Ksiądz z ambony
pogratulował krajance, że tak wysoko zaszła. Spodziewał się oklasków. A tu
cisza jak makiem zasiał. Za bardzo tu Beaty
nie lubią.
ANNA SZULC
Czesław
Smółka, sołtys wsi Przecieszyn, od 34 lat, na sam dźwięk nazwiska Szydło wyraźnie
się rozczula. - Człowiek z dumy pęka, że premierka właśnie z jego wsi, choć z
samego jej końca! Że taka zwyczajna - tłumaczy.
Raz nawet - przypomina sobie -
sąsiad widział Beatę Szydło w ogrodzie w gumowcach. Synowa sołtysa widziała ją
w Biedronce. A sąsiadka sąsiadki u miejscowej fryzjerki. - Niektórzy to robią
sobie koafiury - opowiadała potem - a nasza premierka nadal strzyże się na
krótko. Garsonki też od lat takie same. Niebieskie głównie, czasem bordo. Tylko
te limuzyny, którymi przyjeżdża do Przecieszyna, jakieś bardziej czarne i
dłuższe niż przedtem. I ci faceci w czarnych garniturach. - Nie pasują do nas -
mówi sołtys. - U nas ludzie są prości, skromni, cisi.
ZAPROŚ EDKA
Jednego takiego, co tu nie pasuje, spotkał niedawno w
lesie Jan, emerytowany górnik. Wyszedł
zza drzewa znienacka. - Żeby chociaż normalnie zagadnął, a gdzie tam: drogę
zagrodził i dowód każe wyciągać - wylicza nerwowo emeryt. Nie rozumie, jak tak
można człowieka w lesie straszyć, wypytywać: a co tu robi, a po co przyszedł?
Jak to po co? Nie widać? Grzybki w niedzielę sobie zbiera. A tamten, że grzybki
to sobie może Jan zbierać najwyżej w tygodniu.
Bo w tygodniu Beata Szydło raczej
nie pojawia się w rodzinnej wiosce, 1200 mieszkańców, głównie górnicy i byli górnicy.
Przyjeżdża w weekendy, często wtedy, gdy odbywają się festyny i jubileusze
połączone z występami koła gospodyń wiejskich. W piątek wieczorem podjeżdża
wyboistą drogą na sam kraniec osady, gdzie stoją dwa domy. W jednym mieszka
matka pani premier, a w drugim jej mąż Edward, kiedyś też polityk, liberał,
były członek Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Poza tym pedagog i
przedsiębiorca. I jeszcze pszczelarz i myśliwy. Oraz, jak zachwalają sąsiedzi,
dusza człowiek. Mówią: jak chcesz rozruszać imprezę we wsi, zaproś Edka. Potańczy,
pośpiewa, kielicha wychyli, kawałem rzuci. Całkowite przeciwieństwo małżonki.
Ostatnio trochę przytył, bo - ze względów wizerunkowych – przestał jeździć na
polowania. Za to można go spotkać przed sklepem, na którym wisi tablica z
reklamą czterech różnych firm udzielających kredytów typu chwilówki.
- Zawzięli się z tymi kredytami,
mamią ludzi. Nic dziwnego, bieda u nas, brud i smród - wzdycha Krzysztof,
miejscowy przedsiębiorca. Precyzuje: w Przecie- szynie śmierdzi, bo połowa
wioski, mimo obietnic władz, nie ma kanalizacji, fekalia mieszkańcy wylewają
gdzie się da, najczęściej pod osłoną nocy do rowów. Nawet ksiądz z miejscowego
kościoła zauważył kiedyś ten smrodliwy problem, ale nie zająknął się, że
kanalizację obiecywała Beata Szydło, kiedy jeszcze była burmistrzem gminy Brzeszcze,
do której należy Przecieszyn. -1 co? I gówno - zauważa przedsiębiorca. Po
chwili, sentencjonalnie: do wszystkiego idzie się przyzwyczaić.
A jednak szlag go mało nie trafił,
gdy niedawno ksiądz z ambony zaczął gratulować sukcesów Beacie Szydło. Kiedy
skończył, spodziewał się oklasków. - A tu cisza jak makiem zasiał - śmieje się
biznesmen. Śmieje się, bo wie, że Beaty nikt tu nie lubi, prawie połowa
Przecieszyna poparła w wyborach Bronisława Komorowskiego. Ale nawet ci,
którzy głosowali na Dudę, niekoniecznie zrobili to z powodu obecnej pani
premier.
- Prawda jest taka, że ludziom nie
chce się klaskać dla Beaty, bo wielu jeszcze dobrze pamięta, jak było, gdy
przez siedem lat rządziła gminą - wzrusza ramionami Maria, urzędniczka, która
zna obecną premier od dziecka. I wylicza: swojej następczyni Szydło zostawiła
w spadku 9 milionów długu. Ale też ronda, basen i sklepy. Dziś w nieco ponad
20-tysięcznych Brzeszczach jest aż sześć dużych sklepów (to Szydło oferowała
gminne ziemie pod inwestycje). I rekordowo wysokie ceny za wodę, trzy razy
wyższe niż w pobliskim Oświęcimiu.
Brzeszcze to jednak przede wszystkim
nierentowna kopalnia, której jeszcze w zimie groziło zamknięcie. Pracowali tam
i dziadek, i ojciec Beaty. Gdy na kopalni ogłoszony został strajk, Szydło
zjawiła się od razu, by pomstować na wymierzoną w górniczy przemysł politykę
Ewy Kopacz i PO. I tylko nieliczni pamiętali, że jako burmistrz była z
kopalnią w sporach. Że właśnie przez kopalnię w urzędzie w Brzeszczach pojawił
się komornik.
Dziś Brzeszcze są tak biedne, że
likwidują straż miejską, choć w nocy po ulicach strach chodzić. Nawet
miejscowi górnicy przyznają, że to nie tylko wina Tuska i Kopacz, że
miasteczko ma kłopoty od czasu, gdy rządziła nim obecna premier.
- Ciągną się jak ten smród w
Przecie- szynie - wzdycha górnik Łukasz. Wyjaśnia: gdy Szydło zaczynała,
Brzeszcze były gminą bogatą, w której miała powstać specjalna strefa
przemysłowa. Ale strefy nie ma. - Efekt? Opieka społeczna u nas nie wyrabia.
Nawet pizzeria padła, bo ludzi nie stać na frykasy - martwi się.
PILNA BYŁA
Mała Beata chodziła do podstawówki w brzeszczach (a
nie jak większość dzieci z jej sąsiedztwa do wiejskiej szkoły w Przecieszynie).
- Nie bawiła się z naszymi, miała innych kolegów - mówi sołtys Smółka.
- Nie miała! Żadnych. Beata Szydło
nie nawiązuje bliskich, ciepłych relacji, nie potrafi - zarzeka się urzędniczka
Maria. Taką właśnie zapamiętała ją z dzieciństwa: milczącą, wycofaną,
chłodną. - Kończą się lekcje, Beatka chowa zeszyty i już jej nie ma. Idzie do
domu odrabiać zadania. Zero prywatek, wagarowania z kolegami, plotkowania o
najładniejszych chłopakach w klasie. I jeszcze ta twarz jak maska. Tylko jak
dostała dwóję, to pąsowiała. Ale częściej miała piątki, pilna była, zadania
odrabiała na czas - dodaje.
- Na Beacie można polegać jak na
Zawiszy - twierdzi sołtys Przecieszyna.
- A kanalizacja? - dopytuję.
Według Smółki to nie wina Szydło, tylko jednej pani, co zaprotestowała, jak
chcieli przez jej pole rurę przeciągnąć.
Za to jak Szydło obiecała, że
przybędzie na jubileusz miejscowego zespołu Przecieszynianki, to przybyła.
Zawsze lubiła folklor. Z rodzinnej wsi wyjechała w 1982 r., by studiować
etnografię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Potem znalazła pracę w Muzeum
Historycznym w Krakowie, zajmowała się głównie organizacją pochodu lajkonika i
Konkursem Szopek Krakowskich.
- To nie były łatwe czasy. Byłyśmy
tylko we dwie, żadnego wsparcia marketingowców, działu promocji i organizacji
wystaw, miałyśmy masę pracy - przyznaje Anna Szałapak, pieśniarka Piwnicy pod
Baranami i ówczesna kierowniczka Beaty Szydło. Też zapamiętała ją jako osobę
sumienną i pracowitą. I że już wtedy lubiła chodzić w niebieskich garsonkach.
Dlaczego zrezygnowała z pracy muzealnika?
- Racjonalny wybór. Dobrze przeczuła, że rodzinne strony mogą jej dać większe
możliwości - uważa Szałapak.
Szydłowie przenieśli się więc na
stałe do Przecieszyna, Beata dostała pracę w ośrodku kultury w Libiążu, potem
w Brzeszczach.
- Nieraz słyszałem od ludzi, że
wtedy to była inna Beata niż dziś - zauważa pochodzący z tej samej okolicy
ksiądz i publicysta Kazimierz Sowa. Latem spotkał się z obecną premier na
uroczystym jubileuszu stulecia liceum, do którego razem chodzili. - To miało
być święto szkoły, a zrobił się festyn na rzecz PiS - wspomina. - Szydło
przemawiała chyba trzy razy. Wielu innych absolwentów, w tym np. dwóch
wybitnych krakowskich lekarzy, nie zaproszono - dziwi się ks. Sowa.
W 1998 r. Szydło wybrano na burmistrza
Brzeszcz. - Gwiazdą nie była, nie miała też w sobie tego, co cechuje najlepszych
lokalnych działaczy. Tego szczególnego rodzaju empatii, wczucia się w problemy
społeczności - mówi Kazimierz Czekaj, prawnik i samorządowiec z Małopolski. -
Dla mnie była osobą pozbawioną właściwości. Ale miała atuty: skromność,
sumienność, pracowitość.
Byli współpracownicy do dziś pamiętają,
że zostawała w urzędzie po godzinach. Opiekę nad domem i dziećmi przejęła jej
matka. Razem z Edwardem zdecydowali się w końcu wysłać synów do szkoły z
internatem, wybrali renomowaną szkołę pijarów w Krakowie. Tu do dziś mieszka
starszy syn Szydłów, Tymoteusz, który kończy seminarium duchowne. Młodszy
Błażej studiuje medycynę.
RONDO IMIENIA BEATY
Marek Sowa, były marszałek województwa małopolskiego,
dziś poseł PO i brat księdza Kazimierza, bywał w domu Szydłów. Beatę zna też z czasów, gdy zaczęła
interesować się polityką. Był rok 2002, nieżyjący już Marek Nawara, wówczas
marszałek województwa małopolskiego, w ramach zainicjowanego przez siebie
ponadpartyjnego ugrupowania poszukiwał kandydatów do startu w kolejnych
wyborach. Pewnego razu zaprosił do Chrzanowa grupę samorządowców, w tym m.in.
Sowę i Szydło.
- Pojechaliśmy w kilka osób jednym
samochodem, ustalając wcześniej, że odmawiamy Nawarze wspólnego startu - mówi
Marek Sowa. Był w szoku, gdy podczas spotkania Szydło zdecydowała się przystąpić
do obozu Nawary. - Kiedy wracaliśmy, zapytałem ją, dlaczego zmieniła zdanie. A
Beata, że to przecież marszałek, ma wpływy. Że ona rondo w Brzeszczach buduje,
koparki zaczęły pracę. I że Nawara może jej te koparki odebrać!
Zanim Szydło wstąpiła w 2004 r. do
PiS, wypełniła deklarację członkowską PO. Ale jej nie przyjęto. - Przykre, ale
kilku moich kolegów z regionu przeraziło się, że może zagrozić ich pozycji,
zadecydowały interesy i ambicje - uważa Kazimierz Czekaj.
Dziś w Brzeszczach mówią, że może
i Szydło szczególnie odważna nie była, ale zdarzało jej się narażać... księżom.
- Zarzucali jej, że nie urządza z
nimi modłów, pielgrzymek, nie przemawia na kolejnej mszy w intencji poczętego
życia. Że nie wiadomo nawet, co myśli o aborcji. I jeszcze flagi w domu nie
rozwija w oknie w kościelne święta - wspomina Ewa, dawna współpracownica
Szydło z gminy. Pamięta, jak kiedyś szefowa po cichu rzuciła do podwładnych,
że nie potrafi nabierać ludzi na ten cały Kościół.
Dlatego teraz Ewę pusty śmiech
ogarnia, gdy widzi Szydło z hierarchami
W jednym rzędzie. Zatonie widzi
przy niej działaczy z Brzeszcz, którzy przez lata pracowali na sukces premier.
I którzy oficjalnie nadal ją popierają. - Zastanawiają się nawet, czy jedno z
rond w Brzeszczach nie powinno się nazwać jej imieniem - nie może się nadziwić.
Domyśla się, że lokalni działacze PiS mają Szydło za złe, że ich ze sobą nie
zabrała do Warszawy.
- Może czuje, że premierem jest
tylko na moment, więc nie chce ludziom ze swojej gminy mieszać w głowach i życiorysach?
- zastanawia się urzędniczka Maria.
Jan, emerytowany górnik, mówi, że
ucieszyłby się, gdyby Beata Szydło przestała być premierem. - Znowu można by
chodzić na grzybki także w niedzielę.
Imiona
niektórych rozmówców, Na ich prośbę zostały zmienione.
ŹRÓDŁO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz