Prezydent już do
końca będzie chłopcem na posyłki. Kaczyński go zastraszył. Wiedział, że Duda
jest uległy i nie ma żadnego oparcia w nikim, więc się ugnie – mówi Sławomir
Sierakowski
Rozmawia RENATA KIM
RENATA KIM:Spodziewał
się pan tego wszystkiego?
SŁAWOMIR SIERAKOWSKI:
Nie. Chyba nikt się nie spodziewał, że PiS od razu pójdzie na rympał.
Rympał?
- Czyli z niespotykaną ostentacją będzie hurtowo łamał prawo.
Właśnie Beata Kempa w imieniu rządu odesłała Trybunałowi Konstytucyjnemu
wyrok, uznając, że za mało sędziów orzekało: „Skutkiem tego działania jest - w
mojej ocenie nieważność wyroku”. Tak prostackich numerów się nawet w Rosji nie
robi. U nas już wszyscy są ważniejsi od Trybunału Konstytucyjnego. Mamy od
teraz państwo uznaniowe.
Co to znaczy?
Już pierwszego dnia rządów PiS Andrzej Duda złamał konstytucję,
ułaskawiając Mariusza Kamińskiego. Nagle wróciliśmy do czasów „sądu niemego”,
gdzie posłów nie dopuszcza się do dyskusji i obraduj e w nocy. Komisja sejmowa
opiniująca kandydatów PiS na sędziów nie wysłuchała nawet... opinii ich samych.
Kiedy okazało się, że prezydent
postanowił sobie przyznać prawo do współdecydowania o wyborze sędziów,
zaprzysięgając tylko tych, którzy się podobają jego partii, było wiadomo, że
PiS się nie cofnie.
Świadomie łamią konstytucję. Po
co?
- Poza większą władzą to jest
demonstracja siły. Siła uwodzi. W przeciwieństwie do demokracji, którą
społeczeństwa wybierają raczej z konieczności. Przecież im bardziej
demokratyczny system, tym trudniej podjąć jakąś decyzję. Kto będąc dzieckiem,
nie wzdychał do podręcznika historii na hasło „naczelnik”, którym tytułowano
Piłsudskiego? Dziś tak nazywają Jarosława Kaczyńskiego jego ludzie i nie dla
żartu. Zaraz tak zaczną mówić także inni. Mamy człowieka, który nie ponosi za
nic żadnej odpowiedzialności, a na oczach milionów prezydenta i premierkę
ustawia jak figury na szachownicy i każe im łamać konstytucję. Skala władzy
Kaczyńskiego jest wprost proporcjonalna do skali poniżenia Szydło i Dudy. Po
co było ułaskawienie Kamińskiego na dzień przed expose Beaty
Szydło?
Takich numerów politycznym
przyjaciołom się nie robi. Prezydent już na początku kadencji jest najbardziej
skompromitowanym politykiem w najnowszej historii Polski. Ostatnio nasi
rysownicy Plawgo & Pyrka zrobili taki rysunek:
siedzi mężczyzna przy biurku i pisze: „Drogi Święty Mikołaju! Chciałbym
dostać w prezencie taki mały samochodzik, którym mógłbym sam kierować.
Andrzejek”.
Dlaczego Duda się na taką rolę
zgadza?
- Bo jak zabrakło mu charakteru na
początku, to już do końca musi biegać na posyłki. Kaczyński go zastraszył.
Wiedział, że Duda jest uległy i nie ma absolutnie żadnego oparcia w nikim, więc
się ugnie. Będzie zakładnikiem. Na pierwsze wahanie Dudy Kaczyński pstryknął
palcem, posłowie w kilka godzin napisali i od ręki klepnęli uchwały
unieważniające dokonany przez poprzedni Sejm wybór sędziów Trybunału
Konstytucyjnego. A potem wybrali własnych. Duda grzecznie zaprzysiągł ich w
nocy, w tempie szybszym niż niezwłoczne.
Czy ma jeszcze szansę, by się
uniezależnić?
- Bardzo by zaryzykował. Musiałby
się stać Kmicicem, czyli w imię zasad pójść na wojnę z obozem władzy ze
świadomością, że grozi mu Trybunał Stanu. Wszyscy już się zorientowali, że jak
Kaczyński straci władzę, to Duda stanie przed Trybunałem Stanu. Ale przecież
nie musi tego wniosku złożyć opozycja. Sam Kaczyński, jak uzna Dudę za
zdrajcę, może postawić go przed Trybunałem Stanu i przegłosować to z opozycją.
Przesada.
- Taaak? Że to niemożliwe? Tego,
co robi teraz PiS, nie było nigdy wcześniej. Natomiast kariera Kaczyńskiego to
rejestr kolejnych wykrytych „zdrad” najbliższych Kaczyńskiemu towarzyszy, którzy
przeżyli chwilę zwątpienia - „trzeciego bliźniaka” Dorna, Ziobry, Kamińskiego,
a wcześniej nawet Wałęsy i Olszewskiego. I to bez patrzenia na straty, także
własne.
Czy spróbuje zmienić
konstytucję?
- Po co? Dziś PiS ma jeszcze
lepszą sytuację, niż gdyby miał swoją konstytucję, bo przecież krajem bez
konstytucji rządzi się bardziej samodzielnie. Każda konstytucja - nawet własna
- ogranicza. Działając przy sparaliżowanym Trybunale Konstytucyjnym, którego
orzeczenia będą dyskredytowane, większość sejmowa uzyskuje de facto
kompetencje większości konstytucyjnej. Kaczyński może teraz przeprowadzić przez
Sejm każdą ustawę, łącznie z tymi, które dotyczą instytucji umocowanych w
konstytucji.
Co teraz zrobi?
- Najpierw zabierze się za media
publiczne. To będzie polegało nie tylko na dużo głębszym niż za pierwszym
razem czyszczeniu z obcych, ale na przykład na szczególnej roli przypisanej
mediom regionalnym, na które ma iść połowa z powiększonego, półtoramiliardowego
budżetu. Z takimi pieniędzmi łatwo wyeliminuje się lub podporządkuje
niezależne od władzy media lokalne, przy okazji „repolonizując” je, czyli
wypychając zachodnich właścicieli. W Polsce ciągle wygrywa się wybory poza
Warszawą, na prowincji. I tam media nie tylko zostaną obsadzone ludźmi PiS, ale
stworzony zostanie cały system propagandy, który będzie pracował dla partii.
Co dalej?
- Zmiana ustroju sądów powszechnych.
Można stworzyć Izbę Ludową przy Sądzie Najwyższym, można zmienić jego pierwszego
prezesa, podobnie jak wymienić szefa Naczelnego Sądu Administracyjnego i NIK.
Można dać prezydentowi prawo do kasacji prezydenckiej, a do kompetencji
ministra sprawiedliwości dopisać rewizję nadzwyczajną. W ten sposób
zaspokojony zostanie główny popęd Kaczyńskiego, czyli uczynienie partii Prawo
i Sprawiedliwość ostatnią instancją w polskim wymiarze sprawiedliwości. A w
końcu można skrócić kadencję samorządów, gdzie jest ogromna część władzy i
pieniędzy. A jak brać się za majstrowanie przy kadencji samorządów, to
dlaczego nie z wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi? Tu nie trzeba
ostentacji. Wystarczy, wzorując się na Orbanie, napisać pod siebie ordynację
wyborczą, zmienić granice okręgów i system finansowania partii oraz prowadzenia
kampanii, by zagwarantować sobie wygrywanie kolejnych wyborów.
Znowu przesada.
- Mam nadzieję. Pokazuję
scenariusze najgorsze, ale możliwe. Kto by uwierzył dwa tygodnie temu, że Trybunał
Konstytucyjny można tak łatwo rozwalić? Z dzisiejszej perspektywy widać
zresztą, jak łagodne było pierwsze PiS. Krygowało się, ustępowało przed orzeczeniami
Trybunału, a Lech Kaczyński tłumaczył społeczeństwu jego niepodważalną pozycję.
Wtedy w rządzie byli Stefan Meller, Radek Sikorski, Kazimierz Michał
Ujazdowski, Tomasz Merta. Choć dziś PiS ma znacznie większy komfort wybierania
ministrów, do rządu wzięło najskrajniejszych polityków, jakich miało.
Wzięło też Mateusza
Morawieckiego i Pawła Szałamachę.
- Szałamachę, który wywodzi się ze
skrajnej UPR i którego nikt poza dziennikarzami nie zna. I Morawieckiego -
superministra bez ministerstwa. Zna pani jego adres? Minister Morawiecki ma
trzy adresy - Kancelaria Premiera, Ministerstwo Rozwoju Regionalnego oraz
Ministerstwo Gospodarki - a jego urząd żadnego. Ministerstwo Rozwoju istnieje
jedynie jako dobry sygnał dla rynków finansowych, żeby nie spanikowały od razu,
tylko spadki szły powoli. Na drugą nóżkę są Macierewicz, Kamiński, Ziobro,
Waszczykowski, Gowin i Szymański, który zaczął karierę w wielkiej polityce od
ogłoszenia światu, że Polska ma gdzieś uchodźców. Powiedział to, gdy jeszcze
nie wyschła krew na ulicach Paryża. A zastanawiała się pani, po co Kaczyńskiemu
tacy politycy jak Macierewicz na czele wojska?
Po co?
- Żeby wykonać każdy rozkaz, przed
którym normalny człowiek by się zawahał.
Czego jeszcze chce PiS?
- Wystarczy. Czego jeszcze ma
chcieć? Będzie miało w ręku wszystkie ważne instytucje w Polsce.
Jaki będzie koszt zdobycia takiej
władzy?
- Utrata poparcia centrowych
wyborców. Tych, którzy niespodziewanie poszli za Dudą i pozwolili PiS wygrać
wybory. To już widać w sondażach. Ułaskawienie Kamińskiego i atak na Trybunał
Konstytucyjny zostały odebrane bardzo źle. Gdy PO wygrywała wybory, poparcie
rosło do ponad 50 proc. w sondażach. PiS zamiast iść do góry, zaczyna tracić.
A PiS ma plan, jak to centrum
zatrzymać?
- Tak sądzę. Będzie chciało
odzyskać stracone centrum, zalewając je betonem, tak jak zalewało swój żelazny
elektorat przez ostatnie 10 lat. Myślę, że ta strategia obliczona jest na dwa
etapy: najpierw wziąć pełnię władzy i dzięki temu stworzyć mechanizm
propagandy oraz zebrać pieniądze na transfery społeczne. W drugim kroku zacząć
prać mózgi centrowym wyborcom, a od dołu zasypać ich żywą gotówką, co się
zacznie od kwietnia 2016 r. Władza dziś, a propaganda plus pieniądze -jutro.
Chodzi o 500 zł na każde
dziecko? Przecież już wiadomo, że część ludzi na dodatku straci, dostaną go
tylko średniacy.
- No właśnie. Biedni interesują
PiS mniej więcej tak jak ja i pani. Nie głosują, są naprawdę wykluczeni - także
z procesu politycznego. Myśli pani, że od 25 lat Kaczyński robi te wszystkie
akcje w polityce, żeby pomóc biednym? PiS buduje dziś coś, co można nazwać
peronizmem dla klasy średniej, żyjącej z poczuciem niezaspokojonych aspiracji
życiowych. Proszę sprawdzić, ile naprawdę zarabiają Polacy. Trzy czwarte
Polaków zarabia mniej niż średnia krajowa, najczęściej 2-2,5 tysiąca złotych.
Dołożenie 500 lub 1000 zł to jest dla nich z dnia na dzień poprawa, jakiej
jeszcze nie przeżyli na tak masową skalę. I tak dokona się „dobra zmiana”. Tacy
ludzie dwa razy się zastanowią, zanim odejdą od PiS. A dostaną przecież
jeszcze leki za darmo dla starszych niż 75 lat i niższy wiek emerytalny.
Oraz wyższą płacę minimalną.
- I wyższą kwotę wolną od podatku,
co też poczują od razu w kieszeni. Najważniejsi ekonomiści, którzy krytykują
rząd, prywatnie mówią, że żadnej katastrofy gospodarczej z tego nie będzie.
Będą problemy: większy deficyt, powrót do procedury nadmiernego deficytu, ale
nie jutro ani pojutrze, tylko pewnie najwcześniej w2017r. Oczywiście spadnie
zaufanie inwestorów do Polski, już giełda jest na poziomie z połowy 2009 r.,
ale ewentualne straty w poziomie życia Polaków będzie można nadrobić polityką
godnościową.
