Po zmianie ustroju
Jerzy Pawłowski, mistrz świata w szermierce, osądzony w PRL jako amerykański
szpieg, daremnie czekał na rehabilitację.
HELENA KOWALIK
23
kwietnia 1975 r. Od rana w warszawskich redakcjach i kawernach mówiono głównie
o tym, że zaginął Jerzy Pawłowski. Telefony do niego i rodziny milczały, a w
siedzibie Polskiego Związku Szermierczego pojawiła się milicja.
Pawłowski - „pierwsza szabla
PRL-u” siedmiokrotny mistrz świata i pięciokrotny olimpijczyk - był od lat
noszony na rękach przez kibiców. Właśnie zwyciężył w konkursie na sportowca 30-lecia Polski Ludowej. Jako major Ludowego Wojska Polskiego, adiunkt Wojskowej
Akademii Politycznej, członek PZPR, któremu czerwoną legitymację wręczył sam
Gomułka, osobiście znał najważniejsze osoby w kraju.
Plotek na temat zniknięcia osoby tak publicznej przybywało z godziny na
godzinę. Mówiono, że zdobywca medali olimpijskich został zdemaskowany jako
szpieg. Zaproponowano mu, aby skorzystał z oficerskiego prawa do honorowego
strzelenia sobie w głowę - nie chciał, uciekał, złapano go.
Daremnie dziennikarze próbowali dowiedzieć się czegoś w prokuraturze.
Wszędzie natykali się na mur milczenia - ani oficjalnego komunikatu, ani
przecieków.
Dopiero kilka miesięcy później w „Żołnierzu Wolności”, a następnie w
„Trybunie Ludu” ukazały się krótkie notatki, że toczy się śledztwo przeciwko
Jerzemu Pawłowskiemu oskarżonemu o szpiegostwo na rzecz USA. Od tej chwili
szlaban na pisanie o zdrajcy został przez cenzurę lekko uniesiony. Równocześnie
nazwisko uwielbianego szermierza zniknęło z publikacji na temat
międzynarodowych sukcesów polskich sportowców. Nawet z V księgi komiksu Papcia
Chmiela o Tytusie, Romku i A’Tomku wycięto scenę, w której Tytus
wspomniał mistrza Jerzego Pawłowskiego. W kolejnym wydaniu w tym miejscu figurował
już szermierz Wojciech Zabłocki.
NIEPRZYCHYLNI SPRAWOZDAWCY
Proces Jerzego Pawłowskiego przed
Sądem Warszawskiego Okręgu Wojskowego był częściowo utajniony. Tylko kilku
dziennikarzy dostało karty wstępu. Redaktor Janusz Atlas, który wówczas pracował
w „Kurierze Polskim”, nie otrzymał akredytacji, choć był sprawozdawcą sądowym.
Informacje musiał zbierać na sądowym korytarzu z drugiej ręki.
W swoim zbiorze felietonów „Atlas
kryminalny’’ wydanym w 1992 r. napisał: „Rozprawa miała przebieg haniebny.
Pawłowskiemu ubliżano jak ofiarom osławionych procesów moskiewskich.
Przedstawiano go jako szmatę, typka wyzbytego charakteru i moralności, skąpca
i intryganta”.
Również w pisanych na bieżąco relacjach prasowych z procesu nie
pozostawiono na oskarżonym suchej nitki. Maria Osiadacz z redakcji „Prawa i Życia„
w artykule „Proces szpiega„ stwierdziła: „Jerzy Pawłowski wziąwszy rozbrat z
sumieniem, patriotyzmem i lojalnością wobec kraju, stanął w rzędzie tych,
którzy za pieniądze zdolni są sprzedać wszystko, podeptać brutalnie
najcenniejsze wartości, jakimi są dla każdego obywatela spokój i bezpieczeństwo
ojczyzny”.
Dla oskarżonego nie miała litości także wysłanniczka tygodnika
„Kultura’’ Krystyna Sprusińska. Napisała: „Podczas rozprawy Pawłowskiemu
zabrakło zwykłej elokwencji i inteligencji, które tak sobie cenił. Nie umiał
sensownie uzasadnić powodów podjęcia haniebnej działalności. Dowodził, że nie
chciał kompromitować polskiego sportu, to znów, że się bał o swoją karierę sportowca.
Głównym jego celem było zdobycie brakujących dwóch punktów do tytułu mistrza
wszech czasów w szermierce. I te dwa punkty miały zadecydować o wieloletnim
zbrodniczym działaniu. Wytarte frazesy w konfrontacji z udowodnionymi w trakcie
przewodu sądowego faktami jego perfidnej
działalności brzmiały wręcz odrażająco. Podczas tych sześciu dni Pawłowski
chyba po raz pierwszy okazał swoją prawdziwą naturę. Nie mając nic na
usprawiedliwienie, a jednak ciągle zadufany w sobie, ten »skrzywdzony bohater« starał się w niewybredny
sposób kompromitować świadków występujących w procesie”.
Pawłowski składał wyjaśnienia przez dwa dni. Twierdził, jak pisze
Osiadacz, że amerykański wywiad sarn go odnalazł. Kiedy w lutym 1964 r.
przyleciał do Nowego Jorku na turniej Martini Rossi, do kawiarni w hotelu St. Moritz zaprosił go niejaki Ryszard Kowalski. Proponując pracę dla
USA, nie ukrywał, że jest wysłanikiem CIA. Pawłowski nie dał jednoznacznej
odpowiedzi, ale po powrocie do kraju nie poinformował o tej rozmowie nikogo,
choć miał obowiązek złożyć meldunek.
W śledztwie tak miał tłumaczyć swoje niezdecydowanie: „Zaproponowano mi
natychmiastowy wyjazd z Polski, co byłoby sensacją na cały świat. Nie chciałem.
Zależało mi na udziale w najbliższej olimpiadzie, zdobyciu dwóch punktów do
tytułu mistrza wszech czasów w szermierce. Wytłumaczyłem Kowalskiemu, że
pracując dla nich w Polsce, będę pożyteczniejszy”.
Kowalski ponownie odnalazł szermierza w maju 1964 r. na turnieju w
Padwie. Wtedy Pawłowski zgodził się zostać amerykańskim szpiegiem. Otrzymał
pseudonim „Paweł”.
Maria Osiadacz w relacji z procesu: „W drugim dniu składania zeznań
oskarżony przyznał, że otrzymał za swoją robotę niemałą sumę oraz nieznanej
wysokości kwota została ulokowana na jego
koncie za granicą”. Na czym polegało szpiegostwo Pawłowskiego, sprawozdawcy
sądowi jednak nie napisali. Sam oskarżony oceniając siebie jako agenta,
zauważył, że „był mierny, lecz w kwestii propagandowej przedstawiał ogromną
wartość”.
11 LAT PODWÓJNEGO ŻYCIA
Janusz Atlas twierdził, że prawdy
dowiedział się dopiero w stanie wojennym, kiedy w KAW-ie ukazała się anonimowa
książeczka „Wolna amerykanka”. Na jej kartach spisano protokoły śledztwa w sprawie
Pawłowskiego. „Gówniarskie to było szpiegowanie za gówniarskie pieniądze.
Pawłowski nie miał dostępu do żadnych tajemnic obronnych państwa. Powtarzał
plotki z korytarza MON” - stwierdził Atlas. Jerzy Pawłowski wytoczył mu proces
o zniesławienie, który zakończył się przegraną pozywającego. Syn szermierza już
po śmierci ojca (w 2012 r.) oświadczył, że akta sądowe były podczas procesu wielokrotnie
podmieniane, zeznania dowolnie fałszowane, a proces kontrolowali osobiście
radzieccy generałowie. Nie przedstawił jednak dowodów.
Najbliższa rodzina Pawłowskiego, która obecnie na swej stronie
internetowej broni dobrego imienia nieżyjącego już szablisty, podnosi jego zasługi jako amerykańskiego szpiega. Podobno
doprowadził do ujawnienia pięciu agentów KGB w strukturach natowskich.
Prokurator w mowie końcowej nazwał oskarżonego szablistę karierowiczem
wyzbytym wszelkich szlachetniejszych uczuć, który podwójne życie ciągnął przez
U lat. Mógł się ujawnić, korzystając z amnestii w 1969 i 1974 r., ale przyznał
się dopiero wtedy, gdy przedstawiono mu dowody.
8 kwietnia 1976 r. sąd wojskowy
skazał Pawłowskiego na 25 lat więzienia, utratę praw publicznych na dziesięć
lat i degradację do stopnia szeregowca. Dodatkową karą była konfiskata
majątku, ale, jak podały gazety, tuż przed aresztowaniem szablista przepisał
wszystko na żonę.
W uzasadnieniu wyroku sąd zaznaczył, że najwyższy wymiar kary tylko
dlatego nie został zastosowany, bo Jerzy Pawłowski przyznał się do swoich
czynów i ujawnił kontakty.
„Zbrodnia szpiegostwa musi wywoływać tym surowsze potępienie, gdy czynu
tego dopuszcza się człowiek, któremu Polska Ludowa umożliwiła wykształcenie,
rozwijanie zamiłowań i wykorzystanie talentu sportowego,
awans społeczny i dostatni byt. Nie może nie wywoływać odrazy fakt, że Jerzy
Pawłowski reprezentując nasze barwy narodowe na wielu imprezach sportowych,
jednocześnie zdradzał Polskę, sprzedając za nędzne, judaszowskie srebrniki jej
tajemnice” - podsumowano proces w „Żołnierzu Wolności”, prasowym organie
Ministerstwa Obrony Narodowej.
BĘDĘ WAM CIERNIEM
W stanie wojennym władze
zaproponowały więźniowi Pawłowskiemu nagranie wywiadu z Markiem Barańskim dla
Dziennika Telewizyjnego. Miał się pokajać i pochwalić decyzję WRON o
wprowadzeniu stanu wojennego. Zgodził się. Po emisji obniżono mu wyrok o
dziesięć lat. Wkrótce w 1984 r. Rada Państwa udzieliła Pawłowskiemu aktu łaski.
Znalazł się w drużynie szpiegów bloku wschodniego wymienionej w całości za Mariana
Zacharskiego, któremu przypisywano, że ukradł Amerykanom m.in. plany rakiet Phoenix i Patriot.
Słynna wymiana nastąpiła 11 czerwca 1985 r. na moście Gliemcke w
Berlinie. Przedstawiciel Departamentu Stanu USA Richard Byrd zapytał
Pawłowskiego, czy jest zdecydowany na wyjazd (miałby prawo zabrać ze sobą
rodzinę) do Ameryki. Ku zaskoczeniu wszystkich szablista odpowiedział, że nie.
Postanowił zostać w Polsce.
Po latach syn Jerzego Pawłowskiego twierdził, że ojciec w uzasadnieniu
odmowy dodał: „Polska to mój kraj, a jak się tu komunistom coś nie podoba, to
niech sami stąd spieprzają”. Z kolei do stojących obok towarzyszy z bloku
wschodniego miał powiedzieć: „Będę wam cierniem w dupie”.
Czy naprawdę tak było? Rozmowy na berlińskim moście nie były
relacjonowane w mediach. Jednak w archiwum KC PZPR zachował się donos
dziennikarza Jerzego R. na Pawłowskiego, że zapytany przez zagranicznego
sprawozdawcę sportowego, z jakiego kraju zawodnikom najlepiej mu się walczy,
miał odpowiedzieć: „Z Ruskimi, bo historycznie my, Polacy, zawsze ich lejemy”
SWOISTY WALLENRODYZM
Po zmianie ustroju w 1989 r. Jerzy
Pawłowski daremnie czekał na rehabilitację - nie został doceniony publicznie
za współpracę z wywiadem USA. Próbował odbudować swój wizerunek mistrza szabli.
Pojawił się na turnieju szermierczym w Łodzi. Mimo 57 lat na karku wygrywał
kolejne pojedynki. Uległ dopiero w finale srebrnemu nie daliście olimpijskiemu Januszowi Olechowi.
Mimo to nadal był na indeksie Polskiego Związku Szermierczego. Wręcz zabroniono
mu występowania na zawodach. Po odłożeniu szabli zajął się malowaniem obrazów.
O Pawłowskim stało się głośno cztery lata później za sprawą książki
Ireneusza Pawlika „Jerzy Pawłowski – szpieg w masce”. Autor dotarł w Sądzie Najwyższym
do odtajnionych akt spraw szpiegowskich z lat 70. Okazało się, że to nie służby
specjalne PRL namierzyły amerykańskiego szpiega. Informacje o „Pawle„ sprzedał KGB ktoś z CIA.
Pawlik cytował treść zeznań szermierza złożonych w czasie śledztwa. Były
kompromitujące. - Podejrzany zatwierdzał protokoły z przesłuchania
własnoręcznym podpisem, a zdaje się, że wtedy rąk nikt mu nie wykręcał... -
ripostował autor książki, gdy syn szablisty twierdził, że publikacja jest
paszkwilem „skonstruowanym na kłamstwie i nienawiści”
Jego słynny ojciec nie zajmował się donosami, on rozpracowywał sowiecką siatkę
wywiadowczą w strukturach NATO. Przez 20 lat, do czasu aresztowania ujawnił
pięciu sowieckich agentów. I nigdy nie brał pieniędzy od CIA.
Książka Ireneusza Pawlika uwierała Pawłowskiego z jeszcze innego powodu
- była w niej mowa o współpracy szablisty z polskim
wywiadem wojskowym od 1955 r. Nie wspominano o tym na procesie.
