Przed Sądem Okręgowym w Krakowie toczy się proces księdza Krzysztofa
W. (37 1.), byłego ekonoma polskiej prowincji Zgromadzenia Księży
Misjonarzy św. Wincentego a Paulo. Obok niego na lawie oskarżonych zasiadają
rzeczoznawcy majątkowi Marek N. i Małgorzata W.S. Zdaniem prokuratury
duchowny, z pomocą „specjalistów” od wyceny nieruchomości, orżnął Skarb
Państwa aż na 23,9 min zł. W naszym przekonaniu wspólnikami
przestępstwa byli też członkowie tzw. Komisji Majątkowej, ale ci podobno
działali „w dobrej wierze”, więc odpowiedzialność karna im nie grozi.
Mechanizm oszustwa był standardowy.
W graniczącej z Krakowem Nowej Wsi (obecnie to dzielnica miasta)
zgromadzenie miało ugory o łącznej powierzchni 3,5 ha. W 1963 roku zostały
one przejęte przez państwo. Gdy Komisja Majątkowa rozpoczęła działalność,
misjonarze wystąpili o przywrócenie własności. Ponieważ terytorium zostało już
zabudowane, zwrot nie wchodził w rachubę. Istniała natomiast możliwość
otrzymania tzw. nieruchomości zamiennych. Ksiądz Krzysztof W. wynalazł więc w
Krakowie zaufanego specjalistę Marka N., który wraz z koleżanką Małgorzatą
W.S. mieli sporządzić operat szacunkowy (wycena - red.) kościelnych
niegdyś parceli. Wywiązali się ze zlecenia zgodnie z oczekiwaniem zlecających,
zawyżając wycenę gruntów w Nowej Wsi prawie o... 17 min zł w stosunku do
ich rzeczywistej wartości!
Następnie misjonarze wyniuchali w zasobach Agencji Nieruchomości
Rolnych dwie działki, które skłonni byli wziąć w zamian. Chodziło o blisko 77 ha w Zagórzu (gmina
Niepołomice) oraz 35 ha
na Śląsku (w obrębie gmin Rudziniec i Gliwice). W tym przypadku usłużni i
nierzetelni rzeczoznawcy zaniżyli wyceny odpowiednio o kwoty 2,2 min zł i 5
min zł. Wielebny ekonom przedłożył papiery komisji, gdzie z zasady nie
kwestionowano operatów od „świątobliwych” i w 2007 roku „zamianę” klepnięto.
Dzięki temu zabiegowi zgromadzenie wzięło jak swoje nieruchomości o łącznej
powierzchni 111,9 ha,
czyli 36 razy więcej niż posiadało (sic!).
Podczas pierwszej rozprawy (14 kwietnia 2015 roku) obrońca księdza
wystąpił o utajnienie procesu. Argumentował, że jawność „stwarza ryzyko stygmatyzacji księży
misjonarzy i oskarżonego”. Poparł
go obrońca pani Małgorzaty, którego zdaniem „ryzyko
stygmatyzacja
księży
misjonarzy i oskarżonego”.
Poparł go obrońca pani
Małgorzaty, którego zdaniem „ryzyko
stygmatyzacji zwiększa trwająca od kilku lat permanentna krytyka Kościoła katolickiego
na każdej płaszczyźnie”. Sąd nie uwzględnił tych wniosków, przychylając się do
stanowiska prokuratora, że „poszkodowany Skarb Państwa to społeczeństwo, które
ma prawo do informacji”.
W swoich wyjaśnieniach ksiądz ekonom przekonywał, że jest czysty jak
łza. Najpierw opowiadał o „poczuciu
odpowiedzialności” za majątek zgromadzenia oraz „dziełach duszpasterskich i charytatywnych”
realizowanych przez
jego firmę „nie tylko w Polsce,
lecz również w najdalszych zakątkach świata”. Gdy przeszedł do meritum,
okazało się, że to on sam padł ofiarą wyrafinowanego przekrętu.
- W trudnych, a zwłaszcza zadawnionych
sprawach majątkowych, korzystaliśmy z pomocy naszego adwokata. Mieliśmy do
niego absolutne zaufanie. I to on wskazał nam rzeczoznawcę Marka N(...) do
sporządzenia operatów szacunkowych nieruchomości. Nie mieliśmy żadnych
podstaw, żeby wątpić w jego profesjonalizm. Tym bardziej że nikt wycen nie
zakwestionował. Pani W(...)-S(...) nie znałem i nie miałem z nią żadnego osobistego
kontaktu. Nie wiedziałem, że Marek N(...) z nią współpracuje. Działałem
dla dobra zgromadzenia,
ale przecież nie chciałem
wyrządzić żadnej szkody Skarbowi Państwa - podkreślił
ksiądz Krzysztof W. W sprawie misjonarzy odbyły się dotychczas cztery rozprawy.
Kolejną wyznaczono na 11 grudnia.