Co to znaczy?
- Polityka historyczna. Duda jest
jej produktem. Te tłumy, które go witają, to są fani Żołnierzy Wyklętych,
grupy rekonstrukcyjne, 20-letni kombatanci Powstania Warszawskiego. Oni Radia
Maryja raczej nie słuchają, ale „Bóg, honor, ojczyzna, cześć i chwała
bohaterom” krzyczą kilka razy dziennie. Zabetonować wystarczy te 15-20 proc.,
które zagłosowało na Dudę, uzupełniając żelazny elektorat PiS.
Naprawdę tyle wystarczy?
- Poza polityką historyczną jest
też polityka strachu. Kaczyński jest w tym arcymistrzem. Najpierw straszył
lustracją, później wymyślił układ. Układ przestał być potrzebny, jak pojawił
się Smoleńsk. Teraz przed nim wymarzona okazja: uchodźcy, więc będzie grzał
ten temat tak długo, jak się da. Odmówi przyjęcia do Polski tych siedmiu
tysięcy, na których zgodził się rząd Ewy Kopacz i będzie to propagandowo wykorzystywał.
Już to zaczął z powodzeniem w kampanii wyborczej. Nie ma u nas
uchodźców, a nienawiść do nich kwitnie.
To on wymyślił ten cały
precyzyjny plan?
- Nie sądzę, żeby Kaczyński
siedział z kartką i zapisywał kolejne punkty konstytucji, które Dudzie każe
złamać. Rozwala się łatwiej, niż buduje. Miał też dużo szczęścia. Wyjazd Tuska
do Brukseli, afera taśmowa, potknięcie się o własne nogi Komorowskiego. Efekt
jest taki, że PiS ma Polskę bez konstytucji i planuje kolejne ruchy.
Na czym ten plan może się
wywrócić?
- Jest kilka zagrożeń. Zacznijmy
od gospodarki. Zastali kilkunastomilionowy spadek w VAT, a obiecywali, że te przychody o kilkanaście miliardów
zwiększą. Jeśli nawet uszczelnią na tak niewyobrażalną skalę ściągalność
podatków, to praktyczny skutek będzie przecież taki, jakby wprowadzili nowy
podatek dla przedsiębiorstw. Jeśli jednocześnie podatek bankowy ograniczy
dostępność kredytów, to słabsze banki i przedsiębiorcy mogą sobie nie poradzić.
Drugie zagrożenie: zatka się
system podejmowania decyzji. Na Radzie Ministrów omawianych jest co wtorek
kilkanaście do kilkudziesięciu spraw. Ile razy można dzwonić do prezesa z
pytaniem, co zrobić? Kaczyński nikomu nie ufa i nie potrafi cedować decyzji.
Rządzi, ustawiając ludzi w pary, żeby się nawzajem kontrolowali, a on później
rozsądza te konflikty. Kempa i Szydło to dobry przykład. To jest straszna
robota, pochłania u wszystkich gigantyczną energię. Machina państwa może tak
działać przez pół roku, może rok, ale potem zatrą się jej tryby.
Tak czy owak rząd będzie trwać,
nie upadnie.
- A jak upadł rząd IV RP?
Wtedy była koalicja, teraz PiS
rządzi sam.
- Przypominam, że Kaczyński rzucił
się wtedy na własnego koalicjanta i sprowokował aferę gruntową, na własne
życzenie rozwalając koalicję. Kolejne zagrożenie: Unia Europejska. Na razie
raczej niemrawa, ale to się zaraz może skończyć, bo trzy kryzysy - ekonomiczny,
uchodźczy i geopolityczny na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie - doprowadziły
Unię do ściany. Przywódcy najważniejszych państw już wiedzą, że jak się nie
odbiją od ściany w stronę ścisłej integracji, to jest po Unii. A to znaczy
głęboką integrację w obrębie eurozony, bez zaproszenia Polski. I na przykład
koniec Schengen dla nas. Jak Polak to zobaczy, a eksporterowi zacznie gnić
towar na granicy, to mu się PiS przestanie podobać.
To wciąż nie oznacza upadku
rządu.
- Kolejne zagrożenie jest takie,
że zanim ruszy machina propagandowa i transfery do klasy średniej, to spadek
notowań i konflikty sprawią, że PiS zacznie pękać. Jeśli Kaczyński wziął
Ziobrę na ministra, to nie dlatego, że mu wybaczył, tylko dlatego, że nie mógł
zrobić inaczej. Wiedział, że tylko zjednoczona prawica wygra wybory. Kaczyński
skonfliktować się może też z Gowinem.
Dlaczego on tak działa?
- Są tacy, którzy mówią, że
Kaczyński jest trochę jak Adam Michnik. Też chodzi mu nie o rząd, ale o rząd
dusz. Tylko Michnik jest uwodzicielski i elokwentny, a Kaczyński nie ma
wdzięku, jest brzydki i nie umie mówić, więc zatruwa przeciwnika i prowadzi
politykę strachu. Ale też celem jest tożsamość Polaków. Michnika interesują elity, a Kaczyńskiego
lud, bo elity go nie będą szanować.
Czego on chce od Polaków?
- Nie wiem, może jak wielu ludzi
jest takim niedokochanym dzieckiem, które próbuje sobie to niedokochanie
zrekompensować. Chce być kochany za to, że choć nie wygląda, to jest silnym
człowiekiem.
Jak długo potrwa jego władza?
- Jeśli za dwa lata utrzyma albo
odzyska to poparcie, od którego zaczął, to będzie rządził dopóty, dopóki
będzie na siłach.
Jak się pan czuje z tą
perspektywą?
- Jako obywatel bardzo źle. Jako
publicysta i organizator - nigdy nie czułem się bardziej na swoim miejscu,
pisząc, dyskutując i działając. Im bardziej polityka odchodzi od demokracji,
tym ważniejsza rola do odegrania przed taką organizacją jak Krytyka
Polityczna.
Czy uważa pan, że ludzie,
którzy założyli Komitet Obrony Demokracji, histeryzują?
- Dzisiaj już wiadomo, że nie.
Może jednak rację mają ci, co
mówią, że KOD jest śmieszny, podobnie jak jego symbol - opornik.
- Zaraz nikomu nie będzie do
śmiechu. Poza tymi, którzy nie hamletyzują, pojawiają się jeszcze dwie
postawy. Są tacy wśród dziennikarzy i intelektualistów, co wprawdzie nie należą
do zwolenników PiS, ale „rozumieją” sytuację. Rozumieją, że skoro PiS nie miało
większości konstytucyjnej, to chciało sparaliżować Trybunał Konstytucyjny. I
rozumieją, że przecież skoro mogło, to zrobiło to. W Niemczech mamy zjawisko Putin-verstehen, a u nas takich „rozumiejących” Kaczyńskiego. Poza tym
sporo było tych, którzy mówili, że Trybunał Konstytucyjny nie interesuje ludzi
- zamiast na przykład zacząć z nimi o tym rozmawiać, tłumaczyć w mediach.
Tak zrobiła lewicowa Partia
Razem.
- Oni postawili na akcentowanie
kwestii socjalnych. Na przekaz: krzyczycie teraz, że zagrożona jest demokracja,
bo niszczony jest Trybunał Konstytucyjny, ale dlaczego nie krzyczeliście, kiedy
łamano prawo pracy także zapisane w konstytucji?
Tyle że dzisiaj sytuacja jest
podbramkowa, będzie jeszcze czas na rozrachunek z neoliberalizmem. Populizm
jest rewersem neoliberalizmu, ale tym zajmiemy się, jak sobie poradzimy z
szarżą PiS. Można oczywiście zakładać, że nie poradzimy sobie z PiS, jeśli nie
odbierzemy mu elektoratu socjalnego. Ale obawiam się, że najpierw można
przespać protest społeczny, na którego lidera wybija się dziś Ryszard Petru.
Będzie pan chodzić na
manifestacje w obronie demokracji?
Jasne, oczywiście.
Po świętach wchodzi w życie ustawa zabraniająca się śmiać. A kto się będzie śmiać ten dostanie w ryj! Jasiu, wężykiem!
OdpowiedzUsuń