Autor „Szpiega...’’ przytaczał z akt donosy Pawłowskiego do UB na
znanych sportowców i inne osoby publiczne, które mu w jakiś sposób podpadły.
Między innymi na powszechnie znanego spikera sportowego, który podobno nabrał
na 200 dolarów jubilera w Brukseli.
Z odtajnionych dokumentów wynikało, że zwerbowany mistrz szabli wszech
czasów traktował służbę dla kontrwywiadu dość niefrasobliwie. Na przykład gdy
zlecono mu przekazywanie zadań polskim szpiegom zakonspirowanym na Zachodzie,
narobił tyle zamieszania, że do centrali napłynął raport z prośbą, by nigdy
więcej nie powierzać mu żadnych misji.
W III RP Jerzy Pawłowski przedstawił inną wersję swej drogi do CIA.
Twierdził, że sam podjął decyzję o tym, by zostać amerykańskim agentem.
Zrobił to z całą determinacją, gdyż chciał walczyć z KGB. Współpracę z obcym
wywiadem zaczął jeszcze w latach 50. I nie dla korzyści majątkowych, jak
rozpowszechniała to komunistyczna propaganda. Z powodów patriotycznych.
Równoczesna służba w Ludowym Wojsku Polskim to był swoisty wallenrodyzm.
Z
kolei jeśli chodzi o kontakt z Urzędem Bezpieczeństwa, to stało się to pod
przymusem. Zagrożono mu, że jeśli odmówi, jego ojciec, były żołnierz AK
ukrywający się po wojnie przed władzą ludową, trafi do więzienia. „Wiedziałem,
że nie mam. wyjścia, i oni też to wiedzieli. Podpisałem zobowiązanie - wyznawał szermierz w swej autobiograficznej książce. - W
rezultacie ryzykowałem później także życiem, nie tylko własnym, żeby ten
straszny dzień jakoś zmazać”.
Syn Jerzego Pawłowskiego w rozmowie z Marcinem Bodziachowskim na portalu
Legioniści.com podaje jeszcze bardziej dramatyczną wersję tego wydarzenia:
„Smutni panowie odwiedzili mojego ojca, »proponując« werbunek do kontrwywiadu
wojskowego PRL albo kulę w łeb dla mojego dziadka. Nie było wyjścia. Albo współpraca,
albo kula w łeb. To był również główny motyw późniejszej zemsty, czyli
zgłoszenia się do CIA".
Jerzy Pawłowski zmarł w 2005 r. na
zawał serca.
KORZYSTAŁAM Z PUBLIKACJI:
KRYSTYNA SPRUSIŃSKA, „DO JEDNEGO TRAFIENIA’! „KULTURA” 17/1976; MARIA OSIADACZ,
„PROCES SZPIEGA", „PRAWO I ŻYCIE” 16/1976; JANUSZ ATLAS, „ATLAS
KRYMINALNY’; WARSZAWA 1992; IRENEUSZ PAWLIK, „JERZY PAWŁOWSKI - SZPIEG W MASCE’;
WARSZAWA 1993.
KARA
ZA SZPIEGOSTWO W PRL I DZiŚ
Art.
124 par. 1 Kodeksu karnego obowiązującego w roku 1976: „Kto bierze udział w obcym
wywiadzie lub, dziaJąiąc na rzecz
tego wywiadu, udziela mu wiadomości, podlega karze pozbawienia wolności na
czas nie krótszy od lat 5 albo karze śmierci. Jeżeli sprawca działalność tę
organizował lub nią kierował - kara pozbawienia wolności nie może być niższa
niż lat 8”
Obecnie
szpiegostwo, czyli przestępstwo przeciwko
Rzeczypospolitej, definiuje art. 130 par. 1
k.k. Kara za udział w działalności obcego wywiadu przeciwko RP wynosi od roku
do 10 lat
jest: Słynna wymiana nastąpiła II czerwca 1985 r. na moście Gliemcke w Berlinie.
OdpowiedzUsuńpowinno być: Słynna wymiana nastąpiła 11 czerwca 1985 r. na moście Glienicke w Berlinie.
jest: „Z Ruskimi, bo historycznie my, Polacy, zawsze i chlejemy”
powinno być: „Z Ruskimi, bo historycznie my, Polacy, zawsze ich lejemy.” (kropka na końcu zdania)
takich miejsc, gdzie program źle odczytał znaki ("me" zamiast "nie"), gdzie brakuje kropki na końcu zdania albo przecinki są źle wstawione, jest znacznie więcej, przydałaby się staranniejsza redakcja
Pozdrawiam Liador