Przypomnijmy, że przed krakowskim sądem okręgowym toczą się równolegle
dwa inne procesy dotyczące decyzji Komisji Majątkowej. W jednym z nich chodzi
o wyłudzenie kwoty ponad 2,2 min zł nienależnego odszkodowania.
Oskarżonymi są: były ekonom archidiecezji katowickiej i współprzewodniczący
komisji ks. prałat Mirosław P., niegdysiejszy
pełnomocnik parafii św. Małgorzaty i Katarzyny w Kętach Marek P. (były
funkcjonariusz SB) oraz rzeczoznawca majątkowy Maciej M.
Ksiądz prałat i Marek P. są ponadto
odrębnie sądzeni wraz z sześcioma byłymi członkami komisji za fałszowanie
dokumentów i poświadczanie nieprawdy. Według obliczeń prokuratury oskarżeni
okantowali Skarb Państwa na około 33 min zł („Gangsterzy i filantropi”
- „FiM” 5/2015).
OOO
Katolicki Uniwersytet Lubelski, jak na nadzwyczaj świętą wszechnicę
przystało, brzydzi się prymitywnymi kombinacjami. Znakomicie to ilustruje los
pałacu Potockich, który nasze wielkoduszne państwo w 1994 roku przekazało
KUL-owi na własność. Oczywiście nieodpłatnie, bo rzekomo absolutnie niezbędny
do rozwoju uczelni miał być położony w ścisłym centrum miasta obiekt, zabytek z
pierwszej połowy XVIII wieku. Mijały lata, a w opustoszałym pałacu nic się nie
działo. Perła architektury zamieniła się w ruinę - widoczny na zdjęciu
pomnik kościelnej obłudy.
Nie podjęto żadnych prac restauracyjnych, ponieważ konserwator
zabytków nie chciał dać pieniędzy, a KUL ani myślał płacić ze swoich. W lutym
2010 roku pojawiło się ogłoszenie o sprzedaży pałacu (1260 mkw. powierzchni
użytkowej) wraz z działką (2364 mkw.) za cenę wywoławczą 10 min zł. Podobno
był chętny, ale do transakcji nie doszło. Powód? - Zasłaniali się bajką, że
zrezygnowali, ponieważ chcą tam utworzyć Centrum Dziedzictwa Kulturowego Polonii.
W rzeczywistości chodziło o to, że mieli
wówczas drobny problem z wydzierżawionymi terenami powojskowymi na Majdanku. Dostali
ponad 23 ha,
do których niespodziewanie zgłosili roszczenia poprzedni właściciele. KUL oczekiwał
ponadto na potężne dotacje budżetowe. Niechybne nagłośnienie milionów za
pałac mogło więc popsuć atmosferę - tłumaczy nasz informator z lubelskiego
magistratu.
1 grudnia 2015 roku KUL ujawnił, że właśnie zakończył negocjacje
dotyczące sprzedaży pałacu i podpisał notarialną umowę przedwstępną.
Transakcja zostanie sfinalizowana wiosną 2016 roku, a nabywcą jest tajemnicza
spółka Building
Investment. Za ile? Tego zdradzić nie chcą,
zasłaniając się tajemnicą handlową. „ Uzyskane ze sprzedaży środki, zgodnie
z polityką władz uczelni, będą przeznaczone na modernizację, niezbędne remonty
i zakup nowej aparatury i sprzętów do
budynków dydaktycznych” - komunikuje
rzecznik KUL.
Ustaliliśmy, że Building Investment zarejestrowano 25
listopada 2015 roku, czyli wszystko wydarzało się
w mgnieniu oka.
Spółka ma trzech udziałowców. To Omnes Poland sp. z 0.0. (150 tys. zł), Green Project Poland sp. z 0.0. (48 tys. zł) i 29-letni Maciej Urban (75
tys. zł). Jest członkiem zarządu stowarzyszenia motocyklistów Harley-Davidson Club Lublin. Spółka „matka” Omnes jest starsza od „córki”
zaledwie o miesiąc. Jej wspólnikami z wkładem po 5 tys. zł są: 41-letnia Izabela
Byzdra (do lipca 2015 roku dyrektor Lubelskiej Agencji Wspierania Przedsiębiorczości
podległej urzędowi marszałkowskiemu) i Lublin Italy Foundation,
w której pani Byzdra jest od miesiąca prezesem zarządu. „Tata” Green działa w Polsce od 2013 roku i ustami włoskiego prezesa Enrica
Cordiale (także wiceprezes Lublin Italy) bardzo ładnie
dotychczas opowiada, co można by zrobić, mając pieniądze.
Żeby nie doznać zawrotu głowy, dodajmy tylko tyle, że prezesem Building Investment został Luciano Gallucci, o którym wiadomo, że jest Włochem, zaś wiceprezesami -
tubylcy Byzdra i Urban. W państwowym onegdaj
pałacu ma powstać prywatna knajpa plus kilka mieszkań. Otwarte pozostają
pytania: kto to zasponsoruje i co na to powie konserwator zabytków. Także gdzie
jest drugie dno, czyli złoty interes KUL-u...
ANNA TARCZYŃSKA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz