Znając
wielu ludzi z PiS na eksponowanych stanowiskach, uważam, że oni nie wytrzymają
tego, co się dzieje - mówi „Wprost” prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog.
Rozmawia Eliza Olczyk
Niezwykle burzliwa była
końcówka roku na scenie politycznej. Wojna o Trybunał Konstytucyjna
demonstracje w obronie demokracji i kontrdemonstracje w obronie władzy. Czy
ten rok będzie spokojniejszy?
Wątpię. PiS próbował przeprowadzić rewolucję w majestacie prawa, czyli
wykorzystując luki prawne, odwracając sekwencje zdarzeń, reinterpretując przepisy
i przejmując kompetencje jednych organów przez inne. Wszystko po to, by
przeprowadzić coś, czego przestrzegając zasad, nie dałoby się zrobić, czyli
opanować albo zdeprecjonować Trybunał Konstytucyjny. Wydaje się, że TK na
razie zdołał to zablokować. Zrobił to, co prawda, w sposób, który nie trafi do
opinii publicznej, ale skutecznie. Jednak PiS nie odpuści.
W którym miejscu dostrzegła
pani wykorzystywanie luk prawnych czy reinterpretację przepisów?
Uważam, że nieuprawniona jest interpretacja PiS zawężająca kompetencje
Trybunału Konstytucyjnego, np. w tym zakresie, że może tylko wypowiadać się o
ustawach, a nie o uchwałach. Trybunał może wypowiadać się o uchwałach czy
procedurach. Drugi wymiar konfliktu to pytanie, co jest ważniejsze - czy
legitymizacja polityczna, stawianie się w roli reprezentanta narodu czy prawo. Ja oczywiście uważam, że prawo, a PiS - że
legitymizacja. To wróży kolejne konflikty. Przy czym wszystkie są generowane
przez żelazną wolę Jarosława Kaczyńskiego. Szeregowi działacze wcale nie są do
tego przekonani. Widać to było na przykładzie posła Marka Asta, który w sposób defensywny
bronił przed Trybunałem Konstytucyjnym PiS-owskiej nowelizacji ustawy o
Trybunale. Nie wyglądał na przekonanego do swoich racji.
Może i nie wyglądał, ale inni
działacze PiS wyglądali na bardzo przekonanych.
Pojawiła się taka postawa - no
to co. „Nie zrealizowaliśmy orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego? No to co?
Rzadko kiedy wyroki Trybunału były wprowadzane w życie”.
I na to nie ma odpowiedzi. Bo demokracja
opiera się na dwóch rzeczach - na micie niezależności Trybunału Konstytucyjnego
jako ostatniej instancji odwoławczej od decyzji polityków i na poprawności
politycznej. Ta zaś zakłada, że nikt sobie nie pozwoli na powiedzenie - no to
co. A Kaczyński sobie na to pozwala. W czasie mar - szu 13 grudnia wprowadził
fałszywą moim zdaniem alternatywę: niepodległość czy demokracja. Bo jego
zdaniem ta ostatnia bądź przeszkadza, bądź jest zawłaszczona. Tak czy inaczej,
znając wielu ludzi z PiS na eksponowanych stanowiskach, uważam, że oni nie
wytrzymają tego, co się dzieje. Tym bardziej że Kaczyński usprawiedliwia
działania PiS walką z hipokryzją i chęcią zrealizowania obietnic, które TK
miałby blokować. Równocześnie stosuje w tym drugim aspekcie działania
prewencyjne, chcąc przejąć Trybunał. Nie docenia kosztów niszczenia autorytetu
ludzi i instytucji.
Dlaczego niektórzy działacze
PiS mieliby tego nie wytrzymać, skoro powszechne jest w tej partii przekonanie,
że druga strona też nie jest bez winy?
Są profesjonalistami. Nie będą
chcieli dawać twarzy do działań na granicy prawa. Moim zdaniem część posłów PiS
już się wstydzi. Podczas najbardziej spornych głosowań w sprawie Trybunału
Konstytucyjnego nie podnosili rąk, tylko przyciskali guziki. Żeby nie było
widać, jak głosują. Nawet Jarosław Kaczyński tak robił. A skoro ten wstyd pojawia
się już u głównych aktorów sceny politycznej, to jak się czują eksperci
zasiadający w drugim rzędzie ? Dla nich ta postawa „no to co”, to wywyższanie
miernot i naginanie procedur na dłuższą metę będzie nie do wytrzymania.
Dlaczego? Co pani zdaniem
czują?
Upokorzenie. Sama czuję się
upokorzona tym, że drugim człowiekiem w
państwie, marszałkiem Sejmu jest Marek Kuchciński, ewidentnie człowiek
dyspozycyjny i pionek tej infantylnej dyktatury. Aż się gotuję, gdy to widzę.
Czuję się upokorzona tym, że PiS z jednej strony łamie zasady, „przykręca”
wolności, demontuje strukturę rządów prawa, a z drugiej rozdaje pieniądze. I to
się dzieje w tym samym czasie rzeczywistym. To jest demoralizowanie biednych
ludzi, którym się mówi - wolność albo chleb.
A może PiS ma rację, że TK
faktycznie kwestionowałby wszystkie zmiany i tym samym utrudniałby mu
działania?
Jedyna sprawa, wobec której
Trybunał mógł postawić weto, to zróżnicowanie wieku emerytalnego 60 lat dla
kobiet i 65 lat dla mężczyzn, ze względu na orzeczenie, że wiek emerytalny
powinien być taki sam dla obu płci. Ale można było obejść to orzeczenie, np.
doliczając kobietom dwa lata stażu za wychowanie dzieci albo za pracę w domu.
W wielu kraj ach zachodnich praca w domu jest wyceniana i doliczana do
wysokości emerytury. A więc nie trzeba było dewastować Trybunału
Konstytucyjnego, żeby obniżyć kobietom wiek emerytalny. Wydaje mi się, że Jarosław
Kaczyński ma jakiś uraz do korporacji prawniczych i dlatego to robi. Problem po
- lega na tym, że PiS w tym wszystkim gubi swój autorytet, a musi go mieć,
jeżeli chce się przeprowadzać trudne reformy.
Kaczyński mówił podczas
marszu 13 grudnia, że Trybunał zakwestionowałby nawet reformę 500 zł na
dziecko.
Jarosław Kaczyński próbuje
podzielić społeczeństwo. Moim zdaniem zasada progresji w tym programie i
wprowadzenie czynnika dochodu są absolutnie konstytucyjne. PiS powinien raczej
podnieść progi uprawniające do pomocy społecznej, bo inaczej dając biednym
ludziom 500 zł na dziecko, równocześnie trochę pieniędzy im zabierze. Ale być
może tego właśnie PiS chce. Tak czy inaczej, taktyka dzielenia społeczeństwa
nie jest dla partii Jarosława Kaczyńskiego korzystna. Widać, że zaczyna się
jakiś zwrot w społeczeństwie. Gwałtowny przyrost popularności Nowoczesnej
oznacza, że młodzi ludzie baczniej przyglądają się wydarzeniom politycznym.
Sądzę, że to wszystko skończy się podziałem w PiS, bo nawet ludzie na eksponowanych
stanowiskach tego nie wytrzymają. Dla nich to demontowanie systemu w
bokserskich rękawicach również jest upokarzające. A najbardziej przeraża mnie,
że to jest przemyślane i zaplanowane. Fakt, że ktoś planował takie rzeczy,
świadczy o obsesjach, o kompleksach.
Pozbawia się ludzi godności - najpierw sędziów Trybunału, później
społeczeństwo, któremu się płaci za niezwracanie uwagi na wydarzenia
polityczne. Za chwilę zacznie się to samo w mediach.
Ma pani na myśli media
publiczne, które PiS chce przekształcić w narodowe?
Nie tylko. Telewizja Republika
już traci swoją wiarygodność. Za rządów Platformy Obywatelskiej tam się
wchodziło jak do wolnej enklawy dumnych ludzi. Teraz widzę zastępcze materiały
zamiast informacji. Nie było transmisji z obrad Trybunału Konstytucyjnego. To
samo będzie w telewizji publicznej. Ci ludzie już nie będą tacy sami, jak to
wszystko minie. Żałuję, że tak się dzieje, bo w sytuacji, gdy ma się dobry
rząd, ma się ambitny program na styku z możliwościami budżetu, a którego
realizacja wymaga akceptacji społecznej, współpracy środowisk, uruchomienia
środków europejskich i kompetentnych ludzi, działa się tak, że fachowcy mogą
zacząć odchodzić.
Bardzo panią uwiera ten
polityczny zamęt.
Ostatnie pociągnięcia PiS
dosłownie odchorowałam. Myślałam, że idea rozwoju łączy Prawo i
Sprawiedliwość, a tymczasem wróciły stare PiS-owskie podziały na państwo
liberalne kontra solidarne. Milczące przyzwolenie na demontaż zasad,
zacieśnianie koncepcji legalności i zwykła brutalność. Posłowie PiS już
zostali złamani - siedzą cicho i głosują. A jeżeli się nie zaprotestuje na
początku, to za pół roku będzie trudniej, bo ludzie poczuj ą się
współodpowiedzialni. Dziwię się prawnikom, którzy zgodzili się wejść do Trybunału
w dwuznacznych okolicznościach. Rozumiem, że to są wysokie apanaże,
dziewięcioletnia kadencja, sowita emerytura. Każdy by chciał. Tyle że później
płaci się za to wysoką cenę. Nie powinni byli dać się złowić na tę wędkę. Lech
Morawski czy Mariusz Muszyński to świetni prawnicy, ale okoliczności, w jakich
weszli do Trybunału, będą rzutowały na ich orzekanie, bo milcząco wspierają
strategię PiS. Andrzej Rzepliński ma na sumieniu uwikłanie się w pisanie
częściowo niekonstytucyjnej ustawy o Trybunale, ale jest to nieporównywalne z
tym, że nowi sędziowie dali się wybrać bez poszanowania procedur.
W tym roku PiS planuje
poważne reformy - przyłączenie prokuratury do Ministerstwa Sprawiedliwości,
ordynacja wyborcza, program gospodarczy, który ma zarobić na świadczenia
społeczne, przekształcenie mediów publicznych. Czy to wszystko uda się
zrealizować w warunkach wojny politycznej?
Moim zdaniem oni chcą tylko
przejąć media i przeprowadzą to już w styczniu. Pod koniec roku cynicznie
wprowadzili pod obrady Sejmu sprawę obniżenia wieku emerytalnego, po to, żeby
obecny Trybunał to odrzucił. Chcą upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu - jeszcze
bardziej zaatakować i zdeprecjonować Trybunał Konstytucyjny, a zarazem uniknąć
kosztów obniżenia wieku emerytalnego. Ministrowie rządu Beaty Szydło potrafią
przecież liczyć i wiedzą, że wszystkiego nie da się zrobić. Gdyby naprawdę
chcieli obniżenia wieku emerytalnego dla kobiet, to zawarliby w ustawie
rekompensatę za pracę w domu. A skoro tego nie zrobili, to znaczy, że PiS - owi
chodzi o odrzucenie tej ustawy przez Trybunał.
Jak pani ocenia pozycję
prezydenta Andrzeja Dudy? Wydaje się, że jego autorytet został nadszarpnięty.
Zdoła go odbudować?
Andrzej Duda zaczął fatalnie
swoje urzędowanie i jego pozycja ciągle się pogarsza. Kompromituje się nie
tylko jako prezydent, ale i jako prawnik.
Czy został ubezwłasnowolniony
przez Jarosława Kaczyńskiego, jak twierdzi opozycja?
Nie. On po prostu zrobił jeden
niewłaściwy krok i teraz trudno mu się oprzeć, gdy jest popychany do kolejnego
kroku. Dlatego brnie w niedobre decyzje. A przecież został wybrany na pięć lat
i może robić, co chce. PiS mógłby mu nagwizdać. Tymczasem ulega Pis-owi, a na
dodatek nie potrafi wyjaśniać swoich poczynań. Zwlekał z zaprzysiężeniem
sędziów wybranych przez PO, w ogóle nie tłumacząc dlaczego. A gdyby wypunktował
wszystkie wady prawne, powiedział, że złamano regulamin, to sam byłby w innej
sytuacji. On jest po prostu labilny. Kaczyński ze swoją skoncentrowaną wolą i
filozofią „co mi zrobicie” zdecydowanie nad nim góruje.
Czy prezydent wybije się na
niepodległość?
On ostatnio zmienił język,
przestał bałamutnie ględzić o prawie, a zaczął mówić o legitymizacji. Prezydent ma największą legitymizację ze
wszystkich ośrodków władzy. Być może Duda, mówiąc o legitymizacji, ma na końcu
języka stwierdzenie - dalej nie pójdę. Nie wykluczam, że się zbuntuje, ale czy
odbuduje swój autorytet, to trudno powiedzieć. Raczej wątpię. Na razie jestem
rozczarowana postawą Dudy.
I nie tylko jego. Nie wiem na
przykład, jak znosi tę całą sytuację Jarosław Gowin.
Przezornie zniknął w swoim
ministerstwie i przestał się wypowiadać.
Wszyscy się chowają, a sejmową
większość łatwo stracić. Słabością PiS jest to, że nie potrafi funkcjonować bez
argumentu siły. Widać to było za czasów jego poprzednich rządów. PiS mógł
przecież utrzymać się przy władzy z rządem mniejszościowym, ale wtedy nie
miałby argumentu siły. Dlatego wówczas Jarosław Kaczyński zdecydował się na
wcześniejsze wybory. Gdyby PiS ponownie stracił większość parlamentarną, to
wytraciłby impet.
Może do tego dojść?
Oczywiście i może się to stać z
powodu utraty autorytetu partii rządzącej. Mam tylko nadzieję, że zanim do tego
dojdzie, to PiS przeprowadzi reformy istotne dla ludzi. Czekam na wizję
rozwoju, na inwestycje, na znoszenie barier, na wyczyszczenie rozmaitych
nadużyć, które się rozpleniły za rządów poprzedniej ekipy. Krótko mówiąc, czekam
na realne rządzenie. Przy takiej większości to jest naprawdę możliwe. Ale
reformy, które zaprojektował Kaczyński, wymagają zaufania do państwa, a ono
jest sukcesywnie kruszone. Ciągle liczę, że Kaczyński zatrzyma proces
destrukcji, ale na razie nie widzę zwiastunów zmiany.
Czy spór o nasz Trybunał
Konstytucyjny przyniesie nam jakieś reperkusje na arenie międzynarodowej? W
styczniu ma się odbyć debata w Parlamencie Europejskim na ten temat.
Sądzę, że nie. Podobało mi się,
że Nowoczesna Ryszarda Petru starała się zablokować debatę o Polsce w
Parlamencie Europejskim. Platforma Obywatelska od razu gotowa była biec ze
skargą do UE. Ale tak naprawdę Unia Europejska ma inne problemy i potrzebuje
Polski. Potrzebują nas też Niemcy jako dużego rynku zbytu.
To jakie problemy w tym roku
będą zajmowały Europę?
Państwo Islamskie, które dociera
do Europy także ze Wschodu. Już w chińskim internecie pojawiają się apele
wzywające Ujgurów, mniejszość pochodzenia tureckiego, do walki z chińskim
reżimem. A Turcja jest osaczana przez islamistów, którzy chcą ją zdobyć,
traktując jako wehikuł pozwalający dotrzeć do poważnych międzynarodowych
instytucji ze swoim dyskursem. A państwa zachodnie wydają się bezradne wobec
tej sytuacji. Pieniądze, które chce Turcji przekazać Unia Europejska na
utrzymanie uchodźców w obozach, są stanowczo za małe. Ta niepewność polityczna
jest wykorzystywana przez wielki biznes, który zaczyna wchodzić na głowę
politykom. To samo dotyczy wojskowych. Oni również coraz bardziej lekceważą
polityków. Świat się zmienia. Europa za rok będzie innym miejscem niż obecnie.
Mniej bezpiecznym, bardziej egoistycznym i zróżnicowanym. Unia może tego nie
przetrwać. Dlatego tym bardziej potrzebujemy w kraju zaufania, autorytetu i
rządów prawa.
ŹRÓDŁO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz