Po Trybunale
Konstytucyjnym PiS uruchamia drugi kluczowy front mający umożliwić długie i
bezproblemowe rządy tej partii – bierze się za media.
Na
radiowych i telewizyjnych korytarzach nastroje jak po trzęsieniu ziemi -
zniszczeń jeszcze nie widać, ale wiadomo, że tsunami uderzy. - Czekamy na nieuchronne - wylecimy pierwszego
dnia ich obecności na Woronicza. Do świąt raczej jesteśmy bezpieczni, potem
będzie rzeź - twierdzi jeden z ważnych dyrektorów w TVP. Po pamiętnym
wystąpieniu wicepremiera Piotra Glińskiego w TVP Info, w którym
zarzucił stacji, że „uprawia propagandę i manipulację od kilku lat”, nadzieję
na przetrwanie mają głównie ci, którzy funkcjonują na głębokich tyłach.
Pewne jest, że takiego wstrząsu,
jaki za moment dosięgnie publiczne radio i telewizję, nie było od 1993 r.,
czyli od likwidacji Radiokomitetu. Powstałe wtedy niezależne spółki radiowe i TVP SA mają teraz zostać zlikwidowane. Zastąpią je „media
narodowe”. „Uczciwe” - mówi Krzysztof Czabański, poseł PiS i pełnomocnik rządu
do spraw przygotowania reformy publicznej radiofonii i telewizji - z lepszym
programem i bez komercji, kulturotwórcze, a nie polityczne. Dbające o promocję
Polski i edukację historyczną.
W rozmowie z POLITYKĄ Czabański
zapewnia, że co prawda zmiany strukturalne i programowe będą głębokie, ale bez
czystek personalnych. - Będzie automatyczne
przejście pracowników do nowych instytucji - zapewnia. Jednak z
wypowiedzi jego samego i innych polityków PiS, które chętnie cytują prawicowe
media, wynika coś zupełnie innego. Postulaty odebrania „kłamcom radia i
telewizji” i usunięcia z ekranu „funkcjonariuszy władzy” łączy się z
wymienianiem nazwisk Tomasza Lisa, Piotra Kraski czy Beaty Tadli. „To jest moje
wyborcze zobowiązanie, które traktuję śmiertelnie poważnie: cała operacja
zmiany mediów publicznych będzie podporządkowana temu, żeby media były uczciwe
i głosiły prawdę” - obiecywał Czabański „Gazecie Polskiej” tuż przed wyborami.
Słowa te niedawno powtórzył.
Całe media w ręce PiS
Opracowywana przez Krzysztofa
Czabańskiego ustawa zakłada, że publiczna telewizja, radio i jego oddziały
lokalne oraz Polska Agencja Prasowa znikną jako spółki. Staną się państwowymi
osobami prawnymi, a nie instytucjami kultury, co jeszcze niedawno zapowiadał
Piotr Gliński. W praktyce oznacza to, że rady nadzorcze i zarządy będą
rozwiązane, a szefostwo stanie się jednoosobowe. Zamiast prezesów będą
dyrektorzy TVP, PAP, Polskiego Radia oraz jego 17 rozgłośni regionalnych. W
sumie -20 osób z ogromną władzą, ale raczej bez gwarancji niezależności i
nieodwoływalności podczas kadencji. Wybierze ich Rada Mediów Narodowych według
zasad, które sama określi.
RMN będzie co prawda całkowicie
nową instytucją, ale po staremu upolitycznioną. Jej członków wskażą tylko te
instytucje, w których rządzi PiS, a więc prezydent, Sejm oraz Senat, na
minimum pięcioletnie kadencje. Zawieruszył się gdzieś pomysł, by o obsadzie
mediów państwowych współdecydowały środowiska twórców i naukowców. Ich
przedstawiciele mają się znaleźć w składach społecznych rad, które będą czuwać
nad tym, czy misja jest przestrzegana czynie. Nie wiadomo jednak, na ile te
zespoły będą pluralistyczne.
Na nowe media zrzucą się wszyscy.
Abonament - po 10 zł miesięcznie od firmy lub gospodarstwa domowego, czyli o połowę
mniej niż teraz. Danina ma być ściągana powszechnie, choć z zachowaniem
zwolnień i ulg, które obowiązują dziś (abonamentu nie płaci m.in. część
emerytów oraz osoby powyżej 75. roku życia). Na razie niewiadomo, czy będzie
pobierana przez urzędy skarbowe razem z innymi podatkami dochodowymi (PIT, CIT) i podatkiem rolnym, czy też będzie dołączana do
rachunków za prąd. Według wyliczeń nowej ekipy rocznie w ten sposób do TVP, radia i PAP trafi ponad 1,5 mld zł, czyli
dwa razy więcej niż media
publiczne otrzymały z abonamentu w 2014 r. (roczny budżet samej tylko TVP to dziś ok. 1,5 mld zł, większość to wpływy z reklamy).
Dla Czabańskiego, rocznik 1948,
politologa z wykształcenia, z zawodu dziennikarza, reforma mediów to będzie
zupełnie nowe doświadczenie, można powiedzieć - dzieło życia. CV ma bardzo
bogate - w PRL pracował w kilku nieistniejących już tytułach, zaczynając jako
19-latek w „Sztandarze Młodych”. Jest jednym z tych polityków PiS, którzy mają
za sobą członkostwo w PZPR (wiatach 1967-80). Jak wspominał kilka lat temu w
„Dzienniku”, wstąpił do partii, bo „na własnej skórze” doświadczał „awansu
społecznego obiecywanego przez władzę ludową”, choć pod koniec „swoją rolę
odegrał też, co tu dużo kryć, pewien konformizm, oportunizm”. Ostatecznie
rozczarował się do PRL w „karnawale Solidarności”.
Na ważnych stanowiskach w mediach
pojawia się cyklicznie, od kiedy na początku lat 90. Jarosław Kaczyński zaczął
się liczyć w polityce. Znają się dobrze co najmniej od czasów, gdy obecny
prezes PiS kierował „Tygodnikiem Solidarność” (1989-90), a Czabański był jego
zastępcą. Od tamtej pory jego kariera biegnie w rytmie wzlotów i upadków
prezesa. Razem zakładali Fundację Prasową Solidarności, która stała się
finansowym fundamentem partii Kaczyńskich. Ale z cienia wyszedł tak naprawdę
dopiero w 2006 r., kiedy PiS powierzyło mu stanowisko prezesa publicznego
radia (był nim przez trzy lata). Za jego rządów tępiono „złogi
gierkowsko-gomułkowskie” i ubekistan (pracownicy mieli zwracać się do IPN z
wnioskami o autolustrację), w ramach zwolnień grupowych z rozgłośni musiało
odejść ponad 250 pracowników. Powstała przystań, w której zakotwiczyli
publicyści i twórcy sympatyzujący z prawicą. Dyrektorem radiowej Jedynki został
Marcin Wolski, Trójki Krzysztof Skowroński, wiceszefem IAR Wojciech
Reszczyński. Programy zaczęli prowadzić m.in. Jacek i Michał Karnowscy, Tomasz
Sakiewicz czy Rafał Ziemkiewicz.
Reformowanie
przez zwalnianie
Czabański zapewnia w rozmowie z
POLITYKĄ, że teraz żadnego skoku na media nie będzie. - Jak na przykład patrzę na sytuację w
telewizji, to nie rozumiem, czego pracownicy publicznych mediów się obawiają,
bo gorzej być już tam nie może. Dzięki poprawie sytuacji finansowej mediów
wreszcie będą mogli robić sensowne programy - podkreśla wiceminister. Doświadczenie podpowiada jednak co
innego.
W latach 2006-08 i 2009-10
telewizją rządzili prezesi z nadania PiS, publiczny nadawca słynął ze
wszystkiego, ale na pewno nie z jakości i rzetelności. Sztandarową zmianą
wprowadzoną po objęciu funkcji prezesa przez Bronisława Wildsteina było
wieczorne pasmo „Nie ma przebacz”, a w nim lustratorska „Linia specjalna”
Anity Gargas, którą Wildstein mianował wiceszefową publicystyki w Jedynce.
Patrząc na programy z Polską w tytułach („A dobro Polski?”, „Polacy”, „Debaty
Polaków”), które wtedy pojawiły się na antenie, można powiedzieć, że już wtedy
telewizja zamieniła się w „medium narodowe”. Wildstein zaczął od wyczyszczenia
stanowisk funkcyjnych-pracę stracili m.in. szef Jedynki i jego zastępcy, szef TVP Kultura, dyrektor programowy TVP oraz
szef „Wiadomości”. Szefowa Dwójki, legendarna Nina Terentiew, odeszła sama,
podobnie jak Monika Olejnik, której program przesunięto w okolice północy.
Publiczna telewizja zaczęła być nazywana TVPiS.
Ale dla PiS to było za mało -
Wildstein mimo to stracił stanowisko, bo według polityków tej partii był dla
niej zbyt krytyczny. Miał to naprawić jego następca Andrzej Urbański, bliski
współpracownik Lecha Kaczyńskiego, który przyszedł na Woronicza wprost z
prezydenckiej kancelarii. Za jego rządów telewizja jeszcze bardziej skręciła w
kierunku PiS. Szczególnie „Wiadomości”, w których rządził - jak wspominają
dziennikarze - „polityczny komisariat” złożony z trzech osób. Jedną z nich była
ówczesna wiceszefowa Agencji Informacji Patrycja Kotecka, wtedy partnerka, dziś
żona ministra Zbigniewa Ziobry.
Mimo wszystko jest różnica między
tym, co działo się w mediach publicznych wtedy, a co może zdarzyć się niebawem.
W latach 2006-09 PiS musiał dzielić się władzą z Samoobroną i LPR, a później
także z SLD. Teraz będzie decydować o nich niepodzielnie.
Prawica w „wieży Babel"
W TVP spekulują, że odzyskiwanie mediów dla narodu zacznie się
od „Placu”, czyli siedziby „Wiadomości” i TVP Info przy placu
Powstańców Warszawy.
Ważna osoba z TVP Info: - Atmosfera jest straszna, nie da się pracować. Ludzie
snują się po korytarzach, zastanawiają się, co będzie. Większość jest
przerażona, część żyje złudzeniami, że wszystkich nie wyrzucą. Ja ich nie mam -
mnie już tu faktycznie nie ma. Teoria o mediach narodowych to wielka ścierna,
PiS chodzi wyłącznie o przejęcie telewizji i radia. Załatwią nas jeszcze szybciej
niż Trybunał, a ludzie, widzowie, palcem nie kiwną.
Wydawca programów informacyjnych:
- Tu jest jak na „Titanicu”, za miesiąc, półtora będziemy pod wodą. Pierwsi
polecą dyrektorzy anten, następnego dnia ludzie, których ściągnęli do firmy.
Wycięci zostaną nie tylko Lis, Kraśko czy Tadla, ale też tacy dziennikarze jak Lewicka,
Ordyński czy Kulczycki. Niektórzy więc się radykalizują, wychodząc z założenia,
że skoro i tak mamy się rozbić o tę górę lodową, to przynajmniej zróbmy to
widowiskowo. Inni podnoszą głowy i mówią, że wreszcie nadchodzi lepsza władza
i że już niedługo nareszcie będziemy mówić prawdę.
Podobne nastroje panują na
Woronicza. Poruszenie wywołał tam tekst byłego szefa Jedynki za rządów PiS
Witolda Gadowskiego (uważanego za przyjaciela Zbigniewa Ziobry), dziś
prawicowego publicysty, który opublikował listę osób do zwolnienia w pierwszym
rzucie.
I tak np. szefowa TVP Kultura Katarzyna Janowska „za genderowo-antypolski
kształt produkcji tego kanału”, dyrektor Dwójki Jerzy Kapuściński za „zianie
nienawiścią do opcji niepodległościowej”, zaś Jacek Snopkiewicz za blokowanie
wszelkich „prób przygotowania rzetelnego filmu o katastrofie smoleńskiej”.
Kto powinien przyjść na ich miejsce,
Gadowski nie pisze, ale dla wszystkich jasne jest, że zaciąg kadrowy będzie
pochodzić z wszystkich „niepokornych mediów” - od tygodnika „wSieci”, przez TV Republikę, po „Gazetę Polską”. - Wrócą Karnowscy, Ziemkiewicz,
Gargas, Raczyńska, Sakiewicz, z tych mniej kojarzonych z PiS może Iwona
Schymalla, Wojciech Hoflik już wrócił - mówi nasz rozmówca z Woronicza.
Właśnie Hoflik to ostatnio temat
numer jeden w „wieży Babel”, czyli głównej siedzibie TVP przy Woronicza. Dla wielu jego zatrudnienie oraz coraz
bardziej prawdopodobne pozostawienie programu Jana Pospieszalskiego to dowody
na to, że lis już wszedł do kurnika i że prezes TVP Janusz
Daszczyński próbuje układać się z nową władzą. To on ściągnął do firmy kojarzonego
z PiS Hoflika, szefa Jedynki za prezesury Urbańskiego, dając mu dużą władzę-
jako pełnomocnik prezesa odpowiada za produkcję filmów, seriali i spektakli
Teatru TV. - Dysponuje wielomilionowym budżetem, z którego wielu
związanych z prawicą aktorów, wydawców, publicystów może się nakarmić do syta -
wskazuje nasz informator.
Na tsunami szykują się też w
Polskim Radiu. Znany dziennikarz: - Sprawa jest przesądzona, nie ma co się
obrażać na świat. Wygrali wybory, mogą robić, co chcą. W publicystyce i informacjach
uderzą lotem jastrzębia, bo muszą mieć tam ludzi, którzy wyborcom PiS będą
tłumaczyć to, co robi rząd. W kulturze
spodziewam się raczej lotu
gołębia, bo przecież ktoś musi tych nowych mediów słuchać.
O bezceremonialnym przejęciu
przekonani są posłowie opozycji. - Dotychczasowe działania PiS są
zaprzeczeniem wszystkiego, z czym wiąże się demokratyczne państwo prawa. Nie
sądzę, bym w przypadku zmian w mediach miała się rozczarować -komentuje
Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO), wiceszefowa sejmowej komisji kultury. Jej
zdaniem zamiast likwidować spółki medialne, wystarczyłoby zapewnić im stałe
finansowanie na odpowiednim poziomie i ograniczyć reklamy. Pieniądze z
abonamentu dzieliłby specjalny fundusz, w którym zasiadałyby osoby maksymalnie
niezależne od polityków. Projekt PO zakładający takie właśnie zmiany nie
wyszedł jednak z partyjnych szuflad.
- Nowe media publiczne będą
miały charakter ideologiczny, na co wskazuje przymiotnik „narodowe" -
mówi inny poseł z komisji kultury Krzysztof Mieszkowski (Nowoczesna). - Obawiam
się programów tworzonych według kryteriów aksjologicznych wyznawanych przez PiS
i jego zwolenników.
Cel następny: „prywatne
monopole"
Niektórzy zwracają uwagę na inne rafy,
o które mogą rozbić się wizje wiceministra Czabańskiego. - Jednoczesne
finansowanie z reklam i abonamentu, który ma przyjąć nową formę, będzie
wymagało zgody Komisji Europejskiej. Takie państwowe przedsiębiorstwo jako
część sektora finansów publicznych będzie poddane licznym rygorom właściwym
firmom państwowym, co może utrudniać skuteczną rywalizację na silnie konkurencyjnym
rynku mediów - twierdzi prof. Tadeusz Kowalski, medioznawca i
członek rady nadzorczej TVP.
- Aby media publiczne mogły
pełnić swoją rolę, musiałyby być naprawdę niezależne: politycznie i od pieniędzy
zbieranych z rynku. Byłabym bardzo zdziwiona, ale i ukontentowana, gdyby to
się udało w formie, jaką proponuje PiS -
dodaje Beata Chmiel z ruchu Obywatele dla Kultury, który za rządów PO
przygotował własne propozycje zmian w ustawie medialnej (część z nich znalazła
odbicie w projekcie PiS). Mimo obietnic ze strony Donalda Tuska, że zostaną
uchwalone, pozostały na papierze.
PiS nie kryje, że na oku ma kolejne
terytoria - tym razem prywatne, w czym pomóc ma kolejna ustawa. Krzysztof
Czabański wyjawia: prawo prasowe z 1984 r. do kosza, a na jego miejsce zupełnie
nowa ustawa. Jej celem będzie m.in. ograniczenie udziału kapitału zagranicznego
w polskich mediach i walka z „monopolami medialnymi”. - Coraz większy
udział kapitału zagranicznego przybrał patologiczne rozmiary. Prasa regionalna
jest już chyba w stu procentach w obcych rękach- podkreśla wiceminister
kultury.
I dodaje: - Powinno zostać
wprowadzone prawne i podatkowe wspomaganie wszelkich polskich inicjatyw na
naszym rynku. Niekorzystna dla dyskursu publicznego jest również sytuacja, gdy
jeden właściciel ma telewizję, radio i gazety. Opinia publiczna staje się
wówczas opinią medialną.
Pytany, jakich wydawców ma na
myśli, Czabański odpowiada bez zastanowienia: - Ma pan Agorę, która dostała
niedawno koncesję na nadawanie programu telewizyjnego. Ale to nie jedyny
przykład. Zjawisko monopolizacji tego typu zostało już zauważone przez
ekspertów z Klubu Jagiellońskiego. Zaczyna być poważniejsze niż skupienie
mediów w rękach obcego kapitału.
Czabański zastrzega, że to jego
prywatny pogląd. Ale jako człowiek wskazany do medialnej roboty przez samego
prezesa na pewno wie, co mówi.
Grzegorz Rzeczkowski
Oczyścić Tvp z dyrektorów sympatyzujących z PO (czyli prawie wszystkich), nie należy karmić ludzi wroga.
OdpowiedzUsuńZlikwidować dublujące się biura: reklamy, handlu, marketingu. Biuro Marketingu i Handlu powinny być komórkami w biurze reklamy i marketingu nie oddzielnymi biurami. Trzy w jednym. Do Biura Kadr włączyć Ośrodek Szkoleń i stworzyć Dział Szkoleń w tym Biurze. Po co Biuro Prawne i tabun słono opłacanych radców prawnych z których firma nie ma pożytku, bo są słabi i dlatego prawie do wszystkiego wynajmuje się za grube honoraria kancelarie prawne. Po co utrzymywać takie biuro ? Wystarczy mała komórka prawna w biurze zarządu jak i tak nie ma z tego pożytku tylko ogromne roczne koszty i bazować na kancelariach, które muszą się starać żeby zarobić.