w czasie mszy, potem herbatki, kawki z
proboszczem. Tacy dobrzy ludzie. A jak przyjechali to: „A widziałaś, jaka
tamta gruba? A tamci to oszuści, złodzieje, mają trzy auta! Na pewno ukradli”.
Albo: „Na wakacje do islamistów?
Jeszcze was wysadzą. Polska dla Polaków!”.
Aż ślina im ciekła z furii. A
wujek aż się zapowietrzył i musiał wyjść się przewietrzyć. I tylko biedna mama
próbowała załagodzić sytuację w stylu: „Może komuś gołąbka?”.
W święta pouśmiechamy się pod nosem
albo popukamy w czoło, jak nikt nie będzie patrzeć. Będziemy starali się wy-
miksować na miasto.
Takiego hard core’u dawniej nie było. Ten wujek, co się zapowietrzył, miał
zawsze w dupie politykę. Co się stało? Starość? Frustracja? Otwierał biznes z
ciuchami, nie wyszło, zazdrości innym jak cholera.
Od kilku tygodni zastanawia się nad tym Alicja specjalistka PR
z Wrocławia, mocno liberalna, w
odróżnieniu od przyszłych teściów:
- Spodziewam się rzezi. Moi
rodzice to totalna Platforma, rodzice mojego chłopaka popierają PiS. Już
ćwiczyliśmy z chłopakiem scenki na wypadek mocniejszej kłótni: zagadamy o
orkiestrę na wesele, o liczbę gości, o menu.
Teść potrafi wpaść w furię. Na
własnych imieninach pokłócił się z bratem o „kaczuchy”. Walnął pięścią w stół,
aż talerz spadł. Mój ojciec nie da sobie wejść na głowę. Wierzy w Donalda. Z
mamą ustawiłyśmy stół tak, żeby przemieszać ich dziećmi, bo dzieci ocieplają
klimat. Nie wypada wtedy wydzierać się czy przeklinać.
Przeniesiemy też telewizor z
salonu do innego pokoju. Nie będzie w tle wiadomości, lepiej nie ryzykować.
Strasznie mnie to stresuje. Mój
chłopak, jak przyjeżdża do domu, to kłamie dla świętego spokoju, że chodzi do
kościoła. Gdyby się dowiedzieli, że spaliśmy razem, toby chyba wyszli. O,
kolejny trudny temat.
KTO
BARDZIEJ ODJECHAŁ?
Małgorzata, nauczycielka z
Pomorza, która głosowała na Nowoczesną, zastanawia się, kto bardziej odjechał -
jej matka czy ciotka.
- W rodzinie mojego męża zawsze byłam
uznawana za „tę złą”. I to nie tylko dlatego, że nie chodzę do kościoła. Jeździmy
tylko na święta. Ja sobie szepcę z córką na boku, syn się upija, a mąż
rozmawia, w końcu to jego rodzina.
Dawniej mogłam pogadać z ciotką
mojej mamy. Stara panna, dużo czytała, oglądała filmy. A teraz, jak córka mówi,
że oglądała „Harry’ego
Pottera”, to ciotka, że ksiądz nie pozwala.
Jak tłumaczymy, że to baśń o walce dobra ze złem, to wychodzi, żeby się nie
kłócić, bo „to byłby grzech”. Zasypia z Radiem Maryja, budzi się z Telewizją
Trwam. Możemy rozmawiać tylko o pracy, ale i tak jak się na coś skarżę, to odpowiada:
„Powinnaś być nastawiona bardziej pozytywnie, bo to Bóg tak chce”.
Przyjmuję ten odjazd spokojnie.
Moja matka poszła w witaminy, wszystkich by leczyła. A ciotka w religię.
JAK
ŻYĆ NA FACEBOOKU?
W tej kwestii Marta, informatyk z
Warszawy, musi się sporo nagimnastykować, bo wstawia na Facebooka po kilka
zdjęć Andrzeja Dudy dziennie:
- Mam kuzynkę, znałyśmy się od
dziecka. Mieszka od lat w Anglii. Kiedyś jak wpadała do Polski, to zawsze były
kawa, ciacho, ploteczki. Z postu jej matki na fejsie dowiedziałam się, że jest
w Polsce. Ale o spotkaniu nie ma mowy, okazało się, że już się nie znamy.
Usunęła się z moich znajomych, bo nie lubi PiS.
Sama też kasuję ludzi, nie chce mi
się tracić nerwów. Od wyborów usunęłam ponad 50 znajomych, a przyszło 50
nowych osób z takimi poglądami jak moje.
Czasem trzeba ostro napisać. Twitter w nocy szaleje. Pisiory obserwują pisiorów, a platfusy
platfusów. Jak ktoś zajdzie na nie swoje podwórko, to jest prowokatorem.
Pewnego razu obudziłam się i
zobaczyłam, że ubył mi znajomy - chłopak, z którym sypiałam. Napisał tylko
„idiotko”. Pogodziliśmy się, ale powiedział wprost: dopóki będzie na moim
profilowym zdjęcie prezydenta Dudy, nie będziemy się spotykać. Teraz muszę go
blokować, odhaczać w postach, tak żeby nie widział, co wrzucam. Cała logistyka
jest. Może się kiedyś jeszcze spotkamy, to nie usuwam. Fajny jest, przystojny.
Ale związek z platfusem nie ma
szans. To i tak się potem wali. Raz spotykałam się z facetem i zaczynamy po
trzeciej randce dyskutować o biedzie, in vitro. I słyszę: „Faszystowska dziwko, obyś nie miała nigdy dzieci”.
Teraz spotykam się z chłopakiem o
innych poglądach. Jest kukizowcem. Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem.
Ale do PiS ma zastrzeżenia. W ogóle nie rozmawiamy o polityce. Jak przychodzi
do mnie, chowam zdjęcie z prezydentem. Na szczęście on nie ma Facebooka, nie
widzi, co tam wypisuję.
CO SŁYCHAĆ U WROGA?
Agata, pracownica kancelarii
komorniczej w Kaliszu, nie chce, żeby prawicowcy zawracali jej głowę, ale woli
wiedzieć, „co tam u wroga”:
- Założyłam kiedyś profil na
Sympatii. Sami kukizowcy, korwinowcy i pisowcy. Masakra. Jeden mi tłumaczył, że
Korwin to supergość. Zacytowałam, że kobiety są głupsze, a niepełnosprawnych
nie powinno się pokazywać w telewizji. On: „A tam, Wybiórcza robi z niego
oszołoma”. Wkurzyłam się i napisałam: „Korwinowcom, kukizowcom i wyznawcom
pisowcom mówię: nie!”.
Pisali tak: „Idź się bawić w homo
małżeństwa i trzyj się z Muzułmanami pod wielbłądem na pustyni”. Albo krócej:
„Komunistka”, „O fuj, lewactwo”. Ale nikogo nie usunęłam, wolę wiedzieć, co tam
po stronie wroga.
CZY PRZEPRASZAĆ CIOTKĘ?
Łukasz, inspektor z Warszawy,
kibic i pisowiec, czasem tylko się zastanawia, czy nie przesadził wobec ciotki
z Krakowa: - Jak w 2005 roku Tusk przegrał z Kaczyńskim, to płakałem. Byliśmy
z żoną młodzi, w miarę bogaci i mocno liberalni. Potem polityka mnie nie grzała,
jakieś spory o krzesło - aż do Smoleńska. Zdołowało mnie, jak nażelowani
gogusie drą łacha z tych biednych ludzi pod krzyżem. Założyłem konto na Twitterze,
potrafię wysłać nawet 100 tweetów dziennie. Żona się martwiła, że jeszcze mnie
z pracy wyrzucą. A teść się denerwował: „Gówniarzu, co się będziesz mądrzył!”.
Najgorsze są awantury z wujostwem
w Krakowie. To taki „syty Krakówek”, nienawidzą PiS, że wszystko by dawało,
a przecież „do wszystkiego trzeba samemu dojść”. Ciotka
wyjeżdża, że ten Duda to „wstyd dla Polski”, ja, że wstyd to „ten wasz debil
Komorowski”. Aż mama prosi, żeby przestać i porozmawiać o butach do biegania,
bo tam wszyscy biegają. Ale trzeba to wykrzyczeć, przejść katharsis. Potem mi
się robi głupio, bo ciotka jest fajna, dawała mi kiedyś darmowe korki z
matematyki. To ją przepraszam i jest dobrze, póki się za dużo koniaku nie
wypije.
Obiecałem w tym roku żonie, że na
wyjazd przekładam kartę do starego telefonu bez Twittera. Żeby się nie nakręcać.
A żona też w tym roku zagłosowała
na PiS, bo się wkurzyła na kredyty we frankach. To dobrze, bo jak dziewczyna
mojego kumpla po ostatnim Marszu Niepodległości dąsała się, że to „naziści”, to Andrew nie wytrzymał i ryknął: „Zamknij się w końcu, ty lewacka
kurwo”.
JAK ZROZUMIEĆ PISIORA?
Joanna z Opola, strateg reklamowy,
która głosowała na Zjednoczoną Lewicę (a jej mąż na PiS), nawet nie musi sobie
zadawać tego pytania. Sama zaczyna od „mowy obrończej”:
- Rozumiem mojego męża. Kiedyś
razem głosowaliśmy na PO, ale frustracje po aferach platformerskich albo decyzje
dotyczące jego środowiska zawodowego zrobiły swoje. On pracuje w szkolnictwie
wyższym, Platforma postawiła na amerykanizację, nie doceniała humanistyki. To
nie jest takie zaczadzenie polityką jak u pokolenia 60 plus, tylko racjonalny
wybór.
Jesteśmy pracoholikami, nie mamy
czasu, żeby się emocjonować polityką. Nie dyskutujemy o in vitro, bo nie mamy dzieci, ani o wieku
emerytalnym, bo oboje chcemy pracować, jak długo się da. Głosujemy, ale bez
emocji.
JAK SIĘ NIE SZANOWAĆ?
Jak brat z bratem mógłby się nie
kochać, nie szanować, nie lubić? Mateusz Pospieszalski, muzyk, który głosował
na Nowoczesną, jest zdziwiony pytaniem. Jego brat Jan jest „frontowym
dziennikarzem” PiS:
- Unikam rozmów politycznych.
Żyjemy tym, co nas łączy, nie - dzieli. Muzykujemy, towarzyszą nam nasze
dzieci. Janek jest świetnym organizatorem, dzięki temu np. w sezonie kolędowym
będziemy grać razem 15 występów z kolędami rodzinnymi. Poglądy polityczne
można mieć swoje, ale rodzina jest wspólna.
JAK SIĘ NIE ODDALAĆ?
Prof, Piotr Szukalski z Katedry
Socjologii Stosowanej i Pracy Socjalnej UL zwraca uwagę na słabnące więzi
rodzinne:
- Jak młodzi się pobierają, mają
wyraziste poglądy, tyle że nijak mające się do życia. One mogą ewoluować w
różnych kierunkach. I po 20-30 latach ci ludzie mogą być na dwóch różnych
biegunach.
W przypadku młodszych osób sfera
poglądów politycznych jest zdecydowanie mniej ważna. Z wiekiem takie spory się
zaostrzaj ą. Bo pojawia się pustka w życiu i człowiek próbuje ją czymś
wypełnić - na przykład wojowniczością polityczną.
Kilkadziesiąt lat temu rodziców
nie interesowały poglądy polityczne dzieci. Mężów nie interesowały poglądy
polityczne żon, bo zadaniem żon było siedzieć w domu. To wszystko się zmieniło.
Coraz większe podziały polityczne wewnątrz rodzin to wskazówka demokratyzacji
więzi rodzinnych i tego, że stajemy się coraz
bardziej niezależni względem siebie.
Mam wątpliwości, czy to dobrze.
Więź rodzinna jest silniejsza, kiedy różnice w poglądach politycznych są tłamszone
i niewypowiadane. Jak się siedzi cicho, nie daje się powodów do wojenek. Głośne
i emocjonalne mówienie o swoich poglądach prowadzi do kłótni, a to z kolei do
tego, że rzadziej się spotykamy. Jak rzadko się spotykamy, to więzi rodzinne
się rozpadają. Będą dwie imprezy rodzinne, dwa spotkania świąteczne, żeby się
nie spotkać z tymi, którzy myślą inaczej.
JAK SŁUCHAĆ?
Jacek Jakubowski, psycholog z
grupy TROP, podkreśla, że to jest najważniejsze:
Boję się, że czerwona linia, za
którą nie można już pozostać „na zewnątrz”, została przekroczona. Jak w
Rwandzie Hutu wyrzynają się z Tutsi, to nie możesz mówić: „Porozmawiajmy o pogodzie”.
Siądźmy więc naprzeciwko siebie i starajmy się siebie zrozumieć. Bo co innego
słuchać, co ktoś mówi - to trafia do twojej narracji i nie możesz się zgodzić,
że czerwone jest zielone. A co innego słuchać kogoś. Wtedy to, co wiesz o
świecie, na moment bierzesz w nawias i słuchasz racji i emocji drugiego
człowieka. Trzeba wysłuchać i prosić o wysłuchanie. Tylko trzeba pamiętać, że
dialog – jak to powiedział jeden kardynał - „jest niebezpieczny, bo może coś
zmienić”. W nas.
Nawet z tych wypowiedzi jasno wynika, że wyborcy PiSu to agresywne, komunistyczne, bydło.
OdpowiedzUsuń