Za dużo mamy
kawiarnianego intelektualizmu, za mało działania.
Każdy musi się
zastanowić, jak zmobilizować własne środowisko w obronie wolności - mówi autor
polskich reform
ROZMAWIA ALEKSANDRA PAWLICKA
NEWSWEEK: Wzywa pan Polaków do pokazywania populistom i demagogom
gestu Kozakiewicza.
LESZEK BALCEROWICZ: Przed nami prawdziwy test na to, ile w polskim
społeczeństwie jest społeczeństwa obywatelskiego. Nowa władza proponuje, jeśli
chodzi o kierunek przekształcania państwa, odchodzenie od ustroju, o którym
marzyła większość Polaków w czasach PRL. Rozstanie z socjalizmem przyjęliśmy z
radością, bo oznaczało koniec władzy skupionej w jednym ręku, opartej na
aparacie ścigania i służbach specjalnych oraz od totalnie upolitycznionej, a przez
to - zacofanej gospodarki. Od 1989 roku budowaliśmy i w znaczącej mierze
zbudowaliśmy państwo zachodniego typu. Mamy jeszcze sporo do zrobienia, by
dojść do najlepszych zachodnich wzorców, a tu PiS z Kukizem chcą nas cofnąć.
Powiedział pan kiedyś, że PiS
to skrzep PRL.
- Jeśli przypomnimy sobie, czym
była PRL, to widzimy, że zmiany proponowane przez PiS zmierzają w tym kierunku.
Paraliżowanie Trybunału Konstytucyjnego czy ułaskawienie przez prezydenta
Andrzeja Dudę Mariusza Kamińskiego to jaskrawe sygnały, że politycy partii
rządzącej stawiają się ponad prawem, że chcą zastępować sąd. Gdy dodać do
tego skupienie całej władzy nad służbami specjalnymi, to wyłania się model
państwa niepraworządnego.
Czyli takiego, w którym władza
może zrobić oponentom wszystko, czasami uciekając się do naciąganych zarzutów
kryminalnych.
Robi to, czego nie udało się w
latach 2005-2007. Tym razem w
błyskawicznym tempie.
- Rozsądni ludzie pamiętają, co
wtedy wadziło Jarosławowi Kaczyńskiemu. Nazwał to „imposybilizmem prawnym”.
Było wiadomo, że nie jest mu po drodze z zachodnim modelem państwa. Chciałbym
przypomnieć, że kontrola legislacji przez specjalny organ sądowy badający
zgodność ustaw z konstytucją jest wielkim wynalazkiem nowożytnej cywilizacji,
zrodzonym w USA.
„Antydemokraci zawsze zaklinają
się, że bronią demokracji” - to pana
słowa.
- Dotychczas więcej mamy sygnałów,
że nowa władza chce ograniczyć rzecz fundamentalnie ważną: praworządność, a to
może doprowadzić do ograniczenia konkurencji w polityce, wyrażającej się w
wolnych wyborach, czyli demokracji. I zawłaszczyć państwo. A skoro państwo
jest „nasze”, to w naszym państwie nie ma miejsca na niezależne instytucje.
Trzeba je przejąć, czyli obsadzić swoimi ludźmi, a jeśli to niemożliwe -
sparaliżować - z czym na razie mamy do czynienia w wypadku Trybunału
Konstytucyjnego. W ten sposób niezależność instytucji pozostaje wyłącznie na
papierze i jest to kolejne podobieństwo z PRL, gdzie fasadowość instytucji była
standardem. Mówię o groźbie, która się wyłania z zapowiedzi i działań PiS, a
nie o zakończonym procesie.
Viktor
Orban udowodnił na Węgrzech, że takie relikty
mogą się mieć całkiem dobrze.
- I Recep Erdogan w Turcji także.
Turecka demokracja była niedoskonała, ale jednak była demokracją, zanim Erdogan
ją zniszczył. W jaki sposób? Zmobilizował najbardziej konserwatywną,
najbardziej zacofaną część społeczeństwa. Do tego zrobił sfingowane procesy
dowódcom armii i opanował aparat przemocy. Dziś jest prawie sułtanem, który się
ściera z carem Rosji - Putinem.
Jak Jarosław Kaczyński u nas.
- Z naciskiem na „prawie”, bo w
Turcji konserwatywna część społeczeństwa była o wiele większa. W Polsce PiS ma
grupę wiernych wyznawców, którzy podzielają wspólną wiarę i tym samym są
duchowymi niewolnikami swojego guru, ale wielu wyborców głosowało na PiS,
niekoniecznie popierając program Jarosława Kaczyńskiego. Raczej nabierając
się na frazesy albo dając wyraz niezadowoleniu z PO. Platforma przez działania
i hasła sprzeczne z pierwotnymi deklaracjami odepchnęła od siebie najbardziej
ideowych wyborców. To był gigantyczny błąd.
Kaczyński ukrył się tymczasem
za Dudą i Szydło.
- Nie należałem do osób, które
uważały, że skoro Kaczyński się mniej pokazuje i pojawiły się nowe, młodsze
twarze, to poprzednie hasła i zapowiedzi prezesa PiS stały się nieaktualne.
Raczej uważałem te zastępcze postacie za marionetki. Zastanawiam się, jak dziś
czuje się grupa naiwnych, która dała się nabrać na nowe opakowanie? Jak się
czują ludzie, którzy - choć nie byli
zwolennikami PiS - nie poszli głosować?
Wiele osób przed wyborami
ostrzegało, co może oznaczać dojście PiS do władzy.
- W raporcie Forum Obywatelskiego
Rozwoju, opublikowanym dwa miesiące przed wyborami, przedstawiliśmy trzy różne
scenariusze rozwoju gospodarczego Polski. Dotychczasowy program PiS jest
bliższy najgorszemu. Oznacza bowiem brak reform naprawiających finanse
publiczne i rozszerzających wolność gospodarczą w ramach lepszego prawa plus
antyreformy, np. skracanie wieku emerytalnego i dalsze upolitycznianie gospodarki.
Realizacja programu PiS będzie prowadzić do silnego spowolnienia gospodarki i
wzrostu ryzyka kryzysu. To z kolei oznacza, że utrzymają się silne bodźce do
wyjazdu Polaków z kraju.
Inaczej mówiąc, Polacy wybrali
wbrew własnemu interesowi?
- Propaganda nienawiści, kłamstwa
i puste obietnice mogą mamić także w demokracji. W Polsce nie nastąpił jakiś
gwałtowny zwrot opinii publicznej. Polacy nie stali się nagle bardziej konserwatywni,
bardziej zachowawczy i bardziej naiwni. O wyniku wyborów zdecydowała siła
propagandy PiS przy słabościach PO, np. skoku na OFE, inne pisowskie ruchy,
doktryna ciepłej wody, przegrana na własne życzenie Bronisława Komorowskiego w
wyborach prezydenckich. To wszystko były prezenty robione PiS.
A prezes Kaczyński nie omieszkał
z nich skorzystać.
- Mobilizował ludzi wokół
kłamliwego hasła „Polska w ruinie” i wokół obietnic, których realizacja będzie
Polskę drogo kosztować. Oraz przez pseudonaukową retorykę, np. „narodowych
czempionów”, która jest zwietrzałą teorią rodem z Ameryki Łacińskiej albo
Europy Zachodniej sprzed 50 lat. Te i inne pisowskie propozycje lansował
ideolog etatyzmu u Tuska Jan Krzysztof Bielecki. A przecież spółki skarbu
państwa to enklawy socjalizmu, w których chodzi tylko o to, aby obsadzać swoimi
ludźmi zarządy i aby prezesi byli ludźmi gotowymi do wykonywania politycznych
zleceń. Choćby takich jak kupowanie nierentownych kopalń przez koncerny
energetyczne. PiS wykorzysta to jeszcze bardziej agresywnie. Przez brak
większej prywatyzacji za rządów PO-PSL dostali do ręki instrument złej,
upartyjnionej polityki. Polska ma największy udział własności państwowej w
całym OECD.
W wypadku Trybunału
Konstytucyjnego działania PO ułatwiły PiS manipulowanie prawem.
- Oczywiście, bo gdyby PO-PSL nie
połasiły się na obsadę dodatkowych sędziów, to Kaczyński nie dostałby do ręki
łatwego pretekstu. To, co dziś obserwujemy, to przyspieszenie destrukcji.
Konstytucję deptały także inne partie, wprowadzając wygodne dla siebie
rozwiązania na skróty.
Tylko ciężar grzechów jest
inny.
- Tak. PiS z mniejszego grzechu
robi uzasadnienie dla większego. To nie jest logika naprawy państwa, lecz
jego osłabienie przez upartyjnienie.
Patriotyzm według jednej z pana
definicji to przeciwstawianie się populistom.
- To, co często wyróżnia ludzi,
którzy w czynach szkodzą swemu krajowi, to nadużywanie patriotycznej retoryki.
Dzisiaj na okrągło słyszę: „patriotyzm gospodarczy”. Co to właściwie oznacza?
Ze chcemy dobrze? Zawsze chcemy dobrze - podstawowe pytanie brzmi: jak? Gdy
idzie o deklaracje w sprawie szczytnych celów, ludzie zwykle się zgadzają.
Poważni ludzie rozmawiają o tym, jak te cele osiągać - w tym widać ich
kompetencje lub brak, ich odpowiedzialność lub brak odpowiedzialności. Nie
zauważyłem w programie PiS przejawu takiej fachowości i odpowiedzialności za
kraj, widzę za to mnóstwo narodowych frazesów.
Za to dużo narodu, działania w
jego imieniu i w jego interesie.
- Emisja frazesów patriotycznych
przypomina mi lawinę socjalistycznych sloganów za czasów PRL. Zakłamanemu
patriotyzmowi, tzn. psuciu państwa i gospodarki pod osłoną patriotycznej
retoryki, trzeba się przeciwstawić.
W jaki sposób?
- Zakres praw obywatelskich mamy w
Polsce wciąż szeroki. Nie jesteśmy Białorusią...
Jeszcze nie.
- Ani Putinowską Rosją.
Przeciwstawianie się w Polsce złym rządom nie wiąże się z ryzykiem represji.
Dlatego to, jak się dziś zachowamy, będzie odpowiedzią na
pytanie, czy deklaracje umiłowania wolności ograniczają się u nas głównie do
nieudanych powstań. Solidarność pod przywództwem Lecha Wałęsy pokazała, że
nie. Przed nami test z obywatelskiej odpowiedzialności.
Na razie mamy memy w internecie
i wirtualne inicjatywy, takie jak Komitet Obrony Demokracji.
- Internet jest bardzo ważny.
Ważne jest demaskowanie bredni, insynuacji i kłamstw. Ośmieszanie jest
skuteczną bronią. Oczywiście ważne są też profesjonalne opracowania, które w
Polsce przygotowuje wiele organizacji pozarządowych, w tym FOR.
Czy to wystarczy, aby dać odpór
władzy psującej państwo?
- Nie ma co dywagować, trzeba
robić. Za dużo mamy kawiarnianego intelektualizmu, za mało działania. Każdy
musi się zastanowić, jak zmobilizować własne środowisko. Masowe akcje przez
internet i inne działania wykorzystujące wolności obywatelskie to nasze
instrumenty. Wciąż mamy wolność słowa, wolność zgromadzeń, wolność
organizowania się. To trzeba wykorzystać.
Wyjść na ulice? Zrobić polski
Majdan?
- Przypomnijmy sobie, jak często
na ulicach bywało PiS lub jego sojusznicy, np. obecna Solidarność. Sądzę, że w
Polsce jest wielu aktywnych ludzi, którzy nie dali i nie dadzą się ogłupić czy
zastraszyć nowej władzy. I wcześniej czy później powiedzą: stop. To, że PiS
przez 10 dni zrobiło blitzkrieg, nie oznacza, że w tym samym tempie da się
zorganizować skuteczny opór. Ale to już się zaczyna. Już się w społeczeństwie
obywatelskim coś budzi.
A jeśli jednak się nie uda?
- Nie będę dołączał do lamentu
tych, co z góry mówią, że się nie da. Propaganda defetyzmu nie jest w moim
stylu. Mamy czas mobilizacji i ludzi trzeba mobilizować.
Proszę to powiedzieć głównej
partii opozycyjnej, która zamiast boksować się z Kaczyńskim, opuszcza salę
obrad Sejmu w czasie ważnych debat.
- Opozycyjni politycy sami nie
rozwiążą problemu, który mamy dziś w Polsce. Tu potrzebny jest nacisk obywatelskiej
części społeczeństwa.
Która potrzebuje lidera.
Ryszard Petru?
- Dobrze go znam, był moim
studentem, a potem współpracownikiem w latach 1997-2000. Jest świetnie
przygotowany, jeśli chodzi o problemy gospodarki i państwa. Liderzy są bardzo
potrzebni, żeby nazywać problemy, bo problemy nienazwane nie istnieją w
świadomości ludzi. Psucie państwa i gospodarki przez PiS może zatrzymać tylko
obywatelski sprzeciw. Ta władza dokonuje zmian w sposób tak arogancki, że
impulsów do mobilizacji nie braknie.
Co następne pójdzie pod nóż?
- PiS już próbuje wpływać na
media. Pogróżki, jakie wobec dziennikarzy zaprezentował wicepremier Gliński,
nie miały chyba miejsca w mediach wolnej Polski. Na marginesie - w czasach, gdy
byłem szefem Unii Wolności, prof. Gliński był naszym ekspertem ds.
ekologii i uważałem go za wyważonego człowieka.
Będą też pewnie próby
oddziaływania na kulturę, która ma być teraz narodowa. Czyli jaka? Zaściankowa?
Jeśli kultura jest wysokiego lotu, to nie przemawia tylko do członków własnego
narodu - tym mniej do zawężonego, pisowskiego narodu. Zapowiada się
awanturnictwo w oświacie, bo jak inaczej nazwać sytuację, gdy grupa - nawet
jeśli liczy milion osób - narzuca swój pogląd wielu milionom uczniów,
nauczycieli i rodziców? PiS nie przedstawiło też żadnego uzasadnienia dla
likwidacji gimnazjów.
Obronność?
- Obsadzenie Antoniego
Macierewicza w roli szefa MON to igranie z bezpieczeństwem Polski. Nie znam go
osobiście, ale wielokrotnie słuchałem w Sejmie i w TV. Sądzę, że nie jest to człowiek zrównoważony. Pisowskie
rządy, psując wizerunek Polski wśród naszych sojuszników, oddalają perspektywę
uzyskania baz NATO, co jest potrzebne dla naszego bezpieczeństwa. Wątpię też,
czy będziemy w stanie bronić interesów Ukrainy w Unii Europejskiej.
Gospodarka?
- PiS przejmuj e władzę, podobnie
jak było to w 2005 roku, z dobrą sytuacją gospodarczą na krótką metę. Jeśli nie
wystąpią poważne zawirowania na światowym rynku, to nie grozi nam w najbliższym
czasie kryzys. On nas może dopaść później. Pewne jest silne spowolnienie
wzrostu naszej gospodarki na dłuższą metę.
Podobnie jak samorządy?
- Powiedziałbym raczej:
demokratyczne władze lokalne. Ich powstanie jest wielkim osiągnięciem III
Rzeczypospolitej. W PRL, przypominam, były rady narodowe. Właśnie - narodowe.
Retoryka narodowa w PRL miała się świetnie: Front Jedności Narodu,
Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego... Ale - wracając do pytania - PiS
rozpętało atak na tylu frontach, że trzeba być ślepym, aby tego nie dostrzec.
Mamy się więc czemu przeciwstawiać. My, którzy czujemy się obywatelami, a nie
wyznawcami jednej, pseudonarodowej doktryny, mamy wystarczające powody, aby
przestać narzekać i zacząć działać w obronie wolności i państwa prawa.
To brzmi jak wezwanie do wojny.
- Nie, do obywatelskiej obrony
praworządności i wolności. Najlepszą obroną jest ofensywa. Przed nami wielki
sprawdzian, który pokaże, ile jest społeczeństwa obywatelskiego w polskim
społeczeństwